Szloch i westchnienie
Opublikowano:
23 grudnia 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Projekt Muzeum Okręgowego w Koninie.
Rozstanie, boleść, lament, pocieszenie… słowa z zeszytu, który stał się impulsem do stworzenia projektu.
– Wszystko zaczęło się od śpiewnika, przekazanego nam przez mieszkankę miejscowości Drążno – wyjaśnia Elżbieta Sztamblewska, kierowniczka Działu Etnograficznego Muzeum Okręgowego w Koninie, koordynatorka projektu „Szloch i westchnienie. Dawne pieśni żałobne”.
Twarda, nieco poobdzierana okładka w marmurkowy wzór. Kilka plam. Wewnątrz pożółkłe strony, podzielone na kolumny i rzędy, zapisane niebieskim atramentem. Najprawdopodobniej jest to dziennik korespondencyjny, opatrzony zamazanymi nagłówkami w języku niemieckim. Proste kształtne litery, kaligrafia sprzed lat.
– Zeszyt, który otrzymaliśmy od mieszkańca gminy Krzymów jako jedną z pamiątek rodzinnych, zawiera pieśni religijne, głównie żałobne, choć znaleźć można w nim również maryjne – informuje Elżbieta Sztamblewska z Muzeum Okręgowego w Koninie.
Pieśni w niemieckim dzienniku
Śpiewnik powstał w latach przedwojennych ubiegłego wieku. Na pierwszych stronach zeszytu znajduje się spis treści, by łatwiej odnaleźć utwory. Zanotowane w nim pieśni są długie, nie mają refrenów.
– Teksty są bardzo dosłowne, ale jednocześnie w obrazowy sposób przedstawiają sytuację, w której znajduje się umierająca osoba, jej bliscy. Odtwarzają przeżycia, emocje, uczucia i w jakiś sposób chcą to wszystko uporządkować. Pieśni żałobne miały na celu poukładanie na nowo świata po stracie bliskiego. Niosły pociechę. Dawały nadzieję na to, że się jeszcze spotkamy – mówi koordynatorka projektu.
Pieśni zapisane w dzienniku mają często charakter monologu, prowadzonego przez osobę zmarłą, żegnającą się z doczesnym światem. Nawiązują do męki Chrystusa, drogi krzyżowej, kierowane są do Matki Bożej. Pojawiają się w nich święci. Jedna z pieśni dotyczy św. Barbary, wspomożycielki, patronki konania i dobrej śmierci.
Charakterystyczne w tych pieśniach jest również podkreślanie pogodzenia się z kolejami ludzkiego losu, akceptowanie upływających chwil, przemijania i kresu. Jest bowiem czas narodzin i czas umierania. W pieśniach żałobnych odnaleźć można nawiązania do marności świata, jego ułomności, nietrwałości rzeczy materialnych, ulotności spraw doczesnych.
Śmierć to jedyna pewna i niezmienna rzecz w zmiennej rzeczywistości. Nie brakuje także ostrzeżeń dla tych, którzy żyją i wciąż mają szansę się poprawić.
Pieśni z dziennika są niezwykle przejmujące w swoim wymiarze emocjonalnym. To przemyślenia zrodzone przez cierpienie, wyrażające nadzieję w miłosierdzie Boże i życie wieczne. Przyznają również człowiekowi prawo do łez, ponieważ opłakiwanie straty jest częścią przeżywania żałoby.
– Teraz już się tego nie śpiewa. Te pieśni są już niemal zapomniane – komentuje Elżbieta Sztamblewska.
Czas na pożegnanie
Dawniej na wsi wspólnotowe przeżywanie było niezwykle ważnym elementem. Razem pracowano, razem bawiono się i razem przeżywano czas żałoby.
– Kiedyś była tradycja, że osoba, która umiera, pozostawała jeszcze w domu przez trzy dni. To był właśnie czas na pożegnanie. Przychodziła cała wieś, przedstawiciele każdego gospodarstwa i śpiewali, modlili się całymi dniami i nocami. Dlatego te pieśni są takie długie. Mają często po dwadzieścia zwrotek. Śpiewało się je dla kogoś w konkretnym celu. Dla osoby, która umiera i opuszcza ten świat – opowiada Elżbieta Sztamblewska.
Zmarły stawał się dla uczestników obrzędów kimś najważniejszym, ponieważ przekraczał próg życia i śmierci. Tradycja wymagała, by takiego człowieka odpowiednio pożegnać. Pozwolić mu odejść i nieść pomoc w tym odejściu.
W tradycji ludowej modlitwa za zmarłych miała często charakter pieśni. To właśnie one miały pomóc przejść z życia ziemskiego do pozaziemskiego, ze świata żywych do świata umarłych.
Nazwa projektu „Szloch i westchnienie. Dawne pieśni żałobne” nawiązuje do prawa człowieka do żalu i płaczu, ale również do ukojenia.
– Płaczemy nad losem, nad tym, że kogoś tracimy, jednak jednocześnie wzdychamy, myśląc o tym, że kiedyś się spotkamy. Obok rozpaczy jest nadzieja – tłumaczy koordynatorka.
Zaśpiewali Krzymowiacy
Założeniem projektu było opracowanie dźwiękowe pieśni żałobnych i nagranie ich w wersji wokalnej i instrumentalnej. Ocalenie od zapomnienia dawnych, dziś już nieznanych i nieśpiewanych pieśni, a także zwyczajów, związanych z uroczystościami pogrzebowymi.
– Zależało nam na tym, żeby włączyć w to społeczność lokalną – informuje kierowniczka Działu Etnograficznego. W przygotowywanie materiału na płytę zaangażowało się blisko dwadzieścia osób, głównie byli to członkowie zespołu Krzymowiacy, działającego w Gminnym Ośrodku Kultury w Brzeźnie.
– Podjęli się tej ciężki i trudnej, jak sami mówią, pracy. Dlaczego? Na początku było im ciężko, ponieważ wracały bardzo osobiste wspomnienia. Trudno było śpiewać o odchodzeniu, umieraniu – tłumaczy Elżbieta Sztamblewska.
Co ciekawe, okazało się, że mieszkańcy gminy te pieśni pamiętają. Mają nawet swoje śpiewniki.
– Panie, które liczą po 80 lat, przynosiły spisywane w latach młodości zeszyty, gdy nie było innych sposobów, jak tylko zapisanie przekazywanych z ust do ust utworów. Jedne pamiętały więcej, drugie mniej. Wersje pieśni się różniły. Były inne słowa albo melodie. Panie wspominały, że jako dzieci chodziły z babciami do swoich sąsiadów, gdy ktoś umarł i spędzano tam często długie godziny na śpiewaniu – opowiada koordynatorka.
Konsultacji merytorycznych udzielał Krzysztof Pydyński, muzyk, muzykolog, dyrektor Państwowej Szkoły Muzycznej w Koninie. On opracował również zapis nutowy. W ramach projektu odbyły się także spotkania z młodzieżą w Szkole Podstawowej w Krzymowie.
– Naszym założeniem było ocalenie tych pieśni i przekazanie wiedzy na temat dawnych zwyczajów obrzędowych. Dla młodych ludzi to już całkiem inny świat, coś zupełnie nieznanego. Po raz pierwszy dowiedzieli się, że kiedyś było coś takiego jak instytucja płaczek. Kobiety trudniły się tym, że śpiewały i płakały na pogrzebach – mówi Elżbieta Sztamblewska.
Rezultatem kilkumiesięcznej pracy był album kolekcjonerski. W jego skład wchodzi płyta audio, zawierająca siedem pieśni zaczerpniętych ze śpiewnika w wersji wokalnej i organowej oraz książeczka z tekstami i zapisem nutowym. Na potrzeby nagrania pieśni zostały skrócone.
– Płytę nagraliśmy w kościele parafialnym w Krzymowie. Chcieliśmy, żeby jak najbardziej naturalnie to zabrzmiało. Projekt zakładał, że będzie wersja a capella śpiewana przez społeczność lokalną, a odpowiedzią na ten tradycyjny śpiew będzie interpretacja współczesnego kompozytora – wyjaśnia koordynator projektu.
Wyzwanie to podjął Dariusz Przybylski, organista, kompozytor, wykładowca Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie.
– Projekt miał dla mnie bardzo ciekawe założenie: zestawienie śpiewu ludowego z improwizacją organową, co jest pomysłem bardzo oryginalnym – ocenia artysta, który zawsze chętnie wraca w rodzinne strony.
Na organach w kościele w Krzymowie miał już okazję grać kilkanaście lat temu.
– Instrument jest w bardzo dobrym stanie technicznym, a jego dyspozycję i brzmienie zaprojektowano na wzór organów romantycznych o ciepłym i stonowanym brzmieniu. Pomimo niewielkiej liczby głosów, ich możliwości dynamiczne i barwowe są bardzo duże za sprawą ciekawego zestawienia. Moim zdaniem w pracy kompozytora najważniejsza jest systematyczność w tworzeniu i zaplanowanie pracy na poszczególne tygodnie. A do jej rozpoczęcia rzeczywiście potrzebny jest jakiś punkt zapalny, iskra, która spowoduje dążenie do wykonania zadania – mówi Dariusz Przybylski.
W przypadku projektu „Szloch i westchnienie. Dawne pieśni żałobne” taką iskrą był… zeszyt. Rezultaty mogliśmy usłyszeć podczas koncertu w kościele Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Krzymowie. Wtedy też uczestnicy otrzymali płyty z nagraniami.
Projekt został dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury w ramach Programu rządowego Muzyczny ślad, którego operatorem jest Narodowy Instytut Muzyki i Tańca oraz współfinansowany ze środków Samorządu Województwa Wielkopolskiego.