Dawne plenery
Opublikowano:
9 września 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Przez lata w szamotulskim parku zamkowym stała rzeźba z drewna przedstawiająca kobietę trzymającą dziecko. Wiele osób chętnie się przy niej zatrzymywało i fotografowało. Była ona nośnikiem pamięci o dawnych plenerach rzeźbiarskich.
1976
W maju 1976 roku z inicjatywy Henryka Hagla i Szamotulskiego Ośrodka Kultury w Szamotułach zorganizowano Ogólnopolski Plener Rzeźby Ludowej. Wzięło w nim udział szesnastu artystów. W czasie dziesięciodniowej imprezy powstały rzeźby o wysokości od 2,5 do 4 metrów, które ustawiono na cementowych postumentach w Parku Zamkowym.
Zdecydowana większość prac nawiązywała do tematu „kobieta” i „macierzyństwo”.
Wtedy właśnie Zdzisław Staszak z Brudzewa wykonał „Macierzyństwo”, a Henryk Hagel „Wieśniaczkę”. Maciej Ćwierzyk z Poznania stworzył wielofiguralną kompozycję zatytułowaną „Pasterze”, Alfons Senska ze Złotowa dwie figury „Macierzyństwo”, Grzegorz Szewczyk z Kozienic „Kobietę z dzieckiem”.
Swoje prace w Szamotułach zostawili między innymi Bogdan Jarecki z Kalisza, Zdzisław Purchała z Kosowa spod Częstochowy i Bolesław Adamiak z Siedliska koło Konina oraz Józef Lizoń (Rogi w gminie Podegrodzie), Zenon Frąckiewicz spod Słupska, Antoni Bolek z Załęża, Zygmunt Walenciuk (Kolonia k/Białej Podlaskiej), Bogdan Socha (wieś Pawel Ślemieńska), Teodozjusz Butyniec (Otrębusy).
Wielu z nich choć było artystami amatorami, to za swe prace zdobywali liczne nagrody na konkursach w kraju i za granicą.
Plenerowi towarzyszyła wystawa prac Henryka Hagla zorganizowana w Baszcie Halszki oraz codzienny kiermasz rzeźby ludowej wykonanej przez zaproszonych artystów. Ówczesny dyrektor Ośrodka Kultury Zygmunt Kaźmierczak podkreślał w jednym z wywiadów, że plener cieszył się ogromnym zainteresowaniem mieszkańców miasta i okolicy. Co więcej planowano, aby ta impreza stała się zalążkiem skansenu rzeźby ludowej i aby miała charakter cykliczny.
1977
Rok później w imprezie wzięło udział już ponad 40 artystów z całej Polski. Plener trwał tydzień od 17 do 24 maja 1977 roku. Rzeźbiarze otrzymali drewno lipowe, aby stworzyć prace nawiązujące tematyką do legend i folkloru szamotulskiego.
W przeciwieństwie do poprzedniej imprezy, gdzie artyści pracowali w parku zamkowym, tym razem działania plenerowe zorganizowano za miastem. W jednej z prasowych notatek odnotowano:
„szkoda tylko, że obecny plener odbywał się daleko od śródmieścia, bowiem ciekawostką ubiegłorocznego pleneru i niejako przyzwyczajeniem mieszkańców miasta było to, że rzeźby powstawały na oczach widzów. Tym razem po plenerze trzeba będzie gotowe rzeźby przewieźć i ustawić w parku. Dużej części społeczeństwa nie udało się wybrać za miasto, by przyjrzeć się tworzeniu”.
Najmłodszymi uczestnikami pleneru byli Adam Sitek i Józef Rutka z Szamotuł. Część artystów pojawiła się w Szamotułach po raz kolejny, wielu z nich znalazło się tu po raz pierwszy. Wśród tych drugich byli między innymi Franciszek Kozłowski z Gorzowa Wielkopolskiego, Mieczysław Smaś z Grodkowa, Edward Korszur, Józef Citak z Krynicy, Roman Buczko z Czułczyc, Jan Kubaszek, Leszek Leluch ze Starachowic, Adam Zwolakiewicz z Kościerzyny.
Rzeźby, które stworzono w latach 70. przez wiele lat były obecne w przestrzeni miasta i stały się jego charakterystycznym elementem. Niestety z czasem pod wpływem warunków atmosferycznych wiele z nich uległo zniszczeniu.
2022
Kilkanaście lat temu dyrektor Szamotulskiego Ośrodka Kultury Piotr Michalak postanowił na nowo wpisać plenery do miejskiego kalendarza imprez. Tę inicjatywę nazwano „Wielki powrót rzeźb” i w tym roku odbyła się ona już po raz jedenasty.
Tegorocznej edycji patronują postaci z bajek i zwierzęta. Prace, które powstaną, zostaną ustawione na skwerze Maksymiliana Ciężkiego i w szamotulskim lasku.
Tym razem w plenerze udział wzięli: ) Krzysztof Wiza (Osowo), Jolanta Kędzierska (Łuków), Viktoria Popowa (Charków), Janusz Błażejewski (Krzywa), Mariusz Opoka (Chodel), Stanisław Panfil (Mogilno), Piotr Staszak (Brudzew), Jakub Staszak (syn Piotra, Brudzew). Dwaj ostatni twórcy to potomkowie Zdzisława Staszaka, artysty, który wziął udział w plenerze w 1976 i 1977 roku. W rodzinie Staszaków zainteresowanie drewnem i sztuką ludową trwa od pokoleń.
O tym i nie tylko udało mi się porozmawiać z Piotrem Staszakiem:
MRP: Jak to się stało, że w pańskiej rodzinie pojawiły się zainteresowania rzeźbą ludową?
PS: Mój dziadek był stelmachem, jego ojciec bednarzem. Mój ojciec zaczął rzeźbić na początku lat 60. – kiedyś wybrał się w odwiedziny do swego brata Jana, który mieszkał w okolicach Oświęcimia i początkowo wyrabiał przedmioty z rogu, a z czasem zaczął rzeźbić w drewnie.
Ojciec zobaczył to, podpatrzył i sam zaczął rzeźbić. Był prymitywistą, jego prace były charakterystyczne. Ja też podglądałem ojca i jako dziecko zacząłem próbować swych sił. Mam fotografię, na której jestem w komunijnym garniturku i trzymam własne dzieło. Wciągnęło mnie to. Rzeźbi też moja siostra i mój syn. Może kiedyś zaczną to robić wnuki?
MRP: Czy ma Pan ulubione tematy?
PS: Generalnie nie, każdy temat czy to świątki, postaci, zwierzęta czy ptaki wszystko sprawia radość, a nieraz drewno samo podpowiada, co powinno z niego powstać. Dla mnie rzeźba jest tym, co robi się dla przyjemności, nie dla zarobku. Spędza się przy tym wiele godzin i jeśli to podoba się odbiorcy, to daje satysfakcję. Prowadzę też zajęcia z dziećmi i próbuje je zainteresować tworzeniem.
MRP: Czy gatunek drewna ma znaczenie? I jak wyglądał kiedyś, a jak dziś warsztat rzeźbiarza?
PS: Najchętniej pracuje w drewnie lipowym, które doskonale sprawdza się przy małych formach rzeźbiarskich. W przypadku dużych form, to nie ma znaczenia, tym bardziej, że dzisiejsze narzędzia ułatwiają obróbkę każdego drewna. Ostatnio jednak jest spory problem z jego pozyskaniem.
W latach 60. i 70. piły nie były w użyciu tak jak obecnie – były trudno dostępne, nabyć mogli je tylko pracownicy leśni. Stąd też zazwyczaj organizator pleneru starał się, aby ktoś z piłą przyjeżdżał na godzinę czy dwie, przycinał czoło i nacinał tam, gdzie wskazywał artysta.
Mój ojciec miał worek podróżny (przemieszczał się pociągiem lub autobusem), w którym były trzy siekiery, kilka dłut, dwa lub trzy młotki i z tym wędrował na plener. Tu warto dodać, że najczęściej imprezy tego typu wtedy trwały od około dwóch do czterech tygodni.
Dzisiejszy warsztat wygląda zupełnie inaczej – ja mam trzysta dłut ( wśród nich są i takie, które wciąż czekają na to, aby ich użyć), choć na co dzień używam około dwudziestu. Przy dużych formach pracuję piłą. W porównaniu do czasów minionych wybór i dostępność narzędzi jest ogromna – jedyne co ogranicza twórcę to budżet, a zdarza się, że koszt niektórych jest zdumiewający.
MRP: Bywa Pan na plenerach w Polsce i za granicą. Pańskie rzeźby wielokrotnie nagradzano. Czy w swoich pracach inspiruje się Pan stylem swego ojca czy wręcz odwrotnie?
PS: Kiedy zaczynałem swoją przygodę z rzeźbą, szukałem własnej drogi i bardzo niechętnie słuchałem rad ojca. Dziś zdarza się, że sam próbuję niekiedy podpowiadać coś swemu synowi, choć on podobnie, jak ja wtedy, nie oczekuje tego.
Rzeźby mojego ojca są inne i różnią się od tych, które ja tworzę. Jednak i w jednych i drugich widoczna jest ludowość. Powiedziałbym, że styl mojego ojciec był surowy, mój jest delikatniejszy, a Jakuba bardziej wygłaskany. Kiedy znajduję w lesie wygiętą gałąź, patrząc na nią, widzę, co może z niej powstać. Jestem przekonany, że z każdego kawałka drewna, można coś zrobić.
MRP: Ile prac Pan stworzył? Czy zdarzyło się, aby któraś sprawiła Panu trudność?
PS: Wyrzeźbiłem wiele prac. Któregoś razu policzyłem te, którego wykonałem w ciągu jednego roku – było ich półtora tysiąca. Najwyższa, którą zrobiłem miała 6 metrów. Wszystkie sprawiały mi radość. Tylko raz zdarzyło się, że żałowałem, iż podjąłem się pracy.
Przypadała rocznica wyzwolenia obozu Auschwitz i postanowiłem wykonać rzeźbę przedstawiającą apel obozowy – więźniowie w pasiakach stojący w szeregu, przed nimi ogrodzenie z drutu kolczastego oraz gestapowiec z psem. Emocje towarzyszące tworzeniu tej pracy były tak trudne, że raczej nie zbyt szybko, a może i wcale nie sięgnę po ten temat.
Według mnie każdy rzeźbiarz ma własnego Chrystusa frasobliwego, a tym, co odróżnia poszczególne realizacje są przede wszystkim oczy.
MRP: Wiem, że Pańska mama pomagała ojcu, malując jego prace. A jak to wygląda u Pana?
PS: Bardzo podobnie. Początkowo moja żona nie angażowała się w proces tworzenia, teraz to ona chwyta za pędzelek i je maluje.
MRP: A co tym razem powstanie w Szamotułach?
PS: Powstanie ławeczka bajkowa świerszcz Filipek, są też moje ptaki dziwaki.