Wiedzieć i pamiętać, aby widzieć
Opublikowano:
19 grudnia 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Album „Olędrzy wokół Konina” zawiera krótki rys historyczny osadnictwa olęderskiego oraz ewangelików w przedwojennym Koninie i okolicach. Ale pełniej przemawia do nas w rekonstrukcjach osobistych, mikrohistoriach łączących pracę na źródłach z rodzinnymi świadectwami.
W POWIDOKACH PAMIĘCI
Żeby widzieć, trzeba wiedzieć – to stwierdzenie może odsyłać do filozoficznej głębi dzieł Immanuela Kanta, który zrewolucjonizował filozofię, stwierdzając, że poznajemy świat dzięki temu, że sami aktywnie go wcześniej tworzymy jako przedmiot wiedzy.
Rzeczy same w sobie, owszem, istnieją, tyle że same, bez postrzegających je ludzi, niespecjalnie mają komu o tym powiedzieć. Nie musimy czytać Kanta, aby zauważyć, że to, ile wiemy o świecie, powoduje, że widzimy w tym świecie więcej, lepiej – w sposób bardziej złożony.
Widać to jeszcze wyraźniej, kiedy wiedzę połączymy z pamięcią o przeszłości. Wtedy staje się jasne, że istnienie dawnego świata podtrzymywane jest na kruchych niciach pamięci wraz z nanizanymi na nich okruchami wiedzy.
Proces zanikania pamięci i podtrzymywanego przez nią świata starają się spowolnić autorzy albumu „Olędrzy wokół Konina”, wydanego przez Wielkopolskie Stowarzyszenie na Rzecz Ratowania Pamięci FRYDHOF w Koninie. W pięciu odsłonach, migawkach, dzięki rekonstrukcji wiedzy i pamięci o około konińskich olędrach możemy ujrzeć ich choćby w powidokach.
ŚWIAT, KTÓREGO NIE MA
Zdjęcia cmentarzy towarzyszą zachowanym dawnym fotografiom rodzinnym, w sposób wystarczająco dobitny uzmysławiając istnienie świata, który zniknął.
„Olędrzy wokół Konina” z jednej strony zawierają krótki rys historyczny osadnictwa olęderskiego (autorstwa Damiana Kruczkowskiego) oraz ewangelików w przedwojennym Koninie i okolicach (tekst Jarosława Buziaka). Z drugiej strony – ta pozycja pełniej przemawia do nas w rekonstrukcjach osobistych, mikrohistoriach łączących pracę na źródłach z rodzinnymi świadectwami.
Taki charakter ma odtworzenie sagi rodu Beutlerów (Damian Kruczkowski) czy opowieść o Michalinowie (Agnieszka Giebel), przejmujące są też wspomnienia Heleny Zielke przypomniane przez Joannę Fukowską.
Książka „Olędrzy wokół Konina”, choć jest to pozycja raczej skromnych rozmiarów, odgrywać może rolę katalizatora, wyzwalacza pamięci.
Mam nadzieję, że wielu jej czytelników zacznie widzieć więcej, a nasz wielkopolski krajobraz ujawni zapomniane i skryte przez niepamięć wymiary.
Gdy nie wiemy i nie pamiętamy, to nie widzimy. Kwadratowy w swym kształcie lasek na środku pola pozostanie dla nas zbieraniną zaniedbanych krzewów i drzew. To, że był dawnym ewangelickim cmentarzem, nie będzie nam ujawnione.
Przejeżdżając rowerem przez Pyzdry, Zagórów i inne nadwarciańskie wsie i miasteczka, ujrzymy jedynie dość płaski, monotonny krajobraz. Dziś już zarośnięte kanały, często zniszczone urządzenia wodne, które nie przemawiają do nas jako świadkowie setek lat olęderskiego osadnictwa.
Patrząc na rozległe dziś tereny w dolinie Warty, nie pamiętamy, nie widzimy pracy kolejnych pokoleń osadników, dzięki którym pola przestały być bagnami.
Bez wiedzy i pamięci nie ujrzymy w pustych placach nadwarciańskich miasteczek gwaru dni targowych w nieistniejących już żydowskich sztetlach. Budynki domów kultury, bibliotek, kin skryją przed nami to, że były synagogami, które wraz z ewangelickimi i katolickimi kościołami tworzyły wielowyznaniową mozaikę.
Podobnie przed oczyma – niewidzącymi z powodu braku wiedzy i pamięci – ukrywają się wspomniane już ewangelickie cmentarze, dziś często nieodróżnialne od zagajników. Nie wiemy tego, czego nie pamiętamy. Po dawnym osadnictwie olęderskim nie zostało już wiele, zarówno w sferze kultury materialnej, jak i pamięci.
ZOBACZYĆ WIĘCEJ.
Można nazwać to zemstą nadwarciańskiej ziemi, przyrody, którą niegdyś z mozołem uprawiali, osuszali, karczowali osadnicy z północnych Niemiec, Holandii, uciekinierzy przed prześladowaniami religijnymi i wojnami, przybywający na tereny dzisiejszej Wielkopolski od XVI do XIX wieku. Zastawali nieużytki, „ziemię w sobie”, kształtowali ją, nazywali, uprawiali, zabudowywali. Odciskali swój ślad na historii tych ziem.
Powoli tracili swą odrębność. Osadnicy katoliccy, tacy jak podpoznańscy bambrzy, szybciej asymilowali się wśród lokalnej ludności; ewangeliccy dłużej zachowywali odrębność.
Dziś ziemia upomniała się o swoje. Nie wiedząc o tym, że olęderskie osadnictwo było tak intensywne, nie ujrzymy go w płaskim wielkopolskim krajobrazie.
A przecież olędrzy są nieobecni dopiero od niedawna, głównie za sprawą drugiej wojny światowej i czasów krótko po niej. Nacjonalistyczny projekt III Rzeszy nie akceptował porządków etnicznych i religijnych, które ukształtowały się jeszcze przed wytworzeniem nowożytnych narodów. Olędrzy zostali wchłonięci przymusem, gdy w 1945 roku III Rzesza runęła pod naporem Armii Czerwonej – w nowym porządku dla nich także nie znalazło się miejsce. Setki lat sąsiedzkiego życia zostały unieważnione wraz z nowym pomysłem na wytwarzanie tożsamości.
Dziś po olędrach zostały głównie rozproszone, niszczejące cmentarze, zachowane resztki zabudowań o specyficznym układzie budynków i krucha, często zanikająca pamięć. Tracąc to, coraz słabiej widzimy olęderskie ślady w naszym wielkopolskim przyrodniczym i kulturowym krajobrazie. Dlatego warto wraz ze stowarzyszeniem FRYDHOF podjąć trud zauważania więcej.
Mam nadzieję, że album „Olędrzy wokół Konina” wzbudzi głód nie tylko czytelniczy, ale i pamięci czy wiedzy, powodując, że czytelnicy nie zadowolą się tylko tym, czego przed sobą nie widzą. I zechcą zobaczyć więcej.
Książka „Olędrzy wokół Konina” do nabycia w Wypożyczalni Miejskiej Biblioteki Publicznej w Koninie na ul. Dworcowej 13 – po wpłacie dobrowolnego datku/cegiełki na rzecz Stowarzyszenia FRYDHOF.