Muzyka klasyczna nie znosi kompromisów
Opublikowano:
28 marca 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
W muzyce ważne są emocje, a wykonywanie muzyki klasycznej jest często bardzo trudne. I to właśnie te dwa elementy powodują, że nagrania to potencjalnie dość nerwowy i pracowity czas. Moją rolą jest tonowanie złych emocji i zapewnienie komfortu pracy grającym – mówi Łukasz Kurzawski, reżyser dźwięku i właściciel RecArt.
SEBASTIAN GABRYEL: Jak podkreślacie na swojej stronie, głównym celem RecArt jest uzyskanie jak najlepszego brzmienia nagrań. W przypadku tak wymagającego gatunku, jakim jest muzyka klasyczna to chyba szczególnie duże wyzwanie.
ŁUKASZ KURZAWSKI: Według mnie każda stylistyka muzyczna ma swoją specyfikę pod względem realizatorskim. Daleki jestem od podziału na bardziej i mniej wymagające gatunki muzyczne. Myślę, że dość ważną sprawą jest specjalizacja, bo mimo pewnych punktów wspólnych nagrania muzyki klasycznej i np. hip-hopu to dwie zupełnie różne sprawy.
Jeśli chce się uzyskać wysoką jakość produkcji muzycznej, to po prostu trzeba się w danym gatunku bardzo dobrze orientować, słuchać rożnych nagrań, no i najlepiej jeszcze praktykować ten gatunek jako muzyk.
Ja jestem absolwentem Akademii Muzycznej w klasie wiolonczeli, dzięki czemu jest mi dużo łatwiej znaleźć wspólny język z muzykami klasycznymi. Zazwyczaj nie podejmuję się pracy nad muzyką dance czy miksowania „ściany gitar” w nagraniach zespołów metalowych.
Kim są realizatorzy i producenci w kontekście sesji nagraniowej? Przewodnikami, doradcami…?
…albo nadzorcami [śmiech]. Podczas sesji nagraniowej przede wszystkim chcę pomóc artyście w zarejestrowaniu jak najlepszego materiału. Pracuję z partyturą i staram się nie tylko dbać o brzmienie, przestrzeń, barwę nagrania, ale również o zgodność z tekstem muzycznym, intonację, precyzję wykonawczą. Czasem doradzam również w kwestiach muzycznych, prowadzenia frazy, agogiki, dynamiki…
Chodzi o to, by grający czuł wsparcie i pewną kontrolę z mojej strony. To trudne, a jednocześnie dla mnie bardzo ważne, by udało się zdobyć zaufanie wykonawcy do tego stopnia, że po zakończeniu sesji nagraniowej może być spokojny. Że wszystko w nagraniu będzie się zgadzać, że nie będzie rażących błędów i nagrany materiał pozwoli na zmontowanie całości.
Zadałem to pytanie, bo wydajecie się takimi cichymi bohaterami, którzy choć stoją na drugim planie, to potrafią wywrzeć ogromny wpływ na wykonawców – również od strony mentalnej.
Bardzo trafne stwierdzenie. Psychologia sesji nagraniowej to jedno z ważniejszych zagadnień w tej pracy. Mam wrażenie, że atmosfera, która panuje podczas nagrań, często w równym stopniu przekłada się na finalny rezultat, tak jak i inne czynniki, np. akustyka, wybór i ustawienie mikrofonów czy sposób podejścia do proporcji i balansu. W muzyce ważne są emocje, a wykonywanie muzyki klasycznej jest często bardzo trudne. I to właśnie te dwa elementy powodują, że nagrania to potencjalnie dość nerwowy i pracowity czas. Moją rolą jest tonowanie złych emocji i zapewnienie komfortu pracy grającym. Zdarzyło mi się nawet, że musiałem prosić, by wzburzona zachowaniem dyrygenta solistka „nie wyjeżdżała przed nagraniem ostatniej arii z dużej mszy”. Oczywiście nazwisk nie podam [śmiech].
Nagrywacie nie tylko solistów i zespoły kameralne, ale też chóry i orkiestry. Im więcej osób, tym nie tylko więcej śladów audio, ale również więcej logistyki?
Tak, więcej. Kwestie logistyki i specyfiki nagrań muzyki klasycznej leżą u podstaw mojej działalności, bowiem taką muzykę zazwyczaj nagrywa się w naturalnych przestrzeniach, salach koncertowych, kościołach. Tam muzycy klasyczni czują się najlepiej, bo to ich naturalne miejsca do wspólnego grania. Dlatego właśnie w 2008 roku założyłem Mobilne Studio Nagrań – RecArt.
Generalnie do każdego nagrania, niezależnie czy solisty, czy dużej orkiestry, muszę przygotować się podobnie, choć trzeba przyznać, że przy większych składach robi się więcej wszystkiego: kabli, statywów, mikrofonów…
Jednak kiedy czuję, że mam na przykład dużo sprzętu do noszenia, to myślę o moich kolegach pracujących w nagłośnieniu i od razu robi mi się lżej [śmiech]. Aktualnie mój podręczny setup nagraniowy umożliwia rejestrację 32 śladów audio, co zazwyczaj wystarcza, nawet przy dużych projektach oratoryjnych. Nie wystarczyło jednak na przykład przy nagraniu „Quo Vadis” Nowowiejskiego w Filharmonii Poznańskiej, bo z tego, co pamiętam, na scenie było wtedy aż 37 mikrofonów. To dla mnie ważne nagranie, ponieważ w zeszłym roku otrzymało nagrodę International Classical Music Awards.
Twój dorobek nagraniowy pełen jest nominacji do Fryderyków, otrzymało je wiele zarejestrowanych przez ciebie albumów. Jakie to uczucie stać za płytami nominowanymi do najważniejszej nagrody muzycznej w Polsce?
Jako reżyser dźwięku mam jedną statuetkę na koncie, zaś nominacji jedenaście. Oczywiście to bardzo miłe, że płyta zostaje zauważona, zwłaszcza że Akademia Fonograficzna składa się z artystów i muzyków, zatem Fryderyki są nagrodą wręczaną przez środowisko muzyczne. Widzę też, że zmieniają one w tym roku swoją formułę – cały Fryderyk Festiwal ma być transmitowany przez telewizję, myślę, że to nada tym nagrodom jeszcze większe znaczenia w polskim życiu muzycznym. Mam też nadzieję, że dzięki temu, że wiele płyt zrealizowanych przeze mnie znalazło się w gronie nominowanych do Fryderyków, artyści z większym zaufaniem będą decydować się na współpracę ze mną. Znam jednak wiele świetnych nagrań, które o Fryderyki nigdy się nie otarły, nie zostały zauważone.
RecArt to nie tylko studio nagraniowe, ale również wydawnictwo. Musi być ono dla was nie mniejszym powodem do dumy, bo tu również możecie pochwalić się nominacjami do Fryderyków.
Działalność wydawnictwa zapoczątkowaliśmy w 2010 roku płytą poznańskiego kwartetu smyczkowego Musicarius.
Aktualnie w katalogu RecArtu znajduje się trzydzieści tytułów, głównie muzyki klasycznej i jazzu.
Dwie z tych płyt otrzymały nominacje do Fryderyków: w 2014 roku album z muzyką skrzypcową Mieczysława Wajnberga, nagrany przez skrzypaczkę Ewelinę Nowicką i pianistkę Milenę Antoniewicz, a rok później album z pieśniami Eugeniusza Morawskiego, nagrany przez mezzosopranistkę Agnieszkę Rehlis i pianistę Tadeusza Domanowskiego. Staram się, żeby katalog wydawnictwa RecArt był wartościowy i spełniał wysokie standardy produkcyjne oraz muzyczne. Jeśli znajduje to uznanie w oczach i uszach Akademii Fonograficznej, to świetnie.
Jedną z waszych perełek są albumy z muzyką Romana Palestera. Co można powiedzieć o tym projekcie?
Roman Palester jest jednym z wielu zapomnianych polskich kompozytorów XX wieku, wręcz „wyklętych”. W czasach Polski Ludowej był na cenzurowanym – obowiązywał zakaz wykonywania jego kompozycji w Polsce, w związku z jego jawną niechęcią do władz komunistycznych, a także działalnością w Radiu Wolna Europa. Był wybitną postacią i świetnym kompozytorem.
Tu muszę wyróżnić Lecha Dzierżanowskiego, szefa fundacji Piąta Esencja, który jest niezmordowany w odkrywaniu i przywracaniu spuścizny Palestera.
To właśnie dzięki współpracy z Lechem naszym nakładem ukazały się już dwa albumy z twórczością kompozytora: płyta z muzyką wokalno-instrumentalną, nagrana przez Orkiestrę Akademii Beethovenowskiej oraz solistów – Iwonę Hossy (sopran) i Szymona Komasę (baryton), pod dyrekcją Błażeja Wincentego Kozłowskiego, a także płyta z muzyką kameralną w wykonaniu wybitnych kameralistów – Anny Marii Staśkiewicz (skrzypce), Katarzyny Budnik (altówka), Marcina Zdunika (wiolonczela) i Arkadiusza Krupy (obój). Zdradzę, że istnieje duża szansa, że jeszcze w tym roku wydamy nigdy niepublikowane nagrania archiwalne muzyki Romana Palestera, między innymi z festiwalu Warszawska Jesień.
Wróćmy do tematów realizatorskich. Jak podchodzisz do wszechobecnej „loudness war”? To wojna, w której wszyscy prześcigają się o głośność, bez umiaru prasując dźwięk i pozbawiając utwory jakiejkolwiek dynamiki. Dlaczego z dekady na dekadę nagrania komercyjne są coraz głośniejsze? Trudno uwierzyć, by statystyczny słuchacz miał w nosie niuanse…
Odkąd pamiętam, ten temat jest ważny dla ludzi zajmujących się produkcją muzyczną. I odkąd pamiętam, nikt systemowo nie umie powstrzymać tego zjawiska, które według mnie rujnuje wiele produkcji muzycznych.
Jedną z podstawowych zasad psychoakustyki jest to, że jeśli coś jest głośniejsze, to wydaje nam się lepsze, oczywiście zanim głośność osiągnie próg bólu [śmiech]. Na szczęście muzyka klasyczna stoi nieco z boku tego problemu. Nie twierdzę, że kwestie głośności nie są w niej ważne, jednak przy muzyce klasycznej dynamika nagrań, czyli różnica pomiędzy dźwiękami najcichszymi a najgłośniejszymi w nagraniu, jest walorem. Zazwyczaj melomani słuchający muzyki poważnej ponad parametr głośności cenią jakość artystycznego wykonania, barwę, przestrzeń, muzykę zawartą w albumie.
W hip-hopie, rocku, metalu czy muzyce elektronicznej miks i mastering często traktuje się po macoszemu. Czy jest on o wiele bardziej istotny w przypadku szeroko pojętej klasyki? Wyobrażasz sobie, że – wzorem wielu innych gatunków – kiedyś zapanuje moda na nagrywanie jej w stylu lo-fi? To może się udać?
Nie powiedziałbym, że miks i mastering gatunków muzyki rozrywkowej jest traktowany po macoszemu. Nagrania lo-fi to raczej pewna tendencja estetyczna. Jeśli jest zbieżna z założeniami artystycznymi, to nie mam z tym problemu. Czasem to się nie udaje, ale np. nagrania zespołu Marcina Maseckiego i Jana Młynarskiego, które próbują nie tylko muzycznie, ale i realizacyjnie oddać efekt dwudziestolecia międzywojennego, postrzegam jako ciekawy zabieg. Chociaż przypominam sobie, że ten sam Marcin Masecki nagrał kiedyś „Kuns der Fuge” Bacha na dyktafon, co wtedy odbierałem jako prowokację [śmiech].
Muzyka klasyczna jest bardziej konserwatywna niż muzyka rozrywkowa i w pewnym sensie to jest jej siła. Stąd też podejście do realizacji nagrań muzyki klasycznej jest również – mam takie wrażenie – bardziej zachowawcze. Chyba jest w niej więcej rozmaitych zasad dotyczących brzmienia, proporcji i przestrzeni, których trzeba się trzymać. Płynne funkcjonowanie pośród tych zasad jest dla mnie wyzwaniem dającym sporo satysfakcji.
Czego możemy się spodziewać po RecArt w najbliższych miesiącach?
Do lata mam zaplanowanych już kilkanaście sesji nagraniowych, a także kilka nagrań koncertowych z przeróżną muzyką i składami – od kameralistyki, poprzez chóry, aż do zespołów orkiestrowych. Poza tym telefon mam włączony, a sytuacja bywa dynamiczna [śmiech]. Dla mnie, reżysera dźwięku, to wielka radość, że mogę pracować z wieloma artystami, w różnych miejscach, nad rozmaitą muzyką.
Właśnie kończę pracę nad dwoma ciekawymi płytami Sinfonietty Cracovii – kolejnym albumem z gostyńskiego festiwalu Musica Sacromontana z muzyką Józefa Zeidlera (orkiestrze towarzyszy tam świetny Polski Chór Kameralny z Gdańska) oraz albumem z muzyką Krzysztofa Pendereckiego, na której znajdą się m.in. trzy Sinfonietty skomponowane przez mistrza w różnych okresach twórczości.
Kolejna nowość wydawnicza pojawi się 5 kwietnia – będzie to muzyka skrzypcowa z czasów polskich Wazów, nagrana w Bazylice św. Andrzeja Apostoła w Olkuszu przez skrzypaczkę Teresę Piech, sopranistkę Joannę Radziszewską-Sojkę oraz Krzysztofa Urbaniaka, który zagrał na niesamowitych, odrestaurowanych w ubiegłym roku renesansowych organach, zbudowanych w 1633 roku przez Hansa Hummla i Jerzego Nitrowskiego. Dodatkowo, jeśli wszystko dobrze się ułoży, w tym roku ukażą się jeszcze trzy, cztery nowości. Bądźcie czujni! [śmiech].
ŁUKASZ KURZAWSKI – reżyser dźwięku, muzyk. Absolwent Akademii Muzycznej im. I.J. Paderewskiego w Poznaniu w klasie wiolonczeli z tytułem magistra sztuki kierunku reżyseria dźwięku oraz akustyka na Wydziale Fizyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz stażu artystycznego na Wydziale Reżyserii Dźwięku Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Od maja 2004 roku współpracuje z poznańskim ośrodkiem Polskiego Radia jako realizator dźwięku i dziennikarz muzyczny. W 2008 roku założył firmę RecArt zajmującą się realizacją nagrań i publikacją muzyki. Mąż, ojciec dwójki wspaniałych dzieci, pasjonat ogrodnictwa.
CZYTAJ TAKŻE: Szydercy płyną pod prąd. Rozmowa z członkami Klubu Szyderców Bis
CZYTAJ TAKŻE: Ambient dla otwartych umysłów. Rozmowa z Przemysławem Rychlikiem
CZYTAJ TAKŻE: Paluch: Czerwień i platyna