Dźwięki skrytej tęsknoty
Opublikowano:
20 grudnia 2018
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
W trakcie codziennych spraw, gdy jesteśmy zabiegani, zaczynamy zapominać o tym, że mamy prawo do odczuwania emocji. Rozpaczy, zwątpienia, ekstazy, miłości – mówi Klaudia Woźniak, wokalistka, autorka tekstów i piosenek, liderka poznańskiego zespołu Substytut?
SEBASTIAN GABRYEL: Choć dopiero debiutujecie, to już zwracacie na siebie uwagę. Zdążyliście wpaść w ucho sporej grupie odbiorców, którzy cenią was choćby za nieprzewidywalność i słabość do muzycznych kontrastów. Jaka jest idea zespołu Substytut?
KLAUDIA WOŹNIAK: Słabość do muzycznych kontrastów to bardzo dobre ujęcie tego, co nam w duszy gra [śmiech]. Uwielbiamy balansować między nastrojami, przeplatać je, tworząc swoistą metaforę życia.
W naszej muzyce tkwi zarówno głęboki smutek, jak i energetyczna ekscytacja. Trudno funkcjonować, gdy w naszym życiu przeważa tylko jeden z tych stanów.
Nie ma prawdziwej i czystej radości, gdy nie zdarzają nam się trudne i smutne stany twórczego oczyszczenia. Nie ma prawdziwego smutku bez radosnych chwil, które stanowią w stosunku do niego emocjonalne porównanie.
Brzmi to jak banał, jednak w trakcie codziennych spraw, gdy jesteśmy zabiegani, zaczynamy zapominać o tym, że mamy prawo do odczuwania całego spektrum naszych emocji. Rozpaczy, zwątpienia, bezradności, jak i ekstazy, podekscytowania i miłości. Myślę, że właśnie ta szczerość odczuwania i pokazywanie, że życie składa się z ogromu barw i kolorów, można nazwać naszą ideą.
Substytut? to tak naprawdę substytut…? [śmiech] Skąd właściwie wzięła się nazwa waszego zespołu?
Tłumaczenie nazwy zawsze sprawia nam ogromną radość, ale mam nadzieję, że nasza publiczność nie ma już tego dosyć, bo często na koncertach zdarza nam się o tym mówić [śmiech].
Nazwa „Substytut?” wiele dla nas znaczy. Jej początki sięgają czasu, w którym ja i klawiszowiec Tomek Karwański spotkaliśmy się na muzycznych studiach i zaczęliśmy tworzyć. Któregoś dnia, na jednej z lekcji harmonii, poznaliśmy nowy akord. Jego kolor, brzmienie i barwa bardzo nam się wtedy spodobały. Ów akord miał swoją nazwę – substytut dominanty septymowej. Szliśmy później schodami, zastanawiając się, jaka nazwa będzie odpowiednia dla tego, co tworzymy, jakim słowem to ująć. Spotkaliśmy się wzrokiem i z naszych ust wybrzmiało jednocześnie „Substytut?” – i nagle wszystko nabrało sensu.
W tym jednym słowie mieści się to, co chcemy przekazać całokształtem swojej muzyki. Oprócz czarującego akordu to trochę sposób na życie.
Muzyka jest dla nas substytutem tej prawdziwej rzeczywistości, która dźwiga problemy, zmartwienia, w której nasze oczekiwania nie spotykają się z wzajemnością. A w muzyce możemy wszystko.
Substytut? jest takim alternatywnym, idealnym światem z marzeń, w którym trzymamy stery, sami kreujemy narrację i co krok towarzyszą nam krótkie momenty uniesień.
A dlaczego w nazwie jest znak zapytania? Otóż dlatego, że doskonale zdajemy sobie sprawę, że tak jak my – każdy ma w życiu jakąś cudowną sferę. Nie zamykamy się na egotyczne pokazywanie własnych talentów. Jesteśmy ciekawi świata i ludzi, którzy nas inspirują. W ten sposób pytamy, jaki jest wasz substytut szarej codzienności. Myślę, że żadna inna nazwa nie jest w stanie oddać istoty tego, co robimy i przeżywamy.
Wychodzi też na to, że Substytut? nie powstałby, gdyby nie poznańska Akademia Muzyczna…
To prawda. Dosłownie kilka tygodni po rozpoczęciu roku akademickiego, ćwicząc ze znajomymi fragmenty „Requiem” Mozarta, Tomek zrobił sobie sekundę przerwy od klasyki. Spod jego palców płynęły jazzujące brzmienia. Krzyknęłam: „Co to?!”. Odpowiedział, że to jego. Odparłam: „Hej, też trochę tworzę, posłuchaj!”. W tamtym czasie uczęszczaliśmy na zajęcia fakultatywne, podczas których prowadząca podała kilka akordów i poprosiła, aby ułożyć do tego jakąś piosenkę.
Potraktowaliśmy to jako idealny „challenge” dla nas, tak powstał nasz pierwszy utwór opowiadający o jesieni w Poznaniu. Później tworzyliśmy jazzowe aranżacje kolęd dla hobby, aż w końcu napisaliśmy
„Potwórz” – utwór na konkurs organizowany w naszej uczelni, zajęliśmy miejsce na podium. Co prawda była to piosenka dla dzieci, ale stanowiła punkt wyjścia do pisania naszych „substytutowych” utworów.
Później kilka miesięcy spędziliśmy w salkach akademii, komponując. Tomek kreował harmonie, ja teksty. Gdy w „szufladzie” zebrało się dziesięć kompozycji, zdecydowaliśmy się zaprosić do współpracy muzyków i założyć zespół. Aktualnie tworzy go sześć osób – grają ze mną pianista Tomasz Karwański, basista Dominik Tuchołka, saksofonista Wojciech Braszak, gitarzysta Łukasz Wons i perkusista Dawid Wirmański.
Jaki jest podział ról i układ sił w waszej grupie? [śmiech]. Do kogo należy ostatnie zdanie?
Trudno, żeby w naszym zespole był lider tak wielkiej rangi, by do niego należało zdanie ostateczne. Decyzje podejmujemy wspólnie, towarzyszą temu dyskusje i narady. Jeżeli chodzi o samą muzykę, to układ polega na tym, że ja i Tomek przynosimy chłopakom „szkielety” kompozycji – harmonie, podział na części i tekst, a później aranżujemy go wspólnie. W aranżacje niewątpliwie duży wkład ma perkusja i bas, które stanowią podstawę utworu. Później melodyczne instrumenty dodają coś od siebie, ja w tej warstwie mam akurat najmniej wkładu [śmiech].
W swoich tekstach lubisz dzielić się z odbiorcą refleksjami na temat wielu sfer życia. Która z nich jest dla ciebie najważniejsza? Pytam, bo wszyscy mamy różne priorytety i namiętności: cenimy władzę, pieniądze, wreszcie wolność i miłość… Czujesz, że zwiążesz się z muzyką do końca swojego życia?
Pewnie znów odpowiem bardzo szeroko, ale inaczej nie byłabym sobą [śmiech]. Mam wiele „sfer” w swoim życiu… Najbardziej szczęśliwa jestem wtedy, gdy jest między nimi balans i żadna nie przeważa. Jest to rodzina, przyjaciele, znajomi, życie artystyczne, psychologia, którą studiuję, spokój, ekscytujące doświadczenia, chwile samotności. Kiedy mam mieszankę tych wszystkich rzeczy, wtedy czuję się najlepiej.
A muzyka? W wymiarze duchowym, od urodzenia, jest częścią mnie, więc do końca życia na pewno mnie nie opuści [śmiech]. Natomiast z perspektywy sposobu na życie – bardzo bym sobie tego życzyła, do tego aktywnie dążę, ale jak będzie, życie pokaże.
Zapewne zgodzisz się ze mną, że na współczesnym rynku muzycznym dla poezji śpiewanej nie ma zbyt wiele miejsca. Przeciętny Kowalski woli, gdy jest „głośniej, szybciej i mocniej”. Czy to dlatego, że nie tylko nie potrafi, ale nawet już nie chce się „zatrzymywać”? Wy – przynajmniej muzycznie – zdajecie się stać w opozycji do całej tej gonitwy.
Sama się nad tym zastanawiam. Spotykam w swoim życiu tak wiele osób, które mają tak rozległe i różne upodobania muzyczne – od rocka, jazzu, przez metal i funk, po indie i klasykę – że ciężko mi powiedzieć, co jest w tej chwili najbardziej lansowanym trendem. Domyślam się jednak, że ludzie, którzy mnie otaczają, nie są grupą reprezentatywną dla większości.
Preferowanie „fastfoodowej” muzyki może wynikać z wielu różnych powodów. Czasami jest to środowisko, w którym ktoś się wychował i czymś „przesiąknął”, a czasami może być to próba zagłuszenia swoich najbardziej intymnych i trudnych uczuć.
Myślę, że refleksyjna poezja śpiewana zdecydowanie lepiej od głośnych beatów wyciągnie na światło dzienne nasze skryte tęsknoty. My staramy się dodać ludziom energii, ale jeśli trzeba, to i uspokoić, ukołysać, wzruszyć…
Zapytałem o poezję śpiewaną, ale przecież wasze piosenki to również żywiołowy jazz i funk. Być może się mylę, ale podejrzewam, że inspiruje was dorobek wielu artystów, którzy działali w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.
Myślę, że inspirują nas stylistycznie, ale raczej nie mamy idoli z tego okresu. Najczęściej wsłuchujemy się w artystów, którzy tworzą współcześnie, a w których muzyce nierzadko można usłyszeć echa minionych lat. U mnie jest to choćby Jacob Collier, fenomenalny, młody multiinstrumentalista Tom Misch i French Kiwi Juice, a z polskiej sceny muzycznej Kuba Badach, Mikromusic czy Fisz Emade Tworzywo.
Obecnie intensywnie pracujecie nad swoim debiutanckim krążkiem. Komu warto będzie polecić waszą pierwszą EP-kę? Tylko proszę, nie mów mi, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie! [śmiech].
Na razie nie chcę zdradzać szczegółowo naszych planów, ale debiutancka płyta jest na pewno czymś, do czego chcemy dążyć. Jeżeli ukaże się EP-ka, to oprócz tego, że… każdy znajdzie w niej coś dla siebie [śmiech], myślę, że warto polecić ją odbiorcom, którzy lubią sobie „popływać” w różnorodnej harmonii i pochylić się nad warstwą tekstową.
Znajdujecie się na samym początku kariery. Czego życzyłabyś Substytutowi? na najbliższe lata?
By nigdy nie zgasła w nas iskra, pasja i miłość do muzyki.
KLAUDIA WOŹNIAK – wokalistka, autorka tekstów i piosenek, liderka poznańskiego zespołu Substytut?
CZYTAJ TAKŻE: Wiolonczela to moja najwierniejsza przyjaciółka. rozmowa z Agnieszką „Kova” Kowalczyk
CZYTAJ TAKŻE: Swiernalis: Operacja na żywym ciele. Rozmowa rozmowa ze Swiernalisem
CZYTAJ TAKŻE: Muzyka bezcenna w Wielkopolsce #6. Mateusz Bąk, Pawlack i Vittuma