Zrywanie się ze smyczy
Opublikowano:
1 września 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Po zupełnie wspaniałym Nagim wodniku w śródmieściu, Tomasz Bąk powraca bezpośrednio do swej obsesji. Fiszki to bowiem traktat pisany na marginesie jednej z najbardziej znanych krytyk systemu, w którym przyszło nam żyć. A mowa o Realizmie kapitalistycznym Marka Fishera.
Może nieelegancko zaczynać literalnie od okładki, ale projekt graficzny najnowszej książki uhonorowanego niemal każdą istotną nagrodą Tomasza Bąka nie pozostawia żadnych złudzeń. Laureat Nagrody Literackiej Gdynia tym razem postawił na formę traktatu: opowieści snutej na marginesie, nieco w kontrze, do krótkiego, ale niezwykle istotnego w myśli krytycznej Realizmu kapitalistycznego. Czy nie ma alternatywy? (2009) Marka Fishera. I zanim słów kilkaset o poetyckim (choć ze sznytem ekonomisty) wykładzie Bąka, telegraficzny skrót eseju brytyjskiego filozofa i krytyka.
Wobec kapitalizmu
Czy nie ma alternatywy? Podtytuł eseju nawiązywał do słynnego, prorynkowego, sloganu Margaret Thatcher pozbawionego pytajników. Hasło brytyjskiej premierki podkreślać miało nie tylko wspomniany brak innych opcji, ale powszechną akceptację systemu i, po prostu, jego niekwestionowalne wdrożenie. Co na to Fisher?
Pisarz i autor błyskotliwego bloga K-punk wprowadził pojęcie „realizmu kapitalistycznego”, rozumianego jako ideologiczna rama. Kapitalizm w tej optyce jest postrzegany jako jedyny możliwy system polityczny i ekonomiczny. Choć na tych dwóch wymiarach nie kończy się jego wpływ na nasze życie, jak mogłaby chcieć Thatcher.
Jak wykazywał brytyjski pisarz, system nie tylko sam się destabilizuje, doprowadzając do rozrostu biurokracji, ale kładzie się również długim cieniem na zdrowiu psychicznym jednostek i całych społeczeństw – pomimo hołdowania efektywności i wydajności. W swej pracy Fisher postawił zatem na rekonstrukcję niemal boskiego panowania kapitalizmu. Nie rozpisał jednak strategii przełamania monopolu wszechobecnego (i przez to trudnego do demontażu) systemu, a jego praca zaczęła funkcjonować jako zbiór nośnych i istotnych, owszem, haseł.
Notatki nie tak na marginesie
Łatwiej wyobrazić sobie koniec świata niż koniec kapitalizmu – to chyba najbardziej znany Fisherowski szlagier. Tomasz Bąk czyni z tego zdania tytuł pierwszego tekstu-traktatu poety. I wcale, na szczęście, nie ma tu mowy o felietonowym dopisywaniu refleksji po lekturze książki z 2009 roku – i tym razem autor Bailloutu proponuje własną opowieść – życia w skrytykowanym już przez Fishera późnym kapitalizmie. Świat, na przekór, trwa bowiem dalej, a spójnej strategii na zmianę systemu jak nie było, tak nie ma.
Bąk po cytacie z Fishera wypala natychmiast: „Jaki to ma sens, skoro nikomu nie będzie dane tego oglądać?”.
Chcę jeszcze raz zobaczyć przelot nadmuchiwanej świni podczas
defilady. Usłyszeć kwik podziwu w transmisji na żywo.
Słuchać bajek o kapitale, dopóki wciąż mnie otacza. Mieć słowo
jak kadłub arki i kilka pomniejszych, sycących na dolnym jej
pokładzie. Przyszłe pokolenie nie może już służyć za alibi, bo
go po prostu nie będzie. To nie oklepany totalitarny scenariusz
przerabiany w kółko w kinowych dystopiach. To wykorzystanie
technologii VR i AR na niespotykaną dotąd skalę. W dodatku
pozbawione sprzętowych warunków brzegowych. Wystarczy,
że jesteś, i dzieją się rzeczy. Choć pewnie wolałbyś to, co teraz
– fikuśny materac, szorty z poliestru, woda z cukrem, słomką
i palemką – przeprawia przez strumień bodźców prom zwany
znudzeniem.
(fragment tekstu Łatwiej wyobrazić sobie koniec świata niż koniec kapitalizmu)
Bo czy na rękę jest nam wyrzucać do kosza system, który za dnia może i wykorzystuje, ale po zmierzchu obdarza Netflixem? Bąk w Fiszkach łapie ten dualizm – kwitowany albo wzruszeniem ramion i przerzuceniem kanału, albo mieszanką wstydu i przyjemności. Bo tych, za odpowiednią cenę, jest przecież tak dużo.
Co innego popularne dystopie o charakterze reakcyjnym.
Dostępne w VOD. Oglądane po pracy. Zakorzeniające przeświadczenie,
że mogło być gorzej, wzmacniające poczucie
wdzięczności – betonujące status quo.
(…)
Wyciągi z kart kredytowych podsycają ogień.
Rzecznik straży pożarnej zaprasza ponownie. Cud na opak.
Przekleństwo, którego nie odkupi żaden akt skruchy.
Klątwę zdjąć może tylko jakaś interwencja, równie nieoczekiwana,
jak rzucona wcześniej klątwa. Chmuro inspirowana
niszczycielem imperium, na której planecie zechcesz zaprowadzić
porządek?
Żyjemy wewnątrz snu, który w sekundę może zmienić się w koszmar. Wierzyliśmy w czary, które okazały się klątwą. I nie ma odwrotu, choć nie oznacza to bezwzględnego końca. Fiszki Tomasza Bąka, dość przewrotnie, choć wciąż, są nasycone nadzieją. Powtarzana bez końca mantra o końcu – wymieraniu, globalnym ociepleniu, ale też kapitalizmu – staje się albo niewiarygodna, bo koniec w społecznej wyobraźni to nie tyle proces, co ostre cięcie, albo mocno przesadzona i w najlepszym przypadku – jawi się jako usterka, której da się zaradzić. To przecież tylko gorsze lata przed lepszym jutrem. Ale czy na pewno?
Usmyczeni
Jednym z piękniejszych i wcale niezłych nowotworów językowych w Fiszkach jest czasownik usmyczenie. Skoro wieczne zwiastowanie końca nie tylko nie działa, ale odbiera sprawczość (bo tylko położyć się i czekać na los dinozaura), może warto zmienić język? Co, jeśli fatalistyczne narracje są tak naprawdę symptomem innego problemu?
Natomiast przez wzgląd
na usmyczenie wyobraźni, jego [antykapitalistycznego karnawału] potencjał antykapitalistyczny
jest zerowy, gdyż drobna korekta jawi się jako wielkie zwycięstwo.
Jest jedynym możliwym horyzontem. Można pokusić
się o stwierdzenie, że samym uczestnikom bardziej zależy na
karnawale, niż na jego ewentualnych konsekwencjach, które
nie tylko są trudne do przewidzenia, ale także mogą się okazać
trudne do przełknięcia.
Nie kryzys, nie koniec, nie wyczerpanie wyobraźni: zamiast fraz pasywnych, ziejących pustką, Bąk wprowadza usmyczenie wyobraźni. A kto nie chciałby zerwać się ze smyczy? I choć rzut w marzenie, bujanie w obłokach i odpoczynek (jako forma oporu) może wydawać się równie wytartym sloganem, to właśnie sposoby na zaburzenie całej tej systemowej machinerii. I czy możliwy jest świat po katastrofie? Jak najbardziej, ale o tym już we wcześniejszym tomie Tomasza Bąka: Nagim wodniku w śródmieściu. I jeszcze dwa zdania od autora:
Nieodparcie nasuwa się wrażenie, że autor obwinia neoliberalizm
za całe zło, jakie dzieje się na świecie. Jeśli Fiszki da się
podsumować jednym zdaniem, to niech to będzie właśnie to
zdanie.