fot. Materiały prasowe

Zielona rewolucja

Nic, bądź prawie nic, co czynimy, nie dzieje się bez powodu. Źródła indywidualnych działań mogą tkwić w napędzających nas pragnieniach, apetytach na różne rzeczy, ograniczeniach. Tkwią też w historii naszych wspólnot, w tym, jak żyły, jak ukształtowały naszych przodków, a za ich pośrednictwem nas samych.

Dziedzictwo może być błogosławieństwem i obciążeniem. Jest zwykle bardzo bogate i nawet pełne sprzecznych wątków i komunikatów, które pozwalają wybierać z tej mnogości to, co odpowiada aktualnym potrzebom.

 

Czasami jednak nie daje podpowiedzi, a stanowi ograniczenie – wyzwania stojące przed wspólnotą wykraczają poza horyzont wcześniejszych doświadczeń i domagają się nowych sposobów postępowania i myślenia.

W świecie ściśle podzielonym na małe skrawki, które nazywamy państwami, zamieszkiwanym przez wspólnoty stanowiące osobne całości – narody, kwestie nawet wydawałoby się prozaiczne mogą być polityczne.

Warzywa zjedz, mięso zostaw

Pisząc historię wegetarianizmu w książce „Warzywa zjedz, mięso zostaw. Krótka historia wegetarianizmu” opublikowanej niedawno przez Wydawnictwo Poznańskie, Natalia Mętrak-Ruda daje obraz różnych przekonań na temat jedzenia. Mięso jest obecne w diecie niemal wszystkich społeczeństw, jednocześnie od dawna są obecne głosy, że winniśmy tę praktykę porzucić na rzecz spożywania pokarmów roślinnych.

 

Argumenty, zarówno jednej, jak i drugiej strony, są różne. Odwołują się do powinności człowieka wobec innych stworzeń, praw danych w księgach objawionych. Współcześnie istotniejsze może niż inne bywają zalecenia medyczne dotyczące diety. One też niwelują nieco polityczne kontrowersje jedzeniowych wyborów.

A te były przynajmniej jeszcze niedawno dość wyraźne – wszak pewien minister kilka lat temu uznawał wegetarian i cyklistów za zagrożenie dla polskiego, zdrowego modelu życia. Jasno to pokazuje nieobojętność nie tylko polityczną, ale ogólnie kulturową tematu odżywiana. Podobnie jak inne, najbanalniejsze nawet rzeczy, to co jemy może funkcjonować jako znak intelektualnych czy ideowych wyborów, identyfikacji z religią czy wspólnotą kulturową. Może też stać się wyznacznikiem pozycji społecznej: przynależności do klasy, aspiracji do bycia jej częścią.

Wydaje się, że w historii Europy (ta jest nam najlepiej znana, choć zależność może mieć bardziej uniwersalny charakter) wpływ społecznych uwarunkowań na praktykowane diety daje się wyraźnie dostrzec. Jeśli spojrzeć na społeczeństwo polskie, wywodzące się w większej części z ubogich mieszkańców wsi, to możliwość jedzenia mięsa była oznaką statusu majątkowego, zamanifestowania swojej wyższej niż większość pozycji. Dieta chłopska, w warunkach polskich, była głównie oparta na produktach roślinnych. Mięso w różnych postaciach gościło na stołach rzadko, głównie w czasie świątecznym. Dostęp do niego wyznaczał granice klasowe, czy stanowe. Łatwo więc wyobrazić sobie powstającą zależność pomiędzy ostentacyjną konsumpcją a wyrażającym się w niej statusem.

Dieta jarska

Awans społeczny, trudny do zrealizowania w krótkim czasie poprzez język, maniery, gust czy obyczaj, najłatwiej mógł się ukazać w zestawie potraw na stole. To dla samych zainteresowanych było też bezpośrednim wyrazem zmiany pozycji. Dieta jarska, jak to do niedawna określano, długo nie mogła być popularna, bo kojarzyła się z niedostatkiem, brakiem środków na „dobre” jedzenie. Stanowiła w czasach PRL-u przede wszystkim domenę osób i grup sytuujących się w opozycji do dominującej, hegemonicznej opowieści o świecie. Stąd praktykowały wegetarianizm postacie związane ze środowiskami artystycznymi czy ciążącymi ku alternatywnym stylom życia.

 

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Skok do królestwa wolności dla dużej części polskiego społeczeństwa wiązał się z nieograniczonym dostępem do mięsa – wcześniej dostępnego przez długi czas na kartki, ewentualnie na tzw. czarnym rynku (czyli znowu odsyła to do bogactwa). Przejście od społeczeństwa niedoboru do społeczeństwa dobrobytu (a tak ta droga miała wyglądać) znakowane było kilogramami mięsa spożywanego przez statystycznego mieszkańca Polski w ciągu roku.

Wskaźnik odnotowywany w statystykach ukazuje wzrastającą zamożność, bądź, podchodząc do danych nieco inaczej, pokazuje, że możność zakupu mięsa realizuje aspiracje do przynależności do innego, bogatszego, cywilizowanego świata. Nawet gdybyśmy w nawias brali wskazanie „zastaw się, a postaw się” jako maksymę gościnności, to ostentacyjna okazałość stołu może być z pewnością demonstracją stanu posiadania. A przy tym znane są w świecie przykłady pokazowego marnotrawstwa, które taki właśnie miało cel – w świetle dnia pokazać majętność. Niekiedy nawet pogardę dla dóbr – znamionującą tych, którzy posiadają, i których pozycja jest niepodważalna. Domagając się wręcz potwierdzenia w nadmiarowej konsumpcji i marnotrawstwie.

 

W tych okolicznościach łatwo zrozumieć, dlaczego nasza, polska przygoda z wegetarianizmem jest dość krótka. Ani egzystencjalne doświadczenie najliczniejszych grup społeczeństwa polskiego nie kierowało w tę stronę, ani idee odgrywające w historii najistotniejszą rolę nie podnosiły kwestii relacji ludzi i zwierząt w kontekście diety.

Po osiągnięciu względnego (bo zawsze może być przecież lepiej) dostatku marginalne dotychczas tendencje mogły dojść do głosu. Włączyliśmy się jako społeczeństwo w prąd ogólniejszych zmian, dla których etyczne aspekty jedzenia i ekologiczne wątki są kluczowe – choć właściwe zamożnym krajom. Co nie pozostało i nie pozostaje bez reakcji. Od sprowadzających nadal rzecz do ekstrawagancji właściwych jednostkom aspirującym do bycia kimś innym i lepszym niż pozostali, przez godne wyśmiania dziwactwo w dążeniu do przyswojenia obcych obyczajów (tradycja nienowa – „Żona modna” klasycznym przykładem), po wietrzenie w tym spisku wrogich, antyludzkich nawet, ideologii.

Podmiotowość zwierząt

Współcześnie inny jeszcze kontekst dla wegetarianizmu, wyostrzający wcześniej obecne, tworzą dwie kwestie. Pogłębiający się namysł nad prawami zwierząt, jako istot niebędących – jak określał je Kartezjusz – biologicznymi maszynami, a stworzeń czujących, myślących i nie tak odległych od nas, jak moglibyśmy myśleć jeszcze niedawno.

Jest także problem antropocenu (wiążący się z poprzednim poniekąd): dostrzegając ciśnienie wywierane przez gatunek ludzki na Ziemię, zmieniające warunki funkcjonowania całego systemu i warunki życia wszystkich zamieszkujących glob stworzeń, należy poszukiwać sposobów, by nie zrujnować świata, którego nie jesteśmy właścicielami.

 

Produkcja pokarmu roślinnego mniej obciąża ekosystem, a tym samym wegetarianizm staje się i wyborem szacunku dla podmiotowości zwierząt, i strategią odpowiedzialnej obrony świata.

Natalia Mętrak-Ruda opisując historię wegetarianizmu od starożytności do dzisiaj, w lekkim tonie pokazuje jego wielorakie źródła i inspiracje. Wpisując go w kontekst filozoficzny, antropologiczny i religijny, pokazuje i popularyzuje złożoną tradycję, stającą się i dla nas coraz bardziej znaczącą.

Seria „Zrozum”, której częścią jest książka „Warzywa zjedz, mięso zostaw”, ma charakter popularyzatorski. Tom realizuje tę istotną skądinąd misję. Przystępna prezentacja tematu wegetarianizmu może być pomocna w mierzeniu się z dzisiejszymi wyzwaniami, niemającymi przecież charakteru intelektualnych łamigłówek adresowanych do elitarnego grona filozofów, a stawiającymi wszystkich wobec konieczności podejmowania wyborów. Rysując szerokie tło dla tych wyborów, motywów takich czy innych decyzji, autorka pogłębia społeczną świadomość wagi problemów sygnalizowanych przez jedzenie i z nim związanych. Podkreśla nieobojętność tego, co mamy na stole, względem tego, jaki jest nasz świat i jakim go czynimy.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
1
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0