Przez słowo do tańca
Opublikowano:
5 czerwca 2024
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Rozmawiam z ludźmi, którzy poświęcili sztuce tańca swoje życie. Trzeba to robić szybko, bo ich ubywa” – rozmowa z Jagodą Ignaczak, laureatką Nagrody Marszałka Województwa Wielkopolskiego za działalność na rzecz kultury.
Barbara Kowalewska: Twoja ścieżka zawodowa wiodła przez filologię polską, wiedzę o teatrze, filmie i telewizji. W jakim momencie skoncentrowałaś się na tańcu? To był jakiś impuls czy ewolucja zainteresowań?
Jadwiga Ignaczak: Miałam jakieś dziesięć, dwanaście lat, kiedy odkryłam, że jako widz znacznie bardziej reaguję na taniec niż na słowo, choć w mojej rodzinnej Łodzi nie brakowało znakomitych teatrów dramatycznych. Moje czasy licealne przypadły na dyrekcję Kazimierza Dejmka w Teatrze Nowym, w Jaraczu za czasów Mikołaja Grabowskiego grał Jan Peszek, a scenę Powszechnego wkrótce przejął Hanuszkiewicz. Nie brakowało więc dobrych bodźców, ale instynktownie czułam, że sztuka tańca to tajemnica, którą chcę odkrywać. Od zawsze wiedziałam, że chcę pisać, a nie tańczyć. Bez wątpienia wpływ na moje wybory miały, odbywające się od 1968, Łódzkie Spotkania Baletowe.
Do tego znakomity zespół baletowy łódzkiego Teatru Wielkiego, kierowany wówczas przez Witolda Borkowskiego. Miałam szansę obserwować rozwój talentu Ewy Wycichowskiej, wkrótce primabaleriny tej sceny, którą widziałam już w pierwszych solowych rolach Julii, Gajane, Królewny Śnieżki, Giselle, a także w „Zielonym stole” Kurta Joossa, przełomowym spektaklu w historii teatru tańca. Partnerowali jej wybitni tancerze, m.in. pochodzący z Poznania Stanisław Wojt, Eugeniusz Jakubiak, Kazimierz Wrzosek, Bogdan Jankowski. W pewnym momencie byłam nieomal „rezydentką” Teatru Wielkiego, oglądałam wszystkie premiery, także operowe, niektóre spektakle po kilka razy.
Od tego był już tylko krok do wyborów zawodowych. Poznawałam środowisko teatralne także prywatnie. Liczne rozmowy z Ewą Wycichowską, jej wyobraźnia i odważne myślenie o przyszłości tańca były bodźcem do zainteresowania się tą efemeryczną sztuką.
BK: W latach 1987–97 byłaś wykładowczynią na Uniwersytecie Łódzkim, prowadząc – pionierskie wówczas – wykłady i konwersatoria z historii tańca. W jakim kontekście historycznym zaczynałaś tę pracę i skąd czerpałaś wiedzę? Nie było wtedy w Polsce wiele źródeł na ten temat.
JI: Na poziomie akademickim zagadnienia związane z historią tańca były realizowane na studiach zaocznych w Warszawie, ale ponieważ była to pedagogika tańca, więc kierunek ten skierowany był specyficznie do tancerzy, którzy przejmowali po latach rolę pedagogów w szkołach i zespołach baletowych. Wykładałam na kulturoznawstwie, które wtedy w Łodzi miało m.in. specjalizację teatrologiczną.
Kiedy po 1989 roku uczelnie zyskiwały autonomię programową, pojawiła się szansa wprowadzenia do podstawy nowych fakultatywnych przedmiotów. Jeden z kolegów zaproponował zajęcia z historii musicalu, a ja z historii tańca. W ramach tego przedmiotu wprowadziłam także elementy analizy spektaklu. Prowadziłam wówczas wykłady ze współczesnej inscenizacji i reżyserii, więc miałam narzędzia do tej analizy. Zgłosiło się wielu studentów. Jeśli chodzi o źródła wiedzy, to na początku musiałam korzystać głównie z tego, co dawała mi pasja. Wyszłam od zadania sobie pytania, co ja bym chciała usłyszeć na takich zajęciach, gdybym była studentem.
Radziłam się też różnych autorytetów, między innymi profesor Janiny Pudełek, autorki książek o tańcu i wykładowczyni w Akademii Muzycznej w Warszawie. Program weryfikowałam w miarę dostępu do materiałów, bo wówczas nie było takiej możliwości jak dzisiaj, by sprowadzić każdą książkę czy film o tańcu. Mieliśmy – jak ja to mówię – książki „na krótkiej półce”. Również studenci proponowali różne zagadnienia. Spędzałam długie godziny w Bibliotece Uniwersyteckiej, przekopując się przez teksty bardziej czy mniej ważne z naukowego punktu widzenia, ale istotne dla świadomości społecznej tańca.
BK: Później, mimo etatowego związania się z Polskim Teatrem Tańca, kontynuowałaś pracę wykładowczyni, zostałaś także konsultantką i recenzentką Centralnej Komisji Egzaminacyjnej z przedmiotu wiedza o tańcu. Jak rozwinęła się w Polsce ta dziedzina wiedzy po latach 80. i 90. XX wieku? Jakie znaczenie dla kondycji teatru tańca w Polsce ma edukacja w dziedzinie historii i teorii tańca?
JI: Z Uniwersytetem Łódzkim rozstałam się w 1997 roku, ale później wykładałam na kulturoznawstwie na UAM, a od 2000 roku związałam się też z Uniwersytetem Muzycznym Fryderyka Chopina, dawniej Akademią Muzyczną w Warszawie. Nie były to zajęcia etatowe, bo praca w teatrze była ogromnie angażująca. To było trudne, ale też dawało mi energię, ja potrzebuję pewnej harmonii różnych pierwiastków: zarówno teorii, jak i praktyki. I te dwa światy – akademicki i teatralny uzupełniały się.
Praca w teatrze dała mi zresztą doświadczenie, którego nie oferują żadne studia. Poznawałam wybitnych ludzi tańca: praktyków, teoretyków, historyków. Podczas organizowanych przez Polski Teatr Tańca Międzynarodowych Warsztatów Tańca Współczesnego prowadziłam moduł historyczno-analityczny, zapraszałam do współpracy także wykładowców z Europy i USA. W ramach Dancing Poznań zorganizowaliśmy kilkanaście konferencji dotyczących szeroko pojętej sztuki tańca i ruchu, jej aspektów estetycznych, społecznych i terapeutycznych.
Sztuka tańca jest coraz częściej oglądana i komentowana z różnych perspektyw. Zmieniają się oczywiście kanony estetyczne i formy gatunkowe. To, co się dzieje, nazwałabym permanentną ewolucją. Powstają fundacje, stowarzyszenia, prywatne teatry i szkoły tańca. Wreszcie rozwija się środowisko samych artystów, działających na różnych polach. Oczywiście dominuje szeroko pojęty taniec współczesny, ale w teatrach operowych kultywowany jest nadal taniec klasyczny, dzieje się dużo także w obszarze tańca tradycyjnego, etnicznego. Zwiększyła się również możliwość rozwijania praktyki tanecznej i choreograficznej oraz studiowania historii i teorii na polskich uczelniach w Poznaniu, Warszawie, Łodzi, Krakowie czy Katowicach. Wielu polskich tancerzy studiuje też za granicą. Jest już nieźle rozwinięty system stypendialny, który temu sprzyja. Ruszył także rynek wydawniczy. To już nie jest ta „krótka półka”. Duże znaczenie ma tu działalność Narodowego Instytutu Muzyki i Tańca. Na początku były to głównie tłumaczenia publikacji wydanych na Zachodzie czy w USA, obecnie jest coraz więcej oryginalnych pozycji polskich autorów. Mnie samej w ciągu pięciu lat udało się przygotować i wydać trzy książki.
BK: Dwadzieścia siedem lat (1989–2016) spędziłaś w Polskim Teatrze Tańca jako kierownik literacki i rzecznik prasowy, ale pełniąc w nim także wiele różnych funkcji. Rok 1989 był symboliczny, jak wyglądała twoja praca w teatrze?
JI: Kiedy Ewa Wycichowska podpisywała ze mną umowę, posłużyła się terminologią obowiązującą w ówczesnych strukturach teatralnych, ale ja miałam szeroki zakres obowiązków – śmieję się, że tylko nie tańczyłam. Wykonywałam pracę, dla której dziś mamy kilka wyspecjalizowanych funkcji: dramaturga, PR-owca, menadżera itd. Zajmowałam się bardzo różnymi rzeczami: opracowywałam materiały do spektakli, programy, byłam odpowiedzialna za promocję i kontakt z mediami.
W całym teatrze obowiązywała wielozadaniowość. Szczególnie gdy graliśmy spektakle wyjazdowe czy organizowaliśmy festiwale lub inne formy spotkań z widzami, w płynny sposób zmieniały się zadania. Oczywiście była to ścisła współpraca z Ewą Wycichowską i jej zastępczynią Katarzyną Aniołą, co wymagało dużego wzajemnego zaufania, chociaż – chciałabym zaznaczyć – nie identycznego myślenia. We trzy z Ewą i Katarzyną przez prawie trzy dekady współtworzyłyśmy ten teatr.
Mówiono o nas „trzy wiedźmy” i coś w tym było, bo musiałyśmy wiedzieć więcej, wymyślałyśmy nowe inicjatywy: w ten sposób powstały Warsztaty Tańca Współczesnego i Międzynarodowy Festiwal Teatrów Tańca, Atelier Polskiego Teatru Tańca i festiwal towarzyszący jego działalności, Otwarte Zajęcia Tańca Współczesnego, Wtajemniczenia, Dzień i Noc w Polskim Teatrze Tańca, konferencje naukowe i seminaria, Laboratoria Twórcze. Działo się bardzo dużo, a nasza działalność była bardzo otwarta na widzów. Moja obecność przy spektaklach była oczywista. W zależności od tematu – dokonywałam researchu, przygotowywałam strukturę dramaturgiczną (jak w „Walce karnawału z postem” czy w „Lamencie”). Ewa Wycichowska tworzyła zespołowo, wsłuchiwała się w to, co mówili tancerze, wiele wątków było realizowanych w procesie improwizacji, zarówno ruchowych, jak i werbalnych, i tu też była rola dla mnie.
BK: Jeśli chodzi o pisanie, to uczestniczyłaś w dużych projektach, m.in. w powstawaniu Polskiej Kroniki Tańca i „Słownika tańca współczesnego”, do którego napisałaś ponad 40 haseł.
JI: Ta inicjatywa powstała w Katedrze Dramatu i Teatru, gdzie kiedyś pracowałam. Pomysłodawczynią była prof. dr hab. Małgorzata Leyko, która zaprosiła do współpracy około dwudziestu specjalistów z różnych obszarów wiedzy o tańcu współczesnym.
Spotykaliśmy się dość długo, omawiając wizję tworzenia słownika, praca ta miała charakter demokratyczny. Jednocześnie pisałam wydaną w 2018 roku książkę monograficzną o Ewie Wycichowskiej, noszącą tytuł „Istnienie grać”.
Dobrze się odnajduję w projektach badających przeszłość, mam w sobie żyłkę historyka. Nie sprawia mi trudności grzebanie w archiwach i łączenie faktów z historią powszechną i historią sztuki. Podejście komparatystyczne wydaje mi się dziś najlepszą metodą pisania o tańcu.
BK: Wróćmy do twojej pracy w Polskim Teatrze Tańca. Jakie były kamienie milowe rozwoju teatru? Jak się zmieniał jako zespół i jako instytucja?
JI: To instytucja w permanentnej ewolucji. Wypracowany przez założyciela Polskiego Teatru Tańca Conrada Drzewieckiego model strukturalny i finansowy świetnie się sprawdzał przez blisko 15 lat, ale dramatycznie się zdezaktualizował po roku 1989, kiedy zaczęły obowiązywać reguły gospodarki kapitalistycznej i o wielu sprawach decydowała ekonomia. Trzeba było się nauczyć funkcjonować według nowych zasad, planować premiery tak, by miały szansę realizacji i wieloletniej eksploatacji.
To się udawało, ale wymagało od całej dyrekcji teatru ogromnego wysiłku i odwagi stosowania zgodnych z prawem, lecz niekoniecznie szablonowych rozwiązań. Zmieniła się struktura teatru, wspomniana wielozadaniowość stała się priorytetem. Nie brakowało nam wizji artystycznych, ale swobody finansowej w planowaniu i realizacji projektów, także tych międzynarodowych, których było co najmniej kilkanaście. W ciągu niespełna trzydziestu lat Polski Teatr Tańca pod dyrekcją Ewy Wycichowskiej występował na pięciu kontynentach, w ponad czterdziestu państwach.
Bez zaufania i silnej motywacji do pracy całego zespołu nie dałoby się tego zrealizować. Praca w teatrze była procesem wymagającym zmian w systemie kształcenia tancerzy, doborze repertuaru, tematyki spektakli, wreszcie ewolucji formy gatunkowej teatru tańca. Zbudowaliśmy zespół, który nie tylko chciał pracować w teatrze, ale też wnosił do tej pracy pierwiastek twórczy. Prestiżowa i rozwijająca była dla nas także współpraca ze światowymi autorytetami w dziedzinie choreografii: Matsem Ekiem, Birgit Cullberg, Ohadem Naharinem czy Jo Strømgrenem. Wiele spektakli z powstającego za dyrekcji Ewy Wycichowskiej repertuaru było eksploatowane latami, na przykład „Tango z Lady M.” czy „Walka karnawału z postem”. Było też dużo nagród krajowych i międzynarodowych. Patrzę na te blisko trzy dekady mojej pracy z dumą, z poczuciem zrobienia czegoś ważnego.
BK: Jakie było rozstanie z teatrem?
JI: To jest kwestia przykra nie tylko dla mnie. W 2016 roku po rezygnacji z funkcji dyrektora Ewy Wycichowskiej zwolniona została liczna grupa pracowników różnych działów, to były zwolnienia grupowe, stracili pracę pierwsi soliści, którzy mieli ogromny kapitał artystyczny, także jako choreografowie, i straciłam pracę ja. Byłam przez pewien czas na zwolnieniu lekarskim po operacji kolana. Informowałam dyrektor Iwonę Pasińską o postępach w rekonwalescencji. Nie otrzymywałam jednak odpowiedzi.
Wiedziałam, że moi koledzy są zwalniani i tak naprawdę nie mogę się z tym do dziś pogodzić. Następnego dnia po powrocie do pracy otrzymałam wypowiedzenie, motywowane zmianami strukturalnymi i likwidacją mojego stanowiska.
To było na cztery miesiące przed osiągnięciem przeze mnie przedemerytalnego okresu ochronnego. Gdy nowa dyrektor obejmowała teatr, rozmawiałyśmy o mojej roli, padła deklaracja, że nie widzi teatru beze mnie. Z powodów zdrowotnych zatrudniona byłam już wtedy na część etatu, powiedziała mi: „Odejdziesz, kiedy będziesz chciała”. Stało się inaczej. Na szczęście dostałam wówczas stypendium ministerialne na pisanie książki o Ewie Wycichowskiej, które w jakiejś mierze pozwoliło mi przetrwać ten trudny czas.
BK: Co dalej? Nadal jesteś aktywna zawodowo. Jakie masz plany?
JI: Jestem już na emeryturze, ale nie czuję się dinozaurem. Robię sporo ważnych rzeczy. Kilka miesięcy temu wyszła monografia „Polski Teatr Tańca 1973–2023. Historia. Ludzie. Idee”, którą napisałam wspólnie z dr. hab. Stefanem Drajewskim. Współpracuję z Narodowym Instytutem Muzyki i Tańca i Zakładem Tańca w poznańskiej AWF. Ostatnio intensywnie kopię w archiwach, realizując projekt badawczy w ramach programu NIMiT „Białe plamy”. Rozmawiam z ludźmi, którzy poświęcili sztuce tańca swoje życie. Trzeba to robić szybko, bo ich ubywa. I ta misja mi towarzyszy. Polski Teatr Tańca wciąż się zmienia, ale żadnej z przeszłych historii nie można wymazywać.
Jagoda Ignaczak – filolog polski, teatrolog, historyk tańca. W latach 1987–1997 starszy asystent w Zakładzie Dramatu i Teatru UŁ, w latach 1989–2016 kierownik literacki, dramaturg i rzecznik prasowy Polskiego Teatru Tańca, w latach 1994–2016 konsultant programowy Dancing Poznań. Jedna z inicjatorek powstania Podyplomowych Studiów Teorii Tańca w UMFC w Warszawie, z którym współpracuje od 2000 roku. Wykładowca na kierunku taniec w AWF w Poznaniu. Autorka licznych tekstów o tańcu (m.in. haseł do „Słownika tańca współczesnego” i Polskiej Kroniki Tańca) oraz książek: „Istnienie grać. Portret Ewy Wycichowskiej” i „Dzieje Polskiego Baletu Reprezentacyjnego. Krótki sen o potędze” oraz współautorka monografii „Polski Teatr Tańca 1973–2023. Historia. Ludzie. Idee”. Ekspertka w programach NIMiT, felietonistka i autorka tekstów krytycznych dla taniecpolska.pl. Laureatka Nagrody im. Janiny Jarzynówny-Sobczak – Perły Tańca.