Czasami nie wystarczy być piękną, czarującą, majętną księżniczką – O Elizie Radziwiłłównie
Opublikowano:
12 lutego 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Następną ciekawą kobietą z przeszłości i oczywiście z poznańskich okolic, której swego czasu nie poświęciłam wystarczająco dużo uwagi jest Eliza Fryderyka Luiza Marta Radziwiłłówna.
Natknęłam się na tę postać, zbierając materiały do przewodnika po kościołach, pałacach i ciekawostkach wielkopolskich „Na ratunek aniołom, diabłom, świętym i grzesznikom”, i to od razu przy literze A. A jak Antonin.
Ona: Eliza
Wielka miłość, która była sensacją dwieście lat temu. Miłość, o której plotkowano w Berlinie, Sankt Petersburgu i Poznaniu, a i na reszcie dworów europejskich. Miłość, o której pisano w listach, tajnych aktach, doniesieniach prasowych i coraz to nowszych książkach. Miłość, o której sto lat później nakręcono „zakazany” w faszystowskich Niemczech film. A dwieście lat później kolejny film, tym razem czeski, o aktorce, która grała w tym filmie. Też o wielkiej miłości (chociaż jak to ocenić). Ale po kolei…
Pałac myśliwski w Antoninie koło Ostrowa Wielkopolskiego sam w sobie jest niezwykły. Zbudowany dla Antoniego Radziwiłła przez jednego z najsłynniejszych architektów epoki Karla Fredricha Schinkla w 1822 roku. Drewniany, z czterema skrzydłami, ośmiokątną galerią w środku był, jak mówiono, hołdem dla proporcji, symetrii i złotego podziału, a także – jak pisała ówczesna „Gazeta Leszczyńska” – odpowiadał „głuchej lasu dzikości”. Jednak nie o pałacu, choć grywał w nim sam Chopin (można pojechać i zobaczyć na własne oczy, przetrwał) chcę teraz pisać, a o córce Antoniego – pięknej Elizie, której nagrobek z białym, marmurowym popiersiem znajduje się w tamtejszej kaplicy.
Eliza Radziwiłłówna, którą w tamtych czasach nazywano „aniołem z Ciszycy”, kochała Wilhelma Hohenzollerna, późniejszego króla i cesarza zwanego Wilhelmem I. Była również jego pierwszą i wielką miłością. Podobno kochał ją do końca swego życia, a żył długo.
Podobno też do śmierci trzymał na swym biurku jej miniaturowy portret. Niektórzy, co bardziej romantyczni biografowie piszą, że kazał również włożyć go pod poduszkę do własnej trumny. Może to prawda, a może nie, ale prawdą jest, że kochał ją, i to bardzo. Jednak jak to z królami i cesarzami bywa, rzadko poślubiają, kogo chcą.
Eliza była córką księcia Antoniego Radziwiłła, wielkiego arystokraty i ważnej postaci na pruskim dworze. Jemu poszczęściło się w miłości i życiu. Zakochał się w Luizie Pruskiej, córce Ferdynanda Hohenzollerna, najmłodszego brata króla Fryderyka Wielkiego. Mimo że dla niektórych już ten związek był wielkim mezaliansem, to małżeństwo było zgodne i udane.
Antoni był uzdolnionym kompozytorem, grał na wiolonczeli i gitarze. Napisał uwerturę do „Fausta”, a Goethe specjalnie dla niego zmienił jedną partię tekstu (ten spektakl operowy był grany w Poznaniu jeszcze całkiem niedawno). Luiza natomiast znana była z propolskich sympatii. W Poznaniu otworzyła pierwszą szkołę dla dziewcząt zwaną „Szkołą Luizy”, która przetrwała do 1919 roku. Mieli razem sześcioro dzieci, czterech synów i dwie córki.
Jedną z tych córek była Eliza, znana z nieprzeciętnej urody i jak mówiono – zachwycającego wdzięku. Poza tym świetnie rysowała, śpiewała, mówiła pięcioma językami. Po niemiecku i polsku to oczywiste, ale znała jeszcze dobrze łacinę, francuski i angielski.
Posługiwanie się językiem angielskim było taką rzadkością w tamtych czasach, że gdy chciała zataić jakieś informacje w listach do swej koleżanki Blanche von Wildenbruch, to swobodnie przechodziła na ten język. Listy przetrwały i stanowią ciekawą, troszkę plotkarską lekturę. Była również na bieżąco z literaturą europejską, począwszy od dramatów, a skoczywszy na Indianach z awanturniczych powieści Jamesa Coopera. Uwielbiała też modę, była więc niewątpliwie powszechnie znaną celebrytką epoki romantyzmu, należącą do elity europejskiej arystokracji.
On: Wilhelm
Książę Wilhelm, syn króla Fryderyka, znał swoją młodszą o sześć lat kuzynkę od dziecka. Przyjaźnił się z jej braćmi. Spędzał z nimi czas w ich berlińskim pałacu, a potem w Górach Olbrzymich, jak zwano Karkonosze.
Zakochał się, gdy miał osiemnaście lat, a ona dwanaście, przynajmniej tak twierdził Bauer Oswald w swej książce z 1889 roku.
Podobno w białej zwiewnej sukni „Stała przed nim jak anioł. I wtedy wszystko się zaczęło”. Być może, na pewno dwa lata później, gdy rodzina zamieszkała z powrotem w Berlinie, był częstym gościem w ich siedzibie, spotykał ją na balach, wycieczkach i już całe miasto plotkowało o atencji przyszłego króla. Spotkali się również w Poznaniu, gdy książę wracał z Petersburga. Napisał wtedy w liście, że Eliza wyrosła i jest
„…w ogóle bardzo urocza”.
A już dwa lata później wyznawał jej miłość. W 1821, gdy Eliza wzięła udział w przedstawieniu teatralnym, gdzie przy trzytysięcznej publiczności razem z innymi członkami rodziny wystąpiła w roli Peri w orientalnym poemacie Thomasa Moore’a „Lalla-Rookh”, jego zachwyt sięgał zenitu.
„Magiczny, idealny, eteryczny powiew nad całością. Niezapomniany!!! – E! – semper!” – pisał w liście zakochany książę. Malarz Wilhelm Hensel przygotował nie tylko scenografię i kostiumy, ale namalował także obraz przedstawiający Elizę w tej roli. Trzeba przyznać – niezwykły kostium i stylizacja.
I wtedy to uczuciem tym zainteresowało się ministerstwo policji i cały dwór. Zarządzono opracowanie ekspertyz dotyczących ewentualnego małżeństwa przyszłego króla z polską księżniczką. Ale jak to bywa z ekspertyzami, szczególnie zlecanymi przez polityków, ważne, kto je zamawia i jaki efekt chce uzyskać. Było ich grubo ponad dwadzieścia. Wszystkie właściwie z takim samym orzeczeniem.
Ród Radziwiłłów jest niższy rangą i nie należy do rodów rządzących. Ponadto Luiza Pruska, wychodząc za mąż za Antoniego Radziwiłła, musiała zrzec się praw do tronu i dziedziczenia dla swych potomków, a więc również dla Elizy.
Podstawowym jednak problemem była niechęć carskich polityków do takiego mariażu. Zaczęła się nierówna batalia. Ojciec zakochanej Elizy próbował wynająć swoich prawników. Kiedyś przecież Radziwiłłówna godna była króla, a ród Radziwiłłów potężny, gdy Hohenzollernowie znaczyli niewiele. Wiadomo jednak nie od dziś, że dyplomacja nie jest naszą specjalnością narodową, szczególnie w konfrontacji z Rosjanami.
Wilhelm nie pozostawał bierny, również próbował walczyć o swoją miłość. Też najmował prawników i szukał protektorów.
Gdy rodzina Radziwiłłów wyjechała z Berlina do Poznania, przyjechał i nawet potajemnie się zaręczył. W listach błagał ojca, pisząc:
„Na całym świecie tylko ona!”
„Bez Elizy nie wyobrażam sobie już mojego szczęścia w życiu”…
Musiał sobie jednak wyobrazić. Przedstawiono mu listę dwudziestu dziewięciu kandydatek, które spełniały proceduralne i polityczne wymagania. Król osobiście spotkał się z synem w tej sprawie i dosadnie pouczył, że musi przedłożyć swoje obowiązki państwowe nad prywatne uczucie. W końcu przestał się opierać, napisał:
„Wszystko skończone!! Straciłem tę drogą, kochaną i anielsko dobrą istotę!”.
Przyszły cesarz ożenił się z Augustą z Saksonii-Weimaru-Eisenach, wnuczką cara, której nie potrafił już pokochać. Dowiedziawszy się o tym ślubie, Eliza napisała jedno zdanie:
„Augusta przed kilkoma dniami wzięła ślub i już jest żoną. Oh Dear!”.
Więcej w cenzurowanej korespondencji napisać prawdopodobnie nie mogła.
Podobno przesyłali sobie jeszcze za pośrednictwem rodziny jakieś suszone kwiatki, kosmyki włosów, pamiątki, spotkali się parę razy, obiecali przyjaźń do śmierci.
Cóż, w przypadku Elizy nie potrwało to długo. Nie wyszła za mąż. Zaraziła się gruźlicą. Zmarła, mając trzydzieści jeden lat.
Często mam takie wrażenie, że historie i opowieści dziwnie się plotą. O niespełnionej miłości cesarza jeszcze w XIX wieku pojawiło się wiele książek. A w XX wieku, gdy tryumfy zaczęło święcić nowe medium, a mianowicie film, też postanowiono przypomnieć losy romantycznych kochanków.
Oni na ekranie
W okresie międzywojennym Berlin był ważnym ośrodkiem kinematografii, powstawało mnóstwo filmów. Ten, który miał mieć premierę w 1938 roku, kręcony był z niezwykłym rozmachem. Wilhelma grał ówczesny amant Willy Fritsch, a Elizę Radziwiłłównę gwiazda kina czeskiego, później niemieckiego Lida Baarová.
To była wielka produkcja o wielkiej miłości, w cieniu bardzo niebezpiecznego romansu, ale o tym za chwilę. Widziałam urywek tego filmu.
Piękna Lida, stojąc przy fortepianie, śpiewa skomponowaną przez Chopina pieśń pod tytułem „Życzenie”, czyli „Gdybym ja była słoneczkiem na niebie…”, oczywiście po niemiecku. Zakochanym wzrokiem patrzy na nią przyszły cesarz.
Potem bale, tańce, złe spojrzenia innych ludzi. A później to już Wilhelm przygnieciony obowiązkiem rozstaje się i wychodzi z pałacu. Wychodzi w ciemną noc, gdy deszcz leje, a pioruny tną niebo. Nie ogląda się za siebie. W otwartym na oścież oknie wicher targa firanami, a Eliza przeżywa swą tragedię.
I każdy wie, że nie będzie happy endu, ale na pewno twórcy filmu, a przede wszystkim sama Lida Baarová nie spodziewała się, że premiera ukończonego filmu odbędzie się dwanaście lat później. Takie dalekosiężne skutki miał jej romans z Josephem Goebbelsem. Minister nazistowskiej propagandy zakochał się bowiem bez pamięci w czeskiej aktorce. Chciał dla niej porzucić nie tylko żonę i dzieci, ale też partię, a wraz z nią całe dotychczasowe życie. I nawet opuścić na zawsze niemiecką III Rzeszę.
Prosił swego wodza o stanowisko choćby ambasadora w Japonii, byle tylko wyjechać i móc być z nią. Hitler nie mógł się na to zgodzić i nie dlatego, że go prosiła o to żona Goebbelsa Magda.
Nie mógł sobie pozwolić na utratę tak skutecznego mistrza propagandy. Odwołał się do obowiązku, jaki ma Goebbels wobec kraju, narodu, partii. Miał zapomnieć o swej miłości na zawsze.
I co ciekawe, mógł to mówić w Pałacu Radziwiłłowskim w Berlinie przy Wilhelmstrasse 77. Dokładnie w tym, w którym kiedyś mieszkała Eliza z rodziną, do którego swego czasu codziennie przyjeżdżał Wilhelm… W tym pałacu bowiem do 1939 mieściła się Kancelaria Rzeszy i rezydował Adolf Hitler. Goebbels się ugiął.
Cóż, dla wszystkich, i nawet dla dzieci w tym przypadku, stałoby się lepiej, gdyby jednak rzucił wszystko i pognał za miłością, a nie za „obowiązkiem wobec narodu”.
Gotowy film, który nosił tytuł „Liebeslegend” (Legenda miłosna), miał swoją premierę dopiero w roku 1950. Lida Baarová musiała z nazistowskich Niemiec wyjechać, a po wojnie w Czechach skazano ją na śmierć za kolaborację.
Wyrok cofnięto, ale ten roczny romans zawłaszczył jej życie. Rzadziej wspomina się jej filmy, za to przy każdej okazji demonicznego kochanka.
W 2016 nakręcono film fabularny o jej życiu, dostępny na jednej z platform filmowych. Czeski tytuł to po prostu „Lida Baarová”, a angielski „The Devil’s Mistress”. O Elizie Radziwiłłównie w czeskim filmie niewiele, ale obraz „Legenda miłosna” o niespełnionej miłości cesarza nie jest już filmem zakazanym, przeszedł do klasyki gatunku.
A o wielkiej niespełnionej miłości Elizy Radziwiłłówny ciągle ktoś pisze.
Dla zainteresowanych:
„Antoni Radziwiłł oraz jego epoka w listach żony i córek”, Wielkopolskie Muzeum Niepodległości
Dagmar von Gersdorff, „Na całym świecie tylko ona”, Wydawnictwo Ad Rem, 2014
Grzegorz Kucharczyk, „Hohenzollernowie”, Wydawnictwo Poznańskie, 2016