fot. Marta Konek

Chcesz, to pokażę ci duszę

Stoimy przed złoconymi lwami, patrzymy i kombinujemy… Jak to możliwe, że po żydowskich mieszkańcach Łobżenicy zachował się tylko ten jeden przedmiot? Jak to się stało, że ze zburzonej przez Niemców synagogi udało się ocalić tylko te lwy z szafki ołtarzowej? I kto tego dokonał, bo przecież pamięć o tym też już się zatarła. Rozmawiamy o tym, jak łatwo jest nie pamiętać. Jak łatwo jest skazać na zapomnienie. I jak łatwo jest być zapomnianym.

Grażyna Kukułka jest kustoszką łobżenickiej Izby Muzealnej. Wcześniej przez wiele lat była nauczycielką historii, więc świetnie się odnajduje w prowadzeniu spotkań z najmłodszymi mieszkańcami Łobżenicy, bo zwłaszcza ci najmłodsi są najbardziej ciekawi tego dawnego świata.

 

„Staram się przenieść ich w przeszłość.” – mówi kustoszka i prezentuje starą kierzankę, w której czasami z dzieciakami masło robi tak, jak to się dawniej robiło.

 

No i w jakim innym miejscu dzieciaki mogłyby zobaczyć, jak wygląda dusza? Ba! Nie tylko zobaczyć, ale i wyjąć ją z żelazka i potrzymać w dłoni!

 

Izba Muzealna w Łobżenicy

 

Grażyna Kukułka, fot. Marta Konek

Grażyna Kukułka, fot. Marta Konek

Więc pani Grażyna opowiada o tym dawnym świecie przedszkolakom, uczniom z podstawówki i liceum, seniorom. Przyjmuje gości, którzy zaglądają do Łobżenicy. Czasami w Izbie Muzealnej pojawiają się dorośli łobżeniczanie, bo coraz więcej osób dostrzega, że w przeszłości warto szukać wskazówek do naszego dzisiaj.

 

Izba Muzealna w Łobżenicy powstała dzięki miłośnikom tego miasta. To oni zabiegali, by powstała instytucja, w której gromadzone będą przedmioty codziennego użytku, sztandary, zabytki archeologiczne i różnego rodzaju pamiątki dokumentujące historię regionu.

Dzięki mieszkańcom, przy wydatnej pomocy miejscowej fabryki mebli i ówczesnych władz, 28 stycznia 1967 roku powołano twór, który co prawda nie był muzeum, ale spełniał oczekiwania łobżeniczan. Pierwszą siedzibą nowej instytucji były pomieszczenia znajdujące się na piętrze kamienicy należącej do kupieckiej rodziny Byczków, a pierwszym opiekunem Izby Muzealnej był Ludwik Prinz. Po jego śmierci, w 1986 roku, opiekę nad izbą przejęła Grażyna Kukułka.

W roku 1991 roku Izbę Muzealną przeniesiono do budynku Biblioteki Publicznej, która wtedy znajdowała się przy ul. Sikorskiego. Niestety krótko potem władze samorządowe doszły do wniosku, że nie ma środków na utrzymanie izby i jej działanie zostało zawieszone. W obronie izby wystąpiło Towarzystwo Miłośników Łobżenicy argumentując, że to ważna instytucja i że warto ją utrzymać z myślą o edukacji.

Biblioteka miała niewiele pomieszczeń i w związku z tym na wystawach prezentowano tylko część eksponatów. Poszła wtedy fama, że część przedmiotów z Izby poginęła. Ta fama ciągnie się za izbą do dzisiaj, bo czasami ludzie zastanawiają się, czy warto przekazywać do niej rodzinne pamiątki. 

 

„Wszystko jest zinwentaryzowane, opisane i nie ma takiej możliwości, żeby coś zginęło.” – tłumaczy Grażyna Kukułka.

 

W 2010 roku Izba Muzealna została przeniesiona do nowej siedziby Gminnego Centrum Kultury w Łobżenicy. Budynek, w którym się znajduje, stoi na wzgórzu zamkowym. Tu przed ponad siedmioma wiekami wznosił się zamek obronny ówczesnego właściciela Łobżenicy. Później, na miejscu zamku, wzniesiono siedzibę zakonu bernardynów i kościół pw. Św. Szczepana, a jeszcze później na miejscu prezydencji wzniesiono szkołę.

 

Grażyna Kukułka opiekunem Izby Muzealnej została ponownie w 2011 roku.

„Jak weszłam do środka, to byłam przerażona. Wszystkie eksponaty zostały zwiezione i położone na stertę. Trzeba to było posegregować, posprawdzać w księdze inwentarzowej.” – wspomina kustoszka.

 

fot. Marta Konek

fot. Marta Konek

Szczęśliwie tak się złożyło, że na koniec roku ówczesnemu dyrektorowi GCK Pawłowi Berndtowi udało się wygospodarować trochę oszczędności, za które zakupiono gabloty na wystawę. Można było przygotować zbiory do udostępnienia dla zwiedzających. To była taka mrówcza praca, której by się nie dało wykonać w godzinach opłacanych przez dom kultury. Na szczęście Grażyna Kukułka była już wtedy na emeryturze i mogła poświęcić swój czas na zadbanie o to ukochane, muzealne dziecko.

 

„Mnóstwo czasu tu spędzałam, a przy okazji pogłębiałam swoją wiedzę o historii Łobżenicy.” – pani Grażyna mówi, że wcześniej jej wiedza była nauczycielska, skoncentrowana na faktach i datach.

 

Pracując w Izbie Muzealnej odkrywa historię miejsc i ludzi, taką codzienną, związaną z eksponatami zgromadzonymi na wystawie. Choć czasami trudno dociec, co skąd się w izbie wzięło, bo w dokumentach brakuje informacji o ofiarodawcach. Pierwszy opiekun izby miał zwyczaj zapisywać przy eksponatach „pozyskał pan Prinz”, a przecież fajnie byłoby opowiedzieć o tym, że na tarze, co w kąciku regionalnym stoi, ubrania prała babcia Franciszka od powiedzmy Nowaków.

 

I może wnuczka owej Franciszki stanęłaby kiedyś w Izbie Muzealnej i zadziwiła się, że tak wyglądało życie jej własnych przodków.

Dzieciaki to w ogóle najbardziej lubią słuchać opowieści o przedmiotach codziennego użytku – maglownicy, gofrownicy, kierzance. Z ciekawością oglądają również przedmioty i narzędzia używane w gospodarstwach. Z wypiekami na twarzach słuchają opowieści o tym, jak w łobżenickiej mennicy pieniądze bito i że te denary były z tak lichego srebra, że nawet król przed nimi ostrzegał.

 

„Najbardziej cieszy mnie to, gdy dzieciaki wracają do Izby Muzealnej po kolejne opowieści.” – kustoszka opowiada o konkursie historycznym, który od 2011 roku organizuje.

 

Niektórzy uczniowie jak zaczynają brać w nim udział w czwartej klasie, tak do końca szkoły co roku pojawiają się w gronie uczestników.

 

„Siłą rzeczy ich wiedza się pogłębia i często o Łobżenicy wiedzą więcej niż dorośli. Myślę, że szczególnie teraz, gdy głównym źródłem wiedzy jest internet, musimy pielęgnować wiedzę o tym, co było. Powtarzam tym dzieciakom, że nie muszą kochać historii, nie muszą mieć piątek i szóstek, ale są daty, które każdy Polak powinien znać.” – mówi.

 

Ona sama pasję do historii w dużej mierze zawdzięcza Klemensowi Piskule, nauczycielowi z łobżenickiego liceum. Choć jak podkreśla, jeszcze mówić nie umiała, a już wiedziała, że będzie nauczycielką, a w piątej klasie szkoły podstawowej wiedziała, że będzie nauczycielką historii.

Grażynka i Napoleon

fot. Marta Konek

fot. Marta Konek

Może stało się tak dlatego, że w piątej klasie, gdy omawiano postać Napoleona Bonaparte, nauczycielka zaczęła odpytywać klasę z wiedzy na temat francuskiego cesarza. Leciały kolejne dwójki, aż wreszcie nauczyciela zapytała o Napoleona małą Grażynkę, a ta wyrecytowała wszystko na piątkę.

 

„Mój ulubiony okres to powstania narodowowyzwoleńcze. Walka Polaków o niepodległość.” – Grażyna Kukułka zdradza, że pracę magisterską na UMK w Toruniu pisała o powstaniu styczniowym.

 

Najmniej lubi historię związaną z II wojną światową, a już okres Polski Ludowej to dla niej, jako historyka, to była męka.

Pracę w zawodzie nauczyciela zaczęła w 1980 roku w Szkole Podstawowej w Łobżenicy. Na początku była nauczycielem od wszystkiego – miała nauczanie początkowe, godziny języka polskiego, geografii i tylko dwie godziny historii. Stopniowo historia stała się dominującym przedmiotem. Przy tablicy pracowała do 2010 roku, przez kilka lat była dyrektorką gimnazjum. Organizowała dla swoich uczniów wycieczki, podczas których poznawali historię Polski. Jako emerytka pracuje w Izbie Muzealnej i bibliotece, więc dalej ma kontakt z dziećmi i młodzieżą i dalej może opowiadać o swojej życiowej pasji.

Marzy jej się większa powierzchnia wystawowa, bo zbiory Izby Muzealnej nie mieszczą się już na poddaszu Gminnego Centrum Kultury. Śledzi z uwagą dyskusję toczącą się na łobżenickim forum na temat tego, że izba powinna zostać przekształcona w muzeum, ale jak mówi, jest realistką. 

 

„Na to potrzebne są ogromne pieniądze.” – ocenia.

 

 

Choć przyznaje, że wizja muzeum mieszczącego się w szachulcowym budynku starej plebanii jest naprawdę kusząca.

Póki co w łobżenickiej Izbie Muzealnej można zobaczyć między innymi pamiątki związane z historią Bractwa Strzeleckiego, księgę cechu szewskiego z 1783 roku, dziesięć monet z czasów Zygmunta III Wazy, skrzynię gdańską z XVII wieku, dłubankę, pamiątki związane z Powstaniem Wielkopolskim i kolejką wąskotorową. I te drewniane lwy z synagogi, nad którymi tak się zamyśliłyśmy.  

 

„Trochę to przerażające, że taka pustka po społeczności żydowskiej została i że tak łatwo było ją wymazać.” – mówi Grażyna Kukułka i podkreśla, że dlatego właśnie takie miejsca, gdzie gromadzi się pamiątki z przeszłości, w każdej gminie powinny się znaleźć.

 

Bo jak mamy patrzeć w przyszłość nie wiedząc, skąd się wzięliśmy i co naszym przodkom zawdzięczamy?

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
6
Świetne
Świetne
3
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0