fot. Oskar Czapiewski

Barańczak – religijność poety?

"Jest wysoce prawdopodobne, iż pod koniec lat siedemdziesiątych Stanisław Barańczak zaczął odczuwać braki wywiedzionego ze strukturalizmu wąsko-racjonalnego oglądu świata." - mówi o poecie profesor Marian Stala w rozmowie z Karoliną Król.

KK: Czy miał Pan Profesor kontakt z Barańczakiem przy okazji pracy nad ,,NaGłosem”?

MS: W latach osiemdziesiątych „NaGłos” był tak zwanym pismem mówionym. Udział w nim Barańczaka, mieszkającego już wówczas w Stanach Zjednoczonych, był z oczywistych powodów niemożliwy. To jeden z powodów dla których poznałem go dopiero w maju 1990 roku, gdy po latach nieobecności odwiedził Polskę.

Przyjechał wówczas nie tylko do Poznania, ale także do  Krakowa, dokąd zaprosił go Jan Błoński (jako dyrektor Instytutu Filologii Polskiej UJ). Błoński, z kolei, zlecił Bronisławowi Majowi i mnie pilotowanie Barańczaka w trakcie krakowskiego pobytu. Pamiętam powitanie poety na dworcu kolejowym, jego wykład w Collegium Witkowskiego, rozmowę w Radiu Kraków, spotkanie w Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich, obiad w restauracji na Kopcu Kościuszki…

 

Poza dedykacjami na książkach (i poza bruderszaftem) zostało mi z tamtych dni zdjęcie, które po latach pojawiło się w „Tygodniku Powszechnym” i „Gazecie Wyborczej”. Idziemy Gołębią − Błoński, Barańczak i ja. Z tej trójki – mówię to z żalem – tylko ja jeszcze żyję…

Wracając do Pani pytania: nie było wówczas czasu na dłuższe, prywatne rozmowy. Później widziałem Barańczaka jeszcze raz, w grudniu 1994 roku; była to − jeśli dobrze pamiętam − jego ostatnia wizyta w Polsce. Postanowiliśmy wówczas, specjalnie dla niego, wznowić na jeden wieczór mówiony „NaGłos”. Tym razem rzecz działa się w Poznaniu…

 

KK: I wtedy odbył się słynny pojedynek na limeryki między Szymborską a Barańczakiem?

MS: Mogło tak być… Bronisław Maj, znany z doskonałej pamięci, mógłby na to pytanie odpowiedzieć z absolutną pewnością.

Wracając do poprzedniego wątku: moje osobiste kontakty z Barańczakiem (w odróżnieniu od lektur jego książek) nie były zbyt intensywne. Skoro zaś wspomniałem o wzajemnym czytaniu, to mógłbym dodać, iż czytał moją interpretację „Widokówki z tego świata” (publikowaną w „Arce”) i szkic o książce „Przed i po”, który ukazał się w „Tygodniku Powszechnym”.

 

KK: Czy Barańczak w jakiś sposób komentował Pańskie teksty?

MS: Ani on nie komentował wprost, ani ja go nie pytałem o lekturowe wrażenia. Świadectwem akceptacji tego, co napisałem, były (i są) dedykacje, jakie mi wpisał na egzemplarzach swoich książek.

 

KK: Skoro już Pan wspomniał o tomie szkiców „Przed i po”, chciałabym poprosić o rozwinięcie myśli, którą zawarł Pan w tekście mu poświęconym. Napisał Pan wówczas, że specyficzna dykcja Barańczaka jest obecna i w jego wierszach, tekstach krytycznych oraz esejach. Czy mógłby Pan powiedzieć, jakie są cechy charakterystyczne jego stylu?

MS: Wiadomo od bardzo dawna, że Barańczak, nie tylko jako akademicki literaturoznawca, ale także jako krytyk i poeta, był świetnie wykształconym i niezwykle utalentowanym uczniem warszawskich i poznańskich strukturalistów, zwłaszcza Michała Głowińskiego, Janusza Sławińskiego i Edwarda Balcerzana.

 

Mural na budynku wydziału Neofilologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, fot. Oskar Czapiewski

Mural na budynku wydziału Neofilologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, fot. Oskar Czapiewski

Zawdzięczał im przede wszystkim umiejętność racjonalnego i precyzyjnego myślenia, zdolność ujmowania świata (a więc także − literatury) jako uporządkowanego systemu związków i przeciwstawień.

Zawdzięczał im również przeświadczenie, iż rozpoznanie rzeczywistości jest ściśle związane z analizą języka, w którym i poprzez który owa rzeczywistość zjawia się przed nami i narzuca swoje znaczenie naszej świadomości. Na fundamencie takich właśnie przekonań zbudował Barańczak swoją koncepcję pisania, obowiązującą zarówno w twórczości poetyckiej, jak w działalności krytycznej.

Główne przesłanie tej koncepcji znaleźć można w zdaniach otwierających manifest Parę przypuszczeń na temat poezji współczesnej:

 

„Powinna być nieufnością. Powinna być nieufnością, bo tylko to usprawiedliwia dzisiaj jej istnienie”.

 

Krótko mówiąc: styl Barańczaka jako poety i krytyka jest pochodną postawy nieufności. Nieufności, czyli niezgody na to, co ogranicza nasz język i sposób widzenia świata, co krępuje naszą wolność…

 

KK: Czy ta postawa się zmienia? Przecież za życia Barańczaka dokonał się wielki przełom poststrukturalistyczny…

MS: Wydaje mi się, że ten przełom nie dotknął Barańczaka, nie wpłynął na jego formację intelektualną. Dopóki dużo pisał o literaturze, dopóty inspirowało go myślenie strukturalistyczne. Inną sprawą jest to, że w latach odchodzenia strukturalizmu pisał mniej (tak mi się wydaje) tekstów literaturoznawczych i nie interesował się nową teorią literatury.

 

Inaczej mówiąc: jego eseje z lat osiemdziesiątych – w moim odczuciu − nie zapisują przejścia od strukturalizmu do poststrukturalizmu.

W zamian – ich lektura pozwala uchwycić zmianę w sposobie widzenia świata. Ale: wynika ona raczej z doświadczeń egzystencjalnych niż z przeświadczeń literaturoznawczych.

 

KK: Czy mógłby Pan mniej więcej wskazać okres, w którym dokonuje się ta zmiana?

MS: Cóż, najpierw trzeba byłoby powiedzieć, że zmiana, o której przed chwilą wspominałem dotyczy uwyraźnienia w myśleniu Barańczaka perspektywy metafizycznej. Później można byłoby zaryzykować twierdzenie, iż zainteresowania metafizyczne były obecne w światopoglądzie poety od zawsze, tyle, że były ukryte w jego filozofii języka i w rozumieniu cielesności i związanych z nią doświadczeń.

Wreszcie należałoby rzec, że najłatwiej uchwytnym sygnałem wspomnianej zmiany był zwrot w stronę angielskiej poezji metafizycznej, której metafizyczność można interpretować jako problem języka i wyobraźni, albo można opisywać poprzez analizę stawianych przez nią pytań o człowieka, świat i Boga.

 

Jeszcze inaczej: jest wysoce prawdopodobne, iż pod koniec lat siedemdziesiątych Barańczak zaczął odczuwać braki wywiedzionego (nie tylko) ze strukturalizmu wąsko-racjonalnego oglądu świata.

Można by też dopowiedzieć, idąc śladem „Tablicy z Macondo”, że przełom ujawnił się najmocniej w reinterpretacji myślenia o Drugiej (i Trzeciej) Osobie, w próbie odpowiedzi na pytanie o tożsamość podmiotu zdania ,,ON JEST” z tytułowego eseju przywołanej książki.

Ostatecznie, na początku lat dziewięćdziesiątych zaczęto mówić, że Barańczak przeszedł ewolucję od postawy chłodnego racjonalisty do postawy kogoś, kto dopuszcza myślenie o niedostępnym dla rozumu porządku świata i o jakimś Ty, które ten porządek gwarantuje.

Niektórzy z komentatorów tomu „Widokówka” z tego świata mówili, że w swych metafizycznych poszukiwaniach Barańczak zatrzymuje się na krok przed ostatecznym wyznaniem wiary w transcendentny porządek świata.

W mojej własnej interpretacji wiersza, żeby w kwestii tej nocy była pełna jasność, wyraziłem przypuszczenie, że poeta nie tyle udziela ostatecznej odpowiedzi, ile uświadamia nierozstrzygalność pewnych pytań. Inni twierdzili natomiast, że Barańczak przeszedł drogę duchowej przemiany do końca..

 

KK: Na przykład Dariusz Pawelec twierdził, że ten wiersz jest wyznaniem wiary. Czy zatem uważa Pan, że ci badacze się mylą?

MS: Interpretacja Pawelca jest uprawniona jako jedna z możliwych (jeśli ktoś woli: wysoce prawdopodobnych) interpretacji wspomnianego wiersza. Także Krzysztof Biedrzycki, jako autor pierwszej monografii twórczości Barańczaka, należy do zwolenników tezy, iż poeta przekroczył granicę niepewności i odnalazł religijne uzasadnienie istnienia.

Chciałbym zwrócić uwagę, że to, o czym mówimy, przypomina kłopoty z religią i wiarą, wpisane w dzieło Leszka Kołakowskiego, który od pewnego momentu był dla Barańczaka punktem odniesienia równie ważnym jak strukturaliści (a ostatecznie – chyba ważniejszym).

 

KK: Być może moglibyśmy datować terminowanie Barańczaka w szkole Kołakowskiego na czas powstania „Zmienionego głosu Settembriniego”, w którym to tekście powołuje się on na koncepcję Etyki Bez Autorytetów?

MS: To możliwe. Co więcej, jeśli ktoś już tego nie zrobił, warto byłoby przeczytać całego Barańczaka przez filtr Kołakowskiego (i ewolucję jego myśli). Dodam jeszcze, że z Barańczakiem i Kołakowskim mam (zapewne: nie ja jeden) podobny kłopot.

 

Nie wiem mianowicie, czy ich zainteresowanie religią oznacza, że stali się jej wyznawcami, czy tylko doszli do wniosku, że ma ona jakiś głęboki sens i jest potrzebna społecznie albo kulturowo.

Wydaje mi się, że bliższa prawdy jest druga odpowiedź, ale nie mnie rozstrzygać tak zasadnicze pytania. Można też domniemywać, że gdyby twórczość Barańczaka nie została tak gwałtownie przerwana przez chorobę, to jego ewolucja wewnętrzna mogłaby wyglądać inaczej. Ale też: nic pewnego na ten temat nie da się powiedzieć.

 

KK: Czyli nie wyklucza Pan, że późne wiersze Barańczaka mogą być związane z jego przemianą w kierunku religijności?

MS: Nie tylko nie wykluczam, ale uważam, iż jest to problem nie do ominięcia. Trudność polega na tym, iż sam Barańczak najpierw mówił wprost, że jest agnostykiem, a później przestał o problemie wiary mówić w sposób jednoznaczny.

 

KK: Myśląc o późnym Barańczaku mam wrażenie, że on pod pewnymi aspektami realizuje ,,formę bardziej pojemną” Miłosza.

MS: Aby odpowiedzieć na Pani pytanie należałoby precyzyjnie określić usytuowanie Barańczaka na mapie polskiej poezji drugiej połowy XX wieku, a dokładniej: należałoby opisać zmiany owego usytuowania. Nie wykluczam, iż pozwoliłoby to dostrzec, że wraz z ewolucją własnej postawy autor „Atlantydy” stopniowo przybliżał się do autora „Ziemi Ulro”.

Przypuszczam także, iż zdarzeniem, które w najwyraźniejszy sposób otworzyło Barańczaka na sposób myślenia Miłosza było zainteresowanie angielską poezją metafizyczną, w której bogactwo form poetyckich łączy się z fascynacją duchową i cielesną stroną istnienia. Czy prowadzi to do realizowania idei „formy bardziej pojemnej”? Nie potrafię odpowiedzieć z pewnością.

 

KK: W jednym z Pańskich szkiców znalazło się stwierdzenie mówiące, że w nietoczącym się bezpośrednio sporze między Miłoszem a Różewiczem, Barańczak staje po stronie Miłosza. Czy mógłby Pan rozwinąć tę myśl?

MS: Ukryty spór Miłosza z Różewiczem jest jednym z centralnych problemów polskiej poezji drugiej połowy XX wieku; jego przedmiotem jest stosunek do nicości (albo Nicości, jak chcą niektórzy).

 

Miłosz sprzeciwiał się nicości (rozumianej metafizycznie), Różewicz traktował jej obecność jako nieuniknione doświadczenie współczesnego człowieka.

Zasadę „niepodlegania nicości” (rozumianej raczej etycznie niż metafizycznie) głosili także Herbert, Krynicki i Barańczak – w tym sensie byli po tej samej stronie co Miłosz.

W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nicość bywała traktowana jako pseudonim władzy; także w tym sensie Miłosz i Barańczak, wspierający demokratyczną opozycję tamtych czasów, znajdowali się po innej stronie niż Różewicz, który umieszczał się poza sporem rządzących i rządzonych.

 

KK: Skoro wspomniał Pan o nicości, Clare Cavanagh napisała szkic, o wykorzenieniu Barańczaka i jego poczuciu bycia wygnańcem.

MS: Teza Cavanagh idzie śladami esejów z „Tablicy z Macondo”, w których Barańczak pisał o nieudanych próbach stania się Amerykaninem. Niedawno, czytając „Tablicę” na nowo, zwróciłem uwagę na to, że Barańczak przyznaje się w niej do swoistej klęski, do tego, iż amerykański styl myślenia pozostał mu obcy. Cóż powiedzieć?

 

Mural na ścianie Starej Papierni przy skrzyżowaniu ulic Estkowskiego i Szyperskiej, fot. Oskar Czapiewski

Mural na ścianie Starej Papierni przy skrzyżowaniu ulic Estkowskiego i Szyperskiej w Poznaniu, fot. Oskar Czapiewski

Wrastanie w inną społeczność i inną kulturę jest niezwykle trudnym doświadczeniem. To przedsięwzięcie, za które płaci się bardzo wiele.

Gdyby Barańczak przeszedł na stronę amerykańską, to musiałby porzucić stronę polską. Skądinąd: także Miłosz nie przystosował się do amerykańskiego stylu bycia i myślenia, nie wtopił się również w amerykańską Polonię. Stopień nieprzystosowania Miłosza, dodam, był jeszcze wyraźniejszy niż w przypadku Barańczaka, który lepiej znosił pisanie po angielsku (i mógłby, jak się zdaje, zacząć pisać wiersze w tym języku). Miłosz stawiał mocniejszy opór, poprzestawał na tłumaczeniu swoich polskich wierszy, w dodatku − zawsze z czyjąś pomocą.

 

KK: Myśląc o sytuacji obu poetów w Ameryce wydaje mi się, że Barańczakowi mogło być łatwiej przystosować się do tamtejszych warunków także ze względu na jego fascynację kulturą masową.

MS: To wynika z odmienności doświadczeń pokoleniowych. W momencie drugiego przyjazdu do Ameryki Miłosz był człowiekiem całkowicie ukształtowanym, niepodatnym na zmiany. Amerykańska kultura masowa musiała mu być obca. Klimat lat sześćdziesiątych przyjmował ze znacznym dystansem.

Barańczak wychował się w zupełnie innej rzeczywistości, rozumiał kulturę popularną, dostrzegał jej dobre strony (nie lekceważąc stron złych). Miłoszowi z pewnością nie przyszłoby do głowy, żeby tłumaczyć teksty piosenek Beatlesów, ani zajmować się pisaniem niepoważnych wierszyków.

 

KK: Czy uważa Pan, że Barańczak jest dzisiaj aktualny?

MS: Pamiętam go dobrze, jego wiersze są mi bliskie, stanowią istotną część polskiej poezji kilku ostatnich dziesięcioleci, tej poezji, której poznawanie wypełniło znaczną część mojego życia.

 

Słowem: dla mnie jest aktualny, nikt go nie usunie z mojego doświadczenia lekturowego.

Przechodząc zaś do języka faktów: jego książki wciąż są wydawane i czytane (w niektórych środowiskach); echo jego głosu można dosłyszeć z jednej strony w nawiązaniach do poezji lingwistycznej, ze strony drugiej – w niektórych wierszach politycznych (znowu jest ich wiele); „Podróż zimowa” bywa od czasu do czasu przypominana jako tekst wielkiego cyklu pieśni Franza Schuberta. Skali tych zjawisk nie potrafię dokładnie wymierzyć, sadzę jednak, że jak na czasy niezbyt sprzyjające poezji, obecność Barańczaka pozostaje dość mocna.

 

KK: Chciałabym jeszcze zapytań o książkę, którą Barańczak w jednym ze swoich esejów określił jako ważną dla niego i dla jego pokolenia. Myślę oczywiście o „Ucieczce od wolności” Fromma.

MS: Wyznanie Barańczaka jest przejawem jego wyostrzonej samoświadomości, mogę je tylko potwierdzić. Rzeczywiście: „Ucieczkę od wolności” należy umieścić w kręgu obowiązkowych, a więc bardzo istotnych, lektur pokolenia 68 (a także: lektur ludzi o kilka lat młodszych, do których mógłbym zaliczyć samego siebie). Stąd też: pokoleniowa recepcja książki Fromma od końca lat sześćdziesiątych do schyłku lat siedemdziesiątych to ważny temat dla tych, którzy zajmują się Nową Falą i jej następcami.

 

Fromma czytano wówczas poprzez doświadczenie peerelowskiej rzeczywistości, to znaczy mitologizując samo pojęcie wolności (centralne w światopoglądzie Nowej Fali) i szukając we współczesności podobieństw do analizowanych przez niemieckiego psychoanalityka postaw z przeszłości, m.in. psychologii hitleryzmu.

Wydaje mi się, że książka Fromma przyczyniła się do ukształtowania polskiej mentalności dysydenckiej w jej wersji z lat siedemdziesiątych. Chodzi z jednej strony o powszechne wśród dysydentów przekonanie, iż są oni ludźmi wolnymi z wyboru, świadomymi kryjących za tym wyborem niebezpieczeństw, a z drugiej – o poczucie wyższości wobec szarego człowieka, który bezpieczeństwo socjalne, gwarantowane przez autorytarną władzę, ceni wyżej od ryzyka swobodnego życia. Konsekwencje takiej lektury Fromma stały się mocno widoczne po roku 1989, gdy dawni dysydenci stali się ludźmi władzy.

Wracając do Barańczaka: jego dysydenckość jest niewątpliwa. Stąd też: warto zapytać, czy uległ pokusom, kryjącym się w dysydenckiej mentalności.

 

KK: Zatem Barańczak był bardzo mocno zakorzeniony w rzeczywistości? Co można by było powiedzieć o zagadnieniu formy? Mam wrażenie, że dla niego to właśnie rzeczywistość zdaje się być najważniejsza i jeśli forma jest w pewien sposób naruszona – jak na przykład w sonetach – to dlatego, że rzeczywistość i człowiek nie są doskonali, a zatem także i sztuka nie może być absolutem.

MS: Nie jestem aż tak szalony, by próbować przedstawić w kilku zdaniach filozofię formy i rzeczywistości wedle Barańczaka. Pozwoli Pani, iż ograniczę się do sformułowania kilku wstępnych domysłów. Autor Chirurgicznej precyzji nigdy nie wierzył w mówienie wprost, w przezroczystość języka, w bezpośredni dostęp do rzeczywistości. Wierzył, iż rzeczywistość zjawia się w wierszu o tyle, o ile jest dana w języku i poprzez język. Zmiana widzenia rzeczywistości, wymaga zmiany sposobu mówienia; nowej prawdy nie da się adekwatnie przekazać w starym języku.

 

Prof. zw. dr hab. Marian Stala – historyk literatury i krytyk literacki. Od 2011 roku kieruje Katedrą Historii Literatury Pozytywizmu i Młodej Polski na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, laureat nagrody Fundacji Kościelskich (1991) i nagrody im. Kazimierza Wyki (1998), w latach 2006-2008 juror Literackiej Nagrody Nike. Od 2013 roku członek-korespondent Polskiej Akademii Umiejętności. Jego poszukiwania historycznoliterackie skupiają się wokół cech wyobraźni poetyckiej i filozoficznych horyzontów literatury okresu Młodej Polski; zainteresowania krytycznoliterackie obejmują poezję współczesną od Miłosza do poezji najnowszej. (źródło: www.pmp.polonistyka.uj.edu.pl)

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
1
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0