Najwyższa ofiara Ślepego Antka
Opublikowano:
25 lutego 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Choć puścił z dymem ciepłą odzież dla dywizji Wehrmachtu, nie doczekał końca wojny. Przewidział, że nie wyjdzie z tego żywy – rodzinie zapowiedział, że zginie jak żołnierz.
W Poznaniu to już rocznicowy rytuał. W minioną niedzielę 20 lutego przed obeliskiem przy ulicy Szyperskiej po raz kolejny złożyli kwiaty przedstawiciele władz miasta, organizacji kombatanckich i uczniowie pobliskiej szkoły. Tym razem rocznica była szczególna, bo osiemdziesiąta. Od siedmiu lat pierwszoplanowy bohater tej akcji jest patronem zaułku na Chwaliszewie. Historia jego życia to wspaniały przykład przemiany z niemal opryszka w patriotę skłonnego do poświęceń.
Groźny woźnica bez oka
Przed wojną Antoni Gąsiorowski znany był głównie poznańskiej policji. „Juchta eki z Chwaliszewa” (przywódca bandy z Chwaliszewa) – jak wtedy o nim mówiono – cieszył się wówczas ponurą sławą człowieka notowanego w kronikach policyjnych.
Trzeba przyznać, że jego dzieciństwo nie należało do łatwych i przyjemnych. Urodził się w 1901 roku w Wierzenicy. Do pracy poszedł już po ukończeniu czwartej klasy szkoły powszechnej w Kobylnicy. Musiał wszak pomóc rodzinie. Na jedynym zachowanym zdjęciu, wykonanym w wieku dorosłym, widać go ze sztucznym prawym okiem. Wiadomo, że oko stracił w bójce – stąd zapewne wzięła się jego ksywa „Ślepy Antek”, wymiennie używana też w wersji „Antek Ślepok”.
W 1919 roku osiadł w Poznaniu, podjął pracę woźnicy w firmie przewozowej Hartwig. Ożenił się z Józefą z domu Tarczewską. Mieli trójkę dzieci: córkę i dwóch synów. Mieszkali na Garbarach, na Piaskowej, a więc blisko pracy Antka. W 1937 roku w jednym ze staromiejskich lokali podczas pijackiej scysji zranił nożem w skroń znajomego. Za ciężkie okaleczenie dostał rok więzienia.
Nie będę się wysługiwać
Gdyby nie wojna, być może wiódłby nadal biedne życie woźnicy, przerywane kryminalnymi incydentami. Hitlerowska okupacja Poznania zmieniła go bezpowrotnie. Zaczął gromadzić broń: parabelki i waltery, zdobyte podczas nocnych ataków na pijanych Niemców, którzy zapuścili się w ciemne uliczki Chwaliszewa. Szybko zyskał cichą sławę w podziemiu. Nic dziwnego, że właśnie na niego zwrócił uwagę starszy sierżant Michał Garczyk, pseudonim „Kuba”, odpowiedzialny w poznańskim Związku Walki Zbrojnej za sabotaż.
Dużo o Ślepym Antku mówią okoliczności jego zaprzysiężenia w styczniu 1942 roku. Miało do niego dojść na placu Sapieżyńskim (dziś plac Wielkopolski), przy piwie, na które Gąsiorowski zaprosił „Kubę”. Wybrał sobie wtedy mało oryginalny pseudonim „Ślepy”. I nie rozumiał, dlaczego wszystko ma zachować w tajemnicy.
Po powrocie do domu oświadczył żonie i dzieciom, że teraz jest żołnierzem Polski Podziemnej.
– Jak już Polska będzie wolna, dostanę konia i nie będę musiał się wysługiwać – zapowiedział.
Akcja i trzy worki cukru
Dowódca Gąsiorowskiego był zadowolony: zyskał żołnierza, który świetnie znał teren portu rzecznego na Warcie. Jako dowódca Lotnego Oddziału Dywersji Bojowej marzył o zniszczeniu materiałów zgromadzonych w porcie na potrzeby Wehrmachtu. Szybko zorganizował 20-osobową grupę bojową, w skład której weszli także członkowie eki Ślepego Antka – m.in. jego brat Władysław, pracownik portu, Roch Piątkowski oraz Władysław Laube, oficjalnie volksdeutsch i wartownik w Wach– und Schliessgesellschaft. Laube ustalił, że baraki magazynów portowych stoją tak gęsto, że stykają się ze sobą. Wystarczyło tylko podłożyć ogień w magazynach Posener Gummiwerke – Niemcy trzymali w nich co najmniej pięć tysięcy opon i tysiące innych produktów z gumy i kauczuku.
Godzina akcji wybiła w piątek 20 lutego 1942 roku wieczorem. Ostatnie godziny przed atakiem na port Ślepy Antek spędził w knajpie miejscowego volksdeutscha Staszka Koniecznego. Ten ostatni musiał zamknąć lokal, zasunąć okna i wydać członkom ekipy Gąsiorowskiego zakrapianą kolację.
Nocną akcją o kryptonimie „Bollwerk” (niem. Grobla) dowodził osobiście Garczyk. Sierżant „Kuba” wraz ze Ślepym Antkiem rozprowadzili jedenastu żołnierzy AK i czterech członków chwaliszewskiej eki po porcie rzecznym. Na teren portu dostali się przez bramę Posener Gummiwerke. Wpuścili ich wartownicy portowi, także wtajemniczeni w akcję. Dzięki nasyconym benzyną szmatom oraz podłożonej słomie magazyny z drewna szybko stanęły w płomieniach. „Ślepy” miał podłożyć ogień pod pierwszy lont, a potem z dumą obserwować dzieło zniszczenia. W trakcie akcji nie zapomniał o rodzinie: poprosił dowódcę o 20 minut „przerwy” i w tym czasie zabrał z magazynów trzy worki cukru. Zaniósł je do domu, by choć trochę osłodzić życie swoim bliskim.
Na celowniku Gestapo
Rankiem 21 lutego 1942 roku straż pożarna nie miała już czego gasić. Na pogorzelisku zjawili się funkcjonariusze Gestapo, tajnej niemieckiej policji. Potężny i gwałtowny pożar w magazynach Wehrmachtu wydał się im od razu podejrzany. Z dymem poszło wszak kilka ton żywności dla wojska, kilka tysięcy opon dla pojazdów bojowych, buty i ciężka odzież, a także narty dla żołnierzy niemieckich na froncie wschodnim. Straty zostały oszacowane na 1,5 miliona marek.
Niemcy aresztowali prewencyjnie wszystkich zatrudnionych w porcie robotników i strażników. Ale specjalna ekipa techników śledczych z Berlina orzekła, że przyczyną pożaru było zwarcie w starej instalacji elektrycznej (w rzeczywistości: mistyfikacja Polaków). Choć pracownicy magazynów i portu zostali zwolnieni, gestapowcy z Poznania nie dali za wygraną: powołali specjalny zespół do wyjaśnienia przyczyn gigantycznego pożaru.
Wiosną 1942 roku Gestapo rozpracowało Związek Odwetu – komórkę dywersyjno-sabotażową Armii Krajowej. Sierżant Graczyk wpadł w Poznaniu jesienią 1942 roku. Nie przyznał się do udziału w akcji „Bollwerk”. Wiosną 1943 roku Niemcy świętowali sukces: aresztowali aż siedemdziesiąt osób. Wielu z zatrzymanych zabili w czasie przesłuchań. 25 czerwca 1943 roku w ręce gestapowców wpadł też Ślepy Antek. Ujęli go z zaskoczenia, kiedy rozładowywał swój wóz na Wolnicy.
Wiedział, że to koniec
Podobno wiedział, że Niemcy są na jego tropie. Choć mógł się ukryć, zrezygnował.
– Jeśli mnie zamkną, to nic nie powiem i zginę jak bohater – zapowiedział.
Gestapowcy przewieźli go do więzienia na Młyńskiej. Odmówił jednak składania zeznań. Gdy jeden ze śledczych pchnął go w stronę przesłuchujących, Gąsiorowski mimo skrępowanych rąk skoczył do gardła najbliższego z gestapowców i przegryzł mu tętnicę (ciężko ranny Niemiec trafił do szpitala na Łąkowej).
Według oficjalnych dokumentów Gestapo, Antoni Gąsiorowski zmarł 26 czerwca 1943 roku z powodu „zapalenia brzucha”.
Prawda wyglądała inaczej: zginął zmasakrowany przez nazistowskich oprawców. Wierny przysiędze, nie zdradził żadnej tajemnicy.
16 listopada 1943 roku Sąd Specjalny (Sondergericht) skazał na śmierć czternastu żołnierzy AK, którzy podpalili magazyny nad Wartą: dowódcę Michała Garczyka, Antoniego Piechowiaka, Leonarda Kolanka, Tomasza Prymelskiego, Edmunda Jankowiaka, Tomasza Maćkowiaka, Michała Śmigielskiego, Edwarda Silskiego, Mariana Anioła, Czesława Ławickiego, Stanisława Sztukowskiego, Stanisława Piotrowskiego, Stanisława Kaliszana i Józefa Przybylskiego. W innym procesie wyrok śmierci otrzymał też Władysław Laube.
Sierżant Michał Garczyk został stracony 17 grudnia 1943 roku w więzieniu na Młyńskiej. Niemcy powiesili tam również brata Ślepego Antka, Władysława, i jego siostrzeńca Henryka Kwiatkowskiego. Za akcję w porcie zapłaciła też najbliższa rodzina Ślepego Antka. Niemcy wyrzucili ich na bruk, a żona Gąsiorowskiego trafiła do obozu w Ravennsbrück. Wróciła z niego schorowana, zmarła w 1961 roku. Ciężkie śledztwo przeszła Helenka Gąsiorowska, córka Ślepego Antka – w trakcie przesłuchania gestapowiec protezą dłoni wybił jej wszystkie zęby.
* Piotr Bojarski – pisarz i publicysta, postać Ślepego Antka oraz akcję „Bollwerk” opisał w powieści „Coraz ciemniej w Wartheland”.