Konieczna przeciwwaga
Opublikowano:
23 września 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Skłot Rozbrat właśnie obchodził 26 rocznicę istnienia. Choć dzisiaj - gdy idzie o znaczenie, a nie formalne umocowanie - jest już instytucją, nie stracił wywrotowego charakteru. I niech to zabrzmi jak najbardziej pozytywnie: uznaję, że kontestatorski duch patronujący działaniom i samemu istnieniu tego miejsca jest niezbędny nam wszystkim.
W momencie, w którym jesteśmy, szczególnie warto zwrócić swoją uwagę w stronę Rozbratu. Kiedy powstawał ponad ćwierć wieku temu, wszystko wydawało się oczywiste. Parę lat wcześniej abdykował komunizm – deklaratywny, gdy idzie o idee, przemieniony w państwową ideologię o zmurszałym rdzeniu.
Kapitalizm wciąż był nadzieją państw byłego bloku wschodniego.
Kiedy Francis Fukuyama opublikował swój „Koniec historii”, wydawało się, że faktycznie – teraz już należy tylko usilnie pracować i korzystać z owoców tej pracy. W istocie nikt nie wyobrażał sobie alternatywy dla kapitalizmu, bo ta jedyna, która się pojawiła, w realizacji skompromitowała się z kretesem jako zbrodnicza politycznie i niewydolna ekonomicznie intelektualna wydmuszka z milionami ofiar na koncie.
Zombie-sovieticus
Upadające zakłady produkcyjne z niepotrzebnym już asortymentem, mającym swoje tańsze i lepsze odpowiedniki zachodnie, pegeery znikające nagle z mapy gospodarczej i zostawiające po sobie ludzi – sieroty bez perspektyw. A kwitowano te problemy prosto, mówiąc, że „trzeba wykazać się inicjatywą” i że „należy wymyślić się na nowo”.
Jeśli ktoś tego nie potrafił – cóż… Homo sovieticus jest ofiarą, może i godną współczucia, jednak nieuniknioną.
Można też przywołać głośny swego czasu, choć powstały nieco później, w 1997 roku, film Arizona Ewy Borzęckiej, rozmaicie zresztą interpretowany, dojmująco dotkliwy obraz spustoszonej nawałą przemian popegeerowskiej wsi zamieszkałej przez ludzi bez perspektyw, bez możliwości, bez najmniejszych szans na wskoczenie do pociągu wiozącego większość ku dobrobytowi.
Zombie poprzedniej epoki, martwi i żywi jednocześnie, zapijający swoją rozpacz tanim winem Arizona. W opinii mającej trochę więcej szczęścia większości, sami sobie winni i z tego powodu tyleż przegrani, co godni pogardy – symbole losu niewystarczająco pracowitych i niedostatecznie operatywnych.
Rozbrat
W tym momencie – w świecie mającym jasno określony kierunek dążeń, wyraźne i dające się dobrze wymienić na gotówkę idee – pojawia się Rozbrat.
Kiedy słowo lewica było równoznaczne z obelgą i synonimem postkomuny, kiedy do Marksa nikt przy zdrowych zmysłach nie odważyłby się w Polsce odwołać w sposób aprobatywny, kiedy anarchizm był słowem kojarzonym z młodzieżowym buntem z poprzedniej epoki – zjawiają się ludzie przywołujący wydawałoby się skompromitowane hasła i biorą sobie w posiadanie kawałek ziemi.
Uznają, że mogą podważyć oczywistości i stworzyć przestrzeń oporu.
Takim miejscem oporu Rozbrat był od początku. Bronił nie tylko siebie przed podejmowanymi niejednokrotnie próbami likwidacji. Bronił lokatorów przed czyścicielami kamienic, włączał się we wszystkie akcje antydyskryminacyjne i równościowe.
Krytykował władze miasta za inicjatywy mające wypchnąć poza jego centrum biedę, po to żeby uczynić ją niewidzialną. Krytykował inwestycje, których skala finansowa dorównywała mocy propagandowej – jak Stadion Miejski. Czy ktoś pamięta jeszcze dyskusję nad sensownością angażowania środków miejskich w tę budowę?
Niepowodzenie wielu tych protestów nie oznaczało ich nieważności, czy niedorzeczności. Siła argumentów niejednokrotnie przecież musi ulec argumentowi siły. Ale nie tylko o opór chodzi, lecz także o praktykowanie alternatywnych stylów życia, w których to, co wspólnotowe, jest nie mniej ważne niż prywatne.
Ale to, że trwa to wszystko już tak długo, że krytyczny impet napędzający działania Rozbratu nie osłabł, wydaje mi się swego rodzaju świeckim cudem.
Baraki na Pułaskiego
Wiele osób przewinęło się przez baraki na Pułaskiego w ciągu tego długiego czasu, zaznaczając się w historii tego miejsca. Co istotne, samo miejsce wydaje się bardzo ważne w tym wszystkim. Stanowi centrum przyciągające aktywistów, kontestatorów i niepokornych.
Jest to miejsce rozlicznych działań organicznych, wprowadzających zmianę myślenia – krok po kroku. Dzisiaj, ten bodaj najdłużej istniejący w Polsce skłot, dzięki nowym mediom, poprzez swoją stronę internetową, dociera do większego grona niż przed laty.
I głosi możliwość innych – niż te oczywiste, uznane za naturalne – scenariuszy działania w świecie.
To obszerne repozytorium tekstów na różne tematy. Kultura, polityka, gospodarka, historia, to co jest zwykłym doświadczeniem świata, tu jest reprezentowane w innej perspektywie.
Ciekawe jest na przykład spojrzenie na Poznański Czerwiec. Polemiczne wobec wersji oficjalnej, jednoznacznej i zgodnej z wszelką władzą.
W świecie, w którym prawda zdaje się spadać z nieba i szybko powszednieje, krzepnąc w utartych koleinach odczytań, przestrzeń dyskusji jest niezbędnie potrzebna. Oczywiście dla wielu może to być obrazoburcze i skandaliczne. Jednak bez tego rodzaju przestrzeni, bez tego typu głosów, nic by się nie zmieniało.
Powtarzanie wciąż tych samych gestów, petryfikuje jedynie świat, czyni go przewidywalnym, pozornie bezpiecznym, nie pcha go jednak ku zmianie.
A wydaje się, że zmiany dzisiaj coraz bardziej potrzebujemy.
Obecny kształt świata nie dla wszystkich jest wygodny. Że rzeczywistość skrzeczy zawsze i wszędzie wydaje się zbyt prostą wymówką dla niepodejmowania działań. Pewniki kapitalizmu pokazują swoją iluzoryczność.
Jeśli populizmy zyskują dziś takie wzięcie, to także z tego powodu – z braku chęci do przemyślenia podstawowych założeń, na których ten świat się opiera.
Zmierzenie się z nimi to niełatwa rzecz. Przeciwwaga, jaką dla prawd zamienionych w truizmy stanowi Rozbrat, jest konieczna. Bo kto ma je obnażyć, jeśli nie kontestatorzy, ci przybysze z innych światów idei. Bo kto widzi te niedostatki wyraźniej?