Ucieczka od przeszłości nie jest możliwa
Opublikowano:
24 sierpnia 2018
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Anna Wolff-Powęska w książce „Polacy-Niemcy. Sąsiedzi pod specjalnym nadzorem” przedstawia nie tylko historię sąsiedztwa, ale daje też obraz dziejów najnowszych – w tym stosunków międzynarodowych w latach 90.
Niedawno nakładem Wydawnictwa Poznańskiego ukazał się zbiór artykułów Anny Wolff-Powęskiej, historyczki, profesorki nauk humanistycznych, specjalistki w zakresie stosunków polsko-niemieckich, a w latach 1990–2004 dyrektorki Instytutu Zachodniego w Poznaniu. Mowa o książce „Polacy-Niemcy. Sąsiedzi pod specjalnym nadzorem”.
KIEDY ZBŁĄDZILIŚMY?
„Co sprawiło, że w kraju, w którym na ogół autorytety są kwestionowane, dezawuowane czy wręcz z premedytacją niszczone Anna Wolff-Powęska ostała się jako jedna z nielicznych osób, których sądy i opinie przyjmowane są z atencją i respektem?” – pyta Adam Daniel Rotfeld w przedmowie do omawianej książki, będącej zbiorem artykułów publikowanych głównie na łamach „Gazety Wyborczej” w latach 1992–2016.
Autorka na blisko 600 stronach nie tylko zajmuje się ewolucją stosunków z naszym zachodnim sąsiadem po upadku komunizmu, ale również sprawami (i sporami) politycznymi wewnątrz Polski. Komentując bieżące sprawy, Wolff-Powęska maluje portret relacji polsko-niemieckich, ocenia je i wyjaśnia, nierzadko cofając się do II wojny światowej lub czasów muru berlińskiego.
Trzeba przyznać, że wybór akurat tych tekstów może sprawiać schizofreniczne wrażenie. Z jednej strony autorka postanowiła pokazać, że niewiele się w Polsce i polskiej polityce zmieniło, ponieważ nie uczymy się na błędach. Z drugiej strony, kiedy w tekstach z lat 90. odnajdujemy podobne (a nieraz identyczne) do dzisiejszych postulaty polskiej prawicy, rodzi się pytanie: w którym momencie zbłądziliśmy?
W artykule „Silni wrogiem. «Rodzinie Radia Maryja» do sztambucha” z 1998 (!) roku Wolff-Powęska pisze: „Nauczyciele spod znaku «Rodziny Radia Maryja» – wbrew wskazaniu Ojca Świętego, który w marcu 1997 r. mówił do parlamentarzystów austriackich: «Kościoła nigdy nie wolno nadużywać dla antyeuropejskich demagogii oraz podgrzewania antyeuropejskich nastrojów» – stawiają ideę jedności europejskiej na równi z faszyzmem i komunizmem. Uczą, że struktury europejskie zamierzają zdusić polską tożsamość i umiędzynarodowić obszar między Odrą i Bugiem, co ma oznaczać kolejny rozbiór Polski. Groźba nowej okupacji ma zmobilizować Polaków do wielkiego zrywu przeciw Europie”. Brzmi znajomo?
Z kolei w tekście z 2012 roku zatytułowanym „Polityka zagraniczna w oblężonej twierdzy” czytamy: „Polityka zagraniczna państwa jest zawsze pewną wykładnią polityki wewnętrznej. Dziś trudno oprzeć się wrażeniu, że sygnały, jakie idą z Polski w świat, stanowią w stopniu niespotykanym po 1990 r. refleks idei i zachowań określonych grup politycznych. Ponura wizja Europy i naszych sąsiadów bierze się z fobii i uprzedzeń pojemnego środowiska […]. Narodowo-tromtadracka retoryka, pełna sprzeczności i banalnych stereotypów, często nie różni się od propagandy z czasów PRL-u”.
WSZYSTKO, CO ZŁE?
Nie jest to książka, jak pewnie niektórzy zechcą ją określić, „antypolska”. Opinie naukowczyni są przemyślane i najczęściej wbijają szpilę w rządy obu państw. Artykuły zawarte w omawianej pozycji potwierdzają obopólną stereotypizację oraz to, że nasze wspólne postrzeganie oparte jest na niewiedzy i resentymentach.
Rządy Polski i Niemiec niewystarczająco postawiły na dialog. Jednak jak zauważa autorka, oddolne więzi między narodami są dobre i intensywne. To na wyższych szczeblach, po siedemdziesięciu trzech latach, wciąż rozgrywa się przepychanka „sprawca – ofiara”. Polsce w to graj, przecież: „Ataki na UE trudno kierować przeciw abstrakcyjnej nieco Brukseli. Toteż adresatem kumulującym nastroje antyeuropejskie stały się od początku Niemcy. Zarówno historia, jak i położenie zdecydowały, że nadawały się one najlepiej do roli chłopca do bicia. Zarówno przed, jak i po włączeniu Polski do struktur europejskich Niemcy pozostały głównym straszakiem. Wszystko, co złe w Unii, zawdzięczamy Niemcom”.
Jednocześnie Wolff-Powęska zauważa, że polski rząd traktuje interesy wspólnoty selektywnie, wybierając tylko to, co jest dla niego korzystne.
HISTORIA LUBI SIĘ…
Interesująco wybrzmiewają artykuły, które dotyczą II wojny światowej, ale widzianej z perspektywy niemieckiej. Naukowczyni wskazuje, że również u naszego zachodniego sąsiada sprawa ta nie została do końca przepracowana. W „Wybaczać, nie zaniechać” z 1995 roku Wolff-Powęska zastanawia się: „Jak oceniać zbrodnie sprzed 50 lat w kończącym się stuleciu, w którym z rąk ludzi poniosło śmierć więcej istot niżeli w całej przeszłości? Jak spojrzeć na grzech zaniechania oporu «małego człowieka» – statysty zbrodniczego systemu? Czy dezerter z Wermachtu był zdrajcą, czy bohaterem ruchu oporu? Jak mają oceniać Niemców narody, które same dopuściły się zbrodni? […]”.
Te pytania (i próba odpowiedzi) poszerzają perspektywę spojrzenia na II wojnę światową, co jest niezwykle cenne z naszego punktu widzenia – polskiego postrzegania historii jako narzędzia politycznych ataków i niekończących się prób uzyskania zadośćuczynienia za przeszłość.
„Polacy-Niemcy. Sąsiedzi pod specjalnym nadzorem” to pozycja obowiązkowa nie tylko dla zainteresowanych historią najnowszą, czy rozwojem polskiej polityki. To w pewnym sensie kompendium wiedzy o zmianach, które zachodziły w naszym kraju i w Niemczech. A także przypomnienie, że historia ciągle się powtarza – może jest to oklepane stwierdzenie, ale niestety ciągle aktualne.
„Polacy-Niemcy. Sąsiedzi pod specjalnym nadzorem”, Anna Wolff-Powęska, Wydawnictwo Poznańskie, 2018 r.
CZYTAJ TAKŻE: Rasizm nasz powszedni. Recenzja książki Reni Eddo-Lodge
CZYTAJ TAKŻE: Dzieci – szmuglerzy dobrych praktyk. Rozmowa z Olą Woldańską-Płocińską
CZYTAJ TAKŻE: Wiersze o rukoli. Rozmowa z Mają Jagielską