Tradycja kołem się toczy
Opublikowano:
26 czerwca 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Dla niektórych starszych członkiń i towarzyszących im wtedy córek, z którymi miałam przyjemność się poznać, spotkanie kobiet w ramach KGW było jednym z niewielu sposobów na spotkanie się w kobiecym gronie, które miało aprobatę społeczną. Tam tworzyły się więzi i zacieśniały przyjaźnie” – mówi Yuliia Andriichuk, artystka sztuk wizualnych i nowych mediów, która w ramach stypendium Marszałka Województwa Wielkopolskiego realizuje badania dotyczące Kół Gospodyń Wiejskich.
Sebastian Gabryel: Jeszcze jakiś czas temu Koła Gospodyń Wiejskich stanowiły jeden z kluczowych filarów społeczności wiejskich w Polsce. Były ogniwem łączącym pokolenia i przekazującym wiedzę. Ich początki datują się na XX wiek – jak opisałabyś ich historię?
Yuliia Andriichuk*: Pierwsze koła powstały już w drugiej połowie XIX wieku. Zostały powołane jako organizacje pomocnicze dla kółek rolniczych, miały być trybikiem w machinie postępu rolniczego, i sprostały temu zadaniu.
Zajmowały się wprowadzaniem innowacji na obszarach wiejskich, doradztwem w kwestiach prowadzenia gospodarstwa domowego, opieką nad dziećmi, dystrybucją dóbr trudno dostępnych, takich jak kurczaki czy młoda trzoda chlewna.
Były też odpowiedzialne za podtrzymanie regionalnych tradycji i promocję agroturystyki, z czym są przede wszystkim kojarzone współcześnie. Całość ich działań przełożyła się na pozytywne przemiany poziomu życia na wsi, uruchamiając procesy integracyjne i rozwojowe zarówno w ramach lokalnych społeczności, jak i regionu.
SG: Stwierdziłem, że KGW były filarami, ale może takimi są również dziś?
YA: Ośmielę się powiedzieć, że współczesne koła mają nawet o wiele większą kontrolę nad kierunkami swoich działań, a dzięki dofinansowaniu mogą adekwatnie odpowiadać na potrzeby lokalnej społeczności. Ustawa z dnia 9 listopada 2018 roku nie tylko zmieniła relacje władzy – odtąd koła podlegały już nie jurysdykcji organizacji rolniczych, ale bezpośrednio Agencji Modernizacji i Restrukturyzacji Rolnictwa – ale również wpłynęła na statystyczny wizerunek KGW.
Zarejestrowano mnóstwo nowych kół, zrzeszających kobiety i mężczyzn gotowych na efektywne wykorzystanie środków państwowych dla dobra mieszkańców ich wsi.
Gotowość aparatów państwowych do inwestowania w kapitał ludzki jest nie tylko udanym przykładem outsourcingu części pracy związanej z animacją mieszkańców terenów wiejskich, lecz także wyrazem uznania dla osiągnięć KGW na przestrzeni lat.
SG: Z pewnością można powiedzieć, że KGW były swego rodzaju platformą, na której kobiety na wsi dzieliły się praktycznymi umiejętnościami, a przy okazji promowały regionalne tradycje i kultywowały folklor. Podejrzewam jednak, że były czymś więcej – zwłaszcza, że na polskiej wsi życie nigdy nie było specjalnie łatwe…
YA: Zarówno dawniej, jak i obecnie zasługi KGW w integracji i edukacji osób zamieszkujących tereny wiejskie cieszą się zasłużonym uznaniem. Niemniej jednak trudno jest dowiedzieć się, co o tym przedsięwzięciu sądziły same członkinie ówczesnych kół i jakie miały motywacje.
Niektóre koła mają za sobą nawet 70 lat nieprzerwanego istnienia – pomijając zawieszenia w niesprzyjających dla zebrań czasach, jak zmiany ustrojowe w Polsce czy pandemia COVID-19 – utrwalonego w skrupulatnie prowadzonych kronikach.
Ze względu na ich bardzo formalny charakter umyka nam warstwa relacji bardziej prywatnych. Dla niektórych starszych członkiń i towarzyszących im wtedy córek, z którymi miałam przyjemność się poznać, spotkanie kobiet w ramach KGW było jednym z niewielu sposobów na spotkanie się w kobiecym gronie, które miało aprobatę społeczną. Tam tworzyły się więzi i zacieśniały przyjaźnie. W zależności od potrzeb i intencji członkiń zebrania koła mogły stać się miejscem do dyskusji na temat higieny, macierzyństwa czy sposobów na oszczędne zarządzanie gospodarstwem domowym. Można pokusić się o stwierdzenie, że na terenach wiejskich koła wiodły prym w zakresie edukacji, wzmacniając rolę społeczną kobiet i poprawiając ich sytuację społeczno-zawodową.
SG: KGW odgrywały kluczową rolę w utrzymaniu tradycji kulinarnych – poprzez regularne spotkania, wspólne gotowanie, wymianę przepisów. W ramach stypendium prowadzisz badania związane z tym tematem. Dlaczego zdecydowałaś się na ten kierunek badań?
YA: Przyznaję od razu, że jedzenie jest moim nadrzędnym zainteresowaniem. Kwestie związane z jedzeniem wpływają nie tylko na wielowiekowe refleksje na temat kultury i społeczeństwa, lecz także kształtują praktyczny wymiar rzeczywistości, w którym na co dzień funkcjonujemy. Chociaż mogłoby się wydawać, że kobiety w XXI wieku mają większą swobodę w podejmowaniu decyzji – na przykład, czy gotować, czy nie – ta wolność jest wciąż uwarunkowana płciowymi stereotypami. Większość kobiet wciąż podejmuje pracę związaną z jedzeniem w domu, a większość zawodowych kucharzy to nadal mężczyźni. KGW są powszechnie kojarzone z jedzeniem i to nie bez powodu. Według raportu Fundacji Stocznia z 2014 roku, 92% z 139 ankietowanych reprezentantów kół wskazało gotowanie jako główny obszar działalności swojego KGW.
Jeśli nie gotują na konkursy, to gotują na lokalne imprezy, ponieważ jest to tańsze niż catering. Jeśli nie mają odpowiednio wyposażonej kuchni, organizują grilla, hot dogi lub gofry.
Prawie wszystkie panie z KGW, które spotkałam, gotują w domu, a jeśli ten obowiązek przechodzi na kogoś innego, dzieje się to zazwyczaj z braku czasu, a nie umiejętności. Badanie, które miało na celu określenie roli jedzenia w życiu współczesnych polskich kobiet, staje się jeszcze bardziej fascynujące dzięki analizie publicznej i prywatnej sfery relacji członkiń kół z jedzeniem.
SG: Czym właściwie jest rok obrzędowy?
YA: Pod pojęciem „rok obrzędowy” rozumiem cykl świąt i uroczystości obchodzonych przez grupy religijne i kulturowe w ciągu roku. Obejmuje on nie tylko najważniejsze święta z kalendarza liturgicznego, takie jak Boże Narodzenie i Wielkanoc, ale także święta świeckie. Poprzez coroczne obchody Nowego Roku, Dnia Kobiet czy Dnia Dziecka kształtujemy współczesną tradycję, która wraz ze świętami kościelnymi tworzy hybrydowy rok obrzędowy, któremu w mniejszym lub większym stopniu się podporządkowujemy.
SG: Można powiedzieć, że w swoich badaniach zaglądasz nie tylko do garnków gospodyń, ale również do ich serc – czynności gotowania i związane z nimi tradycje łączysz z analizą ich społecznego i osobistego kontekstu. Czy to jest trudne?
YA: Może to nie być proste, ale jest to konieczne, ponieważ moim celem nie jest generalizowanie czy kreowanie uproszczonej prawdy o KGW, ale przede wszystkim wnikliwe studium przypadku. To, co znajduje się w garnku na kuchni świetlicy wiejskiej, jest nierozerwalnie związane z tym, co członkinie gotują w domu, jak posługują się wiedzą na temat lokalnej żywności i zrównoważonych upraw, co uważają za dobre dla siebie i dla swoich rodzin.
Podejmując się takich badań, staram się przezwyciężyć trzy rodzaje barier obcości – jako obca badaczka, której pokazuje się tylko najważniejsze osiągnięcia, jako przedstawicielka licznej mniejszości narodowej, pochodząca z innego tła kulturowo-społecznego, i wreszcie jako osoba o odmiennych przekonaniach w zakresie odżywiania.
To nie jest badanie ilościowe, gdzie staram się zgromadzić jak najwięcej danych liczbowych dotyczących kół, ale wszystko opiera się na czymś tak ulotnym jak interakcje ludzkie. Dlatego staram się zdywersyfikować swoje źródła informacji: rozmawiam, obserwuję, gotuję, pomagam przy wydarzeniach… Wspólna praca nad publikacją może okazać się ważniejsza niż sama publikacja, ponieważ właśnie wtedy będą toczyły się najciekawsze dyskusje, na przykład na temat tego, jak członkinie kół postrzegają swoją działalność i jak chciałyby być przedstawione w owej publikacji.
SG: Jak sama podkreślasz, efektem twojego projektu będzie opracowanie autoetnograficznej książki kucharskiej. Co możesz o niej powiedzieć już teraz?
YA: Mimo że słowo „książka” wymknęło mi się mimowolnie we wniosku stypendialnym, potocznie określam tę końcową formę projektu jako „opracowanie publikacji”. Według mnie lepiej to oddaje charakter tego dość eklektycznego projektu. Zaangażowanie członkiń kół w wizualno-tekstową opowieść o sobie, udostępnienie im niezbędnego zaplecza technicznego oraz wsparcie ekspertów, ma na celu umożliwienie stworzenia narracji alternatywnej do tej, która funkcjonuje w świadomości społecznej i dyskursie medialnym.
Wiemy, że kobiety z kół świetnie radzą sobie z tworzeniem regionalnych dań oraz adaptowaniem przepisów prababć do współczesnych realiów; potrafią od podstaw stworzyć strój, który wpisuje się w nurt pielęgnacji tradycji.
Ale co jeszcze? Co napędza te działania, dlaczego co roku podejmują wysiłek związany z organizacją konkursów, pokonując wszelkie trudności, stawiają czoła napięciom pomiędzy zapotrzebowaniem a możliwościami, organizując wydarzenia dla lokalnej społeczności? Czy naprawdę lubią gotować i karmić, jakie kryteria mają na uwadze, dostarczając domownikom i rodakom jedzenie najlepszej jakości? Pozostawiając to pytanie w zawieszeniu, pozwolę sobie zakończyć słowami jednej z przewodniczących kół, w wydarzeniach której miałam przyjemność uczestniczyć: „My nie musimy tego w książkach czytać lub coś, my to po prostu wiemy i jak już to zrobimy, to stanie się naszą tradycją, ponieważ ją współtworzymy”.
SG: Analiza gotowania wydaje się szansą na głębsze zrozumienie kultury, społeczności i indywidualnych doświadczeń. Czego w ramach swojej pracy dowiedziałaś się o badanym przez ciebie świecie dla samej siebie?
YA: Przede wszystkim zafascynowałam się kwestią interpretacji tradycji, zwłaszcza wykorzystywania jej w celu legitymizacji wszystkich innych działań. Interesujące napięcie tworzy się również między kołami a instytucjami takimi jak ARiMR, WIR, WODR, KOWR, które – jak mi się wydaje – przede wszystkim widzą koła jako rezerwaty niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Członkinie kół przetwarzają wiedzę na temat tradycji na swój własny sposób, w pewnym sensie sabotując rygorystyczne oddzielenie tradycji od codzienności.
Wiedzą, że nie każdy tradycyjny przepis musi pochodzić ze starego notatnika znalezionego w babcinej spiżarni, a składniki z własnego ogródka w daniu regionalnym można połączyć z tymi ze sklepu, a i tak wyjdzie pysznie.
A jeśli już chodzi o moje stricte osobiste doświadczenia, to aby nawiązać relacje z kołami na terenie całej Wielkopolski, musiałam odważyć się na wykonanie wielu telefonów oraz bezpośrednie nawiązanie rozmowy z członkiniami na stoiskach podczas wydarzeń, kiedy zazwyczaj były baaardzo zajęte… Byłam mile zaskoczona ogromną otwartością KGW na osobę, która przerywała ich spokój, ich gotowością do włączenia mnie w działania na każdym etapie i chęcią pochwalenia wegańskich potraw mojego autorstwa (śmiech).
*Yuliia Andriichuk – artystka sztuk wizualnych i nowych mediów, fotografka, doktorantka Zakładu Antropologii Społecznej UAM. Absolwentka Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. Współzałożycielka fundacji Axis Cactus oraz wytwórni płytowej Axis Cactus Records. Współorganizatorka recyklingowo-kulturalnego projektu „Miejscownik” (realizowanego przy wsparciu Greenpeace), prowadziła warsztaty dla dzieci podczas dwóch ostatnich edycji projektu „Sztuka w walizce”. Laureatka konkursu im. Marii Dokowicz. W ramach stypendium Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury prowadzi badania dotyczące polskiego roku obrzędowego Kół Gospodyń Wiejskich. Badania te koncentrują się na praktykach gotowania i związanych z nimi tradycjach, ze szczególnym uwzględnieniem ich kontekstów społecznych i osobistych. Rezultatem projektu będzie opracowanie autoetnograficznej książki kucharskiej, wykorzystującej techniki zapisu wizualnego w badaniach opartych na sztuce.