Cieszę się, że inspirujemy innych
Opublikowano:
22 kwietnia 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Z jednej strony chcę coś powiedzieć komuś, kogo nie znam, ale boję się, że gdy to powiem, to będzie koniec znajomości. Mam miejsca, w które wracam co rok, kontynuuję przerwane rozmowy, wznawiam znajomości. Ale mam też przeświadczenie, że wszystko ciągle jest przede mną – opowiada o tematach nowych piosenek poznańskiego zespołu Gra Sów jego wokalista i gitarzysta Kamil Meler.
Sebastian Gabryel: Choć Gra Sów działa już od trzech lat, to wasz debiutancki album pojawił się dopiero teraz. Nie pozostaje mi nic innego, jak zapytać, co robiliście przez ten cały czas, że ciągle brakło go wam na wejście do studia? (śmiech)
Kamil Meler: Wcale nie trzy, a dwa i pół roku! (śmiech) To świetny czas jak na debiutancki album, tym bardziej, że materiał zarejestrowaliśmy w grudniu 2018 roku. Dlaczego więc płyta wyszła w marcu, dwa lata później? Poza drobnymi poprawkami w studio oraz spotkaniami z realizatorem, mieliśmy spory i niespodziewany problem ze znalezieniem grafika, który podjąłby się stworzenia okładki. Mieliśmy dwie osoby chętne, które po miesiącu stwierdziły, że nie dadzą rady.
Poza tym, nie żyjemy z muzyki, nie mogliśmy porzucić pracy, zamknąć się w studiu i wyjść z krążkiem w dłoni.
Ale uważam, że i tak poszło nam dość sprawnie. Znam zespół, który pierwszy album nagrał po trzynastu latach… (śmiech)
SG: Jestem po kilkukrotnym przesłuchaniu tej płyty i muszę przyznać, że „Wolne tańce” to solidny kawał alternatywnego rocka. Czuć w nim klimat choćby „starego” Myslovitz, nie tylko z uwagi na brzmienie, ale również za sprawą twojego głosu i tekstów. Czy to właśnie od nich zaczyna się muzyka Gry Sów? Odnoszę wrażenie, że odgrywają kluczową rolę…
KM: Piosenki, które gramy – a przynajmniej, póki co, ich większość – jest znacznie starsza od Gry Sów. Jestem basistą. Grałem w kilku zespołach i po kolejnym rozpadzie, z braku weny, postanowiłem założyć zespół grający moje kawałki, które niezbyt sprawdzały się w klimatach moich poprzednich zespołów. Chciałbym dać więcej swobody swoim kolegom i koleżance z Gry Sów, jeśli chodzi o kompozycję i aranż, ale mam obecnie około setki numerów, a wiele z nich już bardzo dogłębnie przemyślałem. Dlatego ta pierwsza płyta jest bardzo moja, choć jak tylko umiem staram się nie narzucać. Nawet Tomkowi, niech sam sobie pisze linie basu (śmiech). A co do naleciałości Myslovitz – swego czasu albumu „Miłość w czasach popkultury” słuchałem codziennie…
SG: Napisaliście, że Gra Sów to „podróż do świata zbudowanego z pragnień i chęci działania, radości i smutku, poczucia młodości i starości”. Jak mógłbyś to rozwinąć?
KM: W zasadzie odpowiedzi są w piosenkach. Z jednej strony chcę coś powiedzieć komuś, kogo nie znam, ale boję się, że gdy to powiem, to będzie koniec znajomości. O tym są „Fantastyczne stworzenia”. „Dwieście” to z kolei opowieść o tym, że obecnie życie przebiega szybko i wielowątkowo.
Mam miejsca, w które wracam co rok, kontynuuję przerwane rozmowy, wznawiam znajomości.
Ale mam też przeświadczenie, że wszystko ciągle jest przede mną, o czym traktuje „Serial o zagubionych duszach”. Zresztą, napisany z dwanaście lat temu…
SG: W zespole towarzyszą ci gitarzystka Marta Wołczecka, wspomniany wcześniej basista Tomasz Dopierała i perkusista Max Wolff. Za co najbardziej cenisz każdego z osobna?
KM: Tomka za dyscyplinę i za to, że zawsze jest przygotowany na próbie. Poza tym, zajął się organizacją koncertów i jestem mu za to wdzięczny, bo – on już wie dlaczego – nie chciałem tego robić. Marta wprowadza do zespołu spokój i humor, jest świetną gitarzystką, ma super gitarę. Czekam, aż w końcu zacznie śpiewać, niemal od początku zespołu obiecuje robienie chórków. Maksa cenię za naprawdę dobre poczucie humoru. Jest z nami od niedawna, jednak od razu złapaliśmy wspólny język i – swoją drogą – to on jest tym cool w zespole. Ponadto, jest pierwszą osobą w Grze Sów, która zapragnęła przeanalizować i pokręcić nosem nad tekstami. To dla mnie bardzo ważne.
SG: W swoją działalność bardzo angażujecie fanów. To właśnie oni odpowiadają za wasze klipy. Co możesz powiedzieć o tych, które powstały do tej pory?
KM: Pierwsze animacje stworzył Bartek Siejak, odpowiedzialny za oprawę graficzną do naszej pierwszej EP-ki wydanej w 2018 roku.
Natomiast „Fantastyczne Stworzenia” dorobiły się profesjonalnego klipu. Cieszymy się, że trafiamy na zdolnych ludzi i pobudzamy ich do działania.
Mnie jako autora tekstów i muzyki cieszy też, że słowa, które sobie kiedyś napisałem, stały się piosenką, która inspiruje innych. To piękne.
SG: Nie jest tajemnicą, że największym żywiołem każdego szanującego się zespołu rockowego jest scena. Tymczasem obecnie wszystkie są zamknięte na cztery spusty. Jak odnajdujecie się w tej trudnej i niecodziennej rzeczywistości?
KM: Dla nas trudniejsze jest ograniczenie w przemieszczaniu się. Zagraliśmy kilka koncertów w styczniu i lutym. Według mnie trochę przesadziliśmy z ich ilością, bo nawet nie mieliśmy czasu, by skupić się na próbach na nowym materiale. Pierwsze trzy tygodnie marca miały być pierwszym oddechem w tym roku i możliwością zaaranżowania piosenek na drugą płytę. Trudno – jest jak jest. Póki co skupiam się na pracy. Jestem magazynierem w hurtowni z materiałami instalacyjnymi, moja firma pracuje normalnie, a nawet mamy urwanie głowy, bo zbliża się sezon budowy basenów. Mam więc czym zająć czas.
SG: Jak sami napisaliście na swoim Facebooku, „koncerty odwołane, bo pandemia”, ale to chyba nie oznacza, że nie planujecie kolejnych kroków. Na co możemy liczyć po niedawnej premierze waszej płyty? Koncert online to byłoby coś!
KM: Najpierw musimy wrócić do prób. Pandemia, a raczej tzw. obostrzenia, pozbawiły nas bezstresowej możliwości dojazdu do salki prób. Byłoby miło zagrać koncert online, być może po złagodzeniu restrykcji spotkamy się i przegadamy temat.
SG: Na koniec pytanie o przyszłość – nie tyle samej Gry Sów, ale polskiego rynku muzycznego w ogóle. Kiedy czytam, że jeden z kluczowych doradców WHO stwierdził, że koncerty powrócą dopiero jesienią 2021 roku, to sam nie wiem co myśleć…
KM: Trudno mi w to uwierzyć. Doradztwo to jedno, ale jest też gospodarka i społeczeństwo. Mam wrażenie, że tak długo nie wytrzyma nikt – ani artyści, ani odbiorcy, ani nawet rząd. Podobno są dowody na to, że sama „góra” nie boi się tej pandemii i łamie zakazy (śmiech). Czekam na ogłoszenie w stylu „i tak nie pokonamy tego wirusa, trzeba żyć dalej”. Albo wynalezienie skutecznej metody leczenia – ekspert WHO bodajże wskazał czas potrzebny na samoistne wygaszenie choroby.
Trzymam też kciuki za Czechów, którzy chyba najlepiej radzą sobie w obecnej sytuacji. Polecam śledzić ich postępy.
Gra Sów – rockowy zespół muzyczny założony w 2017 roku w Poznaniu. Jak przyznają jego członkowie, nie chcą pisać o swoich fascynacjach muzycznych, bo może wychwycimy je sami. Ich muzyka to „pozorna prostota, skrywająca w sobie sporą warstwę energii oraz chwytliwości”. W lipcu 2018 roku ukazała się debiutancka EP-ka grupy, zaś w marcu 2020 roku pierwszy studyjny album zatytułowany „Wolne Tańce”, dostępny m.in. na popularnej platformie streamingowej Spotify.