Kombinat
Opublikowano:
24 kwietnia 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Nagroda Bookera to znak jakości. Książki nominowane do niej – czy to do nagrody głównej, czy międzynarodowej – gwarantują wysoką jakość. Dla wydawnictwa dodatkowo sukces komercyjny.
Wiele ostatnio wydanych książek nominowanych do tej nagrody faktycznie osiągnęło status bestsellera. Czy tak będzie z powieścią Olgi Ravn „Załoga. Protokół z przyszłości” wydaną właśnie przez wydawnictwo Driada?
Wydana w Danii w roku 2018, nominację do Międzynarodowej Nagrody Bookera zdobyła w roku 2021, a teraz dostępna jest polskim czytelniczkom i czytelnikom w tłumaczeniu Bogusławy Sochańskiej, niestrudzonej popularyzatorki literatury duńskiej.
Oszczędność
Choć książki nie należy chwalić po okładce, ani tym bardziej po grubości, to kształtowani jesteśmy okolicznościami, a te są takie, że bardzo wiele wydawanych dzisiaj powieści liczy kilkaset stron, rzadko która mniej niż dwieście.
„Załoga” w tym kontekście może wprawić w małe przynajmniej zdziwienie – jest szczupła, bardzo nawet szczupła. Sto kilkadziesiąt stron z rozdziałami liczącymi niekiedy parę zdań, rzadko przekraczającymi jedną stronę.
W oszczędności, z jaką buduje świat swej powieści, Olga Ravn przyrównywana jest do Marguerite Duras i – od niedawna w Polsce odkrywanej – Clarice Lispector. Wszelkie tego rodzaju porównania ułatwiają szufladkowanie, czyli znowu – znajdowanie albo zaprowadzanie porządku w wielorakiej/wielobarwnej przestrzeni aktów twórczych. To powierzchowne przynajmniej powinowactwo jest widoczne, nie oznacza jednak w żaden sposób wtórności, powtarzalności wątków.
W podejmowanych tematach, sposobach ich realizacji Olga Ravn chyba w większej mierze korzysta ze swoich doświadczeń jako poetki. Debiutowała jako autorka wierszy i zanim wydała pierwszą powieść, miała już na swoim koncie dwa tomy poetyckie docenione przez rodzimą krytykę. To w jakimś stopniu wyjaśnia skromny rozmiar „Załogi”, a przynajmniej daje do niego pewien klucz.
Lektura już pierwszych fragmentów może wprawić w zakłopotanie. Jakkolwiek zostaje określony pewien konkretny, odwołujący się do konwencji literatury SF, szkielet fabularny, to stajemy przed zagadką. Powieść wymaga od czytelnika dużego zaangażowania w proces czytania. Jest swego rodzaju układanką, formą rozsypaną, którą należy zrekonstruować. Być może nawet gdybyśmy nie chcieli poszukiwać spójnego obrazu wydarzeń czy świata przedstawionego, trudno tego uniknąć.
Można to określić przymusem – wewnętrznym wprawdzie, bo czy jakiś wewnętrzny porządek rzeczywistości istnieje i domaga się odkrycia, czy jest tylko projektem, efektem narzucenia na bezkształtność zdarzeń sieci znaczeń, pozostaje kwestią, która nie znajdzie nigdy chyba rozstrzygnięcia.
Już na tym poziomie lektury Olga Ravn stawia przed wyzwaniem. Zmusza do konfrontacji z bardzo głębokimi nawykami myślowymi. Musimy zdecydować, z czym mamy do czynienia – serią obrazów, bez ukrytych relacji je wiążących, czy z fragmentarycznymi wglądami w spójną przestrzeń, całościową rzeczywistość oglądaną wieloma oczami. Jeśli użyć klucza poetyckiego, to poszczególne „wypowiedzi” (jak są określane kolejne rozdziały) są w istocie osobnymi światami, czasami niezwykle szkicowo zarysowanymi, a to, co tworzą czy odtwarzają w swojej całości, nie jest jakimś jednym światem, a doświadczeniem różnych wymiarów rzeczywistości.
O pracy w XXII wieku
Ta wierzchnia warstwa w następujących po sobie głosach odsłania złożoną tkankę tematów i problemów. Mamy tu klasyczny zestaw motywów literatury SF: statek kosmiczny, obcą planetę, pochodzące z niej obiekty, których status jest poddawany badaniom, wreszcie androidy towarzyszące ludziom w podróży i pracy.
To, co z tymi elementami czyni Olga Ravn, daleko odbiega od znanych fantastycznych fabuł. Polski podtytuł – „Protokół z przyszłości” – nie jest tak wymowny jak angielski „A workplace novel of the 22nd century”, co może niezgrabnie da się przełożyć jako „Powieść o miejscu pracy XXII wieku”.
Wątek pracy bardzo wyraźnie zaznacza się w głosach postaci, jednak oryginał duński pozbawiony jest tego rodzaju interpretacyjnej w istocie wskazówki, jest jednowyrazowy i znaczy po prostu „załoga” bądź „personel”. I w nim pobrzmiewa odniesienie do świata pracy, choć w dużo mniej oczywisty sposób.
Statek „6000”, na którego pokładzie rozgrywa się akcja, nie jest po prostu miejscem pracy, jest światem pracy. Dla podróżujących nim i pracujących na jego pokładzie istot nie ma przestrzeni poza, jest tylko on – praca-świat. Poprzez kolejne wypowiedzi totalność tego doświadczenia ukazuje się jako determinująca dla wszystkich w nim uczestniczących. Wyprawa w wersji Ravn nie ma w sobie nic z przygody, nic też z intelektualnej zagadki. Widzimy ją poprzez procedury, obowiązki służbowe. Załoga jest mechanizmem, który ma zrealizować eksploracyjny cel.
Jeśli stoi za tym ciekawość poznawcza, to nie wiadomo czyja, bo ta przejawiana przez głosy personelu jest pozaregulaminowa. Jednostki są środkami realizacji celu bezosobowego. Dystans między człowiekiem a jego działaniem staje się nie do pokonania. Wypycha jednostki poza możliwy do zgłębienia przez nie sens pracy.
Nie mniej ważna i niedająca się sprowadzić tylko do kwestii pracy (choć dobrze się w niej odnajdująca) jest zaznaczona granica między ludźmi i ich humanoidalnymi wytworami. To istota podejścia Ravn – nie przeprowadza granicy, raczej istnieje ona jako koncept i jest problemem dla samych mieszkańców statku-świata. Zastanawiają się nad nią, ale i wciąż są jej niepewni.
W pierwszoosobowych wypowiedziach podział wciąż jest przesuwany, my nie jesteśmy pewni po wielokroć, czy mówi człowiek, czy jego wytwór. Czy istotą człowieczeństwa jest zrodzenie, czy zdolność do odczuwania, myślenia, przejawiania pragnień? I czy można arbitralnie stwierdzić ich brak, niemożliwość zaistnienia u nieludzi, czyli utwierdzić podział?
Współczesne problemy
Relacja z obiektami, jak są nazwane w książce znaleziska z obcej planety, w szczególny sposób uwypukla sytuację załogi. Relacjonowana jest poprzez emocjonalne i zmysłowe reakcje na nie. W niektórych wzbudzają odrazę i wstręt, w innych tęsknotę. Jedni je głaszczą, a nawet ssają, inni nie mogą nawet znieść ich widoku. Te pozarozumowe walory spotkania z obcością odsłaniają nie tylko trudność samego kontaktu, jego nieprzewidywalność i ograniczenie niedającymi się w pełni kontrolować uwarunkowaniami.
Dodatkowo reakcje, o których czytamy, w innej perspektywie też ukazują wyeksponowany problem pracy – czy da się ją wykonywać bez zaangażowania, bez ciekawości?
Jeśli uznać, że praca definiuje człowieka, to rozbudzenie przez obiekty całej gamy odczuć wskazuje na alienujący wymiar ukazanego projektu pracy. Można powiedzieć, że fantastyczny kostium skrywa zupełnie współczesne problemy. Stojące już przed nami w zalążkowej formie, a w przyszłości co najwyżej ostrzej się rysujące.
I choć ma to swoje uzasadnienie – nie sposób wszak przekroczyć własnego horyzontu – to nie sposób redukować powieść Olgi Ravn do tego tylko wymiaru. Oszczędność formy mieści w sobie mnogość możliwych ścieżek interpretacyjnych, których odnajdywanie bądź wynajdywanie – bo czy autor/ka może wszystko zaplanować? – to już rzecz lektury, która sama jest podróżą.