Erna Helena Ania
Opublikowano:
27 września 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Tomasz Łączny w swojej fotograficznej książce dzieli się detektywistyczną pracą odkrywającą rodzinną przeszłość. Prowadzi opowieść o babci Ernie i jej wieloletnich próbach odzyskania córki, wymagających porzucenia niemieckiej tożsamości, nazwiska, języka i pamięci. Historia, rozgrywająca się tuż po II wojnie światowej w Lesznie, przeplata się ze współczesnym, bardzo emocjonalnym komentarzem. Z autorem rozmawia Michał Sita.
Tomasz Łączny: Pierwszy raz spotkałem się z tą historią, gdy miałem 7 lat. Moją babcię odwiedził wtedy człowiek mówiący w obcym języku. Nie rozumiałem ani słowa, wiedziałem tylko, że to niemiecki. Do tego momentu temat pochodzenia babci nie pojawił się w domu ani razu. Była Polką, to oczywiste, ale okazało się, że była też wcześniej Niemką. O tym nie miałem pojęcia. Jako siedmioletnie dziecko nie bardzo mogłem się tym zainteresować, nie drążyłem, chociaż tkwiło to gdzieś w podświadomości. Babcia zmarła sześć lat później.
Kiedy przekraczamy trzydziesty rok życia, w naturalny sposób zaczynamy się interesować nie tylko tym, co mamy przed sobą, ale też tym, co zostało z tyłu. I dla mnie ta historia stała się czymś więcej niż hobby. Gromadziłem materiały, problem babci tkwił w głowie i nie dawał spokoju.
Gdy zaczynałem tę pracę, czyli w okolicach 2010 roku, w Polsce następowała pewna zmiana. Historie dotychczas zakopane głęboko zaczęły się przebijać w dyskusjach. Pojawiła się „Kobieta w Berlinie”, książka, która wywarła na mnie duże wrażenie. To anonimowy dziennik trzydziestoletniej Niemki, prowadzony przez kilka miesięcy 1945 roku, gdy Armia Czerwona wkraczała do Berlina. Osobiste doświadczenia tego powojennego okresu okazały się niejednoznaczne, przestał być on czarno-biały. Tak, jak historia mojej babci.
Erna
Była Niemką, pochodziła z Krzemieniewa pod Lesznem, przygranicznej miejscowości przed wojną leżącej na terenie Polski, w trakcie okupacji włączonej do Rzeszy. Tuż przed zakończeniem wojny zakochała się w Polaku. Zaszła z nim w ciążę. Ponieważ za taki związek można było dostać kulę w łeb, dziadek i babcia musieli się ukrywać.
Bandażowała brzuch, żeby go schować.
Nadejście Armii Czerwonej oznaczało wyzwolenie, ale jednocześnie początek ucieczki Niemców. Babcia, razem ze swoją mamą, wyjechała wtedy na Zachód. Po drodze spotkała mojego dziadka. Zaklinał ją, by została. Obiecywał, że się zaopiekuje, że o nią zadba. Ale wyjechała. Gdy po krótkim czasie postanowiła wrócić, po dziadku nie było już śladu. Zaciągnął się do armii, ruszył na front.
Obóz przesiedleńczy
Znalazła się więc z powrotem w Polsce, sama. Ponieważ Niemcy stracili swoje posiadłości, tymczasowo zamieszkała z rodziną polskich znajomych. Ale gdy stało się jasne, że granice Polski przesuną się na kresach i na zachodzie, i że rozpoczną się ogromne w skali przesiedlenia, Niemcy, tacy jak babcia, trafili do obozów. Niektóre z nich były wcześniej obozami koncentracyjnymi. Po oswobodzeniu przez wojska radzieckie na miejsce zwolnionych więźniów przyszli następni, tym razem niemieccy. Babcia trafiła do Gronowa pod Lesznem, gdzie naziści przetrzymywali wcześniej żołnierzy holenderskich, angielskich, francuskich – jeńców wojennych. W 1945 roku poza administracją nie zmieniło się tam wiele. Obóz nadal był przepełniony. Warunki były bardzo trudne, racje żywnościowe małe, dla dzieci nie było ich wcale.
Babcia zdawała sobie sprawę, że jeśli tam urodzi, dziecko nie przeżyje. Pomogli jej znajomi Polacy. Chociaż oficjalnie była nadal w obozie, mogła mieszkać poza jego murami. Tam urodziła mamę.
I chociaż mamie udało się przeżyć, babcia nadal nie miała warunków, by zapewnić jej byt. Musiała ją oddać pod opiekę i zdecydować: Wyjechać razem z ogromną większością Niemców i stracić na zawsze kontakt z córką? Czy zmienić nazwisko i obywatelstwo i zostać, z piętnem Niemki? Została i przez następnych 13 lat starała się odzyskać córkę.
Helena Ania
Michał Sita: To poziom faktów. Jednak to, w jaki sposób przepracowujesz rodzinną historię, skupiając się na własnych emocjach, wcale nie jest tak oczywiste.
T.Ł.: Odkopywanie tej historycznej warstwy zdarzeń było bardzo żmudne. Mama nie chciała rozmawiać. Trudno mi było znaleźć historyczne opracowania. Te, które istniały, miały lokalny zasięg. Było tylko kilka pozycji zachodnich historyków, z zewnętrznej perspektywy opisujących powojenne losy Niemców analogiczne do losów mojej babci.
Ale odkrywanie faktów to był tylko początek. Nie zależało mi na stworzeniu dokumentalnego zapisu przeszłości.
Nie było też moją intencją osądzanie kogokolwiek ani komentowanie, co wydaje mi się dobre, co złe. To, z czego mogłem uczciwie zdać sprawę, to proces poszukiwań i emocje, jakie mu towarzyszyły. Dlatego w książce znajdziesz złączone strony, których nie daje się w pełni otworzyć. W limitowanej wersji książki dokumenty są schowane między zakładkami, musisz się wysilić, by do nich dotrzeć.
M.S.: Książkę skomponowałeś w ten sposób, że warstwa faktów, o której teraz opowiadasz, jest tłem dla historii złożonej z emocji. Fakty pojawiają się tylko w kilku miejscach: wiemy, że babcia urodziła mamę w 1945 roku; wiemy, że gdy byłeś dzieckiem, odwiedził ją znajomy Niemiec; i że po latach razem z mamą pojechaliście obejrzeć obóz przesiedleńczy w Gronowie… Pojawiają się tu też ślady administracyjnego systemu, z którym twoja babcia walczyła, starając się odzyskać córkę. To dokumenty: lista więźniów obozu przesiedleńczego, korespondencja sądowa, zaświadczenie o zmianie nazwiska… To wszystko, co można nazwać źródłami, ma w twojej książce określoną funkcję – opisuje zimny świat polskiego powojennego państwa, z jakim babcia musiała się zmierzyć, by odzyskać dziecko. Ale to tylko tło prawdziwej opowieści, w której posługujesz się twoimi własnymi, aktualnymi emocjami.
T.Ł.: Tak, mówiłem na razie o podłożu tej opowieści. Zbieranie faktów trwało jakieś 10 lat. W tym czasie przechodziłem przez rozwód. Również ja swojej córki nie widziałem przez kilka lat. I to dało mi zupełnie inną perspektywę. Zacząłem historię babci odnosić do własnych doświadczeń. Traktowałem pracę nad książką jak próbę przekazania emocji, które babcia zostawiła mi w spadku.
Formy relacji z przeszłością
W książce łączącej przeszłość z aktualnymi emocjami zdecydowałem się użyć różnych technik. Jak zresztą miałbym ułożyć jednolitą narrację? Mieszają się tutaj różne porządki czasowe, różne doświadczenia i perspektywy. Opowieści, które słyszałem o babci, okazywały się całkowicie do siebie nieprzystające. Ich trzon był podobny, ale różniły się detale, jakie zapisały się w pamięci kolejnych osób.
Nawet wspomnienia mamy zmieniały się w czasie.
Sama sobie po kilku latach przeczyła. A ponieważ mi nie chodziło o to, by te wspomnienia zweryfikować i dojść do jedynej prawdy, w książce starałem się opowiedzieć o naszej rodzinnej pamięci jak o żywym organizmie. O pamięci, która składa się w określonym momencie w taki, a nie inny obraz. Można ją adaptować i dopasowywać. Stąd różnorakie techniki, odbijające różne głosy i możliwości złożenia tej opowieści w całość.
M.S.: Dla osób takich jak twoja babcia nie było po prostu miejsca w projekcie polskości realizowanym tuż po wojnie. Babcia musiała zapomnieć o swoich doświadczeniach niemieckości, wymazać niewygodne aspekty własnej tożsamości. Pozostały po nich tylko ślady działania administracyjnej machiny, jaka miała uczynić z niej Polkę. Historia twojej babci, czytana w ten sposób, problematyzuje samą ideę, że można taką prostą i jednoznaczną polskość zdefiniować. Podważa nacjonalistyczny pomysł na to, że losy prawdziwych ludzi możemy sprowadzić do prostej, czarno-białej historii o polsko-niemieckiej przeszłości.
Ale jednocześnie nie znajdziemy w twojej książce pierwszoosobowych relacji, zdających sprawę z doświadczeń babci. Podobnie niewiele jest tu osobistych przeżyć twojej mamy. To ty, z dystansu, wyobrażasz sobie minione zdarzenia, projektujesz emocje, jakie mogły im towarzyszyć, podporządkowujesz opowieść własnym aktualnym potrzebom. W ten sposób narysowałeś swój historyczny komiks. Unikasz w nim subtelności. Składa się z krzyku, bólu, osamotnienia, strachu, niemierzalnej tęsknoty za córką.
T.Ł.: Decyzje, jakie wtedy zapadały, były bardzo trudne. To były decyzje o porzuceniu córki albo swojej tożsamości i języka. W opowieści o tych zdarzeniach nie ma miejsca na subtelności, bo i sytuacje nie są subtelne. One wyrywają z ciebie kawał mięsa.
M.S.: Nie dowiemy się jednak, jak babcia przeżyła te zdarzenia, jakie piętno na niej odcisnęły. Zdecydowała się przez resztę życia nie rozmawiać na ten temat.
T.Ł.: Mama i babcia starały się zapomnieć. To jedyny mechanizm obronny. O pewnych rzeczach trudno jest mówić. Dopiero ja, w trzecim pokoleniu, mam dystans pozwalający tę historię zgłębić.
Jasne, mógłbym to próbować zrobić, siląc się na jakiegoś rodzaju obiektywizm.
Trafiłem na książkę napisaną przez osobę, która razem z moją babcią była zamknięta w tym samym obozie.
Jest tam opis dziennej rutyny, jakichś zdarzeń. Mógłbym się tym posłużyć, spróbować zrekonstruować to, co mogło spotkać babcię. Ale w ten sposób, budując sztucznie jakiś rodzaj dystansu do opowieści, która dotyka mnie do żywego, nadal tak naprawdę projektowałbym coś, co tylko potencjalnie mogło być doświadczeniem mojej babci.
Poza fragmentami, nie wiem i nigdy się nie dowiem, co i jak przeżyła.
Wiem na przykład, że w obozie panował głód, w tym czasie dziewczynka mieszkająca w pobliżu karmiła moją babcię czereśniami. Miała na imię Krystyna.
I moja mama, urodzona niedługo później, ma na imię Krystyna. Ten epizod musiał być dla babci bardzo ważny. Tego typu fakty, jak te czereśnie i imię mojej mamy, to jedyne, czym mogę się teraz posługiwać i z czego mogę składać moją własną opowieść.
M.S.: Podkreślasz w swojej książce tego typu detale. Używasz ich jak plastycznego tworzywa.
T.Ł.: Wydaje mi się, że źle bym się czuł, starając się złożyć ją inaczej. Książki historyczne również są pisane z określonej perspektywy, człowieka funkcjonującego w określonym kontekście historyczno-socjologiczno-politycznym. Tyle że nie zawsze zdają z tego sprawę. Ja natomiast jasno stwierdzam, jakie jest moje zaplecze i dlaczego tak, a nie inaczej opowiedziałem to, co było dla mnie w tej historii najważniejsze.
Zrealizowałem pewną detektywistyczną pracę, która przez cały czas przerośnięta była bardzo aktualnymi emocjami.
Opowiedziałem historię babci Erny, pozostając jednocześnie w pozycji człowieka, który w sądzie stara się zyskać możliwość kontaktu z własnymi dziećmi. Te emocje byłem w stanie sobie wyobrazić, zwizualizować je. Wiedziałem, jak są autentyczne.
M.S.: Wzmacniasz tę emocjonalną więź z przeszłością na wszelkie dostępne ci sposoby?
T.Ł.: Tak. Na pewno w pierwszej części graficzna opowieść tak właśnie działa. Obozowa historia mojej babci jest bardzo emocjonalna. Druga, komiksowa część, zamykająca książkę, jest bardziej refleksyjna. Dotyczy wizyty w tym samym obozie, jaką odbyliśmy wspólnie z mamą, kilka lat temu.
Przeszłość, wyzwalająca pewien ładunek emocjonalny, to po prostu wspólny element mojej pracy. Zawsze obieram podobną strategię. Staram się uwolnić ten emocjonalny potencjał, związany z traumatycznymi doświadczeniami, których nie udało się dotąd przetrawić. To interesuje mnie o wiele bardziej niż ustalanie prawdy historycznej.
Erna Helena Ania
Fotograficzny projekt Tomasza Łącznego zrealizowany został początkowo w formie niskonakładowej, autorskiej publikacji. W jej opracowaniu i przygotowaniu 45 egzemplarzy książki pomogły warsztaty redakcyjne Yumi Goto w Tokio. W 2020 Tomasz Łączny zdobył główną nagrodę w prestiżowym konkursie BUP Book Award, dzięki czemu „Erna Helena Ania”, trafiła do obiegu w nakładzie 900 egzemplarzy. Książkę można ją kupić poprzez stronę wydawnictwa BLOW UP PRESS.
zdjęcia i tekst: Tomasz Łączny
projekt: Aneta Kowalczyk
tłumaczenie: Aleksandra Duszyńska
wydawca: BLOW UP PRESS, Warszawa 2021