Z teatrem na wygnaniu
Opublikowano:
4 sierpnia 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Naszą codzienność, niestety, charakteryzuje bylejakość, brak konsekwencji i przede wszystkim brak czasu na aktywne bycie z dziećmi. To, że siedzimy w tym samym pokoju z dzieckiem, które ogląda telewizję czy bawi się komórką, a my jesteśmy wpatrzeni w komputer, to wcale nie znaczy, że jesteśmy razem” – mówi Janusz Dodot, twórca Galerii Teatr, jeden z tegorocznych stypendystów Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury.
Sebastian Gabryel: Swoje stypendium przeznaczyłeś na realizację nowego projektu teatralnego skierowanego do przedszkoli. Co przede wszystkim warto powiedzieć o przesłaniu, jakie niesie „Przeprodziękuję”?
Janusz Dodot*: To moja nieustająca wiara w moc teatru. W tradycyjnym procesie edukacyjnym często zdarza się, że odbiorca odrzuca to, co jest mu narzucane. W teatrze nikomu nie mówimy, że istnieje tylko jedno rozwiązanie. Mimo to, podporządkowujemy wszystkie teatralne środki temu, by widz wybrał właściwe treści. Obrazy i sytuacje sceniczne pomagają zapamiętać te treści.
SG: Trzy magiczne słowa – przepraszam, proszę, dziękuję. Czy twoim zdaniem jest ich zbyt mało w przestrzeni publicznej, w domach?
JD: W spektaklu do tych słów dochodzą jeszcze „dzień dobry” i „do widzenia”. Mamy zatem pięć magicznych słów. Czy jest ich mało? Gdybym uważał, że jest ich wystarczająco, nie podjąłbym się zwracania uwagi na ten problem. Nie tylko jest ich mało, ale jest ich coraz mniej.
SG: Osobiście szokuje mnie fakt, jak wiele osób ma problem z wypowiedzeniem tych, wydawałoby się, prostych słów. Co twoim zdaniem powoduje, że tak często nie chcą one przejść ludziom przez gardło?
JD: Taki odruch wypowiadania tych słów i związanych z nimi zachowań powinniśmy wynosić z własnego domu. Różne instytucje powinny nas w tym wspierać. Niestety, jeśli rodzice utwierdzają w dziecku poczucie, że we wszystkim jest „naj”, często ono jest przekonane, że w związku z tym pewnych rzeczy nie musi. Muszą tylko ci gorsi. Naszego dziecka nie przemęczajmy, bo jeszcze ma czas na takie nauki. Poza tym „nasz geniusz” sam się tego nauczy w czasie, który uzna za stosowny.
Naszą codzienność, niestety, charakteryzuje bylejakość, brak konsekwencji i przede wszystkim brak czasu na aktywne bycie z dziećmi.
To, że siedzimy w tym samym pokoju z dzieckiem, które ogląda telewizję czy bawi się komórką, a my jesteśmy wpatrzeni w komputer, to wcale nie znaczy, że jesteśmy razem. Wszystko to i wiele innych rzeczy wpływa na nasze dorosłe życie. Pewne zachowania, które powinny być wręcz bezwarunkowe, zamieniamy na „nie chce mi się”, „po co mi to”, „nie obchodzi mnie to” itd.
SG: Jakie aspekty edukacji teatralnej są twoim zdaniem najważniejsze, by mogła ona działać skutecznie, odgrywać swoją rolę?
JD: Podstawowym i najważniejszym jest to, by osoba edukująca była do tego przygotowana, a sam proces nie odbywał się na zasadzie, że właściwie każdy może „pobawić się” z dziećmi w teatrzyk. Zapewniam, że nie każdy. Chociaż w dzisiejszej rzeczywistości moglibyśmy, niestety, mnożyć w nieskończoność przykłady niekompetencji. Politycznie poprawny, uległy władzy, ale już kompetentny?
Kolejnym aspektem jest świadome wyznaczanie zadań i dostosowywanie do nich teatralnych działań.
Następnym jest współuczestnictwo. Animator nie może stać z boku. Dzieci muszą widzieć jego zaangażowanie w zabawy, które prowadzą do wyznaczonego celu. Świadomy animator wykorzystuje wszystkie sztuki, które są składnikiem teatru, by bawić, uczyć, zgadywać, otwierać, itd. Wtedy dziecko w indywidualny sposób dochodzi do wyznaczonych celów.
SG: Jednym z twoich ostatnich projektów był spektakl „A Kościan w ciszy umiera powoli”. Za co mieszkańcy najbardziej krytykują dzisiaj Kościan?
JD: Krytyki jest wiele. Bardzo smutno mi to mówić, bo przecież tu mieszkam. Kiedy kończyłem studia, dziekan warszawskiej Akademii Teatralnej podczas obrony pracy magisterskiej stwierdził, że jego zdaniem tacy twórcy jak ja powinni tworzyć w Warszawie. Odpowiedziałem, że moim miejscem na ziemi jest Kościan. Życząc mi powodzenia, podsumował, że teatr potrzebuje takich ideowców. Ta ideowość towarzyszy mi przez całe życie.
Teatr jest moją pasją, ale i wiecznym zmaganiem z jego materią.
Cóż, wydaje się, że moje miasto zamyka się, staje się jakimś… złym teatrem, z niedobrymi dekoracjami, nieuzasadnionymi rekwizytami, niedopasowanymi kostiumami, złymi aktorami i przede wszystkim złą sztuką. Jako dyrektor Kościańskiego Ośrodka Kultury starałem się stworzyć jak najlepsze warunki do artystycznych realizacji i edukacji dla wszystkich twórców. Myślę, że mi się to udało. Dzisiaj, decyzją burmistrza Kościana, nie ma miejsca w rozbudowanym za moich czasów ośrodku ani dla mnie, ani dla moich aktorów. Jeszcze niedawno, w 2020 roku twierdzono, że dom kultury w Kościanie jest wzorem dla innych ośrodków w Polsce. Dzisiaj dom kultury w Kościanie nie jest nawet wzorem dla powiatu.
SG: „Postanowiliśmy opowiedzieć o tej współczesności, która tak boleśnie dotknęła zarówno mnie, jak i moich aktorów, a jednocześnie toczy się na naszych oczach” – powiedziałeś w jednym z wywiadów. Czy można stwierdzić, że ten spektakl to swego rodzaju teatralny protest?
JD: Teatr, który realizuję, to miejsce, w którym opowiadam, razem z moimi aktorami, o naszych spostrzeżeniach, radościach, bólach, lękach i wielu innych ważnych sprawach. Nie mówimy o rzeczach błahych, bo to by była strata czasu. Dostrzegamy, ale nie oferujemy gotowych rozwiązań, nie wyznaczamy ścieżek, bo to widz powinien coś z tym zrobić.
SG: Jedną z twoich najważniejszych inicjatyw jest Galeria Teatr, która podobno powstała w dniu pogrzebu znanego śmigielskiego plastyka, Antoniego Szulca. Czy jest coś, z czego jesteś najbardziej dumny w kontekście dotychczasowej działalności tego teatru? Macie świetne pomysły na sztuki!
JD: Tak, nazwa zrodziła się właśnie wtedy. Jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku marzyliśmy z Tolkiem o połączeniu naszych działań, czyli plastyki i teatru. Niestety, wtedy nam się to nie udało, a teraz również mi się to nie powiodło. Nazwa jednak została. Trudno, byśmy nadal nazywali się Kościańskim Teatrem Kameralnym, skoro jesteśmy „teatrem na wygnaniu”, ponieważ w Kościanie ktoś doszedł do wniosku, że teatr, który tworzymy, nie jest w naszym mieście potrzebny. Teatr, który realizował projekty od 1989 roku. Który tak mocno „dotykał” Kościana. Który mówił o jego pięknie, historii, codzienności, ale i zauważał błędy. Być może rządzący nie potrzebują, aby cokolwiek zauważać. A może im teatr w ogóle nie jest potrzebny. Co do działalności mojego kościańskiego teatru – najpierw Teatru 112, potem Kościańskiego Teatru Kameralnego, a obecnie Galerii Teatr – to najlepsze jest jeszcze przed nami.
*Janusz Dodot – absolwent warszawskiej Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza, tworzy swój oryginalny, niepowtarzalny, autorski teatr od drugiej połowy lat 80. ubiegłego wieku. Obecnie prowadzi Galerię Teatr w Śmiglu, Tlenownię Teatr w Czempiniu i formację Aktualnie Absolutnie Absurdalni. Janusz Dodot to laureat licznych nagród i wyróżnień. W jego dorobku twórczym jest blisko 250 premier. Realizuje spektakle dramatyczne, małe formy teatralne, spektakle plenerowe, widowiska historyczne, bajki, koncerty, spektakle kabaretowe, happeningi, akcje uliczne. Pisze dramaty, bajki, skecze, monologi, teksty piosenek, wiersze dla dzieci oraz maluje obrazy. Prowadzi warsztaty teatralne dla dzieci, młodzieży, instruktorów i nauczycieli. Stypendysta Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury.