Dzieci w klimacie („Śmieciogród” i „Rok z Linneą”)
Opublikowano:
3 grudnia 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Relację między człowiekiem a naturą czy – daleki od racjonalności – stosunek człowieka do środowiska naturalnego współczesne książki kierowane do młodych odbiorców opisują na różne sposoby. W zależności od intuicji i ambicji twórców.
Pojawiają się tytuły zachęcające do uważniejszego przyjrzenia się pobliskiej zieleni i jej mieszkańcom, albo nieco inaczej – akcentujące kwestie związane z ekologią. Autorzy tej drugiej grupy wydawnictw, często o wyraźnie interwencyjnym charakterze, nie poprzestają jednak na czarnych diagnozach, ale edukują w sposób twórczy, odrzucając nieefektywny dydaktyzm.
ŚMIECI W OBIEGU
Przykładem tak pomyślanej książki – pełnej rzetelnych informacji przekazanych w humorystycznym duchu – jest „Śmieciogród” (Papilon 2019) Oli Woldańskiej-Płocińskiej. W formule zbliżonej do wcześniejszej „Zwierzokracji” (Papilon 2018) autorka opisuje i wyjaśnia konkretne zjawiska, tym razem już nie w kontekście nieuczciwego traktowania zwierząt przez człowieka, a w kwestii nieracjonalnego obchodzenia się z naturą.
Podobnie jak w poprzednim wydawnictwie temat opracowany jest w sposób przystępny (przykładem słowniczek trudnych pojęć na końcu), bez mentorskiego tonu i zasypywania czytelnika zbiorem suchych danych.
Autorka (tekstu i ilustracji) choć nie rezygnuje z ukazania kontekstu historycznego czy korzystania z fachowego nazewnictwa, odwołuje się do codziennych doświadczeń młodego odbiorcy. W formie ciekawostek, którym towarzyszą zabawne tytuły i niepozbawione humoru ilustracje (większość z nich śledzi wytrwała mucha), daje wgląd w „dzieje” opakowań (podkreślając przy tym pomysłowość samej natury), tłumaczy aktualne zagadnienia związane z ekologią (ślad węglowy, segregacja śmieci), wskazuje wpływ konsumpcyjnego nadmiaru na środowisko naturalne.
W książce jest też miejsce na przykłady postaw pozytywnych – autorka, prezentując konkretne osoby (Rob Greenfield, Bea Johnson) i inicjatywy (banki żywności, freeganizm), nie tylko uświadamia rangę problemu, ale uwiarygodnia twierdzenie, że niewielkie zmiany przyzwyczajeń mogą mieć wielkie znaczenie.
Krok dalej znajdziemy więc kilka wskazówek, których zastosowanie nie wymaga ani wielkiego bohaterstwa, ani życiowej rewolucji – jak choćby troska o własny prowiant zamiast kupnego (w plastiku) czy zrezygnowanie z posiadania na rzecz (wy)pożyczania.
Postulowana w „Śmieciogrodzie” konieczność zmiany podejścia do najbliższego otoczenia zakłada jednocześnie nieodzowność codziennej refleksji, potrzebę uważności i podejmowania świadomych wyborów.
Trudno po tej lekturze uwolnić się od pracy wyobraźni i torby foliowej czy plastikowej nakrętki nie skojarzyć z żołądkiem mewy lub żółwia morskiego.
O JERZYKACH I ZNALEZISKACH
Warto także zwrócić uwagę na książkę starszą, której przekaz – choć nie można mu odmówić waloru edukacyjnego – pozbawiony jest alarmującego czy jawnie postulatywnego charakteru. „Rok z Linneą” (Zakamarki 2010) – konsekwencja spotkania (sprzed ponad trzydziestu laty) dwóch szwedzkich artystek Christiny Björk (tekst) i Leny Anderson (ilustracje) – wyrasta z przekonania, że obcowanie z naturą to przyjemność, a cierpliwe jej obserwowanie może dać prawdziwą satysfakcję.
Pierwszoosobowa narracja „Roku z Linneą” (tłum. Agnieszka Stróżyk) przypomina pamiętnik pisany przez wrażliwą i żywo zainteresowaną światem przyrody dziewczynkę, tytułową Linneę. Bohaterka, wprowadzając czytelnika w swoją codzienność, opisuje najważniejsze wydarzenia z każdego miesiąca roku. Okazuje się, że zwykłe sprawy, gdy poświęcić im więcej uwagi, tracą na oczywistości i (po prostu) fascynują.
Rezolutnej mieszkance Sztokholmu w rozwijaniu pasji towarzyszą dwaj sąsiedzi: emerytowany ogrodnik pan Blomkvist i jego przyjaciel – pan Kalle (szczęśliwy właściciel działki za miastem). Obydwóch, poza niewymuszonym humorem i życzliwością, wyróżnia „ręka do kwiatów” oraz daleka od powierzchowności wiedza o zwyczajach zwierząt i upodobaniach roślin.
Linnea do swoich zainteresowań podchodzi nie mniej poważnie: o godnym samego Linneusza (który jeśli nawet nie obsadzać go w roli jednego z bohaterów książki, z pewnością jej patronuje) zacięciu przyrodniczym daje znać na każdej stronie „pamiętnika”, dzieląc się z czytelnikiem wnikliwymi obserwacjami i poradami.
W comiesięcznych zapiskach znajdziemy nie tylko szereg ciekawych i pożytecznych informacji z ptasiego czy mysiego życia, wiadomości zebranych w szklarni, na działce i łące (równie zajmujących i przydatnych), ale też konkretne pomysły inspirujące czytelników do działania.
Z przepisu Linnei zrobić można zupę pokrzywową lub sok z czarnego bzu, według jej wskazówek uda się wiosną zbudować własny ogródek domowy, latem – latawiec, stworzyć profesjonalny zielnik czy sekretarzyk z pudełek po zapałkach.
W lipcu na plaży dziewczynka „dokonuje znalezisk”, w grudniu, po autorskiej obróbce, obdarowuje nimi przyjaciół.
Linneę warto poznać, żeby odetchnąć, zatrzymać się, popatrzeć. Dużo w niej dobrego spokoju, uważności na drobne zdarzenia z jednej strony i zachłanności w poznawaniu świata z drugiej. I tego można (próbować) się uczyć.