Duma i wstyd
Opublikowano:
19 sierpnia 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Z dniem 1 lipca 2022 roku dawna siedziba rodu Chłapowskich w Turwi, obejmująca zabytkowe pałac, kaplicę i park zmieniły właściciela i administratora.
Nowym gospodarzem w tym miejscu został Instytut Chemii Bioorganicznej PAN, który zastąpił dotychczasowych użytkowników tego miejsca – Stację Badawczą Instytutu Środowiska Rolniczego i Leśnego PAN, który to instytut przestał istnieć wraz z ostatnim dniem czerwca.
Dla najważniejszego dla Wielkopolski miejsca związanego z ideą pracy organicznej to niewątpliwie dobra informacja, która wiąże się też z wielkimi nadziejami, co do podniesienia miejsca, które miast być wizytówką i symbolem wielkopolskiego pomysłu, determinacji i zaradności, było w ostatnich latach przykładem stopniowego upadku, popadania w ruinę, przede wszystkim zaś braku szerokorozumianej troski, odpowiedzialności i „czucia” tego miejsca.
Tekst niniejszy piszę z dwojakiej perspektywy – osoby która obiektywnie zna i docenia wartość tego miejsca, z drugiej zaś z perspektywy mieszkańca Turwi, którego rodzina jest z nią związana od pokoleń. Stąd być może nieco żalu, który jednak ufam nie wpłynął na meritum zagadnienia.
Kilka faktów
Kiedy słyszy się hasło „praca organiczna”, to momentalnie powinno mu towarzyszyć słowo „Turew”. To właśnie w tej miejscowości, a raczej w majątku obejmującym wspomnianą wieś, Dezydery Chłapowski zainicjował rewolucję agronomiczną. Stała się ona z czasem wizytówką całej Wielkopolski, a rozwiązania Chłapowskiego były powielane w wielu zakątkach Polski. Słynne praktyki agronomiczne w Turwi rozpoczęły się według relacji Waleriana Kalinki w 1834 roku. Trwały dwa lata. Początkowo przyjmowano sześciu praktykantów (nazywanych elewami), później liczbę tę zwiększono do 12.
Praktyki odbywały się w myśl prostego klucza: każdy z uczniów zaznajamiał się z poszczególnymi elementami, działami gospodarstwa, by następnie po powierzeniu mu wybranego, kierować nim i tym sposobem wykazać się zdobytą wiedzą.
Łącznie przez 40 lat działalności szkoły, przewinęło się przez Turew 150 adeptów nowoczesnego rolnictwa. Model turewski propagowali m.in. Maciej Mielżyński (Chobienice), Teodor Twardowski (Kobylniki), Stanisław Gutsche (Granowo), Kazimierz Putz (Rucewko), Stanisław Żółtowski (Niechanowo), Józef Chłapowski (Żegocin), August Hofke (Luboń, Oporowo, Rydzyna).
Tadeusz Gustaw Jackowski w opracowaniu „W walce o polskość” pozostawił informację o swym dziadku – Maksymilianie – pobierającym nauki w Turwi:
„Tam zdobył dziadek bogatą wiedzę o nowoczesnym rolnictwie, która stała się w pewnej mierze podstawą jego późniejszej działalności rolniczej. Toteż nieraz powracał w swych opowiadaniach do okresu „terminowania” w Turwi.”
Cukrownia, gorzelnia, browar, doskonałe owczarnie i obory generowały dochód, który był przez Chłapowskiego i jego potomków w części przeznaczany na cel społeczny, dzięki czemu realnie przysłużył się zwycięstwu w „najdłuższej wojnie nowoczesnej Europy”. Etos Turwi trwał do II wojny światowej. Po jej zakończeniu nie było już Chłapowskich, ale przetrwała legenda związana z Turwią. Miała na to szansę, gdyż opierała się na prawdzie.
Pasy zadrzewień śródpolnych i śródleśnych sadzonego przez Generała, do dzisiaj zresztą są widomym świadectwem jego wpływu na Wielkopolskę i spuścizny związanej z tym zakątkiem.
Dostrzegł to prof. Zdzisław Wilusz – wyjątkowa postać w historii polskiej nauki, o wielkim dorobku i nieprzecenionym znaczeniu dla kontynuowania tradycji Turwi. Jego losy związane były ze wspomnianą na wstępie Stacją Badawczą.
Profesorowie w Turwi
Zdzisław Wilusz urodził się 29 grudnia 1900 roku we Lwowie, w rodzinie leśników. Wzorem ojca i braci ukończył leśnictwo na SGGW. Pracował wówczas w Dyrekcji Lasów Państwowych w Warszawie, a następnie w dyrekcji radomskiej. Podczas wojny działał w konspiracji pod pseudonimem „Rafał Sęk”.
Pod jego dowództwem przeprowadzono brawurową akcję ataku Armii Krajowej na Janów Lubelski oraz więzienie gestapo w Biłgoraju, doprowadzając do oswobodzenia wszystkich więźniów.
Od 1944 roku pracował w państwowym Instytucie Naukowym Gospodarstwa Wiejskiego w Puławach, gdzie zainicjował powstanie Zakładu Ekologii. Od 1950 roku związany był z Wielkopolską, gdzie obronił doktorat na Uniwersytecie Poznańskim. Pracował następnie w Zakładzie Dendrologii i Pomologii w Kórniku. Z jego inicjatywy w dawnej siedzibie Chłapowskich powstała Stacja Badawcza Zakładu Dendrologii i Pomologii. Zasługą Wilusza, wynikającą z jego zainteresowań i pasji, było organizowanie w Kórniku konferencji poświęconych kryteriom wyboru drzew doborowych.
W uznaniu zasług w 1962 roku otrzymał tytuł profesora nadzwyczajnego. Dorobek naukowy Wilusza to kilkadziesiąt artykułów z dziedziny leśnictwa i ekologii. Jego prace przerwała nagła śmierć 31 marca 1963 roku.
Wilusz zainspirował się pracą dra Adama Czartoryskiego (1906–1998), który jako pierwszy zajmował się naukowym badaniem zadrzewień śródpolnych. Po śmierci profesora Wilusza kierownictwo Zakładu Agroekologii PAN, bo taką wówczas nazwę przyjął kórnicki instytut, przejął prof. dr hab. Przemysław Trojan (1929–2015), specjalizujący się w entomologii i ekologii.
Od 1968 roku stacją badawczą kierował prof. Lech Ryszkowski (1931–2006). Za jego sprawą w 1975 roku Zakład Biologii Rolnej PAN połączył się poznańskim oddziałem Instytutu Zoologii PAN, w wyniku czego powstał Zakład Biologii Rolnej i Leśnej. Drugim osiągnięciem profesora Ryszkowskiego było zainicjowanie prowadzonych do dnia dzisiejszego badań w zakresie przepływu energii i obiegu materii w krajobrazie rolniczym.
Kolejnym kierownikiem Stacji Badawczej został prof. Jerzy Karg, który szefował jej do roku 2009. W tym roku Zakład został podniesiony do rangi Instytutu Środowiska Rolniczego i Leśnego, a szefowanie stacji badawczej powierzono dr. Krzysztofowi Kujawie. W wyniku reorganizacji sprzed kilku lat, stacja badawcza w Turwi nie posiadała kierownika aż do momentu jej likwidacji w bieżącym roku.
Przez cały okres powojenny obecność PAN w Turwi była dobrodziejstwem, dzięki któremu miejsce to nie obróciło się w ruinę, jak wiele innych obiektów podworskich. Prowadzone były badania naukowe, ożywiona wymiana z krajowymi i zagranicznymi ośrodkami akademickimi, sukcesywnie dokonywanie remontów i napraw. Pałac żył, był otwarty dla gości i turystów. To tutaj kręcono sceny do serialu „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”. Hucznie obchodzono kolejne rocznice związane z Generałem Chłapowskim. Starannie utrzymane alejki służyły mieszkańcom, licznym wycieczkom szkolnym i indywidualnym odwiedzającym, którzy przez cały rok przyjeżdżali do Turwi.
Turew dzisiaj (i w ciągu ostatnich kilku lat)
Dzisiaj wieś słynna jest za sprawą miejscowej gorzelni i powstałego w niej muzeum. Osoby odwiedzające przy okazji wizyty w nim park w Turwi wychodzą z niego z jednej strony zachwycone jego charakterem, z drugiej zaś zbulwersowane stopniem jego zaniedbania. Ogromna liczba samosiejek, dużo wiatrołomów, pozarastane alejki – w wielu przypadkach całkowicie wymazane z przestrzeni paru – gołym okiem widoczny brak prac pielęgnacyjnych, pozostawienie parku (tworu sztucznego) wyłącznie siłom natury, są dowodami braku zainteresowania nim ze strony zarządców.
Ma to pewne uzasadnienie, jednak w przypadku Turwi jest świadectwem poważnych zaniedbań i braku troski oraz gospodarskiej odpowiedzialności za miejsce, które skądinąd, było częścią majątku Instytutu.
Wszechobecny bluszcz, gałęzie na ścieżkach, miejscami wąskich na szerokość stopy, zamulony kanał, pozarastane stawy, liczne, nieuporządkowane wywroty. Do tego wyremontowany za setki tysięcy złotych mur, który już w tym samym roku, w którym był odnawiany, zaczął zdradzać, że jego naprawa była źle przeprowadzona. Dzisiaj wygląda być może najgorzej w swojej historii. Na całej powierzchni widać odparzone tynki, zawilgocenia wpływające na jego spójność. Smutny widok dla osób mijających to miejsce. Wysoka trawa przed murem, coraz bardziej zarastający niewielki parking przy bramie.
Główna aleja w parku prowadząca na dziedziniec pałacowy również lata świetności ma za sobą.
Pokrzywione i nieliczne już słupki po łańcuchowym ogrodzeniu, duże krzewy wlewające się swoją masą na aleję, zdziesiątkowane wichurami pokaźnych rozmiarów drzewa, od ponad dekady strasząca, drewniana rama po tablicy informacyjnej i wyłaniający się przed spacerowiczami szary, zawilgocony budynek pałacu. Ławki i kosze pamiętające czasy głębokiego PRL. Pokrzywione iglaki zasadzone przed wejściem do pałacu przez ekipę filmową, rosną do dzisiaj, szpecąc fasadę pałacu i pokazując, że prowizorki trwają najdłużej. Odpadający tynk, osłabiany dodatkowo przez wyryte w zaprawie graffiti, skradzione rynny, odpadające opierzenie, którego brak przyczynia się do zawilgocenia ścian, wszechobecne ślady braku troski, pewnego porzucenia miejsca, dopełniają smutnego widoku.
Być może świadomość negatywnego odbioru i pytań o taki stan rzeczy, były powodem, podjęcia kilka lat temu decyzji o tym, że pałac będzie niedostępny dla zwiedzających.
Mimo iż nie posiadał w swym wyposażeniu wielu wartych odwiedzenia i pokazania miejsc (w zasadzie miałby je, gdyby tylko zadano sobie trud ich uporządkowania i dostosowania), to jednak sala balowa i widok z tarasu rekompensował przygnębiające wrażenie tchnącego wilgocią wnętrza. Fatalnym stało się zamknięcie pałacu dla osób z zewnątrz. Kilku pracowników naukowych, technicznych i administracyjnych mogłoby bez uszczerbku dla swych obowiązków, zająć się bieżącym utrzymaniem pałacu i jego otoczenia. Tak było zresztą przez lata, jeszcze za czasów kierownictwa prof. Karga.
Mimo skromności środków i o wiele większych trudności, widać było w Turwi większe zainteresowanie i troskę, większą wrażliwość, autentyczny sentyment do tego miejsca, które było nie tylko przestrzenią pracy, ale powodem dumy, autoidentyfikacji i promocji regionu.
Oczywiście nie można powiedzieć, że obecny stan parku i pałacu jest wynikiem zaniedbań jednej instytucji czy konkretnych osób, bo w szerszej perspektywie to efekt braku zainteresowania władz zwierzchnich Stacji Badawczej i prowadzącego ją Instytutu. Zabrakło również bardziej zdecydowanego protestu i zabiegań ze strony mieszkańców miejscowości i władz samorządowo-wojewódzkich, które powinny były wymusić koncentrację większej uwagi na tak kluczowym dla dziejów Wielkopolski miejscu.
Co dalej z Turwią?
Nowy właściciel ma poważne plany względem zespołu pałacowo-parkowego. Po generalnym remoncie i rewitalizacji parku, miejsce miałoby utrzymać częściowo funkcję stacji badawczej, częściowo zaś zyskać nową konferencyjno-kulturalno-muzealną.
Instytut Chemii Bioorganicznej potrafi pozyskiwać środki finansowe. Obecnie prowadzi prace remontowo-konserwatorskie przy zabytkowej willi przy ul. Wieniawskiego w Poznaniu. Szpecący okolicę budynek jest gruntownie i kompleksowo odnawiany. Docelowo będzie mieścić Centrum Innowacyjności i Edukacji Społecznej Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN. Dla Poznania to szansa na zyskanie wyjątkowej atrakcji turystycznej i edukacyjnej na mapie miasta.
Turew ma się znaleźć na Wielkopolskim Szlaku Pracy Organicznej.
To wielka szansa dla miejscowości i wspomnianego zespołu. Przy operatywności nowego właściciela i wizji znalezienia się na pierwszym miejscu, na wspomnianym szlaku, pojawia się nadzieja dla Turwi. Jednak potrzebna jej jest świeża krew, osoby zaangażowane, „czujące to miejsce”, traktujące je jako zobowiązanie i miejsce warte uwagi, z wielkim potencjałem, z gotową historią, która broni się niezależnie od uwarunkowań (w tym politycznych).
W chwili obecnej to, jak wygląda Turew, co się stało z tym wyjątkowym miejscem, jest powodem do wstydu i zażenowania dla Wielkopolski. Region słynący z gospodarności, pracowitości, etosu pracy przeoczył, że miejsce, gdzie praca organiczna się rodziła, zaczęło w niebezpieczny sposób zmierzać ku przepaści. Miejmy nadzieję, że jednak w porę uda się powstrzymać upadek tego wyjątkowego zakątka Wielkopolski.