Plaże bez wody
Opublikowano:
7 lutego 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Wczasy” to kolejny pokaz kolektywu fotografów związanych ze stowarzyszeniem FOTSPOT i poznańską Centralą, w którym na warsztacie dokumentalistów znalazł się temat banalnej beztroski, tłumnego spędzania czasu wolnego. Plażowicze w kolorowych klapkach i na dmuchanych flamingach w kurortach nad jeziorami. Fotograficzne ikony sezonu ogórkowego – lekkie, kolorowe, pełne słońca i opalenizny sceny. Skorzęcin, Powidz, Zbąszyń – na zdjęciach piątki autorów z bliska przyglądających się wczasowiczom.
W poprzednim wspólnym projekcie Centrali ich zdjęcia były zapisem z pozoru równie trywialnej przestrzeni – miejskiej rzeki. Fotografie Warty odkryły jednak całkiem nieoczywiste zmiany zwyczajów i sposoby kolonizowania warciańskich brzegów przez poznaniaków. Dlatego warto zastanowić się, jak tym razem autorzy wybrnęli z płycizn jeziornej, letniej codzienności. Dlaczego zajęli się analizą atrybutów wakacji nad wodą w Wielkopolsce, gdzie zgodnie ze statystykami przytaczanymi przez autorów, wakacje spędza 6% Polaków? Co można wywnioskować z gofrów, zapiekanek, tatuaży, dmuchanych materaców, rowerów wodnych? Jakich definicji świata dostarczą radyjka na baterie grające letnie hity?
W czasie spotkania autorskiego prowadzonego przez Marka Zakrzewskiego na te pytania odpowiadali Anka Gregorczyk, Justyna Sulejewska, Łukasz Szamałek i Karol Szymkowiak. Zdjęcia artystów inwentaryzują przejawy kultury materialnej i dokumentują zachowania charakterystyczne dla wielkopolskich wczasów nad jeziorami.
Justyna Sulejewska: Miejsca nad jeziorami są specjalnymi strefami, które sprawiają, że zachowujemy się inaczej i inaczej myślimy. Jemy inaczej, bo kto na co dzień ma ochotę na gofra? Idziemy do fryzjera i na manicure, wybieramy specjalny outfit na plażę. To jest inny czas i inna przestrzeń, rządzona własną logiką. W Powidzu okazało się na przykład, że sprzedają tam piwo marki Powidz. Inspiracją dla nazwy był wymyślony słowiański bóg Powidz. Razem z nazwą powstała pełna fikcyjna etymologia określająca, dlaczego „Powidz”, co ma wspólnego z jeziorem i z Mieszkiem I.
Anka Gregorczyk: Obserwowałam ludzi przychodzących na taką plażę. Znalezione miejsce, później nieśmiałe próby, czy to już czas, żeby coś z siebie ściągnąć? Ktoś zaczyna się rozglądać. Czy zdjąć spodnie, czy najpierw bluzkę, może narzucić na siebie ręcznik? Szybko się okazuje, że w dużej grupie to nie ma żadnego znaczenia. Okazuje się, że w tych miejscach przestajemy się nawzajem oceniać. Nie mamy już nic do schowania. Tak jakbyśmy się bardziej rozumieli i tolerowali nawzajem.
Łukasz Szamałek: Gdybyśmy chcieli robić podobną rzecz w małych miejscowościach, spotkalibyśmy puste ulice. Żeby sfotografować tam ludzi trzeba ich wyciągać z domu. Trzeba ich najpierw znaleźć, by z nimi pracować. Natomiast nad jeziorami jest gęsto. Ci sami ludzie, którzy normalnie odizolowani siedzą w domach, tu są stłoczeni na małej otwartej przestrzeni. Każdy z planem, żeby wypocząć, i te ich plany czasami się przecinają, dochodzi tam do spięć, interakcji. Każdy chce mieć dostęp do słońca, każdy chce mieć dostęp do wody, chce, żeby kolejka do lodów była jak najkrótsza. To są rzeczy opowiadające wiele o nas. W tym tłumie ludzi można dostrzec coś, co normalnie jest trudniejsze do wydobycia w Chodzieży czy w Gnieźnie.
Anka Gregorczyk: Tatuaże fascynują fotograficznie Kamila Figasa od kilku lat. Jakie są typy tatuaży i powody, dla których ludzie je robią; czy traktują je jak manifestację pewnych wartości, czy są po prostu jak estetyczny „stempel”? Tak zdaje się było w tym przypadku: wzór potężnego lwa po prostu mu się podobał. Czekaliśmy na jakąś opowieść o motywach tego tatuażu, ale nic takiego się nie wydarzyło. Czasami rzeczy dzieją się po prostu.
Karol Szymkowiak: Mimo że jest blisko, że jedziemy nad jezioro godzinę, turystyka dzisiaj musi być zorganizowana. Na miejscu musi być knajpa, plac zabaw dla dzieci. Musimy mieć gadżety, takie jak klapki, dmuchane flamingi. Jak w Skorzęcinie, działającym na zasadach nadmorskiego kurortu z jedną ulicą pełną straganów i knajp, brakuje tam tylko Biedronki, Lidla i McDonalda.
Anka Gregorczyk: Modowym odkryciem były klapki z czarnym futerkiem. Ale jestem trochę do tyłu z modą plażową, były podobno modne już sezon wcześniej. Natomiast ręcznikami można wyrażać swoje sympatie czy antypatie. Nawet polityczne. Działa to jak proporzec.
Okazuje się, że ta letnia sielanka w przerysowanych zdjęciach ma dodatkowy cel poza socjologiczną obserwacją.
Anka Gregorczyk: Podsłuchiwałam jednego pana, który szukając miejsca na plaży, opowiadał, że za każdym razem układa ręcznik w tej samej odległości od wody. Tak już ma. I zauważył, że w poprzednim roku to miejsce wypadało o trzy metry bliżej chodnika. Prosty sposób zilustrowania, że wody w jeziorze jest mniej. Dużo słuchaliśmy takich rozmów: o tym, że plaże są większe, o tym, że w Zbąszyniu trzeba przejść prawie pół jeziora, żeby zrobiło się wreszcie głęboko. W szuwarach daleko od brzegu w Powidzu i w Skorzęcinie znajdowaliśmy stare cumy od łódek. Przez cały czas realizacji zdjęć zastanawialiśmy się, jak zmieni się nasz wypoczynek nad jeziorami, w sytuacji gdy wody będzie tam jeszcze mniej. Związane to jest oczywiście z działalnością kopalni odkrywkowej w Kleczewie i kopalni Tomisławice. Powstaje lej ściągający wodę powierzchniową z bardzo dużego obszaru, przez co poziom jezior i rzek w rejonie Pojezierza Gnieźnieńskiego gwałtownie opada.
Czy artyści ujmowali w fotografiach raczej fakt, że Wielkopolska stepowieje, czy jednak obserwowali życie codzienne nad jeziorami i sposób spędzania wolnego czasu nad wodą?
Anka Gregorczyk: To są obszary przenikające się. Opowiadamy o tym, jak zjawisko wysychania jezior odbierają ludzie, jak się do niego przyzwyczajają, gdy tak ogólny i abstrakcyjny problem zaczyna przekładać się na codzienne doświadczenia. Chodzi nam o ludzki wymiar tego problemu i reakcje na zmieniające się otoczenie. Nie jest to projekt o zjawisku hydrologicznym czy geograficznym, ale o codziennej reakcji na te ogólne procesy (…) Przede wszystkim przyglądaliśmy się temu, jak ludzie spędzają czas nad jeziorami. Ale dzięki temu możemy wyciągnąć dalsze wnioski, zauważyć, jak plażowicze reagują na zmiany środowiska wpływające na tę ich wakacyjną aktywność. Jak oswajają się z nową rzeczywistością.
Łukasz Szamałek: Dostrzegamy po prostu ten problem. Trzy lata temu w trakcie pobytu w Uzbekistanie pracowałem nad tematem fotograficznym skupiającym się na codziennych sposobach okazywania szacunku wodzie: przez gesty, przedmioty codziennego użytku, dekoracje. Myślałem sobie wtedy, że pochodzę z kraju kojarzonego z zielonymi lasami i zielonymi polami, a to są pozory, bo i u nas z wodą jest bardzo źle. Chociaż nadal maskuje ten problem zieleń. Jesteśmy trochę uśpieni, jakby wszystko zdawało się nadal być OK. Okres bez możliwości podlewania ogródka się wydłuża, ale do tego łatwo się przyzwyczaić. Stepowienie nie poszło tak daleko, by nawiewało nam piasek przez okna.
Temat braku wody na naszej wystawie pojawia się więc dyskretnie, mniej więcej w taki sposób, w jaki można się na niego natknąć na plaży. To jest wstępniak do rozmowy: pogoda super, wody mało. I przechodzi się dalej. Widzimy te zmiany, ale nadal traktujemy je, jakby działy się tylko gdzieś w tle.
Wystawa „Wczasy” czynna była w poznańskiej Centrali do końca stycznia 2020 roku. Autorami wspólnej dokumentacji wielkopolskich jezior jest pięcioro wielkopolskich fotografów: Kamil Figas, Anka Gregorczyk, Justyna Sulejewska, Łukasz Szamałek i Karol Szymkowiak. Działając w FOTSPOT, stowarzyszeniu twórczym, od 2018 roku wiele swoich działań organizują oni w galerii CENTRALA na Starym Mieście w Poznaniu. Wcześniejszą ich kolektywną pracę dotyczącą poznańskiego odcinka Warty znaleźć można w dziale „Obrazy” Kultury u Podstaw.