Policzyć i ocalić
Opublikowano:
31 stycznia 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Jest pierwszy dzień stycznia, rano. Na ulicy jeszcze cisza, z domów wylegają psy z opiekunami. Ludzie otuleni szalikami i czapkami trochę jeszcze śpią.
Patrzę na psy, które przetrwały kolejną sylwestrową kanonadę i spokojnie wędrują od krzaczka do krzaczka, od zapachu do zapachu. Dlaczego szwendam się jeszcze przed pierwszą kawą po pustej dzielnicy? Szukam martwych ptaków.
Naukowcy od kilku lat intensywnie zastanawiają się, czy ptaki cierpią od huku petard. Wiemy, że na co dzień rozbijają się o niezabezpieczone szyby. Dezorientuje je również nadmierne oświetlenie miast – wysokie, jasne i w dodatku szklane budynki potrafią być dla latających podróżników śmiertelnym niebezpieczeństwem. Czy więc spłoszone nagłymi wystrzałami fajerwerków umierają na zawały, wpadając w panice na szyby, drzewa i ściany bloków?
Monitoring zamiast kaca
„Hangover bird count” to doroczne liczenie ptasich sylwestrowych ofiar. Koordynuje je Fundacja „Szklane Pułapki”, lider w badaniu i nagłaśnianiu problemu ptasich wypadków z udziałem przezroczystych powierzchni w przestrzeni (ptaki uderzają nie tylko o szyby, ale i o ekrany akustyczne okalające autostrady czy o przystanki autobusowe).
Noworoczne badanie polega na wykonaniu dwóch spacerów. Pierwszy raz trasę przechodzę w ów zaspany noworoczny poranek. Na drugi spacer, kontrolny – wyruszam dwa tygodnie później. Chodzi o stwierdzenie, czy liczba martwych ptaków w któryś z tych dni jest większa, czy ptaki giną tylko w sylwestra, czy na co dzień również.
Moja tegoroczna trasa jest krótka. Wśród porzuconych butelek po szampanie i stosów wypalonych wyrzutni po petardach docieram do skweru Eki z Małeki. Przeszłam w sumie dwa kilometry, lawirując łazarskimi uliczkami. Ptaków martwych brak. Wracam do domu, nad kawą wypełniam tabelkę i wysyłam „Szklanym Pułapkom”.
Rok wcześniej Fundacja zebrała w sumie 310 ankiet. Uczestnicy akcji przeszli łącznie 1393 kilometry, znaleziono 94 martwe ptaki. W noc sylwestrową najwięcej umarło gołębi miejskich, kosów (mają słabe nerwy), wróbli i sikor. Oczywiście nie mamy pewności, że zabił je huk, stres, czy kolizja z budynkiem w następstwie nagłego poderwania się z miejsca noclegu. Żeby to ustalić potrzebujemy danych zebranych z wielu spacerów na przestrzeni kilku lub kilkunastu lat.
Dlatego co roku Fundacja zachęca do udziału w spacerach. Może wziąć w nich udział każdy. To citizen science – nauka obywatelska, wymagająca tylko użycia mapy (śledzenia trasy), notesu i ołówka do zanotowania ewentualnych feralnych znalezisk.
Oznaczenie gatunku nie jest konieczne, ale bardzo przydatne. Jeśli nie rozpoznajemy ptaka, warto zrobić mu zdjęcie i wysłać mailem do Fundacji. Czy jeśli udowodnimy, że wybuchy petard zabijają co roku co najmniej setkę ptaków, ktokolwiek powstrzyma się przed tą wybitnie hałaśliwą zabawą? Wątpię, ale dobrze mieć nadzieję.
Z biegiem Warty
Każdego roku w połowie stycznia, na wyznaczonych terenach w całej Polsce, odbywa się Monitoring Zimujących Ptaków Wodnych (MZPW). Na szlak wzdłuż Warty wyruszam z ornitologiem Tomaszem Kniołą. Idziemy brzegiem rzeki od poznańskiego Szeląga do Puszczykowa. Po co liczy się ptaki zimą? Żeby zgromadzić dane, które naukowcy wykorzystają do badania zmienności populacji czy określania, jakie czynniki na liczebność wpływają. Rzeka jest też miejscem zimowania niektórych gatunków, które gdy zrobi się cieplej – odlecą.
Bez bazy danych w nauce niewiele da się zrobić. Ważna jest regularność obserwacji i ich kompletność.
Dlatego Tomasz, razem z Krzysztofem Mularskim, który dołącza za mostem Królowej Jadwigi, podążają co roku tą samą trasą. „Czeszemy” lornetkami rzekę, wyławiamy z szuwarów kolejne kaczki krzyżówki, liczymy kormorany zjawiskowo suszące skrzydła na tle różowiejącego nieba. Na końcu cypla, na którym stoi nieczynna Elektrociepłownia Garbary, doliczamy się około stu siedemdziesięciu czarnych ptaków. Spotykamy smukłe nurogęsi, gągoły, kłócące się czaple, niewielkie perkozki.
Liczy się też ptaki w przelocie: nad rzeką i w poprzek nurtu ciągną gęsi północne; w jednym kluczu przelatuje nad nami 70 osobników, w kolejnej grupie, składającej się z kilku kluczy – 250. Liczenie gęsi jest stresujące – to żywe srebro, cały czas się poruszają, a ja próbuję nadążyć z szacunkami. Określam pierwszą dziesiątkę i dalej liczę całymi fragmentami klucza. Tomasz pracuje w skupieniu, bo właściwe szacowanie to poważna sprawa. Dane z naszego spaceru trafią do bazy Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska, są również wykorzystywane w międzynarodowym programie monitoringu International Waterbird Census.
Bogactwo dzikości
Wędrując wzdłuż rzeki, widzimy też, co dzieje się z jej brzegami. Świt witamy na dzikim odcinku na wysokości Parku Szelągowskiego. Tu spotykamy nie tylko ptaki, ale i bobra chrupiącego spokojnie śniadanie, i sarnę przecinającą nam ścieżkę. Gdy startujemy na ulicy Ugory, Tomasz włącza tzw. listę zupełną w aplikacji NaturaList. Oznacza wszystkie spotkane po drodze gatunki ptaków, nie tylko wodnych. To daje potencjalnym badaczom pełny obraz tego, co dzieje się na monitorowanym odcinku. Ja odpalam testowo BioLoca, aplikację stworzoną przez Instytut Biologii Ssaków PAN i Politechnikę Białostocką. BioLoc powstał z myślą o odnotowywaniu fauny i flory Puszczy Białowieskiej, jednak praktyka pokazuje, że im więcej danych z obszaru całej Polski, tym lepiej. Do tej aplikacji trafiają również napotkane ssaki.
Park Szelągowski odzywa się do nas dzięciołem zielonym, rudzikami. Są tu pospolite, a ważne w przyrodzie gatunki, takie jak sójki, sroki, wrony siwe, kosy. Kawałek dalej miękko gadają gile.
Meandrujemy razem z rzeką, przekraczamy mosty, również te kolejowe, schodzimy nad Cybinę, spotykamy w zaroślach strzyżyki i bażanta, na ścieżkę wybiega lis. Dalej, gdzie Warta płynie równym, ujętym w betonową (acz rozkuwaną w ramach rewitalizacji brzegów rzeki) opaskę korytem, ptaków jest mniej. Najwięcej spotykamy mew i krzyżówek. Tych ostatnich na całej trasie ornitolodzy doliczą się około czterech setek.
Odłączam się od Tomka i Krzysztofa na wysokości terenów przedsiębiorstwa wodociągowego Aquanet. Obszar wodonośny otoczony jest płotem do samej rzeki. Rzut oka za siatkę i na drodze dostrzegamy martwego jenota. Odnotowuję go w BioLocu, bo aplikacja zbiera też informacje o martwych zwierzętach, również o gatunkach inwazyjnych, a jenot takim właśnie jest. Ornitolodzy idą dalej, pokonają dzisiaj w sumie ponad dwadzieścia kilometrów.
W służbie nauki
Zarówno noworoczny „Hangover bird count”, jak i Monitoring Zimujących Ptaków Wodnych służą dostarczeniu danych naukowcom. Zwłaszcza teraz, gdy dochodzą do nas co jakiś czas raporty o ginięciu ptaków, znikaniu kolejnych gatunków, zmniejszaniu się populacji – liczenie, monitorowanie, uwaga, jaką ptakom i środowisku ich życia poświęcamy – są szczególnie ważne. W ramach nauki obywatelskiej, instalując darmowe aplikacje, ucząc się ich obsługi od fachowców, niemal każdy z nas może wspomóc badaczy w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: dlaczego ptaków jest mniej?
Biblioteczka
O spadającej liczbie ptaków w Europie napisał ostatnio Paweł Pstrokoński na swoim fanpage’u: „W latach 1980–2017 liczebności ptaków lęgowych krajów UE i Wielkiej Brytanii zmalały o 17–19%, co oznacza stratę 560–620 milionów osobników”. Cytat pochodzi z artykułu: „Abundance decline in the avifauna of the European Union reveals cross-continental similarities in biodiversity change” opublikowanego na portalu onlinelibrary.willey.com. Autorami tekstu są: Fiona Burns, Mark A. Eaton, Ian J. Burfield, Alena Klvaňová, Eva Šilarová, Anna Staneva, Richard D. Gregory
O zanieczyszczeniu miast światłem i kolizjach ptaków, m.in. z oświetlonymi budynkami, pisze Adam Zbyryt w książce „Krajobraz strachu”, wydanej przez Marginesy w 2021 roku.
Jeśli chcecie w przyszłych latach wziąć udział w Monitoringu Zimujących Ptaków Wodnych – zajrzyjcie na stronę koordynatora akcji: otop.org.pl. Tam znajdziecie kontakty do regionalnych koordynatorów liczenia.