Duszące sploty choroby
Opublikowano:
28 stycznia 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Endemit to coś unikatowego dla danego miejsca czy regionu. Forma występująca na ograniczonym obszarze i niestwierdzana poza nim naturalnie stać się może jego symbolem, emblematem. To też stało się udziałem „Festiwalu Endemity”, który wrósł już w naszą lokalną poznańską i wielkopolską glebę.
Metafora choroby
Odbywający się w Wielkopolsce od 2012 roku, w tym roku głównym hasłem uczynił chorobę. „Endemity” to przede wszystkim festiwal literacki, skupiający się na literaturze Europy Środkowo-Wschodniej, więc i temat przewodni dziewiątej odsłony festiwalu, odbywającej się od 9 do 19 grudnia 2021 roku, został ujęty interdyscyplinarnie, wykraczając poza przynależne chorobie pole medycyny.
Tytuł tej edycji: „Stany chorobowe w polskiej literaturze” w przewrotny sposób przypomina dziewiętnastowieczną metaforę, wedle której literatura jest zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu. Jednakże taka wzrokocentryczna przenośnia jest dziś niewystarczająca, a i w kontekście wiodącego tematu wydaje się zbyt sterylna.
Dlatego lepszą metaforą wydaje się membrana, błona, tkanka. W takim ujęciu literatura, jej twórcy, stają się z jednej strony medium, dzięki któremu możemy ujawniać stany chorobowe, diagnozować je, a z drugiej ukazuje cienką granicę między chorobą a zdrowiem, życiem a śmiercią, rozwojem a upadkiem, wzrostem a zamieraniem.
Oczywistym pretekstem, naznaczającym samą formułę festiwalu, jest globalna pandemia SARS-CoV -2. Spotkania odbywały się hybrydowo; starano się dbać o bezpieczeństwo, z równocześnie maksymalnie podtrzymać przedpandemiczną normalność w czasie kolejnej śmiercionośnej fali.
Choć COVID był pretekstem, oczywistym, towarzyszącym tłem, nie zdominował on festiwalu. Przeciwnie, pomimo samonarzucającej się obecności pandemii udało się pojęcie choroby ująć w o wiele szerszym horyzoncie. Dyrektorka festiwalu odważyła się bowiem na rozciągnięcie metafory choroby tak, aby obejmowała ona także to, co społeczne, historyczne, kulturowe czy psychiczne.
W takiej ramie choroba to nie tylko stan organizmu, ale też pytanie o normę, stany pożądane i te, których nie chcemy; o to, co chcemy widzieć, a co spychamy w otchłań niewidzialności, bólu, wstydu, zapomnienia. Metaforyka choroby niesie ze sobą niebezpieczeństwo, gdyż gdy rozciągniemy ją zbyt szeroko, może ona oznaczać właściwie wszystko. Gdy wiele zjawisk zostać może określone jako chorobowe, wtedy tracimy z oczu swoistość choroby; to, że jej aspekty fizycznie, biologicznie, ale i psychologicznie nas zniewalają, przywalają bólem, cierpieniem, niesprawnością i wreszcie śmiercią.
Diagnozujemy się
Jednakże pokusa spojrzenia przez „chorobową soczewkę” jest duża. Festiwal pokazał, że warto ryzykować, gdyż jak kiedyś nadzieję miał Hölderlin, tam gdzie niebezpieczeństwo, tam może czaić się i nadzieja na ratunek. Bez diagnozy nie sposób rozpocząć leczenia, bez rozpoznania choroby nie sposób rozpocząć zdrowienia.
Festiwalowi udało się uniknąć wspomnianego niebezpieczeństwa; metafora choroby nie stała się wytrychem. Wyraźnie wybrzmiało to podczas spotkania z Olgą Hund, poświęconego jej debiutanckiej książce „Psy ras drobnych”. Odtwarzanie przez nią mikrokosmosu oddziału psychiatrycznego to równocześnie studium zamknięcia, samotności. W przypadku Olgi Hund, jej silnie skupiona na kobiecym doświadczeniu opowieść odtwarzała połączone ze sobą zamknięte w chorobie pacjentki, jak i jakże niemetaforycznie zamknięty oddział szpitala psychiatrycznego. Zbliżony, choć inny mikrokosmos opisuje Barbara Klicka, która w swym „Zdroju” zabiera nas na turnus uzdrowiskowy w Ciechocinku. Sanatoryjny klimat okazuje się nieodległy od doświadczeń szpitalnych, także tu na plan pierwszy wysuwa się doświadczenie samotności oraz uwikłanie w społeczną maszynę władzy i wykluczenia. Pokazuje, że „Czarodziejska góra” Tomasza Manna jest dziś znów aktualna.
To doświadczenie oplatającej samotności i osaczenia podejmuje też kolejny gość festiwalu – Daniel Odija, autor „Pustego przelotu”, w którym poprzez opowieść o współdoświadczeniu choroby brata (schizofrenii) opisuje rozpad świata i więzi. Choć jak podkreślał autor, książka jest owocem wybuchu aktywności pisarskiej, była pisana w ciągu pisarskim, to później wiele czasu poświęcił na usuwanie zbędnych fraz, słów, tak aby uzyskać opowieść, która nie przegada zbędnym efekciarstwem sytuacji choroby. Daniel Odija zaznaczył, że nie pisze książki „z papieru”, ale jest ona dla niego także procesem autoterapii, pracą wobec i wraz z doświadczeniem.
Powyższe spotkania oferowały obraz choroby skupionej – perspektywę zindywidualizowaną, psychologiczną. Kolejne festiwalowe wydarzenia dotykały także perspektywy bardziej społecznej, systemowej. Takim było bardzo ważne spotkanie z Januszem Schwertnerem. W książce „Szramy. Jak psychosystem niszczy nasze dzieci”, dotyka on ważnego dziś problemu samobójstw wśród dzieci i nastolatków i braku systemowej pomocy psychiatrycznej. Rozmowa o książce odbyła się, co znaczące, w Centrum Kultury „Scena to dziwna” w Gnieźnie, oddalonym od Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych Dziekanka o odległość 40-minutowego spaceru. Systemowy problem został dzięki temu ukonkretniony, a sam festiwal zaczął pełnić także funkcję interwencyjną. Podobny charakter miało spotkanie z Barbarą Woźniak, autorką książki „Niejedno” o wykładowcy akademickim opiekującym się ojcem chorym na alzheimera.
Także tu choroba to zarazem cierpienie jednostki i problem systemowy, jakim jest niewidzialność pracy opiekuńczej, niesłyszalność głosu tych, którzy jako opiekunowie rodzinni z jednej strony wykonują ogromną pracę na rzecz bliskich, z drugiej zmagają się z kompletnym sprywatyzowaniem tego doświadczenia. Mimo że ich społeczna rola jest nie do przecenienia, nie zostają oni w swym wysiłku przez społeczeństwo i instytucje publiczne wsparci.
Odmienny, ale wpisujący się w tytułową ramę charakter miały zaplanowane spotkania z Kacprem Pobłockim i Adamem Leszczyńskim. To ostatnie nie odbyło się z przyczyn niezależnych od organizatorów. Wieczór autorski z Kacprem Pobłockim, wokół jego książki „Chamstwo”, dotyczył między innymi historycznego transferu traum przekazywanych z pokolenia na pokolenia. Niewolnicza kondycja chłopów, niegdyś większości naszego społeczeństwa, to wciąż nie do końca odkryty horyzont naszych doświadczeń. Wskazuje też na to prowadzący spotkanie Jan Wasiewicz, zajmujący się pamięcią kulturową dotyczącą kultury chłopskiej, pańszczyzny. Dziedzictwo folwarku, stosunków przemocy, relacji władzy i upokorzenia są obecne wciąż, przenikają nasze stosunki społeczne, co także świetnie ukazał odbywający się w tym samym czasie spektakl „Kordian i cham” (Teatr Polski).
Festiwal domykały turniej slamu wokół przewodniego tematu choroby, warsztat czytelniczo-plastyczny „Wyspy (nie)odległe” oraz monodram poetycki „Stascha, czyli płomień w oddechu” w reżyserii czervo 01.
Literatura i choroby
Tegoroczne „Endemity” współgrały z rzeczywistością, korespondowały z osaczającą nas od dwóch już lat atmosferą pandemii, choroby. Festiwal, jak już wspomniałem, udowodnił, że literatura może pełnić funkcję diagnostyczną, uzupełniającą rozpoznanie medyczne.
Oczywiście nie postuluję tego, aby miała ona medycynę zastąpić, ale widać, że dzięki kondensowaniu i ogniskowaniu doświadczenia może odsłaniać obszary pominięte, wymilczane, spychane. Zamknięcie w chorobie, osamotnienie w walce z własnym ciałem, bólem, społeczeństwem i jego instytucjami potrafi obezwładniać.
Tegoroczne „Endemity” pokazały, że literatura może stanowić platformę, dzięki której choć odrobinę możemy poluzować duszące sploty choroby.