fot. Materiały prasowe

Leszno na kartach książek

„Człowiek, który nie czyta książek, nie ma żadnej przewagi nad tym, który nie potrafi czytać” – zapisał przed laty Mark Twain.

Niezwykle przyjemnym akcentem dla mnie jest przeczytać w lekturze o moim rodzinnym mieście. W przeszłości nawiązali do niego Niemcewicz, Mickiewicz czy Nałkowska. Bez względu na to, czy pisali o szkole, produkcji prochu czy buncie, wspólnym mianownikiem pozostawało Leszno. Leszno, które nadal pojawia się na kartach powieści.

Jolanta Bartoś i Michał Wierzba opowiedzieli mi o tym, dlaczego Leszno jest miejscem akcji w ich książkach.

Julian Ursyn Niemcewicz

Poeta wizytę w Lesznie opisał w swej publikacji pt. „Podróże historyczne po ziemiach polskich między rokiem 1811 a 1828 odbyte”. Jak wynika z treści, Wielkopolskę odwiedził w 1821 roku. Jakie Leszno przedstawia autor „Powrotu posła”?

 

„Leszno, tak od imienia Leszczyńskich nazwane, liczące około 9 tysięcy mieszkańców” – zapisuje.

Niemcewicz zapamiętuje miasto z kościołem luterskim i katolickim oraz zrujnowanym zamkiem Sułkowskich. Miasto z gimnazjum, do którego uczęszcza 155 studentów. Gimnazjum ma jednego rektora i sześciu nauczycieli (trzech Niemców i trzech Polaków). Niemcewicz odwiedza rektora tejże szkoły – Casiusa i jest pod wrażeniem jego znajomości języka polskiego. To od Casiusa dowiedział się też o ciekawostce.

 

Otóż Maria Leszczyńska (córka dwukrotnego monarchy Stanisława Leszczyńskiego, a żona Ludwika XV) chodziła jedynie w butach leszczyńskiego szewca Zimermana. Pudła z trzewikami wysyłano z Leszna do Paryża.

Literat dotarł następnie przez Bojanowo do Kościana i odnotował, że tutaj zaczyna się prawdziwa Polska. Dekadę później Wielkopolskę odwiedza inny wielki poeta, zaliczany do grona trzech wieszczów.

Adam Mickiewicz

Mickiewicz przebywał na wielkopolskiej ziemi od sierpnia 1831 do marca 1832. O jego pobycie przypominają dziesiątki pamiątkowych tabliczek oraz pomniki. Na mapie Wielkopolski jest nawet taki punkt jak Przystanek Mickiewicza (w Bielewie). Odwołania poety do wielkopolskich miejscowości pojawiły się w jego twórczości. W balladzie „Czaty” Mickiewicz wplótł do treści wzmiankę o leszczyńskim prochu.

Wzmianka o leszczyńskim prochu pojawia się w jednej z mickiewiczowskich ballad. fot. M. Gołembka

Wzmianka o leszczyńskim prochu pojawia się w jednej z mickiewiczowskich ballad. fot. M. Gołembka

„Ciszej, plemię hajducze, ja cię płakać nauczę!
Masz tu z prochem leszczyńskim sakiewkę,
Podsyp zapał, a żywo sczyść paznokciem krzesiwo,
Potem palnij w twój łeb lub w tę dziewkę”.

Zofia Nałkowska

Leszno, rok 1933. W mieście panuje napięta sytuacja polityczna. Zmniejszanie zasiłków powoduje wzburzenie u bezrobotnych. Dziesięcioletni wówczas obserwator tych wydarzeń Wojciech Maciejewski po wielu latach zapisał:

 

„Wielu z tych bezrobotnych znałem, podpierali często ścianę naszej kamienicy na Rynku. Niekiedy wystawała im z kieszeni gazeta «Robotnik», niekiedy niedopita jeszcze ćwiartka wódki. Zaczęło się od tego, że bezrobotni chcieli się dostać do ratusza, aby spotkać się z burmistrzem, Panem Kowalskim. Tymczasem on nie chciał ich przyjąć. Wezwał policję, a ta zagrodziła drogę do ratusza. Doszło do utarczek, wreszcie posypały się kamienie na policjantów. Ci zaatakowali pałkami, a gdy to nie odniosło skutku, poszły w ruch bagnety, aż wreszcie oddano salwę karabinową w powietrze. Walki trwały przez pełne trzy dni”.

 

Podczas studiów Wojciech zgłębia pisarstwo Zofii Nałkowskiej i komentuje lekturę:

 

„Jest miasto powiatowe. Rynek, pośrodku jego stoi ratusz. Wybuchają rozruchy. Bezrobotni ruszają na ratusz. Chroni się w nim starosta… Przecieram oczy – przecież ja już tę scenę widziałem w rzeczywistości”.

 

Maciejewski wreszcie poznaje Zofię Nałkowską i opowiada o niezwykłej zbieżności wydarzeń. Oto, co odpowiedziała pisarka:

 

„Bo to jest scena z Leszna. Pisałam akurat «Granicę», kiedy doszły mnie wieści o owych dramatycznych wypadkach w Lesznie. Bardzo one pasowały do mojego wątku powieściowego i dlatego je w dużym skrócie tam umieściłam”.

 

Wojciech Maciejewski (1923–2018) reżyserował słuchowiska Teatru Polskiego Radia. W 2001 r. Rada Miejska nadała mu tytuł Honorowego Obywatela Miasta Leszna. Jego bratem był światowej sławy kompozytor Roman.

Jolanta Bartoś

Jolanta Bartoś, fot. archiwum prywatne pisarki

Jolanta Bartoś, fot. archiwum prywatne pisarki

Galeria Lochy w dawnej siedzibie Miejskiej Biblioteki Publicznej w Lesznie była miejscem niezliczonej liczby wydarzeń kulturalnych. Jej nazwa może przywoływać także bardziej mroczne skojarzenia. Dlaczego właśnie wspomniane podziemne pomieszczenie stało się miejscem akcji jednej z powieści Jolanty Bartoś? Kim jest pisarka i jak trafiła do Leszna?

 

„Do Leszna przyjechałam 1 marca 2011 roku. To był trudny dla mnie okres w życiu. Byłam zamknięta w sobie, bałam się ludzi, nie miałam tu żadnych znajomych, rodziny. Tak właśnie chciałam. Przeprowadzka była formą ucieczki przed stalkerem, który zniszczył mi życie. Leszno nie było przypadkowym miastem. To Wielkopolska i tu słońce inaczej świeci, ludzie są życzliwsi i nikt nie zwraca uwagi, że inaczej mówię. Ponoć Wielkopolanie mają dziwny „śpiewny” akcent, który na Dolnym Śląsku zawsze mnie zdradzał. Stąd miałam dobry dojazd na uczelnię do Wrocławia (studia były dla mnie priorytetem) i do rodziny. Nie posiadałam samochodu, więc korzystałam z PKP. Leszno trochę znałam, byłam tu kilka razy, ale to wciąż nie wystarczało na połapanie się w topografii miasta. Szybko znalazłam pracę, wygodne mieszkanie (przeprowadzałam się kilka razy), ale wciąż byłam wyalienowana. Trudno jest komukolwiek zaufać, gdy w człowieku rodzi się mania prześladowcza. Mam wrażenie, że wszystkie te przeżycia, stalking, zastraszanie, sukcesywne niszczenie mojego życia, utrata przyjaciół, znajomych, ciągły strach, utrata wiary we własną wartość, to wszystko ukształtowało mnie jako pisarkę. Okej, pisałam już wcześniej, ale nie były to kryminały i każdy tekst lądował w szufladzie. To tu spotkałam ludzi, którzy we mnie uwierzyli, dzięki którym ja zaczęłam wierzyć w siebie, choć trochę to trwało… Dopiero w listopadzie 2016 roku ukazała się moja pierwsza powieść i wtedy ponownie zaatakował mnie stalker. Walka z nim wcale nie była łatwa, ale miałam przy sobie kogoś, kto nie pozwolił mi ponownie zamknąć się w swojej skorupie i uciec przed światem. O mojej walce z prześladowcą można przeczytać w książce „Stalker”, która ukazała się w 2020 roku. Jej akcja dzieje się również w Lesznie. Lubię umieszczać powieść w miejscach, które znam. To ma olbrzymie znaczenie dla osób, które akurat mieszkają w tej miejscowości.” – mówi Jolanta.

 

I dodaje:

 

W podziemiach budynku dawnej biblioteki toczy się akcja jednej z powieści Jolanty Bartoś, fot. M. Gołembka

W podziemiach budynku dawnej biblioteki toczy się akcja jednej z powieści Jolanty Bartoś, fot. M. Gołembka

„Czasami wsiadam w samochód i jadę zobaczyć na miejscu, jak tam wygląda. Tak było z powieścią „80 gramów”, która dzieje się w Wolsztynie. Kocham Wielkopolskę, więc właśnie tu pozwalam żyć bohaterom moich powieści. Zresztą Leszno wraz z małą częścią swojej historii też znalazło miejsce w mojej twórczości. „Uwięzieni w Galerii Lochy” to trzecia moja powieść, której akcja w całości dzieje się w Lesznie. Pamiętam, że wtedy rozmawiałam właśnie z Tobą, Mateuszu, o historii miasta. Skrzętnie te opowieści wplotłam w intrygę thrilleru, zamykając moich bohaterów w podziemiach byłej siedziby Biblioteki Miejskiej przy ulicy Chrobrego. To była też dla mnie terapia. Stalker został zdemaskowany, czekałam na rozprawę w sądzie, ale w moim życiu błąkało się wiele demonów, które musiałam zamknąć i zmierzyć się z nimi, żeby móc dalej żyć. Zamknięcie właśnie takich bohaterów w podziemiach biblioteki, stworzenie odpowiedniego klimatu, walka o prawdę… to wszystko miało swoje znaczenie. Do tej pory wydałam 10 powieści. Jak wspomniałam, dwie z nich dzieją się w Lesznie. To miasto ma bogatą historię, więc może jeszcze kiedyś zawita na kartach moich powieści…”

Michał Wierzba

„Zły pasterz” to powieść poruszająca, momentami przerażająca o wartkiej akcji i z wyrazistymi bohaterami. Jej autorem jest Michał Wierzba, który na swoim koncie ma m.in. zwycięstwo w Ogólnopolskim Konkursie Literackim im. Stanisława Grochowiaka czy zdobycie II nagrody w konkusie reportażowym miesięcznika „Playboy”.

 

Mateusz Gołembka: Dlaczego umieścił pan akcję powieści w Lesznie?

Michał Wierzba: Leszno zawsze kojarzyło mi się z symetrycznym przestronnym miastem, takim, przez które przyjemnie się przejeżdża, ale które nie ma zbyt wielu atrakcji. Bo tak: nie ma rzeki, parku, z którego nie widać ulicy, jest płasko, czysto, a nieliczne urokliwe zaułki, zamiast roić się od knajpek i turystów, zasiedlone są przez panów żuli. Żeby chociaż było ciasno albo ciemno! Przejdziesz kawałek i wpadasz w światło latarni, a nad głową dyndają kolorowe parasolki. Oczywiście nie ma w tym nic złego, ale z punktu widzenia autora książki, gdzie liczy się klimat i tajemniczość, to istny scenograficzny koszmar.

Zły pasterz, materiały prasowe

Zły pasterz, materiały prasowe

Może więc Leszno występuje w książce dlatego, że je dobrze znam; spędziłem tu dzieciństwo (podstawówka i liceum), a potem już po trzydziestce, nieco zmęczony wrocławskimi i krakowskimi korkami, wróciłem do niego. A może Leszno występuje w książce dlatego, że lubię mieć swobodę twórczą. Ta przestronność aż prosi się o to, żeby wysilić wyobraźnię.

 

Kiedy piszę, dobudowuję i wyburzam budowle, zaciemniam, zmieniam układ ulic i przebieg kulturalnych wydarzeń. Z punktu widzenia zagorzałych autochtonów to pewnie zbrodnia, ale jeszcze daleko mi do Nerona.

W „Złym pasterzu” w Lesznie działa bulderownia, a przecież wiadomo, że nie ma tutaj miejsca, gdzie można uprawiać wspinaczkę; w powieści, która ukaże się wiosną, finał wydarzeń osnuty jest wokół „Powrotu króla”, która to impreza w powieści zyskała iście hollywoodzką pompę.

 

MG: W książce „Zły pasterz” znalazł się opis teatru, w którym rozgrywa się część akcji. Dlaczego akurat teatr?

MW: Powstanie teatru to godny odnotowania fakt, tym bardziej że to chyba jedyny teatr w Polsce, który powstał w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Było mi potrzebne miejsce, gdzie jedna z bohaterek znajdzie odskocznię od codzienności, zrealizuje swoje marzenia i rozwinie się artystycznie.

 

Teatr Miejski w Lesznie był jednym z miejsc akcji kryminały „Zły pasterz”, fot. M. Gołembka

Teatr Miejski w Lesznie był jednym z miejsc akcji kryminały „Zły pasterz”, fot. M. Gołembka

Teatr, przynajmniej w teorii, to miejsce, które może być maszyną przenoszącą w inny wymiar. To przestrzeń, gdzie twórcza ekspresja i pasja mogą działać cuda…

Może kiedyś doczekam czasów, że tak będzie. Nadzieja na to przyświecała mi, kiedy umieszczałem kolejne sceny właśnie w teatrze. Główna bohaterka rozbiła się o mur niezrozumienia, małomiasteczkowości i pruderii. Bardzo chciałbym, żeby ta smutna wizja nie ziszczała się w rzeczywistości.

 

MG: Jakie miejsca w Lesznie nadają się na scenerię?

MW: To zależy od punktu widzenia. Można powiedzieć, że w Lesznie trudno o scenerię w starym dobrym gotyckim stylu, ale przecież zawsze można pogrzebać głębiej. Nie wszystko jest podane na tacy i widoczne na pierwszy rzut oka. Mieszkam na Andrzejewskiego, w domu, który w czasie II wojny światowej zbudowali Niemcy z rozebranego kościoła koło I LO. W piwnicy budynku mam schron, wielkie blaszane drzwi z niemieckimi napisami itp.

 

W pokoju, w którym teraz piszę, w 1946 roku mieszkał radziecki oficer, podobno miał pianino i ordynansa i podobno… z naganem w ręku przeganiał stąd bandy Rosjan, które rabowały i gwałciły.

Obok domu mam podstawówkę z piwnicami, które były połączone z systemem schronów pod parkiem Jonstona. Jak byłem mały, to woźny, szalony pan Geniu, hodował w nich kury. Prawdę mówiąc, był bardziej praktyczny niż szalony. Kury miały trafić na mój komunijny stół, ale kiedy okazało się, że znoszą sporo jajek, nie opłacało się ich zabijać. Woźny miał też szafę, przez którą przechodziło się do ogromnego pomieszczenia, w którym trzymał jakieś zioła i maszyny.

Obok, właściwie pod moim blokiem, mam resztki żydowskiego cmentarza z dawnym domem pogrzebowym, gdzie mieści się teraz biblioteka. Wystarczy wejść do niej, dobrze się skupić i cała wiedza żydowskich rabinów podpowiada słowa. Tak więc wszystko może być scenerią, trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
16
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0