Romans mody z architekturą
Opublikowano:
16 sierpnia 2024
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Jedną ze stylistyk wpisujących się w pulę przedwojennego modernizmu, była sztuka zapatrzona w geometryczne motywy, klasyczny porządek i jasną kolorystykę. Art déco, bo o nim mowa, pojawił się w Kaliszu w latach 30. XX wieku na fasadach budynków, jak również w ich wnętrzach – czego pamiątką są barwne kilimy. Po ultranowoczesny wtedy styl sięgano również przy projektowaniu garderoby. Zwłaszcza tej dla płci pięknej.
Przedwojenne „chłopczyce” – ubrane w proste zwiewne sukienki z geometrycznym akcentem na wzorze materiału, w postaci ażurowego wykończenia dekoltu czy z filigranową broszką, spotkać można było również na ulicach Kalisza. Takie były lata trzydzieste, parafrazując słowa piosenki Ludmiły Warzechy.
Analogie
Romans mody z architekturą bardzo łatwo dostrzec. Związek ten widoczny jest już od stuleci… przynajmniej dwóch. Modę i architekturę łączy forma i funkcja – mające przede wszystkim dać schronienie przed zewnętrznymi wpływami.
Mariaż mody (należy tu podkreślić – przede wszystkim damskiej) i architektury w sposób szczególny uwidocznił się od końca XIX wieku.
Wystarczy spojrzeć na dawne fotografie lub wyświetlić film kostiumowy odwołujący się do tamtego czasu. Występujące w nich postacie ubrane w przesadnie bogate stroje to analogia dla bogatych w dekoracje powstających wtedy budynków. Po eklektyzmie – stylu czerpiącym ze wszystkiego, co dotąd wytworzyła sztuka, przyszła secesja. Wtedy, czyli w początkach XX wieku, również nie wiadomo było kto z kogo kopiuje, czy architekt z krawca, czy krawiec z architekta. Falista linia pojawiła się w obrazie miast na elewacjach kamienic i na kobietach noszących długie lejące się suknie z wysokim stanem i koniecznie z kapeluszem na głowie z niespokojną linią strusich piór.
Po epoce pięknej – „belle époque”, przyszedł czas zerwania w sztuce ze wszystkim, co dotychczas stworzono. Nie trudno było przekonać tamto pokolenie do nowego, jeszcze łatwiej przyszło, by zauważyli w nowym – piękno.
Art déco był jednym z jaskrawszych nurtów nowego prądu w kulturze globalnej – modernizmu.
Wykształcił formę na tyle charakterystyczną, by w krajobrazie nawet średniej wielkości miast, do jakich zaliczyłbym Kalisz, bez problemu go odnaleźć. Przykładów nie znajdziemy tutaj dużo. Ale warto wiedzieć o ich istnieniu.
Na Rogatce
Przykładem jest zegar rodziny Stilterów stojący naprzeciw Rogatki Wrocławskiej. Trójścienny odmierzacz czasu stanął w tym miejscu 17 września 1933 r., dając pamiątkę 50-lecia pracy w fachu zegarmistrzowskim Rafała Stiltera. Sam mechanizm zamontowany w jego środku liczy sobie już 112 lat. Powstał on na wystawę z okazji otwarcia nowej siedziby Cechu Rzemiosł przy ulicy Piekarskiej w 1912 roku i został wówczas nagrodzony złotym medalem. Rafał Stilter podarował swe dzieło miastu, gdy zapadły decyzje o budowie nowego zegara przy jednym z najruchliwszych skrzyżowań w mieście. Formę czasomierza z Rogatki zaprojektował prekursor modernistycznej architektury na gruncie kaliskim – Albert Nestrypke. Wśród jego kilkudziesięciu zrealizowanych w Kaliszu projektów budowlanych wzmiankowany zegar jest najbardziej rozpoznawalny. Konstrukcję żelbetową zegara wykonał inż. Józef Prochaska. Szybko po wybudowaniu stał się on wizytówką Kalisza.
Naszą uwagę powinna tutaj zwrócić opaska na wysokości tarcz zegara z motywem kostkowym – deseń powszechnie stosowany w artdecowskiej architekturze – zegarach miejskich, pomnikach, a także w biżuterii, szkle i… damskiej szafie z sukienkami.
Projektantowi musiały imponować zapewne podobne zegary, zlokalizowane w stolicach Europy Zachodniej oraz w Stanach Zjednoczonych. Futurystycznego kształtu dodaje płaski, mocno wysunięty przed ściany czasomierza, dach. Geometryczne podziały bryły zegara dziś niestety zaciera faktura tynku tzw. „baranka”.
Z ważką w ścianie
O art déco mówi się, że jest sztuką ukrywającą się w zakamarkach. W tytułowej stylistyce dużo zarówno fauny i flory. O ile art déco krytykowało, a wręcz odrzucało secesję za brak porządku i przypadkowość, to bardzo łatwo zaadoptowało motywy roślinne i zwierzęce w niej występujące. Zajrzyjmy na ulicę Pułaskiego. Pod numer 44. Ponad oknami klatki schodowej dwukondygnacyjnej willi miejskiej, wybudowanej krótko przed wybuchem drugiej wojny światowej, odnajdujemy dobry przykład na potwierdzenie słuszności wyżej wymienionych tez. Sam budynek to katalogowy przykład modernizmu w zabudowie willowej. „Smaczku” dodaje tej architekturze płaskorzeźba na jego szczycie w formie ważki.
Surowo opracowaną formę owada, bez ukazania jej szczegółów anatomicznych, wykorzystywali projektanci artdecowskiej biżuterii – broch, pierścionków, kolczyków czy szkatułek.
Kolejnym kaliskim przykładem z zastosowaniem form sztuki dekoracyjnej jest wpisana do rejestru zabytków kamienica przy ulicy Śródmiejskiej 13. Tutaj charakterystyczne są nisze pomiędzy pierwszym i drugim piętrem, z płaskorzeźbionymi liśćmi akantu, palmy, lotosu oraz zbóż (mocno stylizowanych). Budynek wzniesiono w roku 1929. Zaprojektował go Józef Wiktor Lipski. Obecna jego kolorystyka niestety nie nawiązuje do pierwotnej – w bieli i szarości. Podobnie jak na kolejnym przykładzie, z ulicy Legionów. Zwartą bryłę jednorodzinnego domu pod numerem 58 można by datować na lata 70. XX wieku. Gdyby nie jeden szczegół. Opaska z motywem zygzaka sugeruje jednak, że obiekt pamięta czasy przedwojenne.
Poszukiwania motywów art déco zaprowadziłyby nas do kilku innych punktów na mapie Kalisza.
Na ulicę Łódzką z szeregiem domów jednorodzinnych tuż za Parkiem Miejskim, na ulicę Adama Asnyka i Główny Rynek. Najważniejszy salon miejski z ratuszem posiada zasadniczo tylko pewne motywy art déco, które jednak warto tutaj odnotować przez konotacje do podobnych fundacji znanych z podręczników do historii sztuki. Największy kubaturowo budynek ze wszystkich pierzei rynkowych w Kaliszu – kamienica pod numerem 15 – to sławny Dom Apta, gdzie po 1945 roku mieścił się m.in. Komitet Żydowski zaś wcześniej, przed 1939 rokiem, biura parteru wynajmowały największe filie banków. Wejście główne kamienicy stanowi duży portal, którego kwadratowe w przekroju archiwolty tworzą prostokątne obramowanie. Majestatyczne, eleganckie, wysmakowane.
Sznytu artdecowskiego dodają tutaj gry cieni podczas pory ze słońcem wysoko na niebie. Geometryczne cienie układają się w romby i kwadraty – ulubione figury art déco.
Nie zapominajmy przy tym skromnym studium sztuki zapatrzonej w geometrię, wspomnieć także o wnętrzach. Meble, kilimy, lampy, garnitury sztućców, armatura, a nawet popielniczki i obudowy szminek do ust w stylistyce art déco są dzisiaj pożądanymi przez kolekcjonerów sztuki wartościowymi antykami. Oto cena za niepowtarzalną formę tych rzeczy.
Sojusz architektury z modą wielokrotnie rozkwitał dając zauważalne romanse.
Mimo iż architektura jest monumentalna i trwała a moda zmienna i sezonowa, to obie nie chcą nas jedynie kryć, pragną nas wyrażać, wyróżniać i bawić. O kłopotliwych konsekwencjach tego konkretnego romansu na szczęście nie ma mowy. Obydwie dziedziny przenikają się, na wielu poziomach. Związki między nimi są dużo bardziej złożone niż tylko treści stylistyczne. Moda i architektura inspirują się nawzajem, tworząc od setek dwóch lat udany związek.