Między Niemcami a Polską
Opublikowano:
1 lutego 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Przeciwnicy powstańców wielkopolskich nie byli monolitem. Alzatczycy czy hanowerczycy nie raz przechodzili na stronę powstańców. Najtrudniej mieli ludzie z pogranicza.
O powstaniu wielkopolskim zwykło się pisać, że było pod wieloma względami niezwykłe. Nie tylko dlatego, że okazało się zwycięskie. Także z tego powodu, że na froncie dowódcy często wydawali swoim podwładnym rozkazy po niemiecku – w końcu tak wyszkoleni byli powstańcy, w większości weterani I wojny światowej.
Wielkopolski zryw był niecodzienny również z innej przyczyny – w szeregach powstańczych, zmagających się z Niemcami, znaleźli się także… rodowici Niemcy. Lub osoby pochodzące z mieszanych małżeństw, często z polsko-niemieckiego pogranicza, które w tym szczególnym momencie poczuły się bardziej Polakami niż Niemcami.
Alzatczyk, hanowerczycy i studenci
Historia powstania zna wiele takich przypadków. W walkach o Chodzież zasłużył się sierżant Rübstück, z pochodzenia Alzatczyk. Stanął po polskiej stronie – w ten sposób wystąpił bowiem przeciwko pruskim okupantom jego rodzinnej Alzacji.
W opanowaniu Nowego Tomyśla powstańcom pomogli dwaj niemieccy oficerowie: porucznicy Anderson (syn Polki i Szweda) i Werner (szef tamtejszej Rady Żołnierskiej). Ich udział w powstaniu nie był tylko mało znaczącym epizodem – najpierw rozbroili żołnierzy niemieckich, a potem dołączyli do powstania. Inna sprawa, że później – już w wolnej Polsce – obaj oficerowie mieli problemy ze zdobyciem polskiego obywatelstwa i uznaniem dla swoich zasług.
Zimą 1919 roku rozpętały się zażarte walki o Sarnowę pod Rawiczem. Miejscowość pomógł Wielkopolanom opanować… batalion hanowerczyków. Jednostka ta była nawet gotowa pomóc powstańcom w zdobywaniu Rawicza, hanowerczycy nie akceptowali bowiem wszystkich rozkazów nadchodzących z Berlina. Ostatecznie skończyło się inaczej: hanowerczycy zostali rozbrojeni przez Prusaków i odesłani do domu.
Na stronę powstania przeszła też grupa studentów z Berlina, służących początkowo w Grenzschutzu. Motywacja? Po prostu nie spodobała się im nowa, socjalistyczno-komunistyczna władza w Berlinie. Ale wcześniejsze, cesarskie porządki w Niemczech również im nie odpowiadały.
„Udało się też zarejestrować żołnierzy innych narodowości wśród powstańców wielkopolskich. Byli tam m.in. Serbowie, Belgowie, Anglicy, Amerykanie – jak pani Sims, którą powstanie zaskoczyło w czasie wizyty u męża lekarza, jeńca. Była jedną z organizatorek sanitariatu polskiego w Mogilnie” – opisuje Marek Rezler w książce „Powstanie wielkopolskie. Spojrzenie po 90 latach”. Pod Wielkim Grójcem po powstańczej stronie zginął Józef Moellenbrock, z pochodzenia Holender.
Przypadek Paula Krenza
Na początku 1919 roku powstańczą kompanią karabinów maszynowych na froncie północnym dowodził podporucznik Paul Krenz (Paweł Krenc), który przeszedł na stronę powstańców. Jego przypadek jest szczególnie ciekawy, pokazuje bowiem, jak skomplikowane bywały relacje (i tożsamość) w rodzinach mieszanych. Krenz pochodził z niemiecko-polskiej rodziny, ojciec był Niemcem, matka Polką z pogranicza Pomorza, Warmii i Mazur.
„Rodzina Krenzów w początkowych latach XX wieku sprowadziła się do Berlina. Gdy wybuchła I wojna światowa, Paul zgłosił się ochotniczo do cesarskiej armii. Spośród dalszych zdarzeń w jego żołnierskiej służbie polskich historyków i dziennikarzy zainteresował akces do wielkopolskiego powstania” – napisał dwa lata temu w artykule prasowym Piotr Sauter-Zawadzki, spokrewniony z Krenzem.
Paul był kuzynem jego ojca. Urodził się 3 grudnia 1896 roku w Bischofswalde (Biskupnica koło Człuchowa). W czasie I wojny światowej służył w kawalerii i w oddziale ciężkich karabinów maszynowych na froncie wschodnim. Po przeszkoleniu na pilota-obserwatora walczył we Flandrii. Odważnie, skoro cesarz nagrodził go Krzyżem Żelaznym II i I klasy. W momencie wybuchu powstania wielkopolskiego znajdował się w lazarecie w Bydgoszczy.
Do powstania przyłączył się w styczniu 1919 roku. Dlaczego? Dziś trudno już odpowiedzieć jednoznacznie. Z pewnością zadziałać musiał jakiś sentyment do matki i jej ojczyzny. A może coś więcej?
Oddział Krenza uczestniczył w walkach na froncie północnym. Brał m.in. udział w zaciętej bitwie pod Kcynią.
„Z przebiegu bitwy wnioskować można, że gdy pod naporem niemieckiej ofensywy siły powstańcze zaczęły się cofać, wpadając miejscami w panikę, oddział Krenza zachował zdolność bojową i stawiał opór, aż do momentu otrzymania wsparcia” – opisuje Zawadzki, który poświęcił wiele lat, by zgłębić istotę zaangażowania Paula Krenza w powstanie.
Dzięki pomocy księdza Roberta Kulczyńskiego oraz Karstena Holste ustalił, że w 9. pułku strzelców wielkopolskich Krenz notowany był już jako Paweł Krenc. W pułku tym służył do lipca 1919 roku. W sierpniu przeniesiono go do 3. wielkopolskiej eskadry lotniczej – podobno mocno nalegał na to, że chce służyć w polskiej armii wyłącznie jako lotnik.
3. eskadra wykonywała zadania bojowe na froncie litewsko-białoruskim. Podczas jednego z lotów wywiadowczych w lutym 1920 roku Krenc został zestrzelony i dostał się do bolszewickiej niewoli. W niewoli zaraził się tyfusem i już w czerwcu 1920 roku znalazł się w Hammerstein (Czarne) na Pomorzu Zachodnim, w obozie przejściowym dla powracających z niewoli niemieckich żołnierzy.
„Domniemywać można, że po ucieczce z miejsca zestrzelenia, a następnie schwytaniu, podał się być może za takiego właśnie żołnierza” – komentuje Sauter-Zawadzki.
W lipcu 1920 roku wrócił do Polski, by uczestniczyć w walkach, jakie jego eskadra toczyła w Małopolsce Wschodniej. Dowódca 3. eskadry, kapitan Józef Mańczak, ocenił uświadomienie narodowe Krenca jako „bardzo dobre”. W dokumentach poświadczających służbę Krenca w polskim lotnictwie można też znaleźć opinię innego z dowódców. Napisał on, że choć Krenz wychowany został w niemieckim środowisku, „czuje i żyje Polską”.
W polskim lotnictwie został awansowany na kapitana i odznaczony Krzyżem Walecznych. Do rezerwy przeniesiono go – na własną prośbę – w maju 1926 roku. Można więc przypuszczać, że nie poparł entuzjastycznie przewrotu dokonanego przez marszałka Piłsudskiego. Wyjechał do rodziny w Niemczech. I tam już pozostał. W czasie drugiej wojny światowej, jako oficer Luftwaffe i szkoleniowiec niemieckich lotników, czuł się w obowiązku zaopiekować polską rodziną matki.
Wykorzystałem fragmenty tekstu Piotra Sautera-Zawadzkiego, opublikowanego w „Gazecie Wyborczej Poznań” w 2018 roku.
Piotr Bojarski – pisarz, autor powieści o powstańcach wielkopolskich, takich jak „Cwaniaki” i „Na całego”.