Ogrodowo-podwórkowe przestrzenie Wyspiańskiego 41 i ich tajemnice
Opublikowano:
5 maja 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Pandemia i związana z nią kwarantanna spowodowały wiele zmian. Okres przymusowego zatrzymania, zamknięcia ukazał wartość rzeczy, które traktowaliśmy jako oczywiste. Teraz, kiedy ich zabrakło – ujawniły się bardziej. Spacery po lesie, posiadanie balkonu czy ogrodu, działki podzieliły nas na nowe grupy mniej i bardziej uprzywilejowanych. To też czas, kiedy – zmuszeni – dostrzegać zaczęliśmy to co pobliskie, przyglądać się temu uważniej.
Dlatego, choć książka „Bazanek i szczerbaty uśmiech losu” autorstwa mieszkającej w Poznaniu Moniki Krauze ukazała się w ubiegłym roku, to warto o niej przypomnieć. Jest tak z trzech przynajmniej powodów.
Po pierwsze na jesieni tego roku ukaże się (także nakładem wydawnictwa Zielona Sowa) jej druga część zatytułowana „Bazanek i tajemnica rodowego medalionu”, po drugie akcja tomu umieszczona jest w Poznaniu, po trzecie wreszcie – opowieść rozgrywa się w mikrokosmosie kamienicy przy Wyspiańskiego 41 i rozpoczyna się w okalającym ją ogrodzie.
Mikrokosmos kamienicy
„Bazanek i szczerbaty uśmiech losu”, kierowany do dziewięcio- i dziesięciolatków, wpisuje się w klasyczny styl powieści chłopięcych; jest po części kryminałem, po części opowieścią przygodową z elementami horroru i komedii sytuacyjnej. To, co dziś z perspektywy kwarantanny uderza, to przypomnienie w książce swoistej geografii czasów dzieciństwa, gdy podwórko stawało się całym światem, a kilka drzew puszczą.
Czytany teraz „Bazanek” ze swoim skupieniem na mikrokosmosie starego budynku staje się wyjątkowo aktualny. Przygody braci Emila i Jonasza rozgrywające się pomiędzy chłodnym wnętrzem budynku a otaczającym go ogrodem przypominają, jak wiele potrafiliśmy przeżyć w dzieciństwie bez samolotowej mobilności.
Opowieść rozpoczyna się od interwencji z zewnątrz, jak klasyczny kryminał – z dwoma wyrazistymi czarnymi charakterami. To hydraulik i student, lokator sutereny – symbolicznie więc obaj są spoza kamienicy. Zewnętrzność zagrożenia staje się tym bardziej dramatyczna, że grozi dosłownie posadom świata chłopców – oto złoczyńcy w poszukiwaniu złota chcą pruć mury domu.
Śledztwo braci Bazanków, którzy starają się uratować swój mikroświat to konfrontacja zarówno z niosącym niepewność żywiołem zewnętrznym, jak i odkrywanie, że to co wydawało się swojskie, niesie ze sobą niepokojące tajemnice. Warto podkreślić, że ów kamieniczny mikrokosmos nie jest równocześnie światem zamkniętym – jego mieszkańcy, na przykład sąsiadka artystka, są podłączeni do „szerokiego świata”.
Monika Krauze, kreśląc przestrzeń bezpiecznej kamienicy, równocześnie nie straszy światem. Owszem, czarne charaktery przychodzą z zewnątrz, ale poza kamienicą jest też świat dalekiej podróży – symbolizowany figurą Mamy – Magellana.
Siła lokalności
Lokalność książkowego mikroświata podkreśla mobilność mamy Bazanków, naukowczyni-fizyczki na wyjeździe naukowym w Kalifornii. Lokalność zostaje też sprzężona z wielopokoleniowym zasiedzeniem rodziny Bazanków pod jednym adresem.
Akcja łącząca elementy kryminału z odrobiną thrillera czerpie siłę z archeologii warstw historii rodzinnej, rozgrywającej się od piwnicy po strych. Tworzy to wyjątkowo poznańską mieszankę – tajemnicy ukrytej pod powierzchnią mieszczańskości i zasiedziałości oraz kryminału, którego etapy śledztwa wyznaczane są serwowanym „słodkim”.
Lokalność „Bazanka” jest jego największą siłą. Udaje się to autorce, gdy opisuje mikroświat kamienicy, gdy przeskakuje z zagraconego strychu na upalną ulicę. Kuleje odrobinę warstwa społeczna, wydaje się odrobinę zbyt prywatna, przez co opowiadana historia traci na uniwersalności.
„Bazanek” nie jest książką równą, mikroświat Wyspiańskiego 41 wydaje się czekać jeszcze na wykończenie. Scenografia już jest gotowa, kamienica, skrzyżowanie z ulicą Iłłakowiczówny, ogród – tak, one już są, czekają na pełniejsze zasiedlenie.
Odrobinę kuleje obsada, bohaterowie opowieści. Bracia Bazankowie są już prawie „wypieczonym” produktem, gorzej z postaciami drugoplanowymi. Może to moja nadwrażliwość, ale postacie kobiece – których autorka nam skąpi – nie uzyskały jeszcze trójwymiaru.
Nowy adres na mapie wyobrażonego Poznania?
Nierówny jest też wciąż język, przechodzenie od swojactwa po erudycyjne ornamenty momentami gubi rytm.
Ilustracyjność jest mocną cechą publikacji, Monice Krauze udaje się szybką kreską zarysować kontury opisywanego świata, podkreślają to świetne ilustracje autorstwa Jerzego Kozienia. Nadają one książce charakteru, tworząc obietnicę udanej współpracy na przyszłość.
Mimo tych kilku uwag krytycznych, Wyspiańskiego 41 to adres, który może stać się nowym miejscem na mapie wyobrażonego Poznania, dotychczas zdominowanego w literaturze późnodziecięcej i wczesnomłodzieżowej z wiadomych względów przez Jeżyce.