Trzy śmierci nad Bzurą
Opublikowano:
19 września 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Polski wrzesień to nie tylko upadek państwa, uchodzący z kraju Naczelny Wódz i nieudolni dowódcy. Podczas bitwy nad Bzurą polscy generałowie dali podwładnym przykład poświęcenia na pierwszej linii.
W niedzielę 17 września 1939 roku niemieckie lotnictwo obrało za cel żołnierzy mocno poszarpanej 14 Dywizji Piechoty, wycofujących się znad Bzury w kierunku Iłowa i Starych Bud. Bombardowaniom nie było końca. Straty w ludziach i sprzęcie opóźniały marsz przegrupowującej się do nowego natarcia jednostki.
Nastroje w polskich szeregach dodatkowo nadwątliła informacja odebrana przez dywizyjną radiostację – o niespodziewanym ataku Związku Sowieckiego na Polskę i rozpaczliwej, nierównej walce Korpusu Ochrony Pogranicza z przeważającymi siłami wroga.
„ROZKAZUJĘ”
Dowódcy dywizji – wśród nich 51-letni generał brygady Franciszek Wład – zrozumieli, że wraz z sowieckim najazdem plan obrony Polski ostatecznie runął w gruzach. Rozpadł się też plan operacyjny wyprowadzenia dywizji z okrążenia. W okolicy Bud Grabskich gen. Wład zebrał sztab i zdecydował o dalszych losach podwładnych.
„Nie jestem w stanie w wytworzonych warunkach skoncentrować dywizji i dowodzić całością. Rozkazuję dowódcom pułków przejść przez Bzurę w rejon Witkowic i przebijać się przez pierścień otaczającego nieprzyjaciela na Puszczę Kampinoską i dalej na Warszawę” – brzmiał jego ostatni rozkaz.
Sam Franciszek Wład stanął na czele jednej z grup złożonej ze sztabu dywizji i resztek dwóch batalionów 58 Pułku Piechoty. Zamierzał forsować Bzurę nocą. Okazało się to jednak niewykonalne – wszystkie drogi prowadzące w kierunku Witkowic zablokowane były przez wojska.
Ponieważ przeprawa w rejonie Witkowic była bombardowana i ostrzeliwana przez wrogą artylerię, gen. Wład postanowił skierować swoje oddziały bardziej na północ, by pokonać rzekę bliżej ujścia Bzury, niedaleko Kamion i Przęsławic.
Gdy grupa generała maszerowała w kierunku rzeki, Niemcy rozpoczęli silną nawałę ogniową. Tak silną, że podejście i przeprawa przez Bzurę stały się niemożliwe.
„MYŚLĘ O TOBIE”
„W dniu 18 września 1939 r. znajdowaliśmy się w rejonie Kamiona Środkowego, frontem skierowani na Bzurę, po której drugiej stronie znajdował się nieprzyjaciel” – wspominał porucznik Jan Dynowski, drugi oficer sztabu przy gen. Franciszku Władzie.
„Z naszego lewego skrzydła ostrzeliwała nas niemiecka artyleria, której obserwator znajdował się na wieży kościelnej w Wyszogrodzie. […] Tego dnia po południu generał Wład i ja leżeliśmy na wysuniętej pozycji – w punkcie obserwacyjnym za długim kopcem kartofli. Pociski artyleryjskie wybuchały koło nas – to bliżej, to dalej. Odłamek jednego z tych pocisków trafił gen. Włada, który został przewieziony na tyły”.
Generał został ciężko ranny w głowę. Według wydanej w okupowanej Warszawie broszury „Za Honor i Ojczyznę” miał też odnieść rany od kul niemieckiego karabinu maszynowego. Przewieziono go do gajówki w Januszewie, położonej na wschód od linii walki. Był przytomny, poprosił kapelana o spowiedź. Po otrzymaniu rozgrzeszenia podyktował jeszcze list do żony Marty z Włodzimierskich: „Myślę o Tobie, Polsce się poświęcam. Chowaj naszego syna na dzielnego Polaka. Spowiadałem się. Frank”.
Zmarł tego samego dnia około godziny 18.
List spisany na zwykłej kartce w kratkę zachował się do dziś w zbiorach Muzeum Ziemi Sochaczewskiej i Pola Bitwy nad Bzurą.
„CZOŁEM, ŻOŁNIERZE!”
Franciszek Wład urodził się w 1888 roku. Do Wojska Polskiego wstąpił w listopadzie 1918 r. razem z Tadeuszem Kutrzebą, późniejszym głównodowodzącym wojsk polskich nad Bzurą. Wcześniej Wład służył w armii cesarstwa austro-węgierskiego. Już wtedy wykazał się twardym charakterem. Gdy jesienią 1914 r. dostał się do rosyjskiej niewoli i został wywieziony na Sybir, zbiegł i przez Chiny, Japonię i USA dostał się do Anglii. W 1916 r. wrócił do c.k. armii dzięki wymianie jeńców i walczył na froncie włoskim.
Podczas wojny polsko-bolszewickiej pracował w sztabie Wojska Polskiego. Był jednym z najzdolniejszych polskich oficerów.
Awansując w kolejnych latach, od 1930 roku dowodził 14 Dywizją Piechoty, dawną 1 Wielkopolską Dywizją Strzelców (wsławioną nieugiętą postawą podczas wojny polsko-bolszewickiej). Generałem został w 1933 roku. W okresie międzywojennym uchodził za „świetnego wyszkoleniowca” (opinia pułkownika Stefana Roweckiego).
Podczas walk we wrześniu 1939 r. dowodzona przez Włada 14 Dywizja Piechoty osłaniała początkowo Poznań, by po zarządzonym 3 września odwrocie uderzyć 9 września na Piątek i Stryków w składzie grupy operacyjnej generała Edmunda Knolla-Kownackiego. Rozpoczynała się bitwa nad Bzurą, największe starcie polskiej wojny obronnej.
Polacy sforsowali rzekę pod Młogoszynem i po całonocnych walkach wyparli Niemców z Piątku, zadając im ciężkie straty. Atak był tak mocny, że rozbił niemiecką 30 Dywizję Piechoty, ok. 1500 żołnierzy niemieckich dostało się do polskiej niewoli.
Zaskoczeni polskim kontruderzeniem Niemcy ściągnęli z innych odcinków frontu jednostki pancerne i lotnicze i po kilku dniach polskiej inicjatywy przystąpili do kontrataku. Polskie dywizje i brygady kawalerii znalazły się w kotle pod Kutnem, niszczone nalotami, atakami czołgów i ostrzałem artyleryjskim.
W ogólnym rozgardiaszu generał Franciszek Wład nieraz wykazał się opanowaniem i zimną krwią. Według wspomnień Ireny Roweckiej-Mielczarskiej w samym środku bitwy potrafił opanować atak paniki swoich podwładnych, wywołany pojawieniem się czołgów. Widząc, że drogą na Gągolin pędzą rozhukane konie, ciągnące przewrócone jaszcze i uciekającą grupę żołnierzy, podjechał do nich i spokojnym głosem zawołał: „Czołem, żołnierze!”.
„Takiego powitania nikt się nie spodziewał. Żołnierze zatrzymali się i zgodnie odkrzyknęli: »Czołem, panie generale!« Panika została opanowana” – napisała Rowecka-Mielczarska.
„STOJĄ PRZED NASZYM BOGIEM”
Henryk Durski, żołnierz 57 Pułku Piechoty, tak wspominał dzień 19 września 1939 roku:
„Wychodząc z lasu na drogę, zauważyliśmy zbliżające się z dala tabory. Spodziewając się spotkać kogoś z naszego oddziału, zaczekaliśmy. Okazało się, że na kilkunastu chłopskich podwodach są wiezieni ranni – nasi żołnierze i Niemcy. […] Za ostatnim wozem, którym jechał tylko woźnica, zauważyliśmy idącą obok wozu grupę swoich z naszego pułku. Szli poważni i skupieni. Na wozie były zwłoki przykryte kocem. Zapytałem, kogo wiozą? Odpowiedzieli: zobacz. Był to nasz dowódca dywizji generał Wład. Powiedzieli mi, że mają od Niemców zaświadczenie, iż mogą pochować generała w miejscu, które uznają za odpowiednie. Był to Iłów”.
Generała Włada pochowano w Iłowie przy kościele. Henryk Durski pisał:
„Przed ukończeniem zakopywania trumny przywieziono zwłoki jakiegoś niemieckiego żołnierza. Obecni przy tym byli niemieccy oficerowie i pluton honorowy. Polecono nam wykopać grób obok naszego Generała. Egzekwie odprawił kapelan wojskowy sam, ale już po niemiecku, a nie po łacinie. Wygłosił przy tym pogrzebową mowę, którą mnie do głębi wzruszył. Rozpoczął przemówienie od słów: »Przed chwilą pochowaliśmy dwóch żołnierzy, którzy ze sobą walczyli: polskiego generała i niemieckiego szeregowca. Teraz stoją oni przed naszym wspólnym Bogiem«”.
W 1940 roku zwłoki generała ekshumowano. Dziś spoczywają w Warszawie na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Od 2011 r. imię generała Włada nosi Szkoła Podoficerska Wojsk Lądowych w Poznaniu.
BYLI TEŻ INNI
Generał Franciszek Wład nie był jedynym wysokiej rangi dowódcą, który poległ nad Bzurą w pierwszej linii lub prowadząc swoich żołnierzy do ataku. W bitwie tej w podobny sposób zginęło aż trzech generałów brygady.
Generał Mikołaj Bołtuć brał udział w natarciu na lewym skrzydle wojsk polskich w kierunku Łowicza. Gdy 14 września dowiedział się o niemieckich jednostkach pancernych nadciągających od strony Warszawy, rozkazał wycofać swoje oddziały na północny brzeg Bzury.
Zebrawszy rozproszone, rozbite jednostki, podjął próbę przebicia się z nimi przez Kampinos do Warszawy. 22 września jego żołnierze natrafili na twardy opór Wehrmachtu pod Łomiankami. Polskie natarcie załamało się z braku amunicji. Wtedy gen. Bołtuć poprowadził żołnierzy do ataku na bagnety. Zginął od strzału niemieckiego snajpera.
Generał Stanisław Grzmot-Skotnicki, dowódca Pomorskiej Brygady Kawalerii, również przebijał się z oddziałem piechoty w kierunku stolicy.
18 września „w trakcie natarcia na Stogi, skąd był prowadzony ogień, generał […] biegł w tyralierze razem z żołnierzami, byłem obok niego, obok tego ataku i byłem świadkiem, jak generał został ciężko i śmiertelnie ranny po otrzymaniu postrzału niemieckiego ciężkiego karabinu maszynowego w pierś i brzuch. Wydał jeszcze rozkaz zastępcy, podpułkownikowi dyplomowanemu Kazimierzowi Maxowi, by ten przejął dowództwo i poprowadził ludzi do puszczy. Tak też się stało i 19 września 1939 r. o świcie 300 ludzi z podpułkownikiem Maxem dotarło do skraju Puszczy Kampinoskiej” – wspominał jeden z podwładnych generała.
Generał Grzmot-Skotnicki zmarł następnego dnia w niewoli niemieckiej. Pochowano go w miejscu zgonu, a ekshumowano w 1952 roku. On również spoczywa na Powązkach.
W artykule wykorzystałem m.in. tekst Pawła Rożdżestwieńskiego „Polsce się poświęcam – bohater znad Bzury”, opublikowany w „Polsce Zbrojnej”, a także wspomnienie por. Józefa Ladrowskiego o generale Władzie, opublikowane w „Gazecie Wyborczej”.
CZYTAJ TAKŻE: Szkielet z przestrzeloną czaszką
CZYTAJ TAKŻE: Dom zbrodni przy Ritterstrasse
CZYTAJ TAKŻE: Enigma, prezent na wagę zwycięstwa