Dziwak pilnie poszukiwany
Opublikowano:
29 czerwca 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Wędrówki w poszukiwaniu nieznanych twórców, których często uważa się za dziwaków i których nie znajdziemy w internecie, mają być częścią projektu Agaty Elsner-Straszak, stypendystki Marszałka Województwa Wielkopolskiego. To także podróże w głąb siebie.
Barbara Kowalewska: Zajmowała się pani różnymi formami sztuki. Ma pani w swoim dorobku role w spektaklach, także serialach, filmach krótkometrażowych, działania performatywne, filmy teatralne, słuchowiska i audiobooki, a nawet działania hybrydowe jak projekt teatralno-kulinarny. Czy ta różnorodność wynika bardziej z chęci przekraczania granic, czy to konieczność czasów, w których żyjemy?
Agata Elsner-Straszak: Chociaż głównie jestem aktorką, interesuję się szeroko pojętą sztuką jako wytworem ludzkich działań, a nie tylko aktorstwem. Od zawsze ciekawiły mnie przedsięwzięcia niszowe, undergroundowe, wszystko to, co odbiegało od głównego nurtu artystycznego i utartych konwencji. Łatwo weszłam w to środowisko, współtworząc podczas studiów na kulturoznawstwie w Poznaniu studencką grupę teatralną Prefabrykaty , współpracując z teatrem Biuro Podróży czy Teatrem Ósmego Dnia. Później cały czas poszerzałam obszar moich zainteresowań artystycznych: uczestniczyłam w tworzeniu instalacji multimedialnych, teledysków, scenariuszy do reklam, słuchowisk, wyżej wspomnianych projektów teatralno-kulinarnych czy obecnie serialu audio. Jako aktorka również próbuję swoich sił na ekranie. Grałam w kilku serialach i krótkich metrażach. Nie potrafię powiedzieć, co jest najważniejsze w mojej twórczości i co stanowi o wyborze danego przedsięwzięcia. Czasem przypadek, splot dziwnych okoliczności czasu i miejsca, czasem człowiek, innym razem jakaś ciekawa historia czy zdarzenie.
BK: Jak ta wielość form artystycznych wpływa na pani poczucie tożsamości?
AES: Trochę się zastanawiałam, czy założyć profil na Instagramie, wszyscy mnie namawiali, mówili, że w moim zawodzie to konieczne. Postanowiłam więc go założyć, uznając to za nowe wyzwanie. Nawiązując do pani pytania, okazało się, że nie jest to łatwe zadanie. Przy zakładaniu profilu trzeba napisać w dwóch słowach o sobie, kim się jest zawodowo, i wybrać jedną z opcji, którą podsyła Instagram.
I ja nie byłam w stanie tego zrobić, trudno mi było zidentyfikować się z tylko jednym określeniem. W końcu nazwałam siebie „artystką”, chociaż to także nie oddaje tego, co robię. Poza tym nie przepadam za tym słowem. Wydaje mi się jakieś nadęte. Ja siebie odczuwam różnorako, trudno mnie „rozłożyć na podzespoły”. Swoją drogą łączenie sztuk jest bardzo na czasie, już nawet tego nie nazywamy „syntezą sztuk”, działania artystów to jakaś większa, trudno podzielna całość.
Moja ścieżka zawodowa jest zawiła: zrobiłam kilka szkół, jestem kulturoznawczynią, dietetyczką, aktorką i chyba zawsze trudno mi było siebie dookreślić. Od bardzo dawna wewnętrznie czułam się aktorką i grałam jeszcze przed uzyskaniem dyplomu w tym zakresie. To zewnętrzne, formalne uwarunkowania sprawiają, że próbujemy siebie jakoś nazwać. Tego wymaga od nas świat. Ale zastanawiam się, czy uzyskanie dyplomu aktorskiego coś zmieniło w moim życiu. Nikt o niego w sumie nigdy nie zapytał. Nawet nie wiem, w której szafie leży.
BK: Projekt „Dziwak/dziwaczka jest we mnie”, wspierany stypendium Marszałka, zrodził się z potrzeby serca, momentu, w którym znalazła się pani jako aktorka? Potrzeby oderwania się od własnego tworzenia?
AES: Każdy mój projekt wypływa z potrzeby serca. Nie kieruję się tym, co modne, ja muszę poczuć temat i wtedy się mogę zaangażować. „Dziwak/dziwaczka jest we mnie” zrodził się jakoś w połowie pandemii, gdy mój puls zwolnił, poczułam to w ciele, w myślach, zmniejszyła się ilość bodźców, które mnie atakowały. Miałam czas na przemyślenie, czego potrzebuję jako artystka. Mam dużą potrzebę inspirowania się innymi twórcami, szczególnie tymi niszowymi, „lekko odklejonymi”. Tymi, którzy nie zadają sobie pytania, po co coś robią, nie istnieją w internecie, nie zbierają lajków, a ich akt kreatywny wynika bardziej z rytmu bicia ich serc niż z jakichś zewnętrznych uwarunkowań czy potrzeb. Ja takich ludzi szukam przez pocztę pantoflową, sieć znajomych, bo większości z nich nie ma w mediach społecznościowych. Inspirują mnie historie nie na pokaz. Mam wrażenie, że jest w nich głębia i bardzo dużo mi dają, nabieram dystansu do siebie i świata.
BK: Odwołując się do Galerii Ludzi Pozytywnie Zakręconych z dawnego Teleexpressu, w ramach swojego projektu zamierza pani stworzyć podcasty ukazujące ludzi nietuzinkowych. Co ma ich wyróżniać, jakie kryterium przyjęła pani w wyborze osób?
AES: Fajnie, że mój podcast skojarzył się pani z Galerią Ludzi Pozytywnie Zakręconych. Moja mama od dawna zbiera kule śnieżne, przywozi je z różnych podróży i inni jej przywożą. Kiedy mieszkałam jeszcze w domu rodzinnym, zawsze razem oglądałyśmy Teleexpress i czekałyśmy z niecierpliwością, kto dziś zasiądzie w loży. Mama mówiła, że chciałaby kiedyś zasiąść w loży „kulomiotek”.
Chciałam zrobić jej taką niespodziankę i wysłać fotografię jej kolekcji, ale zmieniły się rządy i przestałyśmy oglądać telewizję publiczną. A wracając do pani pytania, nie mam jednego kryterium, to będzie raczej „freestyle”, jestem na etapie researchu. Prawdopodobnie w mojej przysłowiowej loży zasiądzie ok. ośmiorga osób. Pracować będę w taki sposób, że wsiadam w auto, biorę sprzęt, nagrywam w terenie, chcę mieć jak najwięcej żywego materiału, nawet koślawego – to nie ma być „wypieszczone”.
Wybór ludzi będzie subiektywny. Musi wydarzyć się między nami to, co nazywa się „flow”. Wtedy pójdę za tym. Dlatego liczę się także z możliwością, że niektóre spotkania będą nieudane, że coś nie zaiskrzy. Pochodzę z bardzo małej miejscowości i znam, czy może raczej znałam, takich rzemieślników, wytwórców, freaków, dziwaków z dzieciństwa. Pamiętam pana, który zdobił swój dom kolorowymi talerzami. Był też lokalnym znachorem. Jako dziecko bardzo mnie intrygował, często o niego podpytywałam rodziców.
BK: Jaką formę będą mieć podcasty? Zamierza pani współpracować w ramach projektu z innymi artystami.
AES: Formą będą się zbliżały do reportażu artystycznego. To projekt audio, więc trochę musi się tu dziać. Chciałabym zaprosić do współpracy mojego kolegę, muzyka Huberta Wińczyka. Mam w domu ministudio, chciałabym móc udźwiękowić materiał, dodać ścieżkę muzyczną do ścieżki naturalnej – dźwięków otoczenia, żeby słuchacz mógł sobie lepiej wyobrazić miejsce, w którym żyje i pracuje dany twórca/twórczyni.
Jeśli rozmówcy się zgodzą, to będę sobie z nimi robiła wspólne portrety, które wykorzystam jako „okładki” dla każdego odcinka podcastu. Poza tym nie będą to stricte wywiady.
Zamierzam się dostosowywać, forma prawdopodobnie będzie wynikać każdorazowo z niepowtarzalnego spotkania, nie chcę mieć jednego klucza, bo każdy z „moich dziwaków” na pewno będzie inny.
BK: Na ile inspiracją do projektu był „Wędrowny zakład fotograficzny” Agnieszki Pajączkowskiej, pani koleżanki?
AES: Uwielbiam Agę i jej objazdową twórczość, naprowadziła mnie na wiele tropów, mimo że nie zajmuje się bezpośrednio Wielkopolską.
Żeby zdobyć materiał do swojej książki, wsiadała w swój stary samochód i jeździła po wioskach. Poznawała ludzi, pukając po prostu do różnych drzwi, wielu z nich zapraszało ją na kawę, herbatę i rozmawiali.
Ten sposób działania bardzo mnie zainspirował. Ja jednak nie jestem fotografką, więc wykorzystam inne swoje umiejętności, takie jak choćby łatwe nawiązywanie kontaktu. Ja też wsiądę w auto i pojadę odkrywać historie moich przyszłych rozmówców. Czuję w tym jakąś nieskrępowaną wolność.
BK: Swój projekt nazywa pani „podróżą antropologiczną”. Jeśli dobrze rozumiem, to w dużej mierze podróż duchowa? Czego pani po niej oczekuje?
AES: To będzie wyprawa z pogranicza antropologii i filozofii życia. Podam przykład: jest taki pan, który tworzy w garażu instalacje ze śmieci. Chciałoby się pewnie zadać mu pytanie: Po co on to robi? Jaki jest tego sens?
BK: Jakie to są jeszcze pytania?
AES: Co ich napędza? Czy chcieliby żyć ze swojej sztuki, czy chcieliby podzielić się z nią światem bardziej niż dotychczas? Czy jest coś, co ich blokuje, ogranicza? Czy zależy im na poklasku? Czy uważają się za takich, którym się nie udało, czy wręcz przeciwnie? Skąd czerpią pomysły i inspiracje, jeśli nie z internetu? Czy czują się odklejeni od rzeczywistości? Czy chcą iść z nurtem, czy pod prąd? Jakie mają marzenia? I wreszcie: czy świat, najbliższe otoczenie uważa ich za dziwaków? I czy sami czują się dziwakami?
BK: Czy „dziwaczka” jest także w pani?
AES: Przez wiele lat czułam, że różne osoby uważają mnie za dziwaczkę. W liceum nauczycielka biologii zapytała mnie, czy biorę narkotyki, bo dziwnie wyglądam i dziwnie się zachowuję. I to określenie, że „ja coś jakoś dziwnie”, powtarzało się w moim życiu bardzo często. Brałaś coś? Dziwnie się zachowujesz? Dziwna jesteś.
Poczucie wykluczenia jednak mija, gdy spotykasz na swojej drodze bratnią duszę. Kiedyś mój nauczyciel języka francuskiego podczas lekcji ściągnął mojej koleżance skarpetkę, bo bolał ją ząb. Pomasował jej kilka punktów i zrobiło jej się lepiej. Hodował też mrówki na swoim balkonie, bo było mu ich żal. Do dziś mam go w sercu.
Kiedyś traktowałam swoją wewnętrzną dziwaczkę negatywnie, dziś wydaję się sobie całkiem normalna, bo widzę, że świat i jego kolorowi, inspirujący mieszkańcy również są dziwaczni i jest w tym moc. Dlatego tacy ludzie mnie inspirują, ci, którym nie jest po drodze z większością, którzy mają inne, niecodzienne pasje i żyją inaczej.
Agata Elsner – jest aktorką, artystką, kulturoznawczynią, dietetyczką, współautorką spektakli, scenarzystką, twórczynią wielu przedsięwzięć z pogranicza sztuk performatywnych oraz wizualnych, na co dzień silnie związana sercem i duszą z polską sceną teatru offowego. Ukończyła Instensive Acting Program w Lee Strasberg Theatre & Film Institute w Nowym Jorku, w Polsce zdała państwowy egzamin aktorski w ZASP w Warszawie. Podróżuje, wymyśla nowe.