Wiedźma od wiedzy
Opublikowano:
29 lipca 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Historia zna już przypadki, kiedy dziewcząt uczono cnót. Niezależne kobiety były na przestrzeni wieków prześladowane. Bylebyśmy nie mieli powtórki z rozrywki, bo już kiedyś ścigano czarownice, a to skończyło się na stosach” – opowiada doktora Anna Jankowiak, archeolożka, publicystka i blogerka.
Jakub Wojtaszczyk: Czy czarownice wciąż budzą niepokój? Piję do niedawnego wydarzenia w Miałkowie, gdzie tamtejszy radny chce zbadać, czy lokalna grupa performerek Wiedźmuchy nawołuje do kultu satanistycznego…
Anna Jankowiak: Ta sprawa pokazuje, że po części tak. Choć archetyp wiedźm jest bardzo szeroki, to niewątpliwie strach ma w sobie bardzo silnie zakorzeniony. Wiedźmy, czarownice często pojawiały się wraz ze strachem przed czymś niezrozumiałym, nowym, czymś, co po prostu przerażało ludzi i budziło opór. Wydaje mi się, że obawa przed Wiedźmuchami spowodowana jest kobiecymi ruchami równościowymi. Kobiety zaczynają być bardziej świadome, identyfikują się z wiedźmami, czyli tymi, które wiedzą więcej. To może wzbudzać niepokój w umysłach, które wychowane są w patriarchalnym systemie, bo przecież taki właśnie mamy od tysięcy lat. Ten opór będzie coraz większy. Pokazał to radny z Miałkowa, pokazuje też minister Czarnek, który chce uczyć cnót niewieścich. Historia zna już przypadki, kiedy dziewczęta uczono, jak zostać „matką dobrego żołnierza”. Niezależne kobiety były na przestrzeni wieków prześladowane. Bylebyśmy nie mieli powtórki z rozrywki, bo już kiedyś ścigano czarownice, a to skończyło się na stosach.
JW: Skąd ten archetyp postrzegania wiedźmy jako osoby niebezpiecznej?
AJ: Jest bardzo stary. Pierwsze poświadczone elementy, które możemy „wciągnąć” do archetypu wiedźmy znajdziemy już u Sumerów, czyli ok. IV tysiąclecia p.n.e. Jednak możemy założyć, że istniał on od samego początku dziejów. W najdawniejszych kulturach odnajdujemy przesłanki o tym, że odprawiano rytuały i obrzędy, które były związane z oswajaniem czegoś nieznanego.
Kiedy człowiek próbował sobie wytłumaczyć jakieś niezrozumiałe zjawiska, udawał się do osoby, która miała mieć kontakt z ponadnaturalnym światem. Takimi osobami mogły być wiedźmy, czarodzieje_ki, wróżbici_tki.
Im kultura starsza, tym więcej tego typu zdarzeń do wyjaśnienia, a tym samym większa potrzeba obecności osób wiedzących więcej. Jednak żeby szukać powiązań z postaciami „niebezpiecznymi”, trzeba przyjrzeć się figurze Bogini Matki, która obecna jest w zasadzie w każdej kulturze, a także postaciom Inanny, Lilith i Medei. To właśnie one obrazują pierwszą transformację kobiety – Matki Wszechrzeczy, przez niezależną buntowniczkę, po czarownicę. Medea była grecką czarodziejką, służącą bogini Hekate. Dorobiła się w mitologii złej sławy jako dzieciobójczyni. Taka „kariera” kobiety może wynikać z przemiany systemu. Pierwotne społeczności były matriarchalne. Dopiero z czasem zaczynał rozwijać się system patriarchalny, który ostatecznie na dobre zagościł w naszej kulturze. Zmieniło się zatem podejście do kobiet – trzeba było niejako wyznaczyć im miejsce w nowej rzeczywistości, a skutki tego widoczne są do dziś.
JW: Jakie cechy miała Bogini Matka?
AJ: Bogini Matka to postać niezwykła i spotykana we wszystkich mitologiach. Znana jest pod wieloma imionami jako Matka Wszechrzeczy, Kybele, Izyda czy Magna Mater, ale to także nasza słowiańska Mokosz, żeby wymienić tylko kilka jej wcieleń. Uogólniając, jest ona patronką ziemi, płodności, urodzaju i dzikiej natury.
Co ciekawe, najprawdopodobniej nasza słowiańska Baba Jaga też pierwotnie mogła być z nią utożsamiana! Niezwykłe jest to, jak obraz Wielkiej Matki zmienił się we frygijskiej Kybele, która następnie zaadaptowana została do wierzeń greckich i rzymskich.
Magna Mater trafiła do panteonu rzymskiego poprzez evocatio, rzymskie przekupstwo, które było dość popularną praktyką. Podczas II wojny punickiej, po konsultacji z Księgami sybillińskimi, postanowiono wprowadzić boginię do panteonu rzymskiego, obiecując jej ofiary i ustanowienie kultu w Rzymie, jeśli tylko bogini pomoże w pokonaniu Hannibala. Tak się stało, ale Rzymianie nie uświadamiali sobie jeszcze wtedy jej natury. Kult bogini był bardzo krwawy. Wymagała ona ofiar z byka umieszczanego na ażurowej platformie, którego krew spływała na stojącego poniżej kapłana. Mit o miłości Kybele do Attisa wymagał także od jej kapłanów, żeby byli eunuchami. Co więcej, Galli (bo tak się właśnie nazywali) musieli dokonać samodzielnie kastracji, wykorzystując do tego prymitywne narzędzia z krzemienia. Ale Magna Mater to raczej przykład ekstremalny. Bogini Matka nie musiała wcale przechodzić takiej ewolucji! Oczywiście każda kultura widziała ją na swój sposób, często jako opiekunkę, matkę, boginię ziemi i niebios.
JW: Jak ta postać się zmieniła?
AJ: Kolejnym krokiem w drodze do tworzenia się archetypu wiedźmy była pierwsza żona Adama Lilith. Wiemy o niej mało, ponieważ w pewnym momencie chciano ją jakby wymazać z kart historii. Nie pasowała do ogólnej wizji patriarchalnego społeczeństwa, ale informacje na jej temat znajdujemy w mitologii hebrajskiej. Jej istnienie sugerują także pojedyncze zdania w Biblii, które wprawnemu oku powiedzą, że w historii o stworzeniu człowieka jest coś więcej. Lilith była pierwszą kobietą, która stwierdziła, że jest równa mężczyźnie. Oboje z Adamem, choć z nieco innych „materiałów”, powstali przecież w taki sam sposób. Według źródeł Lilith była najpiękniejszą kobietą, jaką nosiła ziemia. Poza swoim idealnym wyglądem posiadała też jasno sprecyzowane poglądy i nie godziła się na bycie podległą Adamowi; zwłaszcza na wykorzystywanie seksualne. Przez swój bunt musiała zniknąć z raju. Jedna z wersji mówi, że została „uniesiona” (wygnana?), inna, że uciekła. Tak czy inaczej wylądowała ostatecznie w naszej świadomości jako matka demonów.
JW: Kojarzę ją, jeżeli się nie mylę, z książek Anne Rice, jako tę, która zapoczątkowała wampiry.
AJ: Tak, bo Lilith zrobiła ogromną karierę jako właśnie ta od wampirów, demonów i wszystkiego tego, co związane jest z krwią. Dodatkowo kultura zachodnia mocno ją zseksualizowała. Mało kto pamięta, że wywodzi się z mitologii hebrajskiej. Po Lilith pojawia się kolejna kobieta, czyli pierwsza Ewa. O niej wiemy jeszcze mniej! Zniknęła z kart historii, ponieważ Adam, widząc, jak powstaje, brzydził się do niej podejść. Dopiero później, jako trzecia, pojawia się Ewa, którą my znamy z Biblii. Kościół połączył kobietę z grzechem, a my zbieramy żniwa tego mitu. A przecież zerwanie jabłka z drzewa poznania dobra i zła oznacza tylko tyle, że człowiek dostaje wiedzę i staje się śmiertelny. Co w tym grzesznego?
JW: Gdzie podziały się Lilith i pierwsza Ewa?
AJ: Możemy je znaleźć w mitologii hebrajskiej, ale też natrafiamy na ich ślad w Biblii. Jednak musimy pamiętać, że ta książka to zbiór tekstów, które w pewnym momencie musiał zaakceptować Kościół. Był to proces wykluczania pewnym informacji i dodawania innych. Dlatego mamy całe zbiory apokryfów – biblijnych historii, które nie zostały zaakceptowane jako święte. Do dwóch pierwszych żon Adama wraca się od niedawna. Zwłaszcza do Lilith, która określana była jako demoniczna, a teraz przybiera postać niezależnej feministki czarownicy. Tej niezależnej kobiety, która wie, czego chce i generalnie wie więcej. Do niej dochodzi postać Bogini Matki, czyli tej związanej z naturą, a więc zwracamy się do pierwotnej kobiecej siły.
JW: Czy możemy mówić o trendzie nawołującym do powrotu do natury?
AJ: Tak. Zaczynamy być bardziej świadomi_e tego, że jest to nasz ostatni dzwonek, by zadbać o Ziemię. Musimy wrócić do tego, co naturalne, bo jeżeli naszą planetę, nasz dom do końca zdewastujemy, to przyszłe pokolenia nie będą miały gdzie żyć.
Z natury możemy też czerpać siłę. Moja mama zawsze powtarzała mi, że jeżeli mam problem, powinnam spojrzeć na niego z perspektywy ziemi, bo wtedy wszystko wygląda inaczej.
Przypominam sobie te słowa zawsze, kiedy moja sytuacja życiowa staje się przytłaczająca. Dla mnie bycie przy naturze, korzystanie z jej darów, chodzenie do lasu, praca w ogrodzie były zawsze czymś naturalnym. Zauważ, że w czasie pandemii dużo osób zaczęło tworzyć balkonowe ogrody, bo to jest forma medytacji, uspokojenia umysłu, a nawet autoterapii. Jesteśmy tylko my i natura. A od tego już prosta droga do powrotu na „wiedźmią drogę”, która od zawsze z naturą była nierozerwalnie związana.
JW: Jak ma się natura do archetypu wiedźmy?
AJ: Chyba najbardziej widać to w postaci zielarek. Kobiet, które dzięki swojej wiedzy i związkowi z naturą potrafiły i potrafią leczyć przeróżne schorzenia.
Wiedźma czy czarownica zazwyczaj będzie miała przydomowy ogród.
Spójrzmy na naszą rodzimą Babę Jagę. Żyje ona zazwyczaj w chatce na kurzej stopce (ewentualnie kurzych łapkach lub w chatce z piernika), na skraju lasu lub w jego głębi. Odcięta jest od „miejskiego życia”. Wiedźmy łączy się także z żywiołami. To z nich czarownica ma czerpać swoją moc. Żywioły wykorzystywane są przy czarach, obrzędach i rytuałach. Spójrzmy chociażby na oczyszczającą symbolikę ognia w kulturze. Ogień wykorzystywany jest w rytuałach pogrzebowych wielu kultur. Palimy ogniska podczas obchodów związanych np. z przesileniem wiosennym czy jesiennym, okadzamy palącymi się ziołami nasze domy, nawet w ekstremalnych przypadkach po ciężkich przeżyciach palimy pamiątki.
Ileż to zdjęć spłonęło na świecie po nieudanych związkach!
Kadzidła stają się coraz bardziej popularne i często używamy ich jeszcze bezwiednie, a badania prowadzone w buddyjskich świątyniach pokazują, że mają one niezwykłe właściwości oczyszczania powietrza. To właśnie one uniemożliwiają rozprzestrzenianie się zarazków w świątyniach, przez które codziennie przewijają się setki ludzi.
JW: O naturze piszesz m.in. na swoim Instagramie.
AJ: Śmieję się, że w zasadzie wychowałam się na działce. Od zawsze kochałam siedzieć w ziemi, sadzić rośliny i o nie dbać. Współpracowanie z naturą to jedna z najbardziej satysfakcjonujących prac, jakie wykonuję. To niesamowite, jak bardzo odwdzięcza się nam za odrobinę troski i uwagi. Stąd też na moich social mediach, Wiedźma od wiedzy, pojawia się sporo postów o naturze i rad, jak o nią dbać. Od tego zaczęła się moja przygoda z Instagramem. Moja siostra, Babka od histy, obserwując kolejny raz, jak zbieram kwiaty czarnego bzu, pokrzywę, maliny i inne, stwierdziła, że skoro i tak to robię, to powinnam się moją wiedzą dzielić z innymi. Dołożyłam do tego wiedzę zdobywaną przez lata na temat kultur i czarownic i tak to się zaczęło. Początkowo nie byłam przekonana, że ktoś będzie chciał o tym czytać, ale okazało się, że się myliłam! Po ponad roku mojej działalności jest ze mną niezwykle zaangażowana społeczność, która chce czytać o tym coraz więcej.
JW: Wcześniej grzebaniem w ziemi zajęłaś się zawodowo, bo jesteś doktorą archeologii…
AJ: Patrząc na to dziś, już wiem, że nie mogło być inaczej. Po prostu musiałam wybrać zawód, w którym będę mogła dalej babrać się w ziemi i rozwijać naukowo. Na studiach specjalizowałam się w starożytnym Rzymie, o którym pisałam magisterkę i doktorat. Z drugiej strony dopełniałam ten obraz licencjatem ze specjalizacji pradziejowej. Wybrałam mało popularny temat: germańską i wczesnośredniowieczną symbolikę w oddziałach SS.
Ta praca zwróciła moją uwagę na to, że magia i okultyzm wykorzystywane są na przestrzeni dziejów. W różny sposób.
Himmler przecież polował na czarownice! W tamtym czasie nie przychodziło mi do głowy, by zajmować się naukowo badaniem okultyzmu czy czarownicami. Pisane przez nas prace naukowe definiują ścieżkę naszej dalszej kariery. A pisanie o czarownicach jest bardzo wymagające. W tym przypadku istnieje bowiem cienka granica pomiędzy badaniem naukowym a identyfikowaniem się z przedmiotem badań. Jeden krok za daleko i cała praca może zostać zdyskredytowana jako „śmieszna”. Na szczęście zaczyna się to zmieniać i czarownice bada się coraz częściej. Powstają takie pozycje jak „Procesy o czary w Polsce w wiekach XV–XVIII” Małgorzaty Pilaszek, czarownice bada też Archiwum Kobiet, a na UAM-ie właśnie powstaje praca doktorska Łukasza Hajdrycha o procesach czarownic w Kleczewie.
JW: Z jakimi trudnościami można się napotkać, naukowo zgłębiając temat czarownic?
AJ: Tak jak mówiłam, w badaniach czarownic istnieje ta cienka granica. Ale poza nią można spotkać się także z drwinami. Mnie od czasu do czasu spotykają komentarze, na szczęście nie ze strony naukowców i naukowczyń, typu: „jak taka poważna pani doktÓr [celowe wyróżnienie – K.W.] może zajmować się czarownicami?” albo „taka ładna i czarownice?!”. Trudności może także sprawiać nam badanie zjawiska „współczesnych czarownic”. Nauka musi tutaj zaakceptować fakt, że bada coś nieuchwytnego, co nie zawsze będzie miało potwierdzenie. Badając wiedźmy (zwłaszcza te współczesne), trzeba zachować zatem otwarty umysł, postawić się w roli obserwatora czy obserwatorki. Trzeba postarać się być obiektywnym_ą tak bardzo, jak to możliwe. Badamy bowiem zjawisko kulturowe i nie powinniśmy_yśmy go oceniać, a przyjrzeć mu się i je opisać. I to jest wyzwanie w badaniu historii jako takiej – opowiedzieć ją tak, żeby nie przekazywać w tej opowieści własnych poglądów.
JW: Kim jest współczesna wiedźma?
AJ: Ma wiele definicji. Począwszy od szeptuch i zielarek nadal obecnych w naszym społeczeństwie, przez kobiety żyjące blisko natury, po neopogańskie kapłanki wicca. Ale współczesna czarownica to także feministka, kobieta niezależna, kobieta, która wie, czego chce i po to idzie. Ta różnorodność jest niesamowita. A social media pokazują, że współczesnych wiedźm jest coraz więcej.
JW: Kiedy ty złapałaś czarodziejskiego bakcyla?
AJ: Bliskość z naturą mam w sobie od zawsze, ale tak na poważnie badaniem czarownic zajęłam się w momencie, kiedy zrozumiałam, że czarownica to postać kulturowa. Właśnie tak najczęściej nazywano kobiety, które się buntowały. Wiedźmą znad Nilu nazywano Kleopatrę. Oktawian w drodze po władzę wykorzystał ten wizerunek w swojej propagandzie, bo przecież Kleopatra musiała oczarować Cezara i Marka Antoniusza. Przecież bez pomocy sił nadprzyrodzonych prawdziwy, cnotliwy rzymski żołnierz nie poddałby się TAKIEJ kobiecie. To co uderza w polityce Oktawiana, to także przeciwstawienie Kleopatry jego żonie Liwii, która była ukoronowaniem cnót rzymskiej kobiety.
Do tego obrazu dodajmy też wieszczki germańskie. Kobiety niezwykle cenione w społeczeństwie, które zabierano nawet na wojnę, aby doradzały przywódcom.
Völwy zajmowały się wieszczeniem i czarami, utrzymując przy tym niezwykle silną pozycję. Wierzono, że miały zarówno dar przepowiadania przyszłości, jak i mogły wpływać na ludzki los. W rodzimych słowiańskich opowieściach i baśniach mamy także naszą wspaniałą Babę Jagę. I to jest dopiero niezwykła kobieta. Baba Jaga to słowiańska feministka.
JW: Co jest w niej takiego wyjątkowego?
AJ: Żyje sama na skraju lasu, blisko natury, potrafi sama o siebie zadbać. Ma wiele konotacji: mogła być pierwotną Boginią Matką, była przewodniczką dusz, bohaterką wielu opowieści, w których pomagała albo szkodziła bohaterom. To ona przeprowadzała rytuały inicjacyjne w społecznościach. W Polsce znamy ją głównie z baśni o Jasiu i Małgosi, ale ta postać ma dużo więcej do zaoferowania. W czasie chrystianizacji Kościół zepchnął tę wieloznaczną postać do roli straszaka. Patriarchalny umysł wyznaczył jej rolę brzydkiej staruchy po to, żeby inne kobiety nie chciały takiego życia. Na szczęście ostatnio zaczynamy odzyskiwać postać Baby Jagi, powstają książki, współczesne baśnie. W tym roku postać doczekała się pierwszej edycji Festiwalu Baby Jagi w Grodzisku Owidz. Patrząc na to wszystko, utwierdzam się w przekonaniu, że badanie czarownic to dobra droga i że chcę to robić.
JW: W nowożytności czarownice palono na stosach. Poznań i Wielkopolska ma swoją niechlubną historię z tym związaną. „Staruszka z Chwaliszewa”, stracona w 1511 roku poznańska znachorka, była pierwszą na ziemiach polskich kobietą, którą zgładzono za używanie czarów.
AJ: Tak. Pierwszą na ziemiach polskich kobietą skazaną w procesach za czary była nasza poznańska czarownica z Chwaliszewa. Oskarżono ją przede wszystkim o zepsucie piwa i zatrucie wody, a co za tym idzie, sprowadzenie wielu chorób. Mówiąc o procesach czarownic, powinno się moim zdaniem nieco oddzielić tę archetypiczną czarownicę, a może bardziej zająć się jej konkretnym aspektem.
Archetyp wiedźmy/czarownicy jest niezwykle szeroki.
W zależności od czasów na wierzch wyciąga się inne jego aspekty. Czarownice z procesów to w dużej mierze efekt propagandy. I tu nadal mamy do obalenia kilka mitów, które funkcjonują w naszej świadomości kulturowej. Na przykład to, że Polska była krajem bez stosów. To nieprawda – u nas po prostu te stosy zapłonęły nieco później (ale do nas to chyba wszystko dociera z opóźnieniem). Kolejnym mitem jest to, że czarownice ścigał tylko Kościół. Tutaj zwróćmy uwagę na dwie rzeczy – nie sam Kościół, bo sporo procesów toczyło się przed sądami świeckimi, do tego znane są też przypadki samosądów. Po drugie nie tylko czarownice, bo choć w procesach znaczną większość oskarżonych stanowiły kobiety, to skazano także wielu mężczyzn. No i na koniec połączenie czarownic z diabłem i oskarżanie ich o spółkowanie z nim. Oczywiście duży nacisk kładziono na siły piekielne, ale nie tylko. O czary można było oskarżyć każdego i z różnych przyczyn. I było to niezwykle wygodne. W ten sposób rozwiązywano na przykład spory, karano niewiernych małżonków, sądzono żony i córki mężczyzn, którzy się ze sobą kłócili.
W chwili, kiedy córka została skazana, bardzo często ojciec nie chciał jej bronić w obawie o posądzenie go o kontakt z czarownicą! Na oskarżenia narażone były też zielarki, które stanowiły łatwy cel.
Kobiety, do których zazwyczaj zgłaszano się po radę i pomoc, z łatwością mogły zamienić się w te, które szkodziły społeczności. Kiedy nie udało im się wyleczyć pacjenta, można było powiedzieć, że celowo sprowadziły na niego śmierć. W Polsce polowań na czarownice zakazano w roku 1776. Nie oznacza to jednak, że egzekucje ustały. Nadal zdarzały się przypadki samosądów. Przyzwyczajonemu do takiego procederu społeczeństwu zajęło jeszcze trochę czasu, żeby zaprzestać takich okrucieństw.
JW: Jak tak mówisz o zielarkach i nieudanych zabiegach leczniczych, na myśl przychodzą mi wróżki. Z jednej strony idziemy do nich po poradę, wierzymy w to, co mówią, ale kiedy wróżba się nie spełni, bardzo łatwo odwracamy się od tych osób i oskarżamy o kłamstwa.
AJ: Tutaj należy zacząć od zadania pytania, po co ktoś idzie do wróżki. Zazwyczaj po taką radę udają się osoby, które chcą konkretnej odpowiedzi na konkretne pytanie. A to tak nie działa, najczęściej taka osoba otrzymuje szczątkowe informacje o tym, co się może wydarzyć. A to jeszcze nie oznacza, że na pewno tak się stanie. Zamiast oczekiwać gotowych rozwiązań, powinno się uruchomić myślenie i zastanowić, jak spełnić to, czego pragniemy.
A może problem leży w tym, że my bardzo często po prostu nie wiemy, czego chcemy? Lubimy przesuwać odpowiedzialność za własne życie na drugiego człowieka.
Jeżeli przydarza nam się coś złego, to nie jest to nasza wina, tylko kogoś innego. Jeśli taka osoba poszła po poradę do wróżki, z łatwością oskarży ją o swoje niepowodzenia. Zamiast szukać kozła ofiarnego, weźmy odpowiedzialność za własne życie. Podobny, acz znacznie brutalniejszy mechanizm, pojawiał się w czasach procesów o czary. Jeśli przyjrzymy się panującym wtedy warunkom i sytuacji gospodarczej, to zobaczymy, że był to czas epidemii i kryzysu. Ani państwo, ani Kościół nie chcieli wziąć na siebie odpowiedzialności za tę sytuację. Kiedy nastroje społeczne były już nie do opanowania, znaleziono kozła ofiarnego. Czarownice i czarownicy były/byli łatwym celem – ludziom łatwo było uwierzyć w ich winę, konszachty z diabłem i ponadnaturalne siły. Przerzucono odpowiedzialność i nie trzeba było się długo zastanawiać.
JW: W Poznaniu powstał Chór Czarownic, a lokalne feministki z dumą mówią o „Staruszce z Chwaliszewa”. Odzyskujemy to, co nam chciał zabrać patriarchat?
AJ: Czy to nie zadziwiające, że nasza poznańska czarownica teraz napawa nas dumą? Mam w tym względzie trochę konflikt wewnętrzny. Bo jednak czarownica z Chwaliszewa to postać tragiczna i zginęła okrutną śmiercią, ale fakt, że wraca do świadomości, jest bardzo ważny. To potwierdza tylko tezę, że tak naprawdę to od czasów zależy, który element archetypu czarownicy wyciągamy. Raz będziemy je ścigać, innym razem będą nas napawać dumą. Cieszę się, że obecnie koncentrujemy się na wiedzy.
Powrót do archetypu czarownicy jest już wszechobecny. Jest ona feministką, kobietą mądrą i niezależną.
Na transparentach podczas protestów i marszy pojawiają się hasła: „Jesteśmy wnuczkami czarownic, których nie spaliliście”, a nawet: „Jesteśmy tymi, które spaliliście. Wróciłyśmy!”, co sugeruje, że siła czarownic odrodziła się w dzisiejszych kobietach. Jesteśmy w momencie dziejowym, w którym ten stary, patriarchalny porządek zaczyna się trząść w posadach. Idziemy po równość i to nie tylko dla kobiet. Idziemy po równość dla świata. To budzi strach i sprzeciw, a tam, gdzie pojawiają się te dwie reakcje, zawsze pojawia się czarownica. Zaczynają się zmiany, ale musimy też pamiętać, że w tym nowym porządku także mężczyźni muszą poczuć się stabilnie, muszą znaleźć swoje miejsce. A my, jako inicjatorki tej zmiany, powinnyśmy mieć to na uwadze. A może warto byłoby przywołać też archetypy wiedźminów, byśmy mogli się ze sobą dogadać, jak równe z równymi, jak czarownice z czarownikami.
dr Anna Jankowiak – archeolożka, publicystka, blogerka. W badaniach naukowych zajmuje się dawnymi kulturami i ich adaptacją we współczesności. Główny obszar zainteresowań to historia czarownic i postrzeganie ich w kulturach, archetypy bogiń i bohaterek oraz adaptacja tych motywów we współczesnym świecie. Absolwentka UAM w Poznaniu, doktora z zakresu archeologii starożytnego Rzymu.