Ten hałas dobiega z poddasza
Opublikowano:
10 kwietnia 2018
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Najnowszy minialbum rawickiej Strefy Niskich Ciśnień to spójny materiał – przyciąga nie tylko nieco nihilistycznym wydźwiękiem całości, ale i instrumentalnym eklektyzmem, kryjącym się w każdym z numerów. Chińskie hulusi, renesansowy krummhorn, afrykański cajon i wiele innych – mimo brzmieniowych różnic – doskonale sprawdziły się w przypadku „Strojowni”.
Przedstawiciele niedawno powołanego do życia rawickiego Stowarzyszenia Spotkań Twórczych „Strojownia”, zauważają, że żyjemy w czasach kultury 2.0, która w dużej mierze staje się rzeczywistością wirtualną. To popularne pojęcie wraz z rozwojem nowych technologii stosowane jest coraz częściej do opisania zjawisk, do których czasem podchodzimy z nieuzasadnionym lękiem. Z obawą o los szeroko pojętej tradycji, o jakość treści kolejnych wytworów kultury, o jej wartości. Jak gdyby narzędzia miały jej coś odebrać. Człowiek chyba jest już tak skonstruowany, że boi się „nowego” – i to na tyle, by zupełnie nie dostrzegać korzyści wynikających z jego nadejścia. Czy byłoby coś gorszego dla kultury, gdyby „jej ludzie” stanęli w miejscu, obrażając się na rzeczywistość?
Rawiczanie zdają sobie sprawę, że dzisiejsze zacieranie się granic pomiędzy twórcą a odbiorcą to całkiem fajna rzecz. Wiedzą też, że nie ma niczego złego w przenoszeniu przez artystę punktu ciężkości z rezultatu twórczego na proces. Krzysztof Matysiak, będący liderem stowarzyszenia, a jednocześnie współzałożycielem projektu Strefa Niskich Ciśnień, dostrzega potencjał partycypacji w kulturze łączącej odbiór i aktywność, wychodząc z przekonania, że wielki sens ma sztuka, w której odbiorca staje się współtwórcą.
Jako stowarzyszenie „Strojownia” ma być więc lokalną ostoją dla wszystkich, którzy nie lubią stać w miejscu – w dziedzinach sztuki współczesnej odgrywających rolę poszukiwaczy.
O tym, że taka filozofia może przynieść świetne rezultaty, można było przekonać się choćby dwa lata temu za sprawą płyty „Brzmienia mego miasta” autorstwa projektu Strojownia Orkiestra, składającego się nie tylko z członków Strefy (oprócz Matysiaka, Mariusza Kupczyka i Krzysztofa Dzikowskiego), ale również młodzieży z gimnazjów w Rawiczu i Sierakowie. Finalny materiał, zbudowany z dźwięków zarejestrowanych na terenie miasta, mógł stanowić ledwie ciekawostkę, gdyby nie wprawność, z jaką panowie przeistoczyli field recording w glitch, noise, free jazz i zdehumanizowanego rocka, czasem skontrastowanych z intensywną poezją.
Najnowszy minialbum załogi Matysiaka to muzyka o niemniej eksperymentalnym charakterze, choć nieco łatwiejsza do przyswojenia.
Utwory znajdujące się na „Strojowni” dobrze oddają klimat miejsca, w którym powstały – zacisznej pracowni na poddaszu, w której dawno temu mieściła się wypożyczalnia strojów.
To właśnie w tym miejscu chałupniczo i spontanicznie tworzy Strefa Niskich Ciśnień. W ciągu sześciu ostatnich lat zarejestrowała wiele kawałków (w końcu twórczość grupy trudno nazwać piosenkami), spośród których wybrano sześć najbardziej ze sobą korespondujących. Nagrane wspólnie z zaprzyjaźnionymi – jak podkreślają twórcy – nieprzypadkowymi gośćmi, stworzyły urzekający, niejednoznaczny patchwork w skali szarości.
Płyta rozpoczyna się nieśpiesznie, od melancholijnej „Kuracji”, w pierwszej chwili przywołującej skojarzenia z niektórymi dokonaniami braci Waglewskich (choćby o „Wielkim Ciężkim Słoniu” Tworzywa Sztucznego). Zamglone, gitarowe frazy – schowane za zwartym kickiem oraz ekspresyjnym głosem trębacza Tadeusza Kulasa (Raz Dwa Trzy, Yass-No) – płyną harmonicznie jak najlepszy chillwave, by po chwili poderwać się do lotu freejazzową improwizacją klarnecisty Mateusza Rybickiego z etnicznym motywem perkusji w tle wykonanym przez Jarosława Maćkowiaka. Tuż za nią „Wentylatory”, w których tłem dźwiękowym dla melodeklamacji poety i grafika Henryka Pawłowskiego jest niepokojący, a czasem dość industrialny noise rock zestawiony z psychodeliczną solówką na flet, przypominającą o magii legendarnego Jethro Tull.
Następne utwory skrywają kolejne smaczki, skutecznie wciągając w fascynujący, choć dość pochmurny świat „Strojowni”.
Skrzydłówka w końcowej fazie „15 metrów” na tle uderzającego bezpretensjonalnością pytania: „Skąd ta pewność, dokąd lecisz, człowieku?”. Progresywna struktura „Sygnału”, w głębi której kotłują się majestatyczne bębny Michała Dolnego, przesterowany krzyk po raz kolejny bezbłędnego Kulasa oraz hipnotyzujące dźwięki krzywuły Jakuba Słomy. Wreszcie instrumentalny, depresyjny jazz-rock w „Światłoczułe”, w którym znalazło się miejsce nawet dla TR-808 [legendarny automat perkusyjny Roland TR-808 – przyp. red.] zazwyczaj stosowanego w klasycznym hip-hopie. Trudno nie wspomnieć też o wieńczącym krążek i zdecydowanie najbardziej piosenkowym utworze pod tytułem „Dlaczego”, z wokalnym udziałem aktora Lecha Dyblika, który w innych okolicznościach mógłby spokojnie znaleźć się na którymś z albumów Marka Dyjaka. To ta sama wrażliwość, ta sama waitsowska gorycz i rozczarowanie, kwitowane smutną refleksją pod bluesowy dołek: „Budzisz się niby w swoim ciele, tak dużo w nim części twoich nie jest…”.
„Strojownia” to spójny materiał przyciągający nie tylko nieco nihilistycznym wydźwiękiem całości, ale i instrumentalnym eklektyzmem, kryjącym się w każdym z numerów. Chińskie hulusi, renesansowy krummhorn, afrykański cajon i wiele innych – mimo brzmieniowych różnic – doskonale sprawdziły się w przypadku twórczości Strefy Niskich Ciśnień, która, szczerze na to liczę, już niebawem przedstawi pełnowymiarowy album.
Strefa Niskich Ciśnień, płyta CD „Strojownia”, Stowarzyszenie Spotkań Twórczych „Strojownia” 2018. Projekt został zrealizowany przy wsparciu finansowym Gminy Rawicz.
CZYTAJ TAKŻE: Late Summer Festival: Deszcz i łzy
CZYTAJ TAKŻE: Dominic Miller na Akademii Gitary: Wolny jak ptak. Recenzja koncertu
CZYTAJ TAKŻE: Akademia Gitary 2018: Wsłuchać się w siebie. Inauguracja festiwalu