Plakat w rękach kobiet
Opublikowano:
14 marca 2025
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Litera „H” w tytule wystawy „POSTHER” chwieje się, nawiązując do wciąż kruchej wolności kobiet i niepewności, będącej od pokoleń naszym udziałem. Nadal często nie wiemy, w którą stronę mamy się „przechylić”, by nie stać się ofiarami ostracyzmu. Jednak zdolność do uginania się to także pewien rodzaj elastyczności i odporności. O sile płynącej z kobiecych plakatów rozmawiam z kuratorką wystawy Aleksandrą Kortas.
Barbara Kowalewska: Wystawa plakacistek zaplanowana została na 8 marca, to brzmi trochę jak manifest. Czy prace na ekspozycji można uznać za taki manifest?
Aleksandra Kortas: Gdy zrodził się pomysł na wystawę, data wernisażu pojawiła się niejako naturalnie, łączyło się to w sposób oczywisty z koncepcją ekspozycji, która ma służyć „odczarowaniu” Dnia Kobiet. W tym dniu wszyscy wręczają kwiaty, mówią kobietom miłe słówka, ale chcemy, żeby ten dzień nie kojarzył się z chwilowym aktem uznania, ale z siłą kobiet, którą zresztą można poczuć w energii wystawy. Plakat sam w sobie jest pewnego rodzaju manifestem, bo w lapidarnej formie potrafi przekazać więcej niż tysiąc słów. Puenta zawarta w plakacie to na tyle mocny komunikat, że może wprowadzać zmiany w światopoglądzie odbiorcy. I taka ma być w założeniu ta wystawa: mocna i zdecydowana w swoim wyrazie, więc tak, jest manifestem pewnych idei.
BK: Plakaty towarzyszyły działalności pierwszych sufrażystek. Pod koniec XIX wieku w Anglii pojawiały się masowo afisze ośmieszające na różne sposoby ruch feministyczny, zohydzające kobiety w nim działające, a nawet jawnie agresywne – zachęcające do przemocy, na przykład te zatytułowane „Co bym zrobił z sufrażystkami” („What I would do with the suffragists”).
AK: Początki plakatu wywodzą się z Francji, a największy rozkwit tej dziedziny przypada na koniec XIX wieku, kiedy to powstawały plakaty litograficzne, głównie zachęcające do udziału w wydarzeniach kulturalnych.
Co znaczące, na tych plakatach kobiety były tylko przedmiotem: jako symbol piękna, ich ciała miały zachęcać do zakupu produktów lub do udziału w imprezach artystycznych. Na początku XX wieku powstawały z kolei prace o wydźwięku politycznym, propagandowym, agitacyjnym. Towarzyszyły też strajkom pierwszych feministek, był to prosty środek komunikacji masowej, hasła szybko się w ten sposób rozprzestrzeniały wraz z rozwojem strajków.
Współczesnym świadectwem takiego oddziaływania były na przykład plakaty Szymona Szymankiewicza, wielokrotnie powielane i wykorzystywane między innymi w 2020 roku podczas Strajku Kobiet, ale też transparenty tworzone przez kobiety w domach. W kontekście plakatów ośmieszających działania sufrażystek, współcześnie również można było zauważyć tego rodzaju wizualny atak ze strony chociażby różnych organizacji pro-life. Myślę, że tak samo jak kiedyś, tak i w dzisiejszych czasach, ośmieszanie i agresja mogą wynikać z nieświadomości oraz niewiedzy, a także strachu przed odmiennymi przekonaniami.
BK: Jak wygląda historia polskiego plakatu, a jak jego herstoria?
AK: Fenomenem na skalę międzynarodową jest, powstała w latach 50. i 60. XX wieku, polska szkoła plakatu. Dzięki niej wciąż jesteśmy rozpoznawalni na świecie. Plakat stał się bardziej malarski i ekspresyjny, wprowadzano charakterystyczny humor z dużą dawką ironii oraz złożone metafory, aby oszukać cenzurę polityczną w PRL-u. W ramach polskiej szkoły plakatu rozwinęła się sztuka zmuszająca widza do głębszej interpretacji. Tyle że w opisach zjawiska brakuje herstorii: możemy mówić o pominięciach i wykluczeniach w ramach tej szkoły. Owe wykluczenia są najbardziej widoczne w opracowaniach historycznych z lat 90. i po 2000 roku, w których pojawia się bardzo mało nazwisk artystek.
Wśród kilkudziesięciu nazwisk znajdziemy zaledwie kilkanaście nazwisk kobiet. A trzeba zaznaczyć, że prace artystek tworzących plakaty w tamtym okresie były na równie wysokim poziomie, brały też udział w wystawach, wygrywały konkursy, były o nich wzmianki w wywiadach, artykułach. Potwierdzeniem tego jest spostrzeżenie dokonane przez Katarzynę Kulpińską w artykule z 2022 roku „Plakacistki PRL-u – artystki (niemal) zapomniane”, który jest częścią publikacji „Acta Universitatis Lodziensis. Folia Sociologica 80”, Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego.
Obserwacja Kulpińskiej dotyczy publikacji „123 polskie plakaty, które warto znać”, w której sto dwadzieścia jeden plakatów autorstwa mężczyzn zostało zestawionych z dwiema pracami kobiet. Zastanawiałam się, z czego może wynikać to pomijanie. I myślę, że to się dzieje w bardzo drobnych gestach i komentarzach, lekceważących i aroganckich wobec kobiecych wypowiedzi – w rodzinie, szkole i innych sytuacjach publicznych. Zaczyna się od tych „drobiazgów”, które jednak potem prowadzą do wykluczeń.
Jest taka historia zacytowana w artykule przez przywoływaną przed chwilą Katarzynę Kulpińską. Krystyna Janiszewska, która była projektantką graficzną oraz żoną Jerzego Janiszewskiego, wspomina, jak kiedyś mąż przyszedł do domu z kolegami artystami. Był rok 1970, wydarzenia grudniowe, chcieli przygotować plakat. Uznali, że to zbyt poważne zadanie dla kobiety i wysłali ją do kuchni, żeby zrobiła kanapki. Oni zajęli się dyskusją, wypijając dwie butelki wina, ale niczego nie wymyślili. Tymczasem Krystyna Janiszewska, robiąc w kuchni te kanapki, wymyśliła i przyniosła panom gotowy projekt. To był znak Grudnia ’70.
BK: Na wystawie znajdą się tym razem prace współczesnych, XXI-wiecznych plakacistek.
AK: Na obecnej ekspozycji poza artystkami polskimi pokażemy także prace kobiet z Czech, Węgier, Francji, Bułgarii, Meksyku czy Stanów Zjednoczonych. Ekspozycja jest okazją do stworzenia międzynarodowego siostrzeństwa – technologie pozwalają nam dziś przecież na nawiązywanie kontaktu z artystkami z drugiego końca świata. Chciałabym, żeby ta wystawa zapoczątkowała dyskusję na temat obecności kobiet w sztuce, ale też rozwinęła poczucie solidarności, stworzyła przyjazne środowisko. Mam nadzieję, że jest to dopiero początek projektu „POSTHER” i następna ekspozycja pozwoli zestawić ze sobą twórczość plakacistek XX i XXI wieku.
BK: Jakim kryterium kierowała się pani podczas wyboru prac?
AK: Pierwszej selekcji dokonałam sama, a potem wybrane artystki zaprosiłam, by podjęły decyzję, jakie prace wysłać. Znając ich twórczość, miałam pełne zaufanie do nich w tej kwestii. Pozostawiłam im także dowolność tematyki, bo skoro ta wystawa ma walczyć o wolność kobiet, to należało także im dać wolność wypowiedzi, swobodę, żeby stworzyć poczucie wspólnoty i uniknąć wykluczenia.
BK: W tekście kuratorskim mówi pani o sile kobiet, widocznej nie tylko w twórczości, ale także w ich życiorysach. Jak ta siła się przejawiała?
AK: Przykładem jest wspomniana Krystyna Janiszewska czy Elżbieta Magner, autorka logo Pewexu, która w wywiadzie z Aleksandrą Boćkowską w 2016 roku przyznała, że to ona była głównym żywicielem rodziny, podczas gdy jej mąż realizował się jako artysta.
Współcześnie przykładem życiorysu potwierdzającego siłę kobiet może być działalność Martyny Wędzickiej-Obuchowicz, która została pierwszą polską członkinią Alliance Graphique Internationale, czyli międzynarodowej organizacji zrzeszającej czołowe projektantki i projektantów graficznych. W świecie zdominowanym przez mężczyzn jest wiele cech wspólnych dla sytuacji artystek tworzących w XX i XXI wieku.
Kobiety dzieliły czas pomiędzy pracę, prowadzenie domu i opiekę nad dziećmi, dzisiaj także wiele obowiązków dalej spoczywa tylko na ich barkach. Mimo że sporo się zmieniło, bo kiedyś taka wystawa jak ta nie miałaby racji bytu, to jednak dużo jest jeszcze do zmiany. Mówimy, że mamy równouprawnienie, ale czy możemy rzeczywiście przestać walczyć? Odnoszę wrażenie, że nie, że wolność nie jest nam dana raz na zawsze i musimy się o nią upominać.
BK: W jaki sposób siła kobiet jest widoczna na wybranych plakatach?
AK: Możemy tu zobaczyć plakaty społeczne i kulturalne. Czasami ta moc przejawia się w elektryzującym zestawieniu barw, jak u Agnieszki Ziemiszewskiej na plakacie „The Power of You”. Innym razem można ją poczuć w dynamicznej i mocnej typografii, jak u Joanny Tyborowskiej czy Karoliny Grudzińskiej.
Mamy także plakat Radoslavy Boor „Women Life Freedom”, nawiązujący do sytuacji kobiet w Iranie: to węzeł stryczkowy ułożony z kobiecych włosów, a zgarbiona pozycja siedzącej postaci sugeruje jej wewnętrzne i zewnętrzne stłamszenie. Ta siła jest widoczna nie tylko na plakatach, ale również kryje się w historiach stojących za nimi. Przykładem jest praca Mai Wolnej stworzona do filmu „Ostatnia wyprawa”, opowiadającego o losach wybitnej polskiej alpinistki, której życiorys jest dowodem niesamowitej determinacji i ogromnej pasji.
To tylko kilka z wielu niesamowitych prac, które można oglądać na wystawie.
BK: Ekspozycja ma być także okazją do poszerzania dyskusji o roli kobiet w sztuce. W jaki sposób?
AK: Wernisaż czy oprowadzanie kuratorskie będą okazją do spotkań i rozmów. Ale myślę także o dyskusji jako ogólnym procesie, który może uruchomić wystawa, bo plakat jako medium zachęca do dyskusji. Dzięki syntetycznej formie przekazu możemy wzbudzić emocje u odbiorcy i skłonić go do myślenia. Jeśli tak się stanie pod wpływem jakiegoś plakatu, to znaczy, że jest udany.
Aleksandra Kortas – studentka grafiki projektowej na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Laureatka nagród i wyróżnień w krajowych oraz międzynarodowych przeglądach plakatu, otrzymała m.in. Złotą Nagrodę w Międzynarodowym Konkursie „Poster for…” oraz zajęła I miejsce w Międzynarodowym Konkursie na Plakat Poster Stellars w USA. Jej prace brały udział w kilkudziesięciu wystawach w Polsce i za granicą, m.in. podczas Międzynarodowego Festiwalu Grafiki Projektowej PLASTER, Międzynarodowej Wystawy Satyrykon w Legnicy oraz Biennale Plakatu w Meksyku, Ekwadorze, Portugalii, Boliwii i USA. Laureatka Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za wybitne osiągnięcia, Stypendium Naukowego Marszałka Województwa Wielkopolskiego oraz Stypendium Miasta Poznania dla Młodych Twórców.