Staram się być dzieckiem
Opublikowano:
11 sierpnia 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Najgorsze, co możemy zrobić, to zniszczyć w sobie wewnętrzne dziecko, odrzucić tę energię pchającą do szaleństwa i cieszenia się codziennością” – mówi poznański muzyk, piosenkarz i kabareciarz Przemek Mazurek, który wspólnie z kompanią artystyczną Mozaika i swoimi córkami wydał album „Muzyczne wygibasy”.
Sebastian Gabryel: Wybacz intymne pytanie, ale jakie było twoje dzieciństwo?
Przemek Mazurek*: Najlepiej pamiętam paczkę swoją kolegów z ulicy, z którymi realizowałem różne szalone pomysły. Wychowywałem się w małej miejscowości, w sumie na jej skraju, więc życie płynęło nam prawie jak na wsi. Mieliśmy dużo wolności, mogliśmy sami kreować rzeczywistość i nikt nam w tym nie przeszkadzał. Pamiętam wcielanie się w różnych superbohaterów, tworzenie baz w sadzie mojego dziadka, szaleństwa na świeżo skoszonych polach… Dzieciństwo było właśnie takim czasem beztroski.
SG: Postanowiłem cię o nie zapytać, bo zastanawiam się, czy w jakiś sposób jego wspomnienie przełożyło się na twoją najnowszą płytę… Z czego zrodził się pomysł na „Muzyczne wygibasy”?
PM: Nie szukałbym tu bezpośredniego związku, choć to szczęśliwe dzieciństwo tak mnie ukształtowało, że nawet jako dorosły lubię być w kontakcie ze swoim „wewnętrznym dzieckiem”. Ale „Muzyczne wygibasy” mają genezę raczej w moim rodzicielstwie. Gdy pojawiły się córki, dla mnie – jako muzyka – było czymś naturalnym, że będę szukał z nimi muzycznego kontaktu. Te muzyczne zabawy szybko zaowocowały piosenkami, które zacząłem rozwijać, niezależnie od swojego repertuaru dla dorosłych.
SG: No właśnie, płytę zrealizowałeś wspólnie z Zuzią i Kalinką. Czy masz poczucie, że to doświadczenie rozwinęło cię nie tylko jako artystę, ale i ojca?
PM: Tak, Zuzia i Kalina śpiewają w niektórych utworach. Co więcej, śpiewają tam jako Zuzia – jedenastolatka i Kalina – dziewięciolatka, ale i wykonawczynie pięć lat młodsze, ponieważ część utworów nagraliśmy pięć lat wcześniej, krótko po tym jak powstawały.
Myślę, że te nasze muzyczne zabawy sprawiły, że mam z córkami dobry kontakt i muzyka ratuje nas w trudniejszych sytuacjach.
Cieszę się, że to nasze wspólne muzykowanie sprawia dziewczynom frajdę i że starają się rozwijać swoje muzyczne pasje. To w jakiś sposób stało się osią mojego rodzicielstwa – wspólny czas, płynąca z tego radość, tworzenie czegoś razem.
SG: Waszej trójce towarzyszy zwariowana, artystyczna kompania Mozaika. Co warto o niej powiedzieć – nie tylko w kontekście płyty, ale całej jej działalności?
PM: Kiedy zacząłem śpiewać pierwsze piosenki dla dzieci, szukałem przestrzeni, by móc zaprezentować je szerszemu gronu odbiorców.
Na szczęście pojawiła się w moim życiu Mozaika.
To szalone dziewczyny, które od lat tworzą wartościowe treści dla dzieci. W Mozaice jest miejsce nie tylko na muzykę, ale również na teatr, taniec, tradycję czy animację. Przez ostatnie pięć lat współtworzyłem z nimi kilka edukacyjnych programów, każdy w nieco innej formie. Były moje „Muzyczne wygibasy”, program „Głos od A do Z”, gdzie prezentowaliśmy różne sposoby zabawy głosem – od śpiewu klasycznego po tworzenie odgłosów i dubbing, „Dobry żart tynfa wart”, czyli kabaret dla dzieci, dwa poznańskie programy „Poznaj Poznań” i „Legenda o rogalach świętomarcińskich”. Z kolei najnowszy program to oparte na teatrze lalek przedstawienie ekologiczne „Grajmy w zielone”. Kompania artystyczna Mozaika dała początek płycie i trzyma nad nią pieczę.
Ale tej muzyki nie byłoby również, gdyby nie moi muzyczni przyjaciele, których zaprosiłem do nagrań.
Na płycie jest wspaniale zagrana przez Kubę Martuzalskiego perkusja i cajon, są świetne partie basowe Mateusza Nowickiego, wirtuozerskie motywy skrzypcowe Szymona Żurowskiego i równie perfekcyjne Pawła Głowackiego na banjo i mandolinie. Pozostałe instrumenty – gitary, instrumenty perkusyjne, dzwonki i kazoo – nagrałem sam, a śpiewają ze mną Milena Konopińska, Krzysztof Dziuba i Grzegorz Sykała. Nad całością czuwał niezastąpiony Piotr Spychała. Wszystkie brzmienia to żywe instrumenty i jest ich cała – nomen omen – mozaika.
SG: Myślę, że „Muzyczne wygibasy” to zbiór piosenek, które mogą podobać się nie tylko dzieciom, ale również dorosłym. Z prostego powodu – każdy chce, a przynajmniej powinien chcieć, choć na chwilę znów stać się dzieckiem. Ty często się nim czujesz?
PM: Staram się, kiedy tylko mogę. Choćby w tych piosenkach. Płyta jest tak skonstruowana – i tak też buduję wszystkie swoje programy dla dzieci – że istnieje w niej warstwa również dla osób dorosłych, zwłaszcza z mojego pokolenia. Przykładowo, w jednym z utworów, nie zdradzę jakim, ukryty jest motyw muzyczny z czołówki programu telewizyjnego „5-10-15”. Takich zabiegów, szczególnie w warstwie tekstowej, jest zresztą więcej.
Uważam, że rodzic kupujący płytę lub przychodzący na koncert nie może być traktowany wyłącznie jako opiekun, który ma odczekać swoje, kiedy dziecko dobrze się bawi.
Dlaczego i on nie miałby bawić się tą muzyką? Najgorsze, co możemy zrobić, to zniszczyć w sobie wewnętrzne dziecko, odrzucić tę energię pchającą do szaleństwa i cieszenia się codziennością, do „wygibaszenia” lub „wygibasowania”, jak kto lubi.
SG: Płycie towarzyszą koncerty, którym daleko do zwyczajowych. Są interaktywne, pełne pomysłów i towarzyszących im wydarzeń. Na jakie „wygibasy” zapraszasz w ich ramach?
PM: Staramy się, by nasze koncerty były nie tylko spotkaniem z muzyką, ale i współuczestnictwem w nieskrępowanej zabawie. Jest tam sporo ruchu, zabawy słownej, wspólnego śpiewania. Odwiedza nas nietypowa sowa kolorowa, a słoń i krokodyl miewają dziwne przygody.
Czasem też podróżujemy po morzu w rytmie szant, by zaraz wylądować na wyspie, na której trzy głuptasy robią dziwne wygibasy.
Tak naprawdę każdy koncert jest inny, bo zawsze współtworzy go z nami publiczność. Oczywiście, na żywo nie jesteśmy w stanie zabrzmieć dokładnie jak na płycie, bo musiałby jeździć z nami sztab ludzi, o których wspomniałem wcześniej.
SG: Wierzysz, że muzyka jest drogą do twórczego bycia z innymi. W jaki sposób koncepcję twojego projektu rodzice mogą przekuć na swoją własną, domową praktykę?
PM: Wydając „Muzyczne wygibasy”, zdecydowaliśmy się na dodanie do płyty wersji instrumentalnych, dzięki czemu, kiedy już pozna się oryginalne wykonania, można się tymi piosenkami bawić i żaden Mazurek już nie przeszkadza. Niektóre utwory, takie jak oparta na znanej wyliczance „Bomba”, mają taką konstrukcję, że dzieci mogą tworzyć swoje własne zwrotki. Pamiętajmy, że dzieciństwo jest bardzo ważnym okresem, choćby jeśli chodzi o rozwój kompetencji artystycznych, dlatego nie powinniśmy blokować, ale wspierać w tym dzieci. Pozwólmy więc sobie na wszelkie muzyczne wygibasy – i przy tej płycie, jak i przy następnych, bo… już je planujemy!
*Przemek Mazurek – nie maluje, nie tańczy, z szydełkowaniem też u niego słabo, ale za to, kiedy zaczyna muzykować, wszystko jest na właściwym miejscu. Jest autorem tekstów piosenek, nie tylko dla dzieci. Komponuje, aranżuje, śpiewa, gra na wielu instrumentach, a nawet zajmuje się produkcją muzyczną utworów, które wyszły spod jego pióra i gitary. Oprócz współpracy z kompanią artystyczną Mozaika, współtworzy poznański cykl Wieczorów z Piosenką Nieobojętną (co miesiąc od 2014 roku), a w 2015 roku założył kabaret muzyczny Klub Szyderców Bis, który z powodzeniem prezentuje się poznańskiej (i nie tylko) publiczności.