220 rocznica urodzin Karola Marcinkowskiego. Mit i rzeczywistość
Opublikowano:
23 czerwca 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Był tu jego dom. Dzisiaj nie ma po nim śladu. Był cmentarz, na którym spoczął obok tak wielu osób, którym oddał swe życie. Również on zniknął z mapy Poznania. Został sarkofag, prochy, niszczejąca tablica, aleje i uniwersytet jego imienia oraz pomniki.
A czy pozostał etos, który utożsamiał? Czy przetrwała praca organiczna, którą uczynił sensem swego życia? Ile z postawy, myśli Karola Marcinkowskiego zostało w Poznaniu, w jego mieszkańcach i nas samych?
O Karolu Marcinkowskim napisano dużo. Kiedy wypowiada się jego nazwisko, większość osób je kojarzy. I na tym w zasadzie koniec.
Na pomniku znajdującym się w alejach jego imienia widnieje napis „Twórca pracy organicznej”. Jeden z bardziej udanych pomników w Poznaniu, zaprojektowany przez Stanisława Radwańskiego, a odsłonięty w 2005 roku, skłania jednak do refleksji.
Dość częstym zjawiskiem jest podejście zero-jedynkowe, w ramach którego skłonni jesteśmy dokonywać pewnych uproszczeń. Nie inaczej jest w przypadku Marcinkowskiego. Osobiście byłbym ostrożny w uznawaniu go za jedynego twórcę idei pracy organicznej, chociaż rzecz jasna należy do grona pięciu najważniejszych jej przedstawicieli.
Lekarz i żołnierz
Marcinkowski urodził się dokładnie 220 lat temu – 23 czerwca 1800 roku w rodzinie Agnieszki z Kopickich i Józefa Marcinkowskich. Pierwsze nauki zdobył w prywatnej szkole ks. Weissa na Świętym Wojciechu, a następnie w szkole ćwiczeń przy seminarium nauczycielskim na Grobli. W 1810 roku trafił do szkoły, która później otrzymała miano Gimnazjum św. Marii Magdaleny.
Odznaczał się wyjątkową inteligencją, błyskotliwością, zdolnościami krasomówczymi i pilnością, zwracając na siebie uwagę nauczycieli i wyrabiając w sobie sznyt neohumanisty.
W 1817 roku zdał maturę i udał się na stypendium do Berlina, gdzie udzielał również korepetycji młodym książętom Radziwiłłom czy braciom Sczanieckim. Tam włączył się w działalność tajnego towarzystwa „Polonia” i w marcu 1822 trafił do aresztu wspólnie z wieloma innymi działaczami organizacji. Został skazany na sześć miesięcy twierdzy. 29 stycznia 1823 roku zwolniono go z więzienia.
2 kwietnia obronił rozprawę doktorską, a w październiku złożył egzamin lekarski i jako chirurg-akuszer
„wysoki, szczupły, o nagłych, porywczych ruchach, ciemny blondyn o wielkich niebieskich oczach, pięknych łukach gęstych brwi, wyniosłym czole, pociągłej twarzy, lekko wystających kościach policzkowych, wydatnej szczęce dolnej, długim nosie i niewielkich ustach, o lekko ironicznym grymasie w młodych latach, marzycielskim, ale mocnym spojrzeniu” (1)
wrócił do Poznania. Leczył ziemian i szlachtę, ale w największym stopniu poświęcił się ubogim, których w okolicy nie brakowało. Pracował m.in. w szpitalu Sióstr Miłosierdzia. W tym czasie zakochał się w Emilii Sczanieckiej, a także nawiązał współpracę z Karolem Schneiderem, służąc odrzuconym i zapomnianym.
W 1827 roku odbył służbę wojskową w 18 pułku w Poznaniu. Gdy wybuchło powstanie listopadowe, bez chwili wahania Marcinkowski udał się do Warszawy.
Walczył zarówno z szablą w ręku, jak i z o wiele bardziej wysublimowanym przeciwnikiem, jakim była śmierć. Jako lekarz polowy odznaczał się niebywałą gorliwością i troską o swoich podopiecznych.
Wkrótce został lekarzem sztabowym. Kiedy podjęto decyzję o skierowaniu oddziałów na Litwę pod dowództwem Chłapowskiego, Marcinkowski niezwłocznie poprosił o przeniesienie do tego właśnie oddziału.
Powstanie upadło, a Karol dzięki protekcji Chłapowskiego udał się do Szkocji i Anglii, gdzie kontynuował nauki medyczne.
Dla swego protektora wyszukiwał książki o rolnictwie, a wkrótce także włączył się w niezwykle barwne życie polskiej emigracji nad Tamizą. W sierpniu 1832 roku udał się do Francji. W Paryżu skoncentrował się na praktycznej formie wsparcia działań niepodległościowych, zakładając Towarzystwo Pomocy Naukowej.
W 1833 roku Francuska Akademia Nauk uhonorowała go złotym medalem i nagrodą pieniężną za osiągnięcia w dziedzinie walki z cholerą, którą to nagrodę niezwłocznie przekazał na rzecz Towarzystwa.
Mając ze sobą bagaż doświadczeń na polu medycyny i polityki (głównie za sprawą kontaktów z obozem Czartoryskich), powrócił 26 marca 1833 roku do Poznania.
Bacznie obserwowany i nękany przez pruską policję, rzucił się w wir pracy, nie szczędząc sił i własnego zdrowia, by dotrzeć do potrzebujących. 1 sierpnia 1837 roku ponownie trafił do więzienia. Został z niego jednak zwolniony za wzorową, pełną poświęcenia pracę przy chorych, kiedy to przerwano jego karę i ściągnięto go z powrotem do stolicy Wielkopolski.
Praca organiczna
21 września 1839 roku wmurowano kamień węgielny pod budowę „Bazaru”, którego był jednym z pomysłodawców. Wspierał Konstantego Żupańskiego, Walentego Stefańskiego, Bronisława Trentowskiego i dziesiątki, a może i setki innych osób, które do historii przeszły jako jedne z najświatlejszych postaci naszej historii.
W 1843 roku powołano przy „Bazarze” Komitet dla sprawy szkoły rolniczej, na którego czele stanął Chłapowski. Zabiegano również o utworzenie w Poznaniu stałej, polskiej sceny teatralnej. Niestety obie inicjatywy nie zostały pomyślnie zrealizowane za życia Marcinkowskiego, chociaż doktorowi Karolowi zależało na zacieśnieniu współpracy między ziemiaństwem (szlachtą) a mieszczaństwem – widział w tym spełnienie idealistycznej wizji równości, jedności i braterstwa.
W międzyczasie, w 1841 roku, został członkiem rady miejskiej. W 1844 roku powołano go do Komisji do spraw szkoły realnej w Poznaniu. W sierpniu tego samego roku wszedł w skład Komitetu w sprawie opieki nad ubogimi, a w grudniu – komisji opracowującej projekty interpelacji i petycji przedkładanych sejmowi prowincjonalnemu.
Pionierskim i odważnym pomysłem było powołanie obwodowych miejskich opiekunów ubogich, których zadaniem miało być – zgodnie z ideą chrześcijańskiej caritas – doglądanie chorych i potrzebujących.
Marcinkowski zaproponował również nowoczesną procedurę oceny potrzeb zgłaszających się do lekarzy czy szpitali chorych, czym wyprzedzał swą epokę. Wymógł również sporządzenie profesjonalnego raportu, w którym przedstawiono realne potrzeby w zakresie opieki medycznej. Doprowadził także do powstania tzw. domu roboczego dla ubogich.
Kolejny powiew wolnościowy, tym razem Wiosna Ludów, postawił Karola Marcinkowskiego po przeciwnej stronie barykady.
Zdawał sobie sprawę, że trud pracy organicznej, tak wspaniale rozwiniętej w krótkim czasie, może zostać w wyniku zrywu zniweczony, wobec czego był sceptyczny wobec walki zbrojnej.
Stopniowo także tracił siły w związku z chorobą, która nękała go od wczesnej młodości. Bezgranicznie poświęcając się innym, nie dbał o siebie. 31 sierpnia 1846 roku spisał testament. Cały swój majątek rozdzielił między rodzinę i ubogich.
7 listopada 1846, około godziny 22.00 Marcinkowski zasnął…
Sekcja zwłok wykazała zropienie płuca, co potwierdziło tylko gruźlicę jako bezpośrednią przyczynę śmierci wielkiego społecznika. Mimo wyraźnie zaznaczonej prośby, by pogrzeb odbył się jak najskromniej, w uroczystościach ostatniego pożegnania Karola wzięło udział blisko 20 tysięcy osób, które odprowadziły go na cmentarz świętomarciński.
W 1923 roku jego doczesne szczątki zostały ekshumowane w związku z likwidacją nekropolii. Dzisiaj spoczywają w nawie południowej kościoła pw. Świętego Wojciecha, w sarkofagu wykonanym przez Marcina Rożka tuż obok Krypty Zasłużonych Wielkopolan.
To wyjątkowe miejsce domaga się renowacji i wydobycia z zapomnienia. Narodowe panteony tworzy się w końcu do upamiętnienia ważnych postaci i ich działalności, służyć one mają edukowaniu, stanowić ważny punkt autoidentyfikacji czy tworzenia tożsamości narodowej i kulturowej. Tym bardziej w polskiej tradycji, gdzie cmentarze i miejsca pamięci są ważnym składnikiem mentalności.
Nie można zapomnieć
Jeżeli uznać Marcinkowskiego za twórcę pracy organicznej, to właśnie jako tego, który całym sobą i swoim życiem pracę tę realizował, budował, nią był. Każdy uczeń wielkopolskiej szkoły powinien usłyszeć o nim, przyjechać do Poznania, zobaczyć kilka pamiątek po doktorze, jego sarkofag, a przede wszystkim poznać związane z jego życiem.
Mit Marcinkowskiego opiera się na prawdzie, na pamięci, na realności postaci. Wielkopolska musi sobie przypomnieć, że nie wystarczy mówić o wielkości organiczników z XIX czy początku XX wieku, ale każdy na miarę swoich możliwości powinien realizować w swoim życiu jakąś formę pracy organicznej.
Lubimy w Wielkopolsce mówić o chlubnej przeszłości, utrwalamy pewien wielkopolski mit. Brakuje natomiast powszechności wcielania w życie tamtych wyjątkowych myśli, tamtej determinacji. Dzisiaj wymaga ona oczywiście innych form, ale nadal jest potrzebna i aktualna, tak samo jak ponadczasowa jest myśl Marcinkowskiego.
Przy okazji 220 rocznicy urodzin Marcinkowskiego zrodził się pomysł renowacji tablicy epitafijnej jemu dedykowanej, która znajduje się w murze okalającym kościół św. Wojciecha i znajduje się na niej następujący tekst:
KAROLOWI
MARCINKOWSKIEMU
UR. 23 CZERWCA 1800 ZM. 7 LISTOPADA 1846
ZAŁOŻYCIELOWI
TOWARZYSTWA POMOCY NAUKOWEJ
DLA MŁODZIEŻY
W. KSIĘSTWA POZNAŃSKIEGO
WDZIĘCZNI STYPENDYACI
1869.
Fundacja Bonum Adipisci – Dążyć do dobra zleciła przygotowanie programu konserwatorskiego, w którym znalazła się informacja o stanie tej najstarszej zachowanej w Poznaniu tablicy dedykowanej Marcinkowskiemu. Czytamy w niej:
„Tablica znajduje się w złym stanie zachowania. Powierzchnia granitu jest zmatowiała, zwietrzała, zaplamiona. Czytelne są liczne drobne ubytki. Widoczna jest postępująca dezintegracja granularna, w szczególności na obrzeżach płyty, po lewej stronie. Powierzchnia jest wżerowata, lokalnie kamień łuszczy się i osypuje pod dotknięciem ręki. Procesy takie doprowadzają do utraty czytelności tekstu – przykładem jest złuszczenie się liter z lewej strony „ UR.” ( 3 wers), „TO” ( 5 wers) oraz „W” ( 7 wers). Czytelne są liczne, zmienione kolorystycznie, zbrązowiałe kity, wykonane z żywicy epoksydowej. W literach widoczne są pozostałości czarnej farby”.
Od ostatniej renowacji minęło 10 lat. Tylko tyle czasu wystarczyło, by złe warunki eksponowania tablicy i czynniki atmosferyczne doprowadziły do jej uszkodzenia.
Jej renowacja jest doskonałym momentem, by o Marcinkowskim przypomnieć, zwłaszcza w kontekście kolejnej rocznicy. Niegdyś to on dbał o potrzebujących. Dzisiaj wspólnymi siłami możemy zadbać o pamięć o nim i nieliczne miejsca z nim związane.
Na zakończenie chciałbym przywołać słowa niezwykle aktualne również dzisiaj, zwłaszcza w dobie globalizacji, trywializacji i powierzchowności relacji międzyludzkich czy wreszcie coraz powszechniejszego społecznego zapominania. Słowa te napisano 150 lat temu:
Nie ten, który majątkiem, urodzeniem i wysokiem dostojeństwem słynął za życia pośród możnych panów, a prostemu ludowi nie był nawet znany z imienia; nie żaden mówię bogacz światowy, który dbał więcej o własny dostatek, a biednemu nigdy w życiu nie otarł łzy niedoli, zasłuży sobie na pośmiertną cześć i niewygasłe w potomności wspomnienie; ale ten, który albo sam wyszedłszy z biednego stanu, potrafił się wznieść czynami zasługi nad swoje urodzenie i dla bliźnich poświęcił całe życie, albo też wreszcie bogacz oddający swój majątek ku wsparciu uciśnionych wdów i sierot, obrońca kraju, przyjaciel cierpiącej ludzkości. Dotknięty żalem naród stawia takim mężom pomniki, sypie wyniosłe mogiły, a imiona ich przechodzą w pieśni, łzach i powieści z ust do ust, z pokolenia do pokolenia w najoddaleńsze wieki (3).
1. „Karol Marcinkowski”, „Czytelnia Niedzielna” 1862, nr 14, s. 1
2. Program prac konserwatorskich opracowany przez Sabinę Figurniak na zlecenie Fundacji „Bonum adipisci” – Dążyć do dobra, 2020
3. Witold Jakóbczyk, „Doktór Marcin. Jan Karol”, s. 25–26