Szarlotka po raz pierwszy
Opublikowano:
26 sierpnia 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Miasto stroiło się wtedy niebywale. Oczekiwano wielkiego zaszczytu. Kalisz jesienią 1835 roku nawiedzić mieli władcy Rosji i Prus i to dla nich, swoich okupantów, miasto piękniało - rzeczywiście gorzki to chleb jest polskość, cytując Cypriana Kamila Norwida.
11 września, a więc niemal dokładnie 183 lat temu szykowano wielką ucztę z niemniej spektakularną premierą deserową. Wtedy po raz pierwszy zaserwowano nad Wisłą ciasto na część księżnej Charlotty.
Carême – francuski cukiernik miał stworzyć ciasto o nazwie charlotte russe specjalnie dla cara Aleksandra I, swego wieloletniego pracodawcy. Nazwę swą szarlotka zawdzięcza księżnej Charlotcie, szwagierce imperatora, późniejszej carycy.
Nim i ja podam deser, danie główne tej historii – spotkanie na szczycie i jego kulisy. Spotkanie głów panujących w Europie w pierwszej połowie XIX wieku.
Kalisz – wielkie miasto
Rogatki miejskie musiały minąć wtedy tysiące żołnierzy, później uwiecznionych na obrazie G. Schwarza, przedstawiającym defiladę wojsk wieczorową porą na placu Św. Józefa. Kalisz miał być wtedy miastem wielkim. Pojęcie to definiowano wtedy na wiele sposobów.
Rogatki zbudowane na początku lat 20. XIX wieku, wyznaczające granice ówczesnego miasta, podobnie jak inne zabudowania poddano konserwacji. Na mapie wykonanej przez kapitana Bergenstrola, trzy z nich łatwo zlokalizować i umieścić w dzisiejszym obrazie Kalisza. Prócz Wrocławskiej, Warszawską – wybudowaną tuż przy rozwidleniu ulic: Warszawskiej i Łódzkiej, oraz Rypinkowską, zbudowaną na podmokłych łęgach nieopodal teatru (dziś w tym miejscu stoi budynek małej sceny Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego).
Czwarty budynek celny pozostaje przynajmniej na razie enigmatyczny, a pisząc o nim wypada używać wyrazu „prawdopodobnie”. Rogatka Stawiszyńska witała przyjezdnych ze strony Kokanina i Stawiszyna.
Tak samo jak trzy pozostałe, na okoliczność przyjęcia szacownych gości, brama Stawiszyńska została „odreperowana” i przystrojona w patriotyczne barwy a miejsce pobytu cesarzy – pałac gubernatorski – otrzymał dekoracje w formie wieńców i festonów wykonane ze świerku i kwiatów róż.
Wielkie – w każdym sensie
O ówczesnej wielkości Kalisza można również powiedzieć w innym sensie. Nominacja jaką było spotkanie cara Rosji i cesarza Prus, wyraźnie podwyższyło rangę Kalisza jako ośrodka politycznego, mimo iż w skali historii miasta, było to przysłowiowe mrugnięcie oka. Na krótką chwilę, poza Warszawą, przygraniczne miasto nie ustępowało randze Łodzi, Lublinowi, czy Toruniowi w ówczesnej Kongresówce.
Zjazd przede wszystkim miał zamanifestować trwały sojusz między obu zaborcami, a także stanowić widomy znak siły dla wszystkich przeciwników istniejącego porządku w Europie po Kongresie Wiedeńskim z 1815 roku. Był też okazją oczywiście do balów, rautów, parad i rewii sprzymierzonych wojsk.
Chcąc zadziwić swych niemieckich przyjaciół i sojuszników, wymyślili Rosjanie swoisty koncert-gigant. Oto na placu św. Józefa, w otoczeniu wojsk różnych formacji, ustawiono orkiestrę liczącą łącznie 2193 osoby. Orkiestrmeni, kiedy na wieży kolegiackiej zegar wybił siódmą godzinę wieczorem, na znak dany przez dwumetrowego tambor-majora z Preobrażeńskiego Pułku Gwardii, zagrali na cześć szanownych gości capstrzyk wieczorny.
„Najdostojniejsi goście słuchali tego koncertu na balkonie wychodzącym na plac.” – pisze w „Balladach kaliskich” Bogumił Kunicki.
Koncert ten wraz z przysłuchującym się mu tłumem wojskowych i ludności cywilnej został uwieczniony na płótnie przez Gustawa Schwartza. Obraz znajduje się obecnie w zbiorach Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej i jest jedną z cenniejszych wedut Kalisza z pierwszej połowy XIX stulecia, tym cenniejszą, że przedstawia we fragmentach nieistniejącą zabudowę miasta.
Dla gospodarza miasta – ówczesnego cara Rosji Mikołaja I, świadomym było nadanie miastu na czas zjazdu nie tylko modnej architektury klasycystycznej, ale także symboli rosyjskiego dworu panującego.
Pierwszą budowlą w Kaliszu, która nosiła znamię caratu była cerkiew wojskowa Św. Jerzego przy ulicy Łaziennej z wyraźnie tłumaczącymi swój wschodni rodowód – cebulastymi kopułami. Innym symbolem zaznaczenia rosyjskiej obecności nad Wisłą i nad Prosną były wizerunki godła władających Rosją Romanowów. Dwugłowy orzeł po raz pierwszy w Kaliszu zawisł na budynku Odwachu na Głównym Rynku. Budynek wg. dr Iwony Barańskiej wzniesiono w 1815, i później przebudowano w 1835 roku, specjalnie na opisywany zjazd monarchów.
„W 1835 r. nastąpiła gruntowna i radykalna przebudowa. Odwach jako budynek wojskowy był sceną działań zbrojnych powstania listopadowego, co mogło przyczynić się do jego uszkodzenia. I ta przebudowa byłą zapewne związana ze zbliżającym się zjazdem, do którego miasto pragnęło się przygotować w sposób szczególnie staranny.” – pisze Iwona Barańska.
Była to architektura raczej prowincjonalna – taka, na jaką stać było ówczesny magistrat. Przebudowano wtedy także drewniany teatr, tynkując jego elewacje, i reperując mocno nadszarpniętą zębem czasu drewnianą konstrukcję sceny. Bez polotu. Podobnie jak na kolejnym przykładzie służącym nie sztukom pięknym, lecz przede wszystkim monarszym podniebieniom.
Toasty w parku
Mapa okolic Kalisza wydana przed 183 laty, potwierdza istnienie jeszcze jednego mało dziś znanego gmachu. Budynku, w którym szumne toasty nie milkły zapewne długo po nastaniu nocy. Architektura okazjonalna, którą była wielka jadalnia na skraju Parku Miejskiego, cechowała się prostotą i zapewne niskimi kosztami budowy. Nic więc dziwnego że po kilkunastu latach zniknęła z map Kalisza, pewnie po tym jak popadła w ruinę.
Jadalnię wybudowano przy ówczesnej Komisji Wojewódzkiej (dzisiejszy budynek Starostwa Powiatowego) z wyłącznym przeznaczeniem dla gości wizytujących miasto podczas zjazdu monarchów Rosji i Prus.
W tym przypadku by nakreślić obraz budynku, możemy wspomóc się liczącą prawie dwa wieki grafiką przedstawiającą panoramę Kalisza z ulicy Łódzkiej. To jedyny zachowany materiał ikonograficzny z sylwetką jadalni. Był to budynek parterowy, na planie podkowy, wtopiony w zieleń pobliskiego parku. Do jadalni, z tymczasowego domu cesarzy – pałacu dzisiejszego Starosy, prowadziła specjalnie przygotowana promenada parkowa nakryta białymi baldachimami.
Władcy Prus i Rosji bynajmniej nie pozostawali w permanentnym cieniu. Ponad jadalnią wznosił się wieżowy belweder z pięknym widokiem – z fr. belle vedere – na cały publiczny zieleniec, Bombonierka dla cesarzy lubiących być na odpowiednim, wysokim poziomie. Delektowano się wtedy takimi widokami, delektowano się wówczas kuchnią francuską.
Francja z resztą wywierała wtedy wpływ nie tylko na kulinaria na Starym Kontynencie. Po francusku mówiono, po francusku pisano listy i podpisywano mapy. Dopiero co wymyślona przez francuskiego cukiernika Marie-Antoniego Carême’a – szarlotka, szturmem zdobywała stoły Europy Zachodniej. Który cesarz nie skusiłby się na taki deser nad Prosną?
Szarlotka po raz pierwszy
Szarlotkę podano prawdopodobnie w Kaliszu po raz pierwszy w całym Imperium Rosyjskim. Matka chrzestna słodkiego smakołyku była wówczas w Kaliszu obecna. Aleksandra Romanowa (1798 – 1860), znana lepiej w historiografii jako Aleksandra Fiodorowna, urodzona zaś jako Fryderyka Luisa Charlotta Wilhelmina Hohenzollern, a znana też jako Charlotta Pruska – nie odznaczyła się szczególnie dźwięczną anegdotą na rosyjskim dworze. Caryca, która użyczyła imienia ciastu jabłkowemu, świadomie pozostawała w cieniu cara Mikołaja I.
Z biegiem lat, gâteau aux pommes polonais, czyli ciasto z polskimi jabłkami, popadło w zapomnienie, po drodze zyskując odmiany charakterystyczne dla każdego z krajów europejskich.
Szarlotka współcześnie w innych językach wcale nie nazywa się Charlotte.
W Anglii czy w Stanach Zjednoczonych, zamawiając ciasto z jabłkami, poprosimy apple pie. We Francji – gâteau aux pommes – już bez polskiego składnika, we Włoszech – tarto di mele. Charlotty brak. Pamięć o carycy mocno się zatarła z biegiem wieków. Zarówno w historii popularnej, jak i w historii kuchni Starego Kontynentu.
Finał tej historii nie kończy się na talerzu. Sześć lat po zjeździe, 13 czerwca 1841 roku, w obecności namiestnika Królestwa Kongresowego księcia Iwana Paskiewicza, na placu Św Józefa w Kaliszu, odsłonięto sławetny dla kaliszan pomnik – pamiątkę zjazdu. Napis na obelisku głosił:
„Niechaj błogosławi Bóg Wszechmogący związek i przyjaźń Rosji z Prusami dla spokoju i dobra obydwóch narodów i dla strachu wspólnych wrogów.”
Mimo iż więcej dziegciu niż słodyczy pozostawiła w moralach kaliszan imperatorska feta, to właśnie wtedy Kalisz uprawomocnił się w statusie miasta – bramy do Rosji i korzystał z tej pozycji przez kolejny wiek.