fot. Marta Konek

Inne historie

Skandynawska seria Wydawnictwa Poznańskiego wzbogaciła się niedawno o kolejny tytuł. „Mokradła” Marii Turtschaninoff w przekładzie Agaty Teperek to powieść o historii i czasie z perspektywy aktorów drugoplanowych. Tych, których istnienia nie zauważają kroniki, którzy są tylko paliwem historii, nie jej motorami.

Najprostszym określeniem dla „Mokradeł” jest saga rodzinna. Dzieje familii Nevabacka obejmują kilkaset lat, kilkanaście pokoleń, dziesiątki osób. Mimo wszystko nie przypomina to w niczym znanych powieściowych sag, w których śledzimy detalicznie zarejestrowane losy członków rodziny, ich wzloty, upadki, prozę życia i jego poezję.

Turtschaninoff stosuje metodę krótkiego zbliżenia, zogniskowania spojrzenia na wycinku czasu, na pojedynczej osobie. To raczej sceny z życia rodzinnego niż linearna narracja. Całość dziejów trzeba samodzielnie zrekonstruować, powiązać ze sobą kolejne postacie, odcyfrować pokrewieństwa i powinowactwa. Z rozsypanych kawałków złożyć samemu obraz.

Nieistotni

Fragmentaryzacja rodzinnej historii współbrzmi z wspomnianą wcześniej pozycją bohaterów: są w perspektywie dziejów nieistotni, ważni dla siebie samych, nieznaczący globalnie. Nie muszą być dla nas interesujące szczegóły ich losów – wystarczą migawki. Ale jednocześnie rodzą się pytania o to, co czyni te losy tak mało znaczącymi. Gdzie mieści się znaczenie ludzkiego życia?

 

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Prowokowane kolejnymi epizodami, powstają inne pytania. Rozwijane w kolejnych zdaniach sceny odsłaniają liczne zajmujące nas dzisiaj problemy. Dzięki pokawałkowaniu rodzinnej historii można dostrzec liczone w dziesiątkach lat, przekraczające życie jednostek, procesy przemian.

Doświadczanie przez kobiety własnego życia, jego sensu, celu, ulega zmianie. Widzimy to nie w ewolucji jednej postaci, a pokoleń wrzuconych w odgórnie im nadane role kobiecych bohaterek. Mężczyźni muszą się w ten sam sposób mierzyć ze stojącymi przed nimi wyzwaniami, a rozwiązania odpowiednie dla jednych, dla innych, w innym czasie, są już nie do zastosowania.

Powieść o Finlandii

„Mokradła” to także powieść o Finlandii. Sama postać autorki przy okazji stanowi dobry obraz złożoności jej historii. Maria Turtschaninoff pisze po szwedzku. Jest Finką. Do XIX wieku dzisiejsza Finlandia była integralną częścią Królestwa Szwecji, jej kulturalna elita była szwedzkojęzyczna. Wówczas to zaczął się proces formowania świadomości etnicznej odrębności Finów. Wtedy dopiero zaczęto poszukiwać dla niej językowej formy.

 

Język fiński, jaki dzisiaj znamy, był językiem najuboższych, niewykształconych warstw społeczeństwa, istniejącym w wielu lokalnych odmianach, porozumiewał się nim gmin. Brak było, mimo podejmowanych w poprzednich wiekach prób, normy językowej i ujednoliconej gramatyki, brak było literatury.

Wynalazcy narodu fińskiego mówili po szwedzku i wychodzili w stronę języka fińskiego z innego obszaru językowego. Musieli, tworząc naród, dać mu język – właściwie stworzyć jeden język narodowy z licznych regionalnych dialektów i sami się go nauczyć.

Dość powiedzieć, że ten proces, który większość narodów europejskich przeszła u progu nowożytności, w Finlandii cały czas trwa – pierwszy w pełni fińskojęzyczny słownik został wydany stosunkowo niedawno, w latach 1951–1961 (gdy chociażby polski słownik Lindego to lata 1807–1814).

W posłowiu do książki jej tłumaczka Agata Teperek pisze, że materia językowa powieści oddaje te przemiany. Nazwy i terminy wywodzące się z języka szwedzkiego stopniowo ustępują fińskim.

Tutejsi

Bohaterów Turtschaninoff przez większość czasu zamiast jako Szwedów, czy Finów, można by określić mianem „tutejszych”. Żyją w własnym tu i teraz, dla którego tak abstrakcyjne, oderwane od ich doświadczenia egzystencjalnego kategorie, jak naród są nieistotne. Nie widzą ich przydatności w swoim życiu. Ich tożsamości są lokalne.

W „Mokradłach” opisywana historia jest historią innej prędkości czasu i innej głębokości doświadczenia niż podręcznikowe dzieje polityczne. Ale stopniowo – co obserwujemy – niedotyczące ich bezpośrednio wydarzenia wchodzą w ich życie, głęboko w nie ingerują.

 

Dlaczego jednak „Mokradła”? Wydaje się, że tytuł mógłby stosowniej brzmieć na przykład „Nevabacka” (nazwa miejsca będącego w posiadaniu rodu przez stulecia; trochę jak Faulknerowski „Zaścianek”) bądź „Synowie i córki Matsa Nevabacki”.

Faktyczny tytuł może wprawiać w zakłopotanie oddaleniem od tego, o czym czytamy. Wydaje się mimo to, że wydobywa na wierzch wymiar opowieści najgłębszy, poza jej językiem obecny. Tytułowe mokradła bowiem to fragment posiadłości – w wyniku układu z pierwszym właścicielem ziemi, Matsem – zachowujący autonomię. Kolejne pokolenia w różny sposób się do tej części swojej posiadłości odnosiły, na różne sposoby ustanowioną autonomię negocjowały.

Nie mogły tego uczynić w ten sam sposób co protoplasta rodu, który w poetyce realizmu magicznego płodzi potomka z chtoniczną istotą zamieszkującą bagnisko i może go wychować jako zaczyn kolejnych pokoleń w zamian za pozostawienie w spokoju tej połaci ziemi. Następne generacje różnią się swoimi zamiarami i działaniami wobec mokradeł. Konkretne poczynania to w istocie sposób, w który rzeczywiście ustalamy co chcemy z ziemią, z nie-ludzkim życiem wokół nas uczynić. Bez słów. W czynach.

Ziemia pozostanie

Choć wydaje się, że mokradła są nieistotne, bierne, nieznaczące – bo nieużyteczne – cały czas kolejne postacie ciążą ku nim. Patrzą na nie, myślą o nich: ze strachem, z ciekawością. Szukają na nich schronienia. Czynią je powiernikami swoich tajemnic. Krążą po orbicie wyznaczonej przez fragment pozaludzkiego świata, przekonani, że nad nim panują.

Turtschaninoff opowieść rozpoczyna od biblijnego wzięcia w posiadanie ziemi przez jej właściciela, by natychmiast uznać jej autonomiczność, i na tej ambiwalencji buduje strukturę opowieści.

 

Na końcu odległa w czasie potomkini protoplasty rodu – mądra wiedzą i doświadczeniem wszystkich wcześniejszych pokoleń – oddaje ziemi wolność. A raczej uświadamia sobie, że tej wolności nie da się zabrać, a każda próba zwraca się przeciw zaborcy.

Milczenie ziemi jest w „Mokradłach” niesłychanie wymowne – pokazuje granice mocy języka. Jest on próbą zapanowania nad światem. Finalnie zawsze będącą porażką. W każdej chwili możemy zniknąć, jak wiele innych stworzeń przed nami. Ziemia zostanie. Ona jest pewnikiem.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
1
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0