Triumf średniowiecznych budowniczych – katedra Notre Dame w Paryżu
Opublikowano:
25 kwietnia 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Kilka dni temu na oczach całego świata rozegrało się tragiczne widowisko. Katedra Notre Dame płonęła jak nowojorskie wieże w 2001 roku.
W internecie roiło się od komentarzy: „kara boża”, „zemsta muzułmanów”, „koniec naszego świata”, „spaliła się doszczętnie największa ikona chrześcijaństwa”. Jednak coś ocalało? – „Cud Matki Boskiej!”. Milionom widzów można wmówić dowolną bzdurę, nawet wbrew temu, co właśnie widać na ekranie. A jak było naprawdę?
SZALEŃSTWO W MEDIACH
Nigdy wcześniej nie znalazło się tylu ekspertów od gotyckich katedr co ostatnio. Już pierwsze relacje telewizyjne wywróciły historię architektury do góry nogami – płonie barokowa katedra – usłyszałem. Katedra miała spłonąć doszczętnie, zwłaszcza że runęło drewniane sklepienie zbudowane z 1300 dębów. Cóż, odróżnienie drewnianej więźby dachowej od położonych niżej kamiennych sklepień – to już za dużo dla eksperta. Łatwo przecież pomylić wapno z wapieniem, wapień z piaskowcem. Jeśli wypowie się te brednie z odpowiednią emfazą w głosie, to i tak wszyscy w nie uwierzą.
Ołowiane gomółki już podobno spłynęły razem z płonącymi witrażami. Ktoś poczuł (na odległość) 1000 stopni Celsjusza w płonącym wnętrzu katedry. Wszystkie drewniane elementy wyposażenia na pewno spłonęły… Szkoda tylko, że nikt nie zauważył, że przez wielkie okna katedry wcale nie było widać czerwonego koloru ognia w czasie pożaru. I łatwo było dostrzec na pierwszych zdjęciach z wnętrza, że nie stopiły się nawet świece przy głównym ołtarzu i na filarach. Gdy próbowałem nieśmiało zwrócić na to uwagę, obszczekano mnie w sieci. Jak śmiem podważać taką tragedię? Może byłem tam w środku? Przecież wszyscy wiedzą, że nic tam nie zostało!
Najgorzej, że straciliśmy relikwie świętego Dionizosa, patrona Francji. Co za tragedia dla uwielbiających wino Francuzów! Relikwie miały być zamontowane na szczycie sygnaturki. Ten wierzchołek wieży spłonął, a potem go znaleziono, w formie „cynowego” koguta z miedzi. Nie wytłumaczono, czemu relikwie ocalały w kogucie, podczas gdy wcześniej znajdowały się w metalowej gałce poniżej. Oczywiście wszyscy widzieli biegających po dachu katedry Arabów, były wcześniej tajemnicze błyski…
W rusztowaniach dostrzeżono świecącą postać Chrystusa, choć to były pozostałości sygnaturki. Ogień ułożył się w znak krzyża. A jak się miał ułożyć, skoro nawa i transept mają taki kształt?!
Płonąca sygnaturka na zawsze już stała się iglicą. Każdy może sprawdzić, że wieża na skrzyżowaniu nawy i transeptu, w której umieszczano dzwon, to sygnaturka. Ale po co? Ta umieszczona na Notre Dame miała 45 metrów wysokości, co skłoniło komentującego profesora do mówienia, że to sygnatura, jakby nie odróżniał wieży od podpisu czy bibliotecznej pieczątki. Inny znawca żałował zwalonej wieżyczki, jakby cała katedra była ani chybi kościółkiem.
Szybko pojawiły się zdjęcia z jednak zachowanego niemal w całości wnętrza. Telewizyjni komentatorzy nie mogli się nadziwić, że „pomimo szeroko otwartych finezyjnie ramion” ocalała rzeźba ołtarza głównego, a mimo „dramatu piszczałek” wspaniałe organy nie ucierpiały. Tak zresztą jak prawie całe wnętrze.
GENIUSZ FRANCUSKIEGO GOTYKU
Kościół Notre Dame de Paris to trzeci z kolei chrześcijański kościół, który stanął w tym miejscu. A jak wskazują badania archeologiczne, stała tu wcześniej pogańska świątynia. Notre Dame to jedna z pierwszych gotyckich katedr. Jej budowę rozpoczęto w 1163 roku. Wcześniej, w 1140 roku, powstało opactwo w Saint-Denis, w 1150 roku katedra w Noyon, w 1153 roku w Senlis, a w 1160 roku w Laon i Sens.
Powstała w Paryżu świątynia to kwintesencja nowego stylu, którego rewolucyjność dotyczyła nie dekoracji, ale wspaniałych rozwiązań inżynierskich, przeczących powierzchownym opiniom o średniowieczu, mrocznym czasie upadku cywilizacji rzymskiej.
Francja i jej katedry robią do dzisiaj równie wielkie wrażenie jak prawie tysiącmetrowe wieżowce ostatnich lat.
Wcześniejsze rozwiązania konstrukcyjne pozwalały na wznoszenie wielkich budowli, ale rozkład sił przekryć kopułowych i sklepień kolebkowych i krzyżowych wymagały bardzo masywnych ścian i filarów podpierających. Uniemożliwiało to tworzenie dużych otworów okiennych i znacznie ograniczało wysokość budynków.
Do klasycznych sklepień dodano kamienne lub ceramiczne żebra konstrukcyjne, które przejęły główne obciążenia i skierowały je ze ścian na pojedyncze punkty podparcia. Nauczono się przesklepiać nie tylko powierzchnie kwadratowe, ale też wydłużone prostokąty, łamiąc okrągłe łuki. Tak wyprowadzony łuk ostry znacznie obniżył siły rozpierające sklepienie i pozwolił na uzyskanie większych rozpiętości. Siły te można było zrównoważyć ażurowymi przyporami zamiast masywnymi ścianami. A te, skoro nie były niezbędne konstrukcyjnie, można było wypełnić wielkimi oknami, z kolorowymi szybkami witraży.
NOTRE DAME DE PARIS
Kościoły rosły w górę, w Paryżu wnętrze katedry ma ponad 32 metry wysokości, czyli ponad 10 typowych pięter. Katedra ma układ pięcionawowy z nawą poprzeczną, czyli transeptem. Nawa główna o powierzchni 100 × 13 metrów przesklepiona jest sklepieniem krzyżowo-żebrowym sześciodzielnym. Dodatkowe żebro odpowiada rozpiętości sklepień naw bocznych, dwa razy mniejszych od nawy głównej. Od zachodu frontową elewację katedry wieńczą dwie 63-metrowe wieże. Między nimi ulokowano wielkie, koliste okno, rozetę o średnicy 9,6 metra. Podobne rozety umieszczono na zamknięciu obu ramion transeptu.
Tę kamienną, XII-wieczną konstrukcję przykrywał wysoki na 10 metrów dach o pochyleniu 55 stopni. Podtrzymywała go potężna drewniana więźba dachowa, wycięta z 1300 wiekowych dębów.
Tworzyła ona gęsty las więzarów, każdy z innego drzewa. Ta wspaniała konstrukcja ciesielska, powstała przed 1240 rokiem, zachowała się nad główną nawą w stanie autentycznym. Część więźby nad transeptem i prezbiterium została wymieniona w XIX wieku. Dach pokryty był 1326 arkuszami blachy ołowianej o grubości 5 milimetrów i całkowitej wadze 210 ton.
Na skrzyżowaniu nawy głównej i transeptu przez kilka wieków sterczała w niebo wysoka sygnaturka. Rozebrano ją po rewolucji francuskiej, przed 1792 rokiem i wzniesiono ponownie po 1860 roku w nowej wersji neogotyckiej. Ta ostatnia miała aż 45 metrów i liczyła 92 metry wysokości, licząc od ziemi. Skonstruowano ją z drewna, choć jej wygląd temu przeczy, i obito ołowianą blachą. Jej ciężar spoczywał bezpośrednio na czterech kamiennych filarach wokół skrzyżowania transeptu i nawy.
EUGÈNE VIOLLET-LE-DUC I ROMANTYCZNA PRZEBUDOWA
Gotycka katedra przetrwała w niezłym stanie aż do końca XVIII wieku. Dopiero okres rewolucji francuskiej zagroził jej trwaniu. Przymierzano się nawet do jej rozbiórki, zniszczono wystrój, zarówno zewnętrzny, jak i wewnętrzny. Dopiero na czas koronacji Napoleona pospiesznie przywrócono ją do pełnienia dawnych funkcji sakralnych i próbowano przywrócić jej świetność.
Trochę to trwało – może dopiero sukces powieści Wiktora Hugo „Katedra Marii Panny w Paryżu” zwrócił uwagę Francuzów na konieczność zajęcia się renowacją swojej paryskiej katedry. Katedry symbolicznej dla historii chrześcijaństwa we Francji, mocno związanej z dziejami samego państwa. Jednej z najważniejszych świątyń Europy i świata. Przebudowa Notre Dame to dzieło życia restauratora Eugène’a Viollet-le-Duca i współpracującego z nim z Jeana-Baptiste’a Antoine’a Lassusa. Trwała ona z przerwami od 1844 do 1864 roku.
Znany nam wizerunek katedry jest w dużej mierze dziełem Viollet-le-Duca. Jego romantyczna wizja gotyku nałożyła się na stare mury świątyni. Dzisiaj te rzeźbione maszkary i rzygacze zaprojektowane przez tego architekta uznawane są za kwintesencję gotyku, choć powstały ponad pół tysiąca lat później. To Viollet-le-Duc zmienił zupełnie wnętrze katedry z pełnego, jasnego światła w mroczne i ponure. Ta zmiana ma zarówno swoich zwolenników, jak i wrogów. Skłaniam się do opinii Stanisława Wyspiańskiego, który pisząc o swojej ulubionej katedrze w Amiens, stwierdził:
„Całość, to nie koronki i dekoracyjność kobieca o wdzięcznych, wiotkich kształtach ujmujących (Rouen), ale potężna siła męska, zdrowa, nagła, żyjąca, surowa powagą, górująca namiętnością, porywająca. Notre Dame (w Paryżu) mogłaby robić podobne wrażenie, gdyby nie była zeszpecona Violet-le-Duc’em”.
Doceniać należy rangę Notre Dame, choć nie przepadam za jej surową i pozbawioną wdzięku formą – porusza mnie bardziej architektura innych świątyń. Moją pierwszą wizytę w tej katedrze przed laty zapamiętałem bardziej dzięki odbywającemu się w niej wyjątkowemu wydarzeniu, w którym dane mi było uczestniczyć. Była to msza w obrządku ormiańskim, w rocznicę tureckiego ludobójstwa na Ormianach, dokonanego w 1915 roku, koncelebrowana przez ormiańskiego arcybiskupa i kapłanów w szatach jak z innego świata. Z wnętrz zapamiętałem jedynie wspaniałe witrażowe rozety.
ZATRZYMAĆ OGIEŃ
Ogień na dachu Notre Dame pojawił się u podstawy sygnaturki. Na najwcześniejszych zdjęciach jeszcze nie widać płomieni, a dym unosi się wysoko, wzdłuż ażurowej konstrukcji wieży, niczym przez gigantyczny komin. Już wtedy było za późno na skuteczną akcję strażacką. Wcześniej włączyły się dwa razy alarmy przeciwpożarowe. Za pierwszym razem robotnicy pracujący przy rozpoczętym dopiero co remoncie wrócili na dach i nie znaleźli powodu alarmu. Za drugim razem buchnęły już płomienie.
Szybko nie poznamy przyczyny pożaru. Mogły go wywołać prace spawalnicze lub lutownicze przy nieszczelnym pokryciu dachowym.
Ogień mogło wzniecić także zwarcie elektryczne. Siła pierwszego uderzenia ognia u podstawy sygnaturki nie wyklucza podpalenia, ba nawet czyni je prawdopodobnym.
Drewno jest oczywiście materiałem palnym – i to niezależnie od tego, czy zabezpiecza się je powierzchniowo, czy nasyca się środkami przeciwpożarowymi. Te zabiegi jedynie spowalniają moment zapalenia się. Więźba katedry Notre Dame zbudowana była z grubych, dębowych belek.
Nie wiem, czy próbowali Państwo zapalić taką belkę z twardego drewna. Jest to bardzo trudne. Do temperatury rzędu 250 stopni dębina nie będzie chciała się palić. Dopiero powyżej 350 stopni palenie będzie samoistne. Ale wcześniej stopiłby się ołów, który ma temperaturę topnienia nieco ponad 327 stopni. Można by spowodować zapłon, na przykład lutując blachę i doprowadzając przypadkowo do wielogodzinnego żarzenia się pod blachą wiekowego próchna albo stosując celowo do tego stworzone specjalne środki zapalające. Zwykłe polanie benzyną to zdecydowanie za mało.
Z informacji medialnych wynika, że straż pożarna pojawiła się niemal natychmiast po jej zawiadomieniu. Muszę przyznać, że nie dostrzegłem ich działania na początku telewizyjnej relacji. Sądzę, że wtedy, gdy płomienie buchnęły wokół sygnatury, niewiele dało się zrobić. Pożar rozszerzał się poza zasięg armatek wodnych. Nie z powodu wysokości, ale dlatego, że zapalające się kolejne belki ukryte były od zewnątrz pod warstwą ołowianej blachy. Jej polewanie było nie miało sensu. A kiedy blacha na płonących belkach topiła się, ogień był już nie do opanowania.
Gdy paliła się sygnaturka, więźba dachowa nad nawą główną i transeptem była skazana na zniszczenie.
Strażacy mogli tylko walczyć o zatrzymanie ognia przed zachodnimi wieżami i nie dopuścić do tego, by przeniósł się na boczne nawy. Można było monitorować wnętrze i próbować ewakuować najcenniejsze elementy wyposażenia. Paryska straż pożarna zasłużyła na swoje medale. Uratowali wieże zachodnie, choć na chwilę w jednej z nich widać już było płomienie. Nawy boczne ocalały w całości. W końcowej fazie pożaru zawaliło się kilka fragmentów sklepienia, na posadzkę spadły płonące belki. Szybko je ugaszono za pomocą armatki wodnej sterowanej robotem. Nikt nie podjął niedorzecznego pomysłu prezydenta Trumpa o zrzucaniu wody z samolotów. Bo takie uderzenie tonami wody rozbiłoby na pewno sklepienia.
TRAGEDIA JEDNOCZY
Po wielu wiekach dzieło średniowiecznych muratorów przetrwało katastrofalny pożar dachu. Konstrukcja gigantycznego budynku ocalała z niewielkimi tylko zniszczeniami. Zachowały się najcenniejsze zabytki we wnętrzu. Uratowano relikwie, ocalały organy i, co najważniejsze, wszystkie średniowieczne witraże. To nie cud. To rezultat profesjonalizmu strażaków i dowód geniuszu dawnych budowniczych. Jaka współczesna konstrukcja przetrwałaby taką katastrofę?
Pożar zamknął na zawsze kolejny rozdział w historii paryskiej katedry. Zostanie świetnie odbudowana, ale to będzie już inny kościół. Na jej odbudowę zebrano już prawie dwa miliardy euro, choć przez cały poprzedni rok uzbierano tylko dwa miliony. Prezydent Macron ogłosił konkurs na odbudowę spalonej wieży – na miarę XXI wieku i roli Francji w światowej kulturze. Ten kraj wyjdzie z tej tragedii wzmocniony i bardziej zjednoczony. Nastąpi nowe otwarcie.
Nikt nie usłyszy rad polskich „cofaczy” historii, specjalistów od odbudowy nigdy nieistniejących zamków. Pełne nienawiści komentarze o pokaraniu laickiej Francji, zamieniającej kościoły w meczety, tam nie dotrą. Francuzi poradzą sobie bez deklarowanej pomocy naszych władz odpowiedzialnych za powolne umieranie setek polskich zabytków pozbawionych opieki. Cytując słowa Roberta Koniecznego, światowej klasy mistrza architektury:
„To pokazuje, gdzie my mentalnie jesteśmy i dlaczego wciąż będziemy odtwórczy. Twórczy są Francuzi i dlatego tam rozpoczynały i wciąż rozpoczynają się nowe idee, które dopiero po latach, w sposób mniej lub bardziej udany, są przenoszone na nasz grunt”.
CZYTAJ TAKŻE: Obrazy ukrzyżowania
CZYTAJ TAKŻE: Cyryl Ratajski – wzorzec prezydenta
CZYTAJ TAKŻE: Piłsudski w Kaliszu