W fotografii najważniejszy jest rozwój!
Opublikowano:
23 stycznia 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Każde takie spotkanie otwiera umysł i uczy nas, że fotografia to nie matematyczny wzór będący połączeniem kilku kluczowych ustawień aparatu. Każdy z nas widzi świat inaczej i to w fotografii jest najwspanialsze – mówi Piotr Robakowski, założyciel gnieźnieńskiego Fotograficznego Młyna.
Sebastian Gabryel: Kiedy po raz pierwszy pojawiła się myśl, że Gniezno potrzebuje czegoś takiego jak Fotograficzny Młyn? Co jest jego głównym celem?
Piotr Robakowski: Pomysł na zebranie, czy może nawet zjednoczenie gnieźnieńskich miłośników i pasjonatów fotografii, zrodził się u mnie blisko 5 lat temu. Sam z fotografią zetknąłem się mając zaledwie kilka lat. W Miejskim Ośrodku Kultury działał wówczas klub fotograficzny prowadzony przez śp. Jerzego Sieczkowskiego. W mojej późniejszej pracy dziennikarskiej miałem kontakt z fotografią. Po powrocie do Gniezna nie znalazłem miejsca/klubu, który pozwalałby na rozwijanie mojej pasji. Postanowiłem stworzyć nieformalny klub, który będzie działał poza funkcjonującymi w Gnieźnie instytucjami kultury. Z pomysłem zwróciłem się do Piotra Żelazowskiego, właściciela Klubu Muzycznego Młyn. Bez namysłu przystał na moją propozycję i już prawie trzy lata spotykamy się systematycznie w Młynie.
Nazwa naszego klubu nie mogła być inna jak tylko Fotograficzny Młyn. Od początku celem były nie tylko cykliczne spotkania, na których moglibyśmy poznawać i dyskutować o fotografii. Mimo że to „moje dziecko”, nie czuję się nauczycielem i przewodnikiem. Od początku powtarzałem, że fotografia to ciągły rozwój i otwieranie się na nowe rzeczy. Stąd czerpię inspiracje od tych, którzy od trzech lat są na pokładzie Fotograficznego Młyna. Ważnym elementem naszych spotkań jest zapraszanie gości. Zaczęliśmy od Krzysztofa Szymoniaka, dziennikarza, wykładowcy i fotografa. Wśród osób, które zaszczyciły swoją obecnością nasze skromne progi byli zawodowcy – fotografowie przyrody, sportu, fotoreporterzy i wydawcy.
Każde takie spotkanie otwiera umysł i uczy nas, że fotografia to nie matematyczny wzór będący połączeniem kilku kluczowych ustawień aparatu. Każdy z nas widzi świat inaczej i to w fotografii jest najwspanialsze. Od początku byliśmy i jesteśmy otwarci na nowe osoby. Cieszymy się także z faktu, że część naszych gości zostaje z nami – Robert Woźniak czy Paweł Matysiak. To oni inspirowali wiele ciekawych projektów i plenerów. Okazało się też, że Gniezno i jego okolice ma ogromny potencjał, którego czasem sami nie potrafiliśmy dostrzec. Po tych trzech latach okazało się, że poza działającymi w mieście instytucjami, jest jeszcze miejsce na nieformalne działania fotograficzne. W trakcie spotkać wychodziło to, że nie tylko mnie brakowało świeżości. Cieszę się, że choć częściowo lukę tę wypełnił Fotograficzny Młyn.
S.G.: Jak liczna jest obecnie grupa tworząca Fotograficzny Młyn? I co warto powiedzieć o tworzących go fotografach?
P.R.: Fotograficzny Młyn to obecnie 25 osób, które systematycznie działają – pojawiają się na cyklicznych spotkaniach, wyjeżdżają na plenery, czy angażują się w różnego rodzaju projekty. Na Facebooku mamy swój zamknięty profil i tam rozmawiamy o fotografii, oceniając nasze zdjęcia. Spotkania mają obecnie bardziej towarzyski charakter.
Mamy plany, by rozwinąć skrzydła i być może uruchomić zajęcia dla tych, którzy chcieliby poznać fotograficzną podstawę. Po trzech latach działania, grupa oczekuje innych wyzwań i rozmowy o ISO, przysłonie, czasie naświetlania, czy obsłudze aparatu jest mniej potrzebna.
Spotykamy się na plenerach i przy różnego rodzaju zadaniach. Kilka z osób poczyniło bardzo duże postępy. Efekty są widoczne – pierwsze indywidualne i grupowe wystawy fotograficzne, wyróżnienia na konkursach fotograficznych, czy propozycje pracy od np. Urzędu Miasta. Czujemy ogromne wsparcie, szczególnie ze strony wspomnianych już fotoreporterów – Roberta Woźniaka i Pawła Matysiaka. Od początku wspiera nas grafik – Marzena Mysłek z Poznania.
S.G.: Jak szeroka jest działalność Fotograficznego Młyna?
P.R.: Fotograficzny Młyn to przede wszystkim ludzie, pasjonaci fotografii, która pochłania ich bez reszty. Po tygodniu pracy, potrafimy wstać w nocy, by „upolować” jelenia na rykowisku. Nie zawsze się udaje, ale w fotografii nie zawsze chodzi o wykonanie świetnego zdjęcia.
Często podczas plenerów i spotkań rozmawiamy o naszych pomysłach, sprawdzamy miejsca, wyjeżdżamy, by poznać lokalizacje i zdecydować czy atrakcyjniejszy będzie wschód, czy jednak zachód.
Wystawy są efektem tego, co robimy wcześniej i nie stanowi celu samego w sobie. To, co dzieje się wokół nas, często dla nas samych jest miłym zaskoczeniem. Jeszcze trzy lata temu raczej nikt z osób, które pojawiły się na pierwszym spotkaniu, nie zakładały, że będą mieli propozycje wystaw. Teraz to stało się faktem i jestem z tego bardzo zadowolony. Cieszą mnie sukcesy innych.
S.G.: Angażujecie się też w akcje charytatywne.
P.R.: Akcja dla Zuzi, w którą się zaangażowaliśmy była naszą pierwszą. Kiedyś na spotkaniu, pomysł wsparcia dla mieszkającej w Luboniu chorej dziewczynki wysunął kolega Robert Woźniak. Zgoda była natychmiastowa. Na cel charytatywny przeznaczyliśmy 15 prac, które przed świętami Bożego Narodzenia sprzedały się, a pieniądze trafiły na konto Zuzi i jej rodziny. Poza tym, staramy się fotograficznie wspierać różnego rodzaju biegi charytatywne. Pojawiamy się, wspierając działania organizatorów.
S.G.: W domyśle skupiacie pasjonatów fotografii działających w gnieźnieńskim regionie. Czy można pokusić się o jakąś jego charakterystykę? Czym Gniezno wyróżnia się od Poznania, Śremu czy Kalisza w kontekście fotograficznym?
P.R.: W Wielkopolsce jest kilkaset formalnych i nieformalnych klubów fotograficznych. Oczywiście skupiamy się na naszym regionie, choć jesteśmy otwarci na współpracę. W samym Gnieźnie działa klub, którego instruktorem jest Przemysław Degórski. Działamy w nieco inny sposób, gdyż u nas nie ma zapisów czy programu szkoleń. Są pewne pomysły zmian, ale nadrzędnym celem jest otwartość na ludzi zainteresowanych fotografią. Stąd cykliczne spotkania z twórcami/fotografami, które od początku funkcjonowały. Teraz organizujemy je w Starym Ratuszu. Wstęp jest wolny, a zatem uczestniczyć może każdy zainteresowany.
Fotograficznie nie różnimy się niczym od innych miast naszego regionu. Gnieźnieńska kultura jest mocna, ale nie instytucjonalnie, lecz organicznie. Dziwić może fakt, że mając festiwal filmowy Offeliada, czy różnego rodzaju wystawy, w tym ciekawą inicjatywę fotograficzną Gnieźnianie A.D. (pomysłodawcą obu jest Piotr Wiśniewski, były pracownik urzędu miasta, a obecnie dyrektor Biblioteki Publicznej miasta Gniezna), w miejskich instytucjach kultury nie ma klubów zrzeszających młodzież zainteresowaną działaniami fotograficzno-filmowymi. Tu nie chodzi o okazjonalne szkolenia przy okazji imprez, a cykliczne działania. Młodzież ma dostęp do sprzętu, ale często brakuje im merytorycznego wsparcia.
Spotykam się z częstymi pytaniami, które w miarę możliwości staram się rozwiązywać. Kilka lat temu prowadziłem zajęcia filmowe w eSTeDe. Efektem trwających trzy lata działań było stworzenie blisko 30 różnego rodzaju form filmowych. Z grupy liczącej niewiele ponad 20 osób, kilkoro pozostało w branży do dzisiaj. Gniezno wydaje na kulturę blisko dwa razy mniej niż o połowę mniejsza Września. Nie dziwi zatem brak klubu fotograficznego czy filmowego. Mimo to, w naszym mieście jest dużo wydarzeń kulturalnych, a fotografię wliczam w szeroko pojętą kulturę. Fotograficzny Młyn jest jego częścią.
S.G.: Jaka jest „fotograficzna” historia Gniezna?
P.R.: Gniezno, podobnie jak wiele innych miast, może poszczycić się wspaniałą fotograficzną historią. Niestety, wiele z działających zakładów przestało już istnieć, ale w kilku przypadkach rodzinną tradycję przejęły dzieci.
Z fotografów, którzy zapisali się w historii miasta, nie sposób nie wymienić Janusza Chlasty. Fotoreporter lokalnego tygodnika „Przemiany Ziemi Gnieźnieńskiej”, który dokumentował historię tego miasta od lat 60-tych. Kilka lat temu Wojciech Śmielecki odnalazł zdjęcia swojego ojca wykonane w dniu 23 stycznia 1945 roku. Widać na nich radziecki czołg stojący na Rynku, który w godzinach popołudniowych ostrzelał gnieźnieńską Katedrę.
Fotograficzna historia Gniezna, jak widać, to nie tylko znane nazwiska, ale także zwykli mieszkańcy tego miasta. Potwierdzeniem tego jest założony przez moich znajomych fanpage na Facebooku „Winiary lata 80-te”. Zdjęcia, które się tam pojawiają, świadczą o tym, jak ważna jest fotografia, ta profesjonalna, rzemieślnicza i amatorska. Wychowałem się na Winiarach, biegałem z aparatem, ale to, co oglądam na naszym profilu jest niesamowite. Teraz już nie robimy takich zdjęć. Nie dokumentujemy tego, jak teraz wygląda nasze miasto. Fotografia spowszedniała i często skupia się na robieniu zdjęć sobie, jedzenia, dzieci, psa bądź kota. Fotograficzny Młyn stara się utrwalać życie miasta. Widać już pierwsze efekty. Sebastian Uciński na zaproszenie Biblioteki Publicznej miasta Gniezna przygotował pierwszą swoją wystawę o „Fyrtlu”, czyli miejscu, w którym żyje.
S.G.: Fotograficzny Młyn będzie sukcesywnie wykraczać poza Gniezno i Wielkopolskę czy raczej obstawać przy własnym „podwórku”?
P.R.: Nie mamy takich ambicji, choć cieszą nas zaproszenia. W ubiegłym roku uczestniczyliśmy w projekcie zorganizowanym przez Towarzystwo Ziemi Chodzieskiej. Jednak warsztatowo działamy w Gnieźnie i nie chcemy tego zmieniać. Inną rzeczą są konkursy, na które wysyłamy swoje prace. Każdy z nas decyduje o tym samodzielnie.
S.G.: Czy ostatnie lata były dobrym czasem dla fotografii w Polsce?
P.R.: Jest wiele świetnych zdjęć i wielu dobrych fotografów. Osobiście lubię fotografię reportażową, stąd mój wzrok kieruję w stronę takich właśnie zdjęć.
Czasem dziwię się, że na konkursach pojawiają się i wygrywają prace o charakterze „rodzinnym”. Cenię jednak decyzję jury. Widać wyraźnie, że najważniejsze to trafić w gust jurorów. Występuje też sezonowość tematyczna, ze wskazaniem na bezdomność, wycinkę lasów i marsze równości. Bezsprzecznie to ważne tematy, ale mam wrażenie, że my, fotografowie, widzimy i skupiamy się na rzeczach negatywnych lub tematach sezonowych.
Dla mnie ważne tematy to te lokalne – stąd próbuję namówić „ekipę” Fotograficznego Młyna na dokumentowaniu zmian społeczno-ekonomiczno-architektonicznych naszego najbliższego otoczenia. Mocno kibicuję także kolegom z Pix.house.
S.G.: Jakie przedsięwzięcia zamierzacie realizować w najbliższej przyszłości?
P.R.: Za sprawą dyrektor Marty Pacak ze Starego Ratusza w Gnieźnie, nowej miejskiej instytucji kultury, która pojawiła się na mapie Gniezna, kilka miesięcy temu rozpoczęliśmy współpracę. Jesteśmy przekonani że, już niebawem zaowocuje ona ciekawymi realizacjami, o których powiadomimy szerzej społeczność naszej „małej ojczyzny”. Już teraz do Starego Ratusza zapraszamy gości. Nie zapominamy jednak o naszych początkach i spotykać będziemy się także w Klubie Muzycznym Młyn. Nie zmieniamy też nazwy, ceniąc sobie tradycję.
S.G.: Za motto swojej działalności przyjęliście piękne słowa o tym, że fotografia to „ułamek sekundy, który może trwać wiecznie”. Czy to właśnie jest największą siłą, magią i tajemnicą fotografii?
P.R.: To bardzo trafne motto, będące dla nas kwintesencją fotografii.
Ten ułamek sekundy zapisany na błonie światłoczułej lub matrycy aparatu fotograficznego za chwilę przeminie, przechodząc do historii. Mam w głowie wiele obrazów, które zapisałem w swojej pamięci. Niestety ona jest ulotna, a fotografia pozostaje.
Ważne jednak, by nie trzymać plików na komputerze, czy dysku zewnętrznym. Często zapominamy o tych wyjątkowych ujęciach. Warto je przenieść na papier. Odbiór jest zupełnie inny. Jak spotykamy się ze znajomymi, lepiej ogląda się kilkadziesiąt zdjęć przeniesionych na papier fotograficzny niż dziesiątki nieprzebranych i nieposegregowanych zdjęć na ekranie komputera.
Fotograficzny Młyn – grupa pasjonatów fotografii działająca w Gnieźnie od 2017 roku. Jak podkreślają jej członkowie, rejestrują to, co ich otacza: od przyrody przez aktywności społeczne aż do żywej tkanki miejskiej.