Podzwonne Jędrusik, czyli o seksie
Opublikowano:
9 maja 2024
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Różowym całunem okryła scenę Centrum Kultury i Sztuki w Kaliszu Mery Spolsky, podczas niedawnego koncertu. Mery pokazała kobietom, że nie muszą się bać wychodzić z domu w wysokich obcasach, cekinowej sukience i z czerwoną szminką na ustach.
Przez część środowiska artystycznego uznawana za trawestację twórczości Kaliny Jędrusik, mówi o seksie „fenomenalnie naturalnie”, bez drobiny pruderii.
Siedząca obok mnie na koncercie dojrzała Pani mówi, że przyszła, aby pomóc budować w sobie pewność siebie.
Mery istotnie mówi głosem, który kobiety tłumią za piersiami – bojąc się reakcji otoczenia. Artystka śpiewa i recytuje o zmaganiu się z kompleksami, niezadowoleniu ze swojego wyglądu, o zdobywaniu facetów, którzy nie zawsze są wartymi tych starań. To kobieta która wsadza kij w mrowisko, a owym kijem jest słowo.
Jej różowość, jej wysokość
W sali koncertowej CkiS-u, tym razem tańczące eurydyki, ustąpiły miejsce głębokim basom. Te, bardzo skutecznie przyspieszyły tętno i nie pozwoliły usiedzieć w miejscu gościom.
„Erotic Era Tour” to trasa o tańcu do utraty tchu, odwadze w wyrażaniu siebie i pozbyciu się ograniczeń. Twórczość Mery Spolsky, to jednak znacznie więcej niż dobra zabawa. Artystka zawsze ma coś do powiedzenia, najchętniej – w tematach kontrowersyjnych.
Jest to artystka kompletna. Śpiewa, pisze teksty piosenek, komponuje, gra na kilku instrumentach, projektuje swoje stroje sceniczne oraz sprawuje pieczę nad wizualnym aspektem swojej twórczości.
Choć w muzycznym rozdziale jej życia zawodowego pojawia się kilka imponujących nazwisk, to właśnie Grzegorza Ciechowskiego uznaje za swojego najważniejszego guru.
Mery Spolsky, a właściwie Maria Ewa Żak, zalicza się do grona artystek, które dość mocno strzegą swojego życia prywatnego. Artystka nie opowiada publicznie o swoich relacjach i związkach w sposób bezpośredni.
Sporo jednak na temat jej życia uczuciowego, można wyczytać między wierszami, zwłaszcza z debiutanckiego albumu pt. „Miło była pana poznać” oraz jej brawurowego debiutu literackiego, czyli książce pod przewrotnym tytułem „Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj”.
Mery jest sojuszniczką społeczności LGBT+, czemu wyraz dała już nie raz, biorąc udział m.in. w wydarzeniach organizowanych przez Kampanię Przeciw Homofobii. Szerokim echem w mediach odbiła się też jej nawołująca do akceptacji i tolerancji przemowa na Festiwalu Opole 2020.
„Chce mi się wszystkiego…”
– miała powiedzieć Mery Spolsky w dniu swoich 30. urodzin. Rozpoczęła tym samym nową erę w swoim życiu i w swojej karierze. Erę, której z pełną świadomością i doświadczeniem nadała nazwę „Erotik era”. Wkrótce później rozpoczęła się trasa koncertowa promująca swoją najnowszą płytę.
Najnowsze utwory porwały publikę.
Niedawno zakupione, wygodne fotele, poległy w starciu z energią koncertu, temperamentem Mery oraz potrzebą niczym nieskrępowanej zabawy.
Koncert „Jej różowości” był – jak komentuje dla mnie jedna z uczestniczek – dawką zdrowego dystansu do otoczenia. W dobie Internetu, gdzie dziewczynki, nastolatki i dorosłe kobiety, chłopcy, nastolatkowie, mężczyźni i wszystkie osoby są zalewane zdjęciami idealnych ciał, relacjami z perfekcyjnych żyć, postami o tym, że życie zawsze jest usłane różami, trudno jest być pewnym siebie i znać swoją wartość.
Wbrew stereotypom
Mery Spolsky wyróżnia prawdziwość – to, o co dziś bardzo ciężko. Społeczeństwo nie jest na to przygotowane przez zakorzenione stereotypy: kobiety, która musi słuchać ckliwych ballad o miłości, ubierać się w kwieciste sukienki i nie może używać brzydkich słów, bo „nie wypada”.
Mery głośno śpiewa o tym, co lubi, a czego nie lubi, dumnie wychodzi na scenę w wysokich obcasach i pokazuje, że dziewczyny też lubią techno! Poza tym świetnie bawi się słowami i ma nienaganną dykcję.
Tworzy dźwięki. Na koncercie było pełno onomatopei. Sceniczne szaleństwo okraszone było, nagością, lateksem i polemiką z kulturą w której dorastaliśmy. W Kaliszu miał miejsce manifest wyzwolonej kobiety, która nie chce dopasowywać się do roli, w jakiej widzi ją społeczeństwo.
Koncepcja i kreacja, którą zobaczyliśmy powoli staje się czymś, o czym marzy każdy artysta – rozpoznawalnym stylem. Na koncercie byli tacy którzy spotkali się z Mery po raz pierwszy, oraz ci, którzy wybrali się na randkę z Mery po raz wtóry.
Tych ostatnich łatwo poznać – znali teksty, ubrali się na różowo, przygotowali okolicznościowe karty, później czytane przez artystkę, oraz zgadywali myśli różowej Marii na piątkę. Publiczność jadła Mery z ręki, po prostu.
Hedonizm love you
Erotik Era Tour, to oprawa trasy, teksty i stroje które są efektem przemyśleń towarzyszących Mery wkraczającej w nową dekadę życia. Jak sama przyznaje:
„Nie chciała poddać się stereotypom, że trzydziestka to siwe włosy, kredyt i rodzina”.
Stylizacja z kaliskiego koncertu to wielka suknia przypominająca krojem waginę. Utwór pt. „Disco In My Pussy” śpiewany w tej kreacji, jest swoistym nabożeństwem artystki.
Koncert Mery Spolsky – wydarzenie przecudowne, pouczające i wyzwalające. Jest to artystka świadomie wojująca, stojąca po stronie kobiet i środowisk napotykających brak tolerancji.
„Nie usiedziałam nawet jednej sekundy, przez cały koncert stałam i tańczyłam, mimo małej ilości miejsca.” – dopowiada Monika Mierzejewska.
Nowa płyta jest swoistym manifestem, że trójka z przodu będzie dla Mery Spolsky oznaczała koniec wstydu i początek czerpania z życia pełnymi garściami. Złośnica, księżniczka, modliszka, mi muza, punkówa, hotówa, brzydalka i lalka – to autoportret sceniczny Mery Spolsky.
Od czasów Kaliny Jędrusik, nikt tyle razy nie pochwalił seksu ze sceny. To nadal seks gorący jak samum, ale w wydaniu nowoczesnym i bez metafor.