(nie)materialność
Opublikowano:
9 lipca 2018
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Współczesne fotografie cyfrowe uległy niemal całkowitej dematerializacji. Selfie, typ autoportretu przypisany jest do wirtualnej przestrzeni. Facebook, Instagram, Snapchat czy MMS-y wyznaczają sferę, do której trafiają zdjęcia, stając się przedmiotem nieustannej wymiany i komunikacji.
Nieodłącznym elementem współczesnego krajobrazu popularnych wśród turystów miejsc są ludzie z aparatami fotograficznymi lub smartfonami przymocowanymi do specyficznego wyzwalacza – tzw. selfie sticka, czyli kijka stanowiącego przedłużenie ręki i umożliwiającego wykonanie zdjęcia z odległości.
JA: PRZEZ SIEBIE
Pamiętam przypadkowo napotkaną turystkę amerykańską, która z zamrożonym uśmiechem przechadzała się po terenie zamku św. Jerzego w Lizbonie, wpatrzona w widoczną na ekranie własną twarz, przysłaniającą architektoniczne tło. Pomimo zwiedzania urokliwego miejsca jej narcystyczny ogląd cały czas był skoncentrowany na niej samej – na kamiennej twarzy wpisanej w drugoplanowy pejzaż. Innymi słowy: oglądany przez nią świat był maskowany i filtrowany przez „siebie” (angielskie „self”, od którego pochodzi popularny obecnie typ autoportretu).
Choć oczy turystki skierowane były na wprost, w stronę ekranu na końcu patyka, to jednak trudno było nazwać to patrzeniem przed siebie. Widziała przede wszystkim obraz lustrzany, imitujący spojrzenie kogoś innego w jej stronę. Także pojawiający się w tle pejzaż oglądany był wspak, za plecami – zobojętniała kobieta wydawała się nie zwracać uwagi na przechodzących ludzi, wciąż koncentrując na niezmiennej twarzy wmontowanej w obraz za jej plecami. Jej sylwetka stała się zatem centrum, swoistą gwiazdą, wokół której w chaotycznym ruchu orbitował świat zewnętrzny, planetarny układ rzeczy i zdarzeń. Jej zachowanie, sposób poruszania się i oglądu zewnętrznego świata staje się symptomatyczny dla wielu cech współczesnej fotografii, radykalnie zrywającej z dawnymi konwencjami i metodami społecznego zaangażowania medium.
Coraz popularniejsze od początku XXI wieku cyfrowe techniki fotografowania stopniowo ingerowały i przekształcały dotychczasowe nawyki fotograficzne. Wszystko rozpoczęło się od pozornie niewinnego odsunięcia aparatu od twarzy, odsłonięcia oczu skrywanych niegdyś za obudową, które bezsprzecznie wpłynęło na sposób komponowania zdjęć. Wspomniany selfie stick, będący następstwem tych zmian, ułatwia oglądanie i rejestrowanie siebie, które stało się jednym z głównych elementów współczesnej kultury fotograficznej. Każde zdjęcie wykonane tą metodą potwierdza istnienie świata zewnętrznego, przefiltrowanego przez pryzmat ego fotografującego-fotografowanego – własnego wyglądu i wyobrażenia o podmiocie. Ten przysłonięty narcystycznym autorem-tematem świat jest przeciwieństwem postulowanych niegdyś subiektywnych sposobów widzenia, bo nie o subiektywizm widzenia tu chodzi, lecz częstokroć o ślepy egocentryzm.
A JEDNAK ZDJĘCIA-RZECZY?
Współczesne fotografie cyfrowe uległy niemal całkowitej dematerializacji. Selfie, typ autoportretu przypisany jest do wirtualnej przestrzeni. Facebook, Instagram, Snapchat czy zdjęciowe MMS-y wyznaczają sferę, do której trafiają tego rodzaju fotografie, stając się przedmiotem nieustannej wymiany i komunikacji. W wirtualnej przestrzeni narzędzi cyfrowych wszystko podlega dodatkowym modyfikacjom i upiększeniom. Niektóre z serwisów udostępniają proste funkcje korekt lub udoskonaleń ciała, zanim zostanie „ono” upublicznione lub rozesłane. To właśnie tych zdjęć jest chyba najwięcej, a ich bezmiar wpływa na sposób, w jaki odczytujemy i oceniamy realny świat oraz samych siebie.
Wspomniany bezmiar wraz z cyfrowością wpływa również na zmiany w obszarze współczesnych sposobów archiwizacji fotografii. Zanika zupełnie tradycyjna formuła albumu, zastąpiona kolekcjami zdjęć posegregowanych w wirtualnych katalogach. W przeciwieństwie do tradycyjnych albumów fotograficznych, przetrzymywane w domu tysiące zdjęć zapisane zostały na rozproszonych i nietrwałych nośnikach lub w nieuporządkowanych folderach komputera. Ogrom prywatnych archiwów tego rodzaju skutecznie zniechęca przed ich przeglądaniem.
Konsekwencje zakreślonych tutaj zmian kultury fotograficznej mogą mieć również odwrotne skutki. Postępująca dematerializacja i multiplikacja współczesnych zdjęć paradoksalnie powoduje bowiem zainteresowanie materiałem czy obiektownością fotografii.
Nie bez przyczyny polaroid, który do niedawna kojarzyć mógł się z jednym z cyfrowych fotograficznych filtrów proponowanych przez mobilne aplikacje, ostatnio powrócił i cieszy się rosnącą popularnością.
Pojedyncze i niepowtarzalne zdjęcia-rzeczy, które powstają w tym „magicznym procesie” fotograficznym, stanowią ważną konkurencję dla milionów niematerialnych zdjęć powielanych na setkach anonimowych ekranów.
Współcześni badacze fotografii, ale i kolekcjonerzy coraz częściej patrzą na zdjęcia jak na rzeczy będące świadectwem dawnej kultury materialnej. Coraz popularniejszą formą doświadczania fotografii stają się również tzw. photobooki – artystyczne książki, w których dominują zdjęcia skrupulatnie wyselekcjonowane i ułożone oraz wstawione w ramy wyrafinowanych projektów edytorskich. Interesujące jest, że „rzeczowość” fotografii powraca dziś w różnych formach, a nawet umacnia się właśnie w czasach postępującego zaniku, rozproszenia i multiplikacji cyfrowych fotografii.