Bo kawa to owoc
Opublikowano:
16 grudnia 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Od niespełna dziewięciu miesięcy w Szamotułach przy ulicy Wronieckiej 23 kusząco pachnie kawą. To efekt pracy działającej tu palarni „ZAO Coffee”, którą prowadzą młodzi i pełni pasji Szamotulanie. Poznajcie Mikołaja i Sarę Rakowskich.
Monika Romanowska-Pietrzak: Jak to się stało, że w Szamotułach postanowiliście otworzyć palarnię?
Mikołaj i Sara Rakowscy: Obydwoje pochodzimy z Szamotuł, tu się urodziliśmy i wychowaliśmy. W pewnym momencie zapragnęliśmy podróżować. Wyjechaliśmy do Anglii. Jednak zanim pojechaliśmy wspólnie, wcześniej Sara dorabiała sobie tam już w czasie wakacji. Po zakończeniu studiów podjęliśmy decyzję, że wyjeżdżamy razem. Mimo to nigdy nie zakładaliśmy, że zostaniemy tam na dłużej. Wiedzieliśmy, że po pewnym czasie wrócimy do Polski.
Mikołaj i Sara przez prawie dziewięć lat mieszkali w przepięknym regionie Yorkshire. On najpierw znalazł zatrudnienie w kawiarni, gdzie między innymi parzył kawę. Co prawda już na studiach dorywczo pracował w knajpach i barach. Tam też zetknął się z maszyną espresso i wtedy lubił eksperymentować.
Sara natomiast trafiła do palarni kawy w Harrogate, gdzie obsługiwała wielkie piece. Nieco później Mikołaj podjął pracę w kawiarni należącej do tej firmy. To duże przedsiębiorstwo, które obok palarni posiada liczne kawiarnie i piekarnie oferujące produkty wysokiej jakości.
Pasją Mikołaja i Sary jest również fotografowanie. Z czasem okazało się, że choć wyjechali z zamiarem, aby kupić dobry sprzęt fotograficzny i z tego uczynić źródło zarobkowania, to w ich życiu niespodziewanie pojawiła się nowa wymagająca miłość. Sara opowiada, że sama jest zaskoczona tym, jak to zawładnęło ich życiem. Ona przecież nie była amatorką kawy i nawet kiedy poszła na rozmowę o pracę do palarni zaznaczyła, że jej nie pije.
MR-P: Kiedy więc pojawił się pomysł, aby związać się z kawą?
MiSR: To było jak olśnienie. Po pięciu latach pracy zdarzyło się coś, co pomogło rozwinąć nam skrzydła. Sara czasami robiła zdjęcia między innymi na spotkaniach firmowych. Jednak łączenie etatu z fotografowaniem nie przynosiło nam takiej satysfakcji, jakiej byśmy oczekiwali. Któregoś dnia w firmie okazało się, że pojawiło się ogłoszenie o naborze dla dziesięciu osób, które zostaną wyłonione w drodze konkursu, a nagrodą jest wyjazd do Kenii na farmę producentów, którzy dostarczają kawy. W tym konkursie mógł wziąć udział każdy pracownik. Sara postanowiła spróbować – w swoim zgłoszeniu napisała, że interesuje się fotografią i mogłaby dokumentować ten wyjazd. W efekcie znalazła się w gronie wybrańców. W Kenii nie tylko robiła zdjęcia, ale przede wszystkim obserwowała i wiele się nauczyła. Było to w grudniu 2017 roku. Wróciła zakochana w kawie. Po dwóch miesiącach od powrotu okazało się, że firma tworzy nowy projekt. Mianowicie otwierano nową małą palarnię rzemieślniczą. Sara zaaplikowała i została przyjęta. Rozpoczęła nową przygodę, trafiła też na cudownego managera. Pracowała tam trzy i pół roku nieustannie zdobywając i podnosząc kwalifikacje, o czym świadczą dziś dyplomy wiszące na ścianie w ich własnej palarni. Kiedy wracała do domu, o wszystkim opowiadała Mikołajowi, a ten chłonął wiedzę i planował, jak będzie wyglądał ich przyszły biznes. Gdy Sara podarowała mu na urodziny małą maszynę, zaczął eksperymentować z paleniem kawy w domu.
W 2020 roku wybuchła pandemia i to trudne doświadczenie przyspieszyło decyzje o ich powrocie. Rok później pobrali się i przyjechali do Szamotuł.
Sara pięknie mówi o swojej małej ojczyźnie, że zawsze chciała tu wrócić i że trzeba było wyjechać stąd, żeby docenić to miejsce. Obydwoje podkreślają, że dobrze się tu czują i nie wyobrażają sobie, że gdzie indziej mogliby otworzyć swój biznes.
Sara zdobyła za granicą wysokie kwalifikacje – jest roasterem, ukończyła prestiżowe kursy w Kopenhadze i ma certyfikaty świadczący o jej umiejętnościach. W Anglii zyskała pozycję, w Polsce musi dopiero walczyć o to, aby stać się rozpoznawalną. Prawdopodobnie w Polsce jest jedną z nielicznych kobiet wśród roastereów.
Sara i Mikołaj doskonale wiedzą, że skoro są nowi na rynku, to muszą ciężko pracować, aby wyrobić sobie markę, i choć to nie jest to łatwe, nie zniechęcają się. Z ochotą podejmują nowe wyzwania. Niedawno wzięli udział w festiwalu kawowym we Wrocławiu, gdy pytano ich skąd pochodzą. Oni z dumą odpowiadali, że przyjechali z Szamotuł. Nie uciekają się do stwierdzeń „jesteśmy spod Poznania’, ale wyraźnie wskazują miejsce swojego zamieszkania i biznesu.
Kiedy przyjechali do Polski ich plany zweryfikowała rzeczywistość pandemiczna. Przez prawie rok pozostawali bez pracy. Nie poddali się. Ten czas wykorzystali na przemyślenie i planowanie biznesu, dopracowywali slogan, badali rynek. Wydawało im się, że głównie będą zarabiać w sieci.
Wiedzieli też, że chcą proponować klientom kawy speciality, czyli takie, które stanowią zaledwie około 10% całej produkcji kawy na świecie.
Są to najlepsze i najwyższej jakości gatunki uprawiane na niewielkich farmach (zazwyczaj kilkuhektarowych plantacjach), gdzie owoce kawy zbiera się ręcznie, a etyka pracy jest jednym z priorytetów.
Nie mieli też w planach sklepiku stacjonarnego, a jedynie palarnię. Tymczasem to miejsce w małej parterowej kamienicy przy ulicy Wronieckiej 23 daje im napęd do działania i zapewnia dochód. Tu powstał punkt, gdzie ludzie chętnie przychodzą, a oni nieustannie edukują, proponują pyszną kawę, opowiadają o niej z wielką pasją.
MR-P: Palarnia otwarta została 17 marca. Odtąd na ulicy przepięknie pachnie kawą. Jak zareagowali Szamotulanie, którzy tu trafiali?
MiSR: Doskonale pamiętamy pierwszą osobę, która tu do nas zajrzała. Nasi ówcześni klienci chyba nie wieszczyli nam sukcesu. Mamy wrażenie, że uważali nas za szalonych i że porwaliśmy się z motyką na słońce. My jednak mamy świadomość, że Szamotuły są małym miastem ze swoim specyficznym klimatem. Jednak jesteśmy zdania, że trzeba było wyjechać stąd, żeby docenić to miasto i jego charakter.
Mikołaj mówi, że klimat tworzą ludzie i wspomina, jak pierwszego miesiąca ich działalności, Szamotulanie zaglądali tu z ciekawością. Jest też przekonany, że to właśnie lokalizacja palarni sprawiła, że klienci zaczęli tu przychodzić. Poza tym dzięki temu, że mogli spełnić wymogi pozwalające podłączyć piec pod komin, przez dwa dni prażą kawę, zaś w pozostałe prowadzą otwartą działalność.
I nieustannie opowiadają, że kawa jest owocem, mówią jak i gdzie powstaje ten napój. Uczą dobrej jakości, smakowania i delektowania się tym, co daje przyjemność. Chętnym opowiadają o plantacjach, z których pochodzi ich kawa.
Mikołaj z pasją mówi o profilach smakowych kawy, o jej kwasowości, o mieszankach. Stara się, aby każdy trafił na swój smak i on w tym pomaga, pokazując różnice między jakością i paleniem. Cieszy ich kiedy ludzie wracają i mówią:
„Już nie mogę pić innej kawy, najbardziej smakuje mi wasza” .
Dla nich to ogromna radość i satysfakcja.
MR-P: Która z kaw stała się wielkim przebojem palarni ZAO?
MiSR: Największym sukcesem okazała się kawa „Szamotulanka” – średnio palona mieszanka blend 70 procent z Brazylii i 30 procent z innych regionów Ameryki. Była naszym pierwszym produktem i zdobyła sobie uznanie wśród nabywców. Czujemy się szczęśliwi, kiedy przychodzą klienci i mówią „w Białymstoku już piją Szamotulankę”, „wysłałam już Szamotulankę do Bydgoszczy”, bo wielu mieszkańców kupuje ten produkt nie tylko dla siebie, ale obdarowuje nią rodzinę i znajomych.
Mikołaj i Sara nie ukrywają tego, że pochodzą z Szamotuł. Kiedy zadebiutowali niedawno we Wrocławiu na festiwalu, z dumą podkreślali, ze przyjechali z małego miasta, z Szamotuł. To jest ich atutem. Zazwyczaj bowiem palarnie funkcjonują w dużych ośrodkach miejskich, oni jednak postawili na edukowanie i zadowolenie klienta w małym miasteczku.
Lokalność i rzemiosło oraz wysoka jakość stała się ich siłą.
Tłumaczą też klientom, że nie warto kupować dużych ilości, bo kawa raz wypalona ma swoją granice świeżości. Marzą, żeby kupujący popierali małe lokalne biznesy. Czerpią radość z tego, że ludzie przychodzą z polecenia, że mówią, iż rozsmakowali się w ich kawie, że doceniają jej smak.
MR-P: Ale Wasza kawa to nie tylko smak. Kto stworzył te piękne opakowania?
MiSR: Interesuję się designem i fotografią i miałem pewien pomysł, który pomogły mi zrealizować dwie Szamotulanki, które Sara znała jeszcze z czasów szkolnych. Dziewczyny Ela Martin i Beata Jagodzińska z działającej w Poznaniu Agencji Reklamowej Rebel Studio. Jeszcze w czasie pobytu w Anglii, zaczęliśmy z nimi współpracować. Kiedy pojawialiśmy się na różnych targach i festiwalach, wiele osób podkreślało, że mamy piękny branding i rzeczywiście patrząc na opakowania, nie sposób nie docenić ich urody.
Mikołaj podkreśla, że chcieli, aby klient zastanowił się nad sloganem. Nazwa ZAO Coffe nawiązuje do języka suahili, gdzie „zao” oznacza „plon, owoc”.
Skoro kawa pochodzi z Etiopii to ich hasło „bo kawa to owoc” ma pobudzać do pytań i pozwalać snuć opowieść. Grafiki zaś wykorzystują motywy związane z parzeniem kawy. I tak Explore dla wymagających kawoszy, co symbolizują kolorowe plamki układające się w aromat w kształcie drogi; dla tradycjonalistów jest profil House, który można rozpoznać po klasycznym czajniczku i wreszcie Espresso – za pomocą grafiki pokazany jako eksplodująca filiżanka.
MR-P: Udało się wam coś niesamowitego – połączyliście lokalne motywy z produktem, zaproponowaliście kawę wysokiej jakości opakowaną w świetny design, który zostaje w pamięci. Jak oceniacie te dziewięć miesięcy działalności?
MiSR: Dla nas sukcesem jest to, że mimo trudności związanych z pandemią, nadal funkcjonujemy. Czujemy się docenieni przez klientów, którzy dają nam wiele pozytywnej energii i życzą, abyśmy byli tu jak najdłużej. Dzięki wszystkim, którzy przychodzą do nas po kawę, mamy chęć, aby działać dalej i oferować nowe produkty, jak chociażby Coffee Wonderland – naszą zimową propozycję.
Mikołaj z pokorą przyjmuje również krytykę i traktuje ją jako sposób na to, aby poprawiać to, co jest do zmiany. Uważa, że Szamotuły mają ogromny potencjał, a ich biznes działa, bo miasto ich dobrze przyjęło. Według nich ich sukces jest również sukcesem Szamotuł. Każdy dzień dodaje im sił do pracy. Żeby się rozwijać, potrzebują napędu i go otrzymują. Spełnili swoje marzenia i to daje im dużo dobrej energii do działania. Ciężko pracują, ale wciąż im to sprawia wiele radości. Dla nich klient jest kimś więcej niż tylko osobą kupującą kawę. Oni chcą mieć dla ludzi czas i chcą mówić im o swojej kawie.
MR-P: O czym jeszcze marzycie?
MiSR: O tym, żebyśmy mieli swoje miejsce, gdzie będzie palarnia i miejsce na edukacje, gdzie chętnie będą przyjeżdżać spragnieni tych doznań ludzie. Marzymy, że kiedyś nasza kawa pojawi się w kawiarniach, gdzie klienci będą mogli ją smakować. Nie zależy nam na ilości, tylko na jakości. Chcemy być blisko ludzi, ale jednocześnie mieć swoją przystań.
MR-P: Wiem, że wciąż podejmujecie nowe wyzwania – realizujecie warsztaty chociażby w szkołach czy przedszkolach, gdzie opowiadacie o kawie. Podziwiam Waszą pasję i zaangażowanie. Dziękuję Wam za rozmowę.
Palarnia kawy ZAO Coffee w Szamotułach przy ulicy Wronieckiej 23 to niezwykłe miejsce, W imieniu Sary i Mikołaja Rakowskich zapraszam by skosztować „Szamotulanki” i przyjechać posłuchać opowieści o tym, że kawa to owoc.