Wnętrze ludzkiej psyche
Opublikowano:
27 października 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Wydaje się szokujące, jak bardzo «Rusałka» nie straciła na aktualności. Późni romantycy i artyści schyłku XIX wieku często poruszali w operach temat zmian tkanki społecznej spowodowanych przez rewolucję przemysłową odbywającą się w tamtym czasie. Panowały wtedy całkiem znajome nam fobie społeczne, które teraz wróciły ze zdwojoną siłą” – mówi Karolina Sofulak, reżyserka „Rusałki” Teatru Wielkiego w Poznaniu.
Sebastian Gabryel: „Rusałka” jest „podróżą w głąb podświadomości”. Co w niej znajdujemy?
Karolina Sofulak*: Podczas pracy nad „Rusałką” wraz z Eugeniuszem Lavrenchukiem [odpowiadającym za dramaturgię „Rusałki” – przyp. red.] doszliśmy do ciekawych wniosków – studia nad partyturą wyraźnie wykazały, że nie jest to prosta bajka, a raczej parabola, czy też rozszerzona, symboliczna metafora wnętrza ludzkiej psyche. Dvořák i Kvapil, czyli kompozytor i librecista, nie mieli u schyłku XIX wieku języka wypracowanego w późniejszych dekadach przez Freuda, a potem Junga.
Nie mogli tłumaczyć ludzkich pragnień i impulsów, nie posiłkowali się terminami takimi jak id, ego, superego, animus i anima.
Jednak w zaskakujący sposób dotknęli sedna sprawy za pomocą baśniowych postaci, przewidując niejako – a kompozytorzy często przewidują przyszłość, jeśli czytamy ich z uwagą – to, jak wnętrze ludzkiej głowy opisze nam XX wiek. Dvořák opowiada swoją bajkę przewrotnie, znane w jego czasach mechanizmy narracyjne są odwrócone jak w krzywym zwierciadle. Rusałka ponoć nie ma duszy, ale prezentuje obraz odpowiedzialnego człowieczeństwa o wiele pełniej od Księcia czy Obcej Księżnej. Kompozytor pyta nas, co czyni człowieka człowiekiem w pełnym wymiarze, i jak w człowieczeństwie mieści się kobiecość, pokazując podróż bohaterki – czy może nawet superbohaterki – przez podzielony i nieczuły świat.
SG: Kierownictwo muzyczne nad „Rusałką” objął Martin Leginus. Jego zdaniem to najpiękniejsza opera, jaka kiedykolwiek powstała. Pani zdaniem również? Co jest jej największym wyróżnikiem?
KS: Martin Leginus to wyjątkowo teatralny dyrygent, ze znakomitym wyczuciem sceny i współczesnym aparatem pracy. Miałam w nim partnera równie oddanego dziełu i procesowi jak ja i moja ekipa kreatywna.
Jego zachwyt nad partyturą wychodzi z podobnego poziomu zrozumienia i zadziwienia, jak dzieło tak przenikliwe powstało ponad 120 lat temu, nadal szepcząc nam obserwacje boleśnie współczesne.
To świadczy o ponadczasowości dzieła, kiedy w zupełnie innym punkcie na osi czasu potrafi nas dotknąć bezpośrednio i zachwycić swoją świeżością. Muzycznie największym wyróżnikiem „Rusałki” – oprócz głębokiej mądrości tej opowieści – jest wykorzystanie przez Dvořáka wagnerowskich motywów przewodnich, z jednoczesnym przeniesieniem ich na nowy poziom. Nie charakteryzują jedynie bohaterów, pomagając się odnaleźć w „jeziorze muzyki”.
W dziele funkcjonują i plotą się motywy, które z Eugeniuszem nazywaliśmy motywem otchłani, czyli tym, co później u Janáčka rozumiemy jako osud, czyli los, jak również trwogi i pragnienia.
Śledzenie ich transformacji tembralnych, rytmicznych i harmonicznych dało nam wiele satysfakcji i dodatkowo inspirowało obsadę, pomagało im osadzić ruch sceniczny.
SG: Ze względu na remont sceny głównej Teatru Wielkiego premiera opery odbyła się na Międzynarodowych Targach Poznańskich. Jak wiele możliwości daje to miejsce? I z jakimi wyzwaniami się ono wiązało? W końcu, z punktu widzenia tradycyjnego podejścia do realizacji dzieł operowych, to nieoczywista przestrzeń.
KS: Jak to mówimy z Dorotą Karolczak, autorką naszej magicznej przestrzeni, tym razem była to bardziej teatrografia niż scenografia. Musiałyśmy zbudować całą infrastrukturę sceniczną w płaskiej przestrzeni hali targowej.
Naszym założeniem było stworzyć warunki akustyczne, w których „Rusałka” może wybrzmieć bez ingerencji mikroportów czy inżynierii dźwięku w balansie orkiestry. Dorota jest nie tylko artystką, ale i architektką.
Jej przestrzenie naturalnie wzmacniają akustykę i pozwalają mi się odnaleźć w kolejnej już – po „Albercie Herringu” – operze poza operą. Czas remontu znakomicie nadaje się do wyjścia z operą w miasto, rozszerzenia przestrzeni jej oddziaływania, zainteresowania nią nowych grup publiczności. Hala MTP dała nam też możliwość wyeksponowania orkiestry w epicentrum wydarzenia, obserwowania gracji ruchów muzyków pod batutą dyrygenta. To przypomina widzom, jak tytanicznym i zespołowym wysiłkiem jest wystawienie produkcji operowej – ilu ludzi musi zebrać się we wspólnej misji i wizji, aby dzieło prawidłowo oddziaływało.
SG: Tytułową partię wykonuje Iwona Sobotka, niewiernym Księciem jest Dominik Sutowicz, zaś Jeżibabą – Małgorzata Walewska. Jak pracowało się pani z tak wybitnymi wykonawcami? I jak w ogóle zapamięta pani pracę nad „Rusałką”?
KS: Miałam wiele szczęścia z obsadą przy tym projekcie, bo po raz kolejny trafiłam na artystów nadających na podobnych falach i potrafiących wyrazić całą subtelność baśni lirycznej Dvořáka. Z Iwoną i Małgorzatą było to pierwsze spotkanie, ale z pewnością nie ostatnie.
To śpiewaczki przemądre i jednocześnie obdarzone poczuciem humoru, sceniczną spontanicznością i czarem, prawdziwe bestie sceniczne w najlepszym rozumieniu terminu.
Z Dominikiem to już druga bardzo udana współpraca – kolejny Książę, po księciu Kalafie w krakowskiej „Turandot”. Ze swobodą nazywam go najlepszym wokalnie i scenicznie tenorem, jakim nasz kraj dysponuje. W partii Pucciniego zaprezentował siłę swojego głosu i oszałamiającą łatwość w braniu gór, czyli wysokich dźwięków. Jako Dvořákowski Książę pokazał rozbrajającą lirykę i paletę kolorów w całej dynamice, zwłaszcza w momentach najbardziej skupionych pian. Sama radość pracować z taką drużyną, i tak właśnie zapamiętam „Rusałkę” – jako fantastyczną przygodę naprawdę wyjątkowego zespołu Sceny pod Pegazem, który po raz kolejny udowadnia, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.
SG: Podczas niedawnej konferencji słusznie zauważyła pani, że „często to my sami tworzymy wszelkie podziały, z jakimi się borykamy w życiu codziennym, społecznym”. Jak bardzo treść „Rusałki” nie straciła na swojej aktualności?
KS: Wydaje się szokujące, jak bardzo „Rusałka” nie straciła na aktualności… Późni romantycy i artyści schyłku XIX wieku często poruszali w operach temat zmian tkanki społecznej spowodowanych przez rewolucję przemysłową odbywającą się w tamtym czasie.
Panowały wtedy całkiem znajome nam fobie społeczne, które wróciły obecnie ze zdwojoną siłą w dobie rewolucji cyfrowej.
Człowiek w dowolnym punkcie w historii ma iluzję ogromnego postępu swoich czasów: często zapominamy, że rozwój ludzkości nie idzie tak szybko, jak mogłoby nam się wydawać. Z ludźmi schyłku dziewiętnastego wieku mamy więcej wspólnego, niż byśmy pomyśleli – mówimy inaczej i ubieramy się inaczej, ale tańczymy bardzo podobne tańce społeczne, polityczne. Pewne sprawy pozostają uniwersalne. Bardzo cieszyła mnie przy tym projekcie współpraca z projektantkami z RISK made in Warsaw – Antoniną Samecką i Klarą Kowtun, które widzą podobne zależności w historii czy nawet filozofii ubioru. Pomogły mi „odczarować” przaśność z „Rusałki” i opowiedzieć modern fairy tale, bo tym dokładnie była w czasie kompozytora „Rusałka” – boleśnie aktualną, współczesną baśnią.
SG: Żyjemy w coraz bardziej zwaśnionym świecie. Dźwigającym traumę wojny, izolowanym przez pandemię… Konfliktów nam nie brak – nie tylko między ludźmi, ale i pomiędzy człowiekiem a naturą. W tym kontekście „Rusałka” chyba ma nam coś bardzo ważnego do powiedzenia?
KS: „Rusałka” jest wyjątkową operą, ponieważ jej symbolizm pozwala na wiele możliwych odczytań – jednym z nich jest zaburzona relacja pomiędzy człowiekiem a naturą.
W naszej bajce pokazujemy jeden świat, który Książę i Rusałka współdzielą. Czy to pałac nastąpił na jezioro, zagarnął naturę, czy to jezioro zalało pałac i jesteśmy pod wodą?
Dvořák mówi nam, że wszelkie podziały są sztuczne i niszczące, a bez natury czeka nas bardzo smutny koniec, od jej „uścisku” człowiek nie może uciec, bo sam jest jej częścią. Postanowiliśmy ten temat w naszej ekipie kreatywnej podjąć już na poziomie metodyki produkcji. Dorota Karolczak „pokroiła” swoją dawną scenografię, by dać jej nowe życie i osadzić naszą baśń w odpowiednio poetyckiej przestrzeni. Odbyło się to w duchu zero waste, sporo bazowaliśmy na firmach zewnętrznych wykonujących systemy podestów i trybun. Według nas zrównoważony rozwój opery, jej sustainability, jest obecnie najwyższą koniecznością.
*Karolina Sofulak – absolwentka studiów filologiczno-kulturoznawczych Europy Zachodniej na Uniwersytecie Warszawskim oraz międzywydziałowego kierunku reżyserii opery i teatru muzycznego na AST, ASP i Akademii Muzycznej w Krakowie. Jako współpracowniczka reżysera i reżyserka wznowień pracowała dla następujących teatrów: Teatr Wielki – Opera Narodowa w Warszawie, Opera North, Cantiere Internazionale d’Arte Montepulciano, Badisches Staatstheater Karlsruhe, Grange Park Opera, Theater Chemnitz, Teatro Regio di Torino, Opéra National de Bordeaux, Opéra de Dijon, Wuppertaler Bühnen, English National Opera oraz Royal Opera House Covent Garden. Reżyserowała dla Brighton Early Music Festival („Pygmalion” Rameau) i London Festival of Baroque Music („Combattimento di Tancredi e Clorinda” Monteverdiego). W 2016 roku została finalistką stypendium Independent Opera Fellowship, a rok później przygotowała „Rycerskość wieśniaczą” Mascagniego dla Opera North w Wielkiej Brytanii jako część entuzjastycznie przyjętego sezonu jednoaktówek Little Greats. W 2018 roku zdobyła pierwszą nagrodę w międzynarodowym konkursie reżyserskim European Opera-directing Prize, a jej zwycięska inscenizacja „Manon Lescaut” Pucciniego została zaprezentowana na scenie Opera Holland Park w Londynie w czerwcu 2019 roku. W Polsce wyreżyserowała między innymi „Traviatę” Verdiego dla Opery Bałtyckiej w Gdańsku (2012), „Fausta” Gounoda dla Teatru Wielkiego w Poznaniu (2019), „Napój miłosny” dla Opery Śląskiej w Bytomiu (2019) oraz „Turandot” dla Opery Krakowskiej (2022). Jej głośna inscenizacja „Vandy” Dvoráka na krakowskim festiwalu Opera Rara w 2020 podjęła temat zmiany filozofii władzy i siły wspólnoty walczących o lepszy świat kobiet. W kolejnym roku na warsztat wzięła „The Golden Dragon” Petera Eötvösa – opowieść o dramacie emigracji. W grudniu 2021 roku w Królewskiej Operze Duńskiej w Kopenhadze wystawiła z wielkim sukcesem „Bal maskowy” Verdiego, który zostanie wznowiony w Operze w Oslo wiosną 2023. W tym roku wyreżyserowała „Rusałkę”. Teatr Wielki w Poznaniu zaprezentował przedstawienie na Międzynarodowych Targach Poznańskich.