Calisia – reaktywacja
Opublikowano:
10 lipca 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Kalisz czekał na ten dzień wiele lat. Uroczyste otwarcie odrestaurowanego budynku słynnej fabryki fortepianów Arnolda Fibigera, późniejszej Calisii, przyciągnęło tłumy.
Panie w wieczorowych kreacjach i eleganccy panowie zerkali zaciekawieni do wnętrza przez wielkie przeszklenia reprezentacyjnego holu. Fabryka, zrujnowany bankrut ze wspaniałą przeszłością, powróciła triumfalnie w nowej odsłonie.
Kaliska tradycja budowy fortepianów sięga końca wieku XVIII. W latach 1781–1812 działał w mieście pierwszy znany nam fortepianmistrz, Bogusław Peter. W latach dwudziestych XIX wieku przybył do Kalisza Jan Lindemann, wytwarzający w okresie prosperity po 30 instrumentów rocznie. Od 1830 roku działał tu też w tej branży Karol Grünberg, trochę później budowali w Kaliszu fortepiany Karol Gladt, Fryderyk Zirkwitz oraz August Scheel. Od roku 1855 działała Fabryka fortepianów, pianin i orgalmelodyków Fryderyka Hintza.
ARNOLD FIBIGIER
Gustaw Arnold Fibiger, pierwszy z rodu fabrykantów, zaczął naprawiać fortepiany w 1873 roku. Wcześniej praktykował u najlepszych na świecie wytwórców. Zaczął w Kaliszu u wyżej wymienionego Fryderyka Hintza, jednego ze swoich prawnych opiekunów. Potem szkolił się u Quandta i Bechsteina w Berlinie, Irmlera i Blüthnera w Lipsku i Seilera w Legnicy. Po siedmiu latach nauki wrócił do rodzinnego miasta, by założyć własną firmę.
Pierwszy fortepian zbudował pięć lat później. Niedługo potem zatrudniał 14 pracowników i produkował już 60 instrumentów rocznie. Jego wielki fortepian koncertowy odniósł wspaniały sukces na warszawskiej wystawie w 1885 roku. Wielki rynek rosyjskiego imperium stanął przed nową fabryką otworem.
W samym Kaliszu Arnold Fibiger miał godną konkurencję, nawet w rodzinie. Fabrykę budowy fortepianów prowadzili też bracia Karol i Aleksander Fibigerowie i Teodor Betting. To światowej rangi zagłębie fortepianowe wyprodukowało do 1939 roku 50 000 instrumentów, z czego blisko 21 tysięcy w firmie Gustawa Arnolda Fibigera.
PIONIERSKI SZKIELET ŻELBETOWY
Od 1898 roku zakład działał niedaleko Starego Miasta, przy ulicy Złotej i Szewskiej, obecnie nazywanej ulicą Chopina. Tu w roku 1900 zbudowano z czerwonej cegły, wysoki na cztery kondygnacje gmach fabryki. Wkrótce, w 1911 roku górujący nad okolicą budynek przedłużono.
Wszyscy kaliszanie znają jego ozdobne, wycyzelowane w cegle elewacje, wyglądem nawiązujące do największych fabryk łódzkich. Mało kto wie, że kryją one bardzo nowoczesną, pionierską na owe czasy konstrukcję szkieletową, wykonaną z żelbetu. Pierwszy budynek mieszkalny o takiej konstrukcji powstał w Paryżu w 1892 roku.
Użycie tego materiału w kaliskiej fabryce, w 1900 roku było pionierskie. Warto by zbadać, czy nie po raz pierwszy w ogóle na świecie, w budynku przemysłowym o tak dużej skali.
Trzeba docenić wyjątkowość i nowatorstwo kaliskiego zabytku, pomnikowego na drodze do nowoczesnej architektury na świecie. Wcześniej stosowano żelbet tylko w konstrukcjach inżynierskich, głównie do budowy mostów.
Fabryka była wyposażona w nowoczesny silnik parowy i dwa silniki gazowe. Szybko osiągnęła zatrudnienie na poziomie 200 osób i roczną produkcję 1000 instrumentów rocznie przed I wojną światową. Liczne medale na wielkich wystawach przypieczętowały światowy sukces firmy.
Potem było już tylko gorzej. Zniszczenia wojenne i utrata wielkiego rynku rosyjskiego zrobiły swoje, podobnie jak kryzys gospodarczy i wojna celna z Niemcami. W okresie międzywojennym fabryka fortepianów Fibigera nie wykorzystywała swoich możliwości. W najgorszych czasach zatrudnienie spadło do 45 pracowników.
W czasie II wojny produkowano tu już tylko szafki dla wojska i drewniane skrzynie amunicyjne. Podobnie zaraz po wojnie, gdy robiono tu meble dzienne, biurowe, wyposażenie sklepów i szkolne ławki. Do pracy w fabryce wrócił wnuk założyciela, Gustaw Arnold Fibiger III, który do 1953 roku pozostał dyrektorem, mimo że w 1948 roku firmę znacjonalizowano.
Po roku 1953 wyrzucono go z dyrektorskiego gabinetu do pakamery na poddaszu. Były właściciel pracował do emerytury jako główny konstruktor, już w Calisii, bo tak nazwano zagrabioną przez państwo fabrykę. I zdarzało się, że z własnej kieszeni dopłacał pracownikom dopieszczającym instrumenty po godzinach.
Oglądałem plany budynków fabryki, pięknie wyrysowane w 1949 roku przez architekta Henryka Kinastowskiego, dziadka obecnego prezydenta Kalisza.
Świetnie zarządzana fabryka po II wojnie jeszcze raz rozkwitła. W 1950 roku wrócono do produkcji instrumentów. W szczytowym okresie zatrudniano aż 370 pracowników. Tysiące instrumentów wysyłano w świat. Z inicjatywy Fibigera na początku lat pięćdziesiątych powstała unikalna w skali światowej szkoła, technikum budowy fortepianów. I komu to przeszkadzało?
KATASTROFA I CUD
Paradoksalnie czasy wolnej Polski, po 1989 roku, to już dla fabryki fortepianów nieuchronna katastrofa, pokaz przerażającej nieudolności i trwonienia ponad stuletniego dorobku tej wyjątkowej firmy.
W 2000 roku fabrykę wykupiła Unitra, która siedem lat później doprowadziła do bankructwa i zakończenia produkcji instrumentów muzycznych. Po 134 latach produkcji. Przy całkowitej indolencji władz miejskich budynki rozszabrowano.
Mógł do nich wejść każdy, kto chciał, i wynieść, co chciał. Dokumenty z dziesiątków lat działania firmy walały się po podłogach. Na koniec przehandlowano logo firmy. Teraz pod tą markę podszywają się instrumenty robione w Chinach.
Miejscy politycy tworzyli kosmiczne plany zagospodarowania fabrycznych ruin tylko na chwilę – przed kolejnymi wyborami. Władze Kalisza w sposób haniebny potraktowały Calisię, ikonę tego miasta. Wydawało się, że już nic nie powstrzyma ostatecznej katastrofy tego wyjątkowego zabytku i wspaniałej pamiątki naszego dziedzictwa.
W 2015 roku stał się cud. W smutną historię zrujnowanego zabytku wkroczył Marek Antczak i jego syn Marcin, przedstawiciele kolejnej rodziny kaliskich przedsiębiorców budowlanych. Firma Antczak za 3 miliony 675 tysięcy złotych zakupiła zrujnowane budynki fabryki fortepianów i w cztery lata zamieniła je w kompleks hotelowy, biurowy i usługowy. Budżet na poziomie 56 milionów złotych pozwolił na osiągnięcie wspaniałego rezultatu.
Projekt architektoniczny całego założenia jest zasługą Piotra Chojara z pracowni MODOarchitektura. Projektant podzielił obiekt na trzy osobne części.
Pierwsza to pieczołowicie odrestaurowany budynek zabytkowej fabryki z nadbudową najwyższego piętra. Druga to nowa bryła hotelu Hilton, dostawiona w pierzei ulicy Chopina do starego budynku. Od ulicy skontrastowana skromną, otynkowaną elewacją. Od dziedzińca pasami ceglanej okładziny nawiązująca do fabrycznej architektury obok.
Połączenie starej i nowej części to najbardziej spektakularny fragment założenia. Wysokie na pięć kondygnacji rozcięcie to wspaniała wewnętrzna przestrzeń, z jednej strony z piękną ceglanym detalem szczytową ścianą dawnej fabryki, a z drugiej fortepianowo wygiętą, czarną ścianą nowego hotelu. Rozświetloną szczelinę przecinają ażurowe mostki, łączące oba budynki na poszczególnych kondygnacjach. Tu, na białej, marmurowej posadzce stoi historyczny fortepian marki Calisia.
Trzecia część obiektu to wielki podłużny dziedziniec ze szlachetną, kamienną posadzką, olbrzymi ogólnodostępny taras na tyłach dawnej fabryki, obok fabrycznego komina. Będą z tej otwartej przestrzeni korzystać klienci starej kaliskiej lodziarni, lokalu serwującego sushi, restauracji Chleb i wino oraz najbardziej ekskluzywnego lokalu o nazwie Roma, zamykającego dziedziniec od strony ulicy Złotej. Tutaj w dzień otwarcia stanęła scena i odbył się inauguracyjny koncert.
Miejmy nadzieję, że znajdzie się tu miejsce dla sztuki, występów muzycznych na co dzień, nie tylko na początek. Gdy pojawi się tu więcej zieleni przestrzeń ta będzie nowym, wspaniałym salonem Kalisza.
Odrestaurowana dawna fabryka fortepianów Arnolda Fibigera, dzisiaj pod nazwą Calisia One, wprowadziła do dawnego miasta wojewódzkiego zupełnie nową jakość architektury i nowoczesnej miejskiej przestrzeni. To bez wątpienia jedna z najlepszych takich realizacji w Polsce ostatnich lat.
Wspaniale odrestaurowany obiekt będzie żywą ikoną miasta. Warto ją zobaczyć, zwłaszcza pięknie iluminowaną wieczorem. Oby była zwiastunem zmian, które w Kaliszu są niezbędne.
Zdewastowana okolica tego miejsca woła o pomstę do nieba. Ulica Złota brzmi w tym miejscu jak szyderstwo. Nie będzie łatwo przywrócić do życia zrujnowane budynki wokół i zapełnić puste tereny.
Proponuję na początek zacząć regularnie wywozić śmieci i naprawić chodniki. Wysypujące się z pojemników, gnijące w upale odpadki zalegały w dzień uroczystego otwarcia zaledwie kilkanaście metrów od Calisii. A potrzaskana betonowa, miejska studzienka, obramowana pięknym, nowym granitowym chodnikiem przy odrestaurowanej fabryce – to zwyczajny wstyd. Od teraz po prostu nie wypada.
CZYTAJ TAKŻE: Uliczki dawnego Ostrowa w ratuszu
CZYTAJ TAKŻE: Nowy Teatr Muzyczny w Poznaniu – sukces czy porażka?
CZYTAJ TAKŻE: „Sieczenie u pręgierza”