Opowieść służącej
Opublikowano:
17 grudnia 2018
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Polskie „białe niewolnice” - grupa wykorzystywana, niedoceniania i zapomniana. Oto dostajemy pierwszą w naszym kraju książkę poświęconą w całości kobietom pracującym w Polsce w charakterze służących. Autorka gościła niedawno w Poznaniu.
Inspiracji do powstania „Służących do wszystkiego” Joanny Kuciel-Frydryszak, książki wpisującej się w międzynarodowy trend poszukiwań osób i grup wykluczonych, należy szukać w Poznaniu. Wynika ona niejako z poprzedniego tytułu autorki – biografii Kazimiery Iłłakowiczówny, która mieszkała przecież w stolicy Wielkopolski.
PRZYJACIELSKIE RELACJE?
Iłłakowiczówna miała służącą Józefę Grabowską, która z czasem stała się przyjaciółką artystki. Kiedy w 1939 roku artystka została ewakuowana do Rumunii, to właśnie Grabowska pilnowała jej warszawskiego mieszkania. Zachowały się listy, które kobiety do siebie pisały w trakcie wojny. „Zainteresowała mnie ta relacja; na ile był to ewenement, jak często się to zdarzało, że chlebodawcy zżywali się ze swoimi służącymi, na ile te służące tak się przywiązywały do swojego «państwa»” – przyznała Joanna Kuciel-Frydryszak podczas spotkania autorskiego w poznańskim Centrum Kultury ZAMEK.
Stopniowo, podczas poszukiwania materiałów i tekstów źródłowych do książki, okazało się, że silna przyjacielska relacja łącząca „panią” i służącą była czymś bardzo rzadko spotykanym. Najczęściej był to wyzysk usankcjonowany prawnie, a określenie polskie „białe niewolnice” nie jest nadużyciem.
Kuciel-Frydryszak daje czytelniczkom i czytelnikom książkę o zapomnianej grupie kobiet z najniższej warstwy społecznej z pierwszej połowy XX wieku; grupę niedocenioną, upokarzaną, o której zwyczajnie dziś się już nie pamięta.
Droga do powstania „Służących do wszystkiego” była długa i wyboista, ponieważ, jak to bywa w przypadku grup społecznie pominiętych – próżno było szukać materiałów, opracowań czy wspomnień samych służących.
Autorka wspomniała: „[…] poszukiwałam potomków służących i rodziny, które [je] zatrudniały […] trochę tych relacji udało się zebrać. Świetnym źródłem okazała się prasa przedwojenna, ponieważ temat służących był tematem bardzo gorącym, mówiąc kolokwialnie – grzejącym środowisko ówczesnej klasy średniej”. Zdaje się, że każdy chciał posiadać służącą; niemal każdy mógł też spełnić takie «marzenie», ponieważ najczęściej koszt posiadania pomocy nie przekraczał 3 procent domowego budżetu.
TO NIE „DOWNTON ABBEY”
Wiejskie dziewczęta zaczynały służbę najczęściej w wieku lat piętnastu. Przyjeżdżały do miasta, gdzie trafiały do tak zwanych kantorów stręczeń – były to „[…] mówiąc dzisiejszym językiem, biura pośrednictwa pracy, gdzie panie mogły wybrać służącą dla siebie. Była to jedna z kilku możliwości, poszukiwano także w prasie, prawie każdy dziennik drukował ogłoszenia w rodzaju: «służącej do wszystkiego, z dobrym gotowaniem poszukuje się» – mówiła Joanna Kuciel-Frydryszak.
Na służbie dziewczyna robiła wszystko: od przygotowania posiłków, przez pastowanie, sprzątanie, po opiekę nad dziećmi i zakupy.
Nie w każdym domu wyglądało to identycznie, bo to chlebodawcy ustalali plan dnia pracownicy. Służące łączyło również to, że były pozbawione prawa do urlopu i wypoczynku, harowały od świtu do nocy, zarabiając grosze.
W trakcie lektury książki Kuciel-Frydryszak mamy okazję zajrzeć do zamieszkiwanych przez nie wnęk kuchennych w eleganckich kamienicach. Widzimy je przy pracy. Patrzymy, co robią, gdy mają wychodne (choć to rzadko się zdarzało). Jesteśmy świadkami wielu sytuacji, kiedy są molestowane, wykorzystywane, a także gdy muszą oddać swoje – często nieślubne – dzieci. To nie serial „Downton Abbey”, to świat, który momentami niebezpiecznie przypomina „Opowieść podręcznej” Margaret Atwood.
NIEWIELKIE RÓŻNICE
„Sytuacja służących różniła się w zależności od regionu, w którym pracowały. Służące więcej zarabiały w dużych miastach i oczywiście najwięcej w Warszawie. Ponieważ Wielkopolska była regionem bogatszym, tu warunki pracy, jak i bytu służącej mogły być lepsze niż w innych regionach. Poczynając od mieszkania w służbówkach, których było więcej niż w miastach mniejszych. Ponadto poznańskie służące rzadziej były analfabetkami niż w byłej Kongresówce, gdzie bardzo często nie umiały pisać, co wynikało z braku obowiązku nauki szkolnej na tym terenie w okresie zaborów. Znacznie lepsza również była sytuacja matek nieślubnych dzieci w Wielkopolsce, gdzie w II RP wciąż obowiązywały przepisy o możliwości ustalania ojcostwa. Matki nieślubnych dzieci były kontrolowane i prawdopodobnie także z tego powodu znacznie rzadziej kobiety porzucały swoje dzieci” – odpowiedziała pisarka na moje pytanie o różnice pod względem miejsca zamieszkania bohaterek jej książki.
Joanna Kuciel-Frydryszak na spotkaniu autorskim dodała, że kiedy w latach 30. dyskutowano na temat ustawy o służbie domowej, która miałaby dać służącej prawo do dwunastogodzinnego wypoczynku, pracodawczynie nie rozumiały tego postulatu. Pisały w listach do redakcji magazynów z pytaniami typu: „Co służąca ma robić przez dwanaście godzin?” lub wręcz oskarżycielsko: „My chcemy służących, nie urzędników!”. Pisarka przyznała, że właśnie ten obraz przedwojennej inteligencji był dla niej najbardziej rozczarowujący.
AWANS?
I mimo że wspomniana ustawa nie ujrzała światła dziennego, praca służącej stanowiła jednak awans, była dotknięciem lepszego świata. W „Służących do wszystkiego” znajdujemy opowieści o kobietach, które nie tylko poznają kino, teatr, kawiarnie, czyli po prostu wielkie miasta, ale do domu rodzinnego przywożą zarobione grosze oraz podstawowe zasady savoir-vivre’u, jak choćby jedzenie sztućcami czy sposób wysławiania się.
Jednak opowieści służących to nie historia pełnej emancypacji, ale bardziej jej zalążek.
„Zwykłym losem służącej do wszystkiego było wyjście za mąż, co równało się z odejściem ze służby, ponieważ nie dało się prowadzić dwóch domów jednocześnie. Albo praca, póki starczało im siły. W latach 30. coraz częściej odchodziły ze służby, bo nie wytrzymywały trybu pracy – pozbawione czasu wolnego i życia prywatnego. Ale ich możliwości były nieduże, nie miały za co zdobywać kwalifikacji i jeśli awansowały, to stawały się na przykład kucharkami, co dawało im lepszy zarobek. Natomiast zdobycie lepszej pozycji społecznej właściwie stało się dla nich możliwe dopiero w PRL-u” – powiedziała Joanna Kuciel-Frydryszak.
PAMIĘTAJMY O NICH
Dzięki książce „Służące do wszystkiego” możemy bliżej przyjrzeć się historii poszczególnych kobiet, poszukać ich obecności w naszym otoczeniu. Agnieszka Gajewska, prowadząca spotkanie z Kuciel-Frydryszak, stwierdziła:
„Niezwykle interesujące jest to, w jaki sposób funkcjonowanie w miastach służących wpływa także dzisiaj na nasze życie – myślę chociażby o przedwojennych kamienicach, w których w wielu miejscach znajduje się bardzo wąska łazienka, bo to była najczęściej ta służbówka teraz przerobiona na pomieszczenie użytkowe. Pokazuje to, jak zmiany cywilizacyjne opisują nam cały XX wiek. Historię można opowiedzieć nawet wtedy, kiedy wyciągnie się najmniejszy szczegół układanki”.
Joanna Kuciel-Frydryszak, „Służące do wszystkiego”, Wydawnictwo Marginesy, 2018.
ZAMEK CZYTA, „Służące do wszystkiego”. Spotkanie z Joanną Kuciel-Frydryszak, Scena Nowa, 10.12.2018
CZYTAJ TAKŻE: Szansa na sukces. Rozmowa z Wiolettą Tomaszewską z wydawnictwa Psychoskok
CZYTAJ TAKŻE: Książki nie znają granic administracyjnych. Rozmowa z Jakubem Kozłowskim z Wydawnictwa In Rock
CZYTAJ TAKŻE: Książki na koniec roku 2018