Drugie życie dziennika
Opublikowano:
11 października 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Po śmierci artystów oprócz dzieł, które są powszechnie dostępne, zostaje dorobek „osierocony”. Są to najczęściej szkice obrazów, opowiadań, wierszy, dzieła i utwory niedokończone, notatki, dzienniki, listy i różnej maści szpargały. Spadkobiercy mają problem: zachować w domu, oddać do biblioteki, archiwum, muzeum? Słowem – zamknąć na klucz czy udostępnić?
Losy „osieroconego” dorobku są bardzo różne. Kalina Jędrusik zwierzyła mi się pod koniec swojego życia, że jest kiepską wdową, bo nie umie sobie poradzić ze spuścizną po mężu Stanisławie Dygacie i z zazdrością przywoływała Nelly Strugową:
„Wiesz, ona wychodziła u władz lokal na muzeum swojego męża Andrzeja Struga. Ja tak nie potrafię, chociaż mój Staś też zasługuje na muzeum”.
Znam kilka rodzin kompozytorów, które zamknęły gabinety artystów i nikogo nie dopuszczają do pozostałych po nich archiwaliów. Leszek, partner Ryszarda Kai, zdecydował się na publiczną prezentację kilkudziesięciu kart dziennika scenografa, malarza, plakacisty. Wystawa fragmentów tego zbioru została zaprezentowana latem na wystawie zorganizowanej w Galerii Nowa Scena UAP w Poznaniu. Spadkobierca nie bez powodu wybrał miejsce prezentacji.
A jednak poznańczyk
Ryszard Kaja urodził się w Poznaniu. Tu ukończył studia w Akademii Sztuk Pięknych. W poznańskim Teatrze Wielkim i Polskim Teatrze Tańca spełniał się wielokrotnie jako autor scenografii i kostiumów teatralnych, współpracował z galeriami i Muzeum Narodowym. Zmarł za wcześnie – 17 kwietnia 2019 roku.
Był artystą totalnym: zanurzony w teatrze, wychylał się na chwilę, by stworzyć plakat lub zaprojektować jakieś wnętrze użytkowe, innym razem, by namalować obraz, zaaranżować swoją lub cudzą wystawę. Zostawiał swoje ślady w mieszkaniach, które odwiedzał, lub w pokojach teatralnych, gdzie pracował, szkicując na ścianach drobne rysunki. Wiem, że nie rozstawał się z notesem, w którym w każdej chwili coś notował, szkicował…
Poza tym, wszystko gromadził (bilety, zużyte opakowania, skrawki papieru), bo jak mówił:
„nigdy nie wiem, co mi się może przydać”.
Kaja zostawił ogromną spuściznę. Nie zdążył jej uporządkować, do końca tworzył. Bardzo ważnym śladem tego procesu są dzienniki.
Dziennik Kai
Paweł Rodak rozróżnia dziennik intymny od osobistego. Notesy Kai są dokumentem intymnym. Nie kryje niczego. Ale są także dziennikiem osobistym, który może być „postrzegany na dwa sposoby: jako tekst i jako codzienna praktyka piśmienna”.
Dla Kai dziennik był „codzienną praktyką”, działaniem, „[…] w którym powstający w ramach tego działania tekst jest tylko jednym ze składników, obok składnika performatywno-funkcjonalnego (miejsce, jakie zajmuje prowadzenie dziennika w życiu piszącego, funkcje dziennika) oraz materialnego (nośnik dziennika, jego struktura materialna, wygląd)”. Innymi słowy, w takim rozumieniu dziennikiem może być nie tylko zeszyt z zapiskami, ale także szkicownik lub jak w przypadku Kai – karty będące kolażami.
Kaja prowadził dziennik chyba przez całe zawodowe życie. Wielokrotnie zaglądałem mu przez ramię do notesów, z którymi się nie rozstawał. Notował to, co usłyszał, co chciał zapamiętać, fakty…, ale także szkicował pomysły, które wpadły mu do głowy.
Te notesy traktował jak drugą „pamięć”. Po latach dowiedziałem się, że zaczął utrwalać swoje zapiski dziennikowe na kartach A4, do których nie miałem już wglądu, bo nie nosił ich przy sobie. Dopiero w sierpniu tego roku mogłem się przyjrzeć wybranym kartom na wystawie w Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu zatytułowanej „Podróże małe i duże z Poznania i do Poznania”.
Powroty
Ryszard Kaja był artystą nomadycznym. Wędrowanie było wpisane w jego życie: wędrował tam, gdzie czekała na niego praca. Wędrował do miejsc, które chciał poznać, które kochał. Chociaż zdecydował się na stworzenie domu w Legnicy, wracał. Najchętniej chyba do rodzinnego Poznania. Jak ważne to było miejsce, wie najlepiej Leszek, który zdradził mi, że ma wątpliwości, czy powinien ujawniać karty z dziennika Ryszarda. Zdecydował, że te osobiste „zapiski” dotyczące związków partnera z Poznaniem pokaże w rodzinnym mieście. I dobrze się stało, ponieważ w Poznaniu nikt nie będzie wietrzył sensacji. Aczkolwiek trzeba mieć świadomość, że to tylko fragment, drobna część dziennika.
Przytoczę opis jednej karty, z której wynika, że 22.06.2009 Ryszard zajęty był przygotowaniami scenografii dla Teatru Wielkiego w Poznaniu. Widzimy skrupulatną listę, co powinno być spakowane, co jeszcze potrzeba zdobyć, aby w pełni zrealizować koncepcję. Kartka w formie kolażu opatrzona jest także biletem PKP z Wrocławia do Poznania, fragmentem opakowania papierosów marki Camel, wycinkiem z plakatem do „Cyrulika sewilskiego” oraz mnogą ilością pieczątek, które Ryszard uwielbiał.
Na innej karcie dostrzegłem numery telefonów do osób.
Pod datą 3.06.2009 odnotował imieniny Leszka i pobyt pary w Ukrainie. Bogato zdobiona kartka w technice kolażu przedstawia Matkę Boską z Dzieciątkiem oraz jednego z patriarchów w złoceniach. Dostrzegamy również szkice architektury, akcyzę od papierosów czy skrawek z napisem espresso. Ławicę schematycznie namalowanych ryb Kaja opatrzył wycinkiem z gazety: Morska Flota Rosji 2009. W górnym lewym rogu natomiast pojawia się kobieta w przeciwsłonecznych okularach, konsumująca jakąś potrawę, która nie była zbyt miłą napotkaną osobą, ponieważ została bardzo zwięźle podsumowana: Parszywa Ludoczka.
Co po dzienniku?
Dziennik Kai jest świadectwem jego życia: codziennych problemów, wyborów artystycznych, kontaktów… Jednak przede wszystkim to dokument pozwalający wniknąć nie tylko w świat osobistych przeżyć (zainteresuje podglądaczy), ale i spojrzeć na proces twórczy, który zazwyczaj pozostaje niedostępny dla odbiorców gotowego dzieła.
Ryszard Kaja zostawił po sobie mnóstwo notesów, notatników i ponad 200 kart A4. Dużo pracy przed biografem i materiał na kilka wystaw.