fot. z archiwum Wydawnictwa Poznańskiego

Trzy razy K

„W krajach skandynawskich audiobooki wypierają książkę papierową […]. Kto wie, jak to będzie wyglądało niedługo w Polsce” – o polskim rynku wydawniczym mówi Paulina Surniak, jedna z wykładowczyń na Konferencji Kultura Czytania.

Barbara Kowalewska: Czym jest dla pani książka? Dla filolożki, redaktorki w jednym z poznańskich wydawnictw, tłumaczki i osoby piszącej?

Paulina Surniak:  Zawsze żyłam wśród książek, rodzice poznali się w antykwariacie, a książki w moim domu zawsze były produktami pierwszej potrzeby, czasami były bardziej istotne niż jedzenie. W moim rodzinnym domu często opowiada się anegdotę o tym, jak tato poszedł do mięsnego, a wrócił z dziełami zebranymi Hłaski. Do dziś stoją na półce.

Dla mnie książka to element życia absolutnie niezbędny, mam je wszędzie. Jest też przedmiotem marzeń. Z kolei po rozpoczęciu pracy w wydawnictwie zaczęłam uczestniczyć w etapach jej tworzenia.  Jako redaktorka inicjująca szukam pozycji, które czytelniczki i czytelnicy polscy pokochają i które zawojują polski rynek. Wiele osób z branży oddziela te książki, które są przedmiotem ich pracy, od pozostałych. Ja nie.

Trzeba też pamiętać, że to, co nazywamy książką, w dzisiejszych czasach ma różne formy. Teraz czytam dużo e-booków, a nawet PDF-y i słucham audiobooków. Przede wszystkim jednak, niezależnie od formy, najważniejsza jest dla mnie sama opowieść.

BK: Prowadzi pani blog Miasto Książek i pisze o książkach na Instagramie. Czytanie motywuje panią do pisania? Czy żeby pisać, trzeba się karmić czytaniem?

PS: Czytanie motywuje mnie do dzielenia się przemyśleniami z lektury. Zanim założyłam blog,  miałam przyjaciółki, które czytały te same książki i z którymi mogłam na żywo o nich  rozmawiać. Nie czułam wówczas potrzeby pisania. Później jednak, gdy przeprowadziłam się do Poznania, urodziłam dziecko i byłam na urlopie macierzyńskim, chciałam znaleźć grupę osób, z którymi mogłabym rozmawiać o tym, co czytamy. Pomyślałam wówczas, że założę blog, a ostatnio przeniosłam się z moim pisaniem na Instagram. Być może teraz piszę mniej, bo z racji pracy w wydawnictwie dzielę się książkami cały dzień, ale obiecuję sobie, że jeszcze do tego blogowania wrócę. Pyta pani, czy żeby pisać, trzeba się karmić czytaniem – tak. Kapuściński mawiał, że aby napisać jedną stronę, trzeba przeczytać sto.

BK: Jest pani także absolwentką Polskiej Szkoły Reportażu. Zainteresowanie reporterką zrodziło się z umiłowania podróży czy innego powodu?

PS: Podróże miały na tę decyzję duży wpływ. W dzieciństwie myślałam, że zostanę zawodową podróżniczką jak Alfred Szklarski i będę odkrywać nowe miejsca. Chciałam jednak podróżować świadomie, więc zawsze uczyłam się języka kraju, do którego jechałam.

 

fot. z archiwum Wydawnictwa Poznańskiego

fot. z archiwum Wydawnictwa Poznańskiego

Niektóre były łatwe, na przykład język indonezyjski, ale były też takie jak chiński, w którym – mimo półrocznej nauki – nie mogłam się komunikować. Potem jednak przez wiele lat uczyłam się dalej tego języka. Język pomaga w nawiązaniu relacji z innymi, a już Wittgenstein pisał, że granice naszego języka są granicami naszego świata. Jeśli jedziemy do obcego kraju, a zamykamy się na język, to zamykamy się także na inną kulturę. Kiedyś, przed upowszechnieniem się internetu, książki były jedynym źródłem wiedzy o świecie, a reportaże szczególnie przybliżały inne kultury. Fascynowały mnie między innymi książki Ryszarda Kapuścińskiego czy Hanny Krall.

Gdy zaczęłam pracować w Wydawnictwie Poznańskim, z Moniką Długą, dyrektorką wydawniczą, uznałyśmy, że warto byłoby wydawać także książki reporterskie. Pomyślałam wówczas o Polskiej Szkole Reportażu, że to dobre miejsce, by nauczyć się, jak rozpoznać i jak napisać dobry reportaż. Wiele zawdzięczam ludziom, którzy tam wykładali, to miejsce intelektualnego fermentu.

BK: Jest pani anglistką, tłumaczką literatury pięknej i literatury faktu. Ma pani za sobą spore doświadczenie translatorskie. Jaka jest dziś świadomość tego, na ile ważny jest dobry przekład?

PS:  Sytuacja zmienia się na lepsze, duże zasługi ma w tym procesie bardzo aktywnie działające Stowarzyszenie Tłumaczy Literatury. Trzeba też zaznaczyć, że mamy w Polsce sporo znakomitych tłumaczy, a to także pomaga docenić ich rolę. W „Shuggiem Bainie”, przełożonym przez Krzysztofa Cieślika, bohater z Glasgow mówi specyficznym dialektem, na który tłumacz musiał znaleźć sposób w języku polskim, korzystając między innymi z gwary śląskiej, a  efekt jest znakomity. Oczywiście w tej branży jest jeszcze mnóstwo do zrobienia. Praca tłumacza jest wciąż słabo wynagradzana i wciąż zdarza się, że wydawnictwo nie podaje nazwiska autora przekładu w wyeksponowanym miejscu w publikowanej książce. Z drugiej strony coraz więcej wydawnictw umieszcza nazwisko tłumacza na okładce obok nazwiska autora. Jedna z brytyjskich pisarek, Bernardine Evaristo wprowadziła do swoich umów licencyjnych zasadę, że nazwisko autora przekładu ma się ukazywać na okładce, obok jej nazwiska.

Coraz więcej też dyskutuje się o przekładach. Czasem może to przyjąć formę hejtu, gdy jakieś nowe tłumaczenie wzbudza niechęć czytelników i czytelniczek, jak w przypadku przekładu „Ani z Zielonego Wzgórza”. Ale dobrze, że w ogóle się o tym rozmawia. Pamiętajmy także, że aby przekład był dobry, musi nad nim pracować więcej osób, tych niewidocznych dla czytelników: to redaktorzy i korektorzy. Zawsze potrzebne jest „drugie oko”. Ja sama w przypadku wielu przekładów toczę burzliwe debaty z redaktorkami i przyznaję, że nie zawsze moja wersja jest najlepsza. 

BK: Zaintrygował mnie tytuł pani prelekcji podczas konferencji: „Książka, kobieta, kryzys – 3xK polskiego rynku książki”. Jakie obserwacje doprowadziły panią do sformułowania tej triady?

PS: Kiedy poproszono mnie w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej o wykład związany z  branżą wydawniczą, pierwsze słowo, jakie przyszło mi do głowy, to „kryzys”. Kryzys w tym sektorze jest poważny, odczuwamy go od 2–3 lat. W całej Europie spadła dostępność papieru, który także podrożał, co mocno utrudnia naszą pracę. Ma to oczywiście wpływ na cenę książki. Do tego dołączyła się galopująca inflacja, tniemy wydatki na kulturę, a książki są  pierwszym produktem do cięcia. Pytanie, czy ten kryzys nie spowoduje jakiegoś trzęsienia ziemi w branży. Na razie tego nie obserwujemy, wydawnictwa jakoś sobie dają radę, ale są  też takie, które się rozwiązują lub zmieniają właścicieli. Sprzedaż książek wszędzie spada, chociaż przez chwilę wzrosła – w okresie pandemii. Ostatnio w USA zanotowano spadek sprzedaży o 6,4 procent – to bardzo dużo. W Europie kształtuje się na poziomie ok. 2 procent, przy czym w Hiszpanii i Portugalii sprzedaż nie spadła, a z kolei w Estonii książki podrożały wyjątkowo. Wszystko to powinniśmy obserwować, żeby móc odpowiednio zareagować na pojawiające się zmiany.

BK: Drugim słowem tytułowej triady jest kobieta. W jakim kontekście pojawia się tutaj to słowo?

PS: Po pierwsze, w kontekście uczestniczenia w sektorze wydawniczym. Kobiety przejmują stery, chociaż nadal jest mnóstwo mężczyzn pracujących w tej branży (na przykład w Stanach Zjednoczonych 70 procent pracujących w wydawnictwach to kobiety, ale mężczyźni częściej są na stanowiskach kierowniczych). W Polsce na czele wielu wydawnictw stoją kobiety, jak w Wydawnictwie Literackim, Wydawnictwie Marginesy, WAB, Foksalu. Kobiety wyszukują też nowe nisze na rynku i zakładają nowe wydawnictwa: Anita Musiał Wydawnictwo Pauza, Dorota Nowak i Ewa Wieleżyńska Wydawnictwo Filtry, a Karolina Bednarz Tajfuny.  

 

fot. z archiwum Wydawnictwa Poznańskiego

fot. z archiwum Wydawnictwa Poznańskiego

Po drugie, kobiety coraz więcej piszą. W latach 70. około 70 procent wydawanych w Polsce książek napisanych było przez mężczyzn, a teraz ponad połowę autorów stanowią kobiety. Gdy mówimy o rynku wydawniczym, to często myślimy o wielkiej literaturze, ale trzeba także wziąć pod uwagę pozycje, które znajdują się na listach bestsellerów, a te zdominowane są przez kobiety. Krytycy pogardzają często taką literaturą, jak i taką, która publikowana jest w serwisie internetowym Wattpad, ale nie da się tego zjawiska ignorować. Czasami jakaś pozycja najpierw pojawia się w serwisie, a potem dopiero w wersji papierowej.

I wreszcie – kobiety jako czytelniczki. W Polsce czytają więcej od mężczyzn. Z badań Biblioteki Narodowej wynika, że u nas po książki sięga 42% kobiet, a tylko 26% mężczyzn. Podobnie zresztą jest w wielu innych krajach. Trzeba by się zastanowić, co to znaczy. Na konferencji Kultura Czytania były również głównie kobiety, panów garstka. Myślę też, że jako wydawcy za bardzo skupiamy się na rywalizacji o czytelnika. Zastanawiam się, co może być atrakcyjne dla mężczyzn, wiemy, że czytają więcej od kobiet poradników czy biografii.

BK: I w końcu trzecie słowo w tytule – książka.

PS: Mówiłam o tym, że ciekawi mnie, jak będzie wkrótce wyglądać to, co nazywamy książką.  Jako redaktorka inicjująca jeżdżę na targi międzynarodowe i obserwuję zmiany, jakie zachodzą w Europie. W krajach skandynawskich audiobooki wypierają książkę papierową, widać to po wynikach sprzedaży tradycyjnych książek. Kto wie, jak to będzie wyglądało niedługo w Polsce, czy my także będziemy się przełączać na różne formy. Moja córka czyta w  telefonie, czasami teksty, które nie ukazały się w formie papierowej, we wspomnianym serwisie Wattpad.

BK: Jakie pani widzi rozwiązania na podniesienie poziomu czytelnictwa w Polsce?

PS: Rodzice czasem się denerwują, że dzieci nie czytają, ale żeby to się stało, trzeba pielęgnować rytuały. Moja córka czyta między innymi dlatego, że zawsze tworzyłam te rytuały, chodziłam z nią na targi książki, a ona co roku na to czekała, żeby móc samej wybrać sobie na stoiskach pozycje dla siebie. Zaskakujące, że w Polsce czytelnictwo wśród młodzieży rośnie, wydawcy to obserwują, zapanowała moda na czytanie. Za tę modę częściowo odpowiada Tik Tok, który w pewnym momencie, najpierw w Stanach Zjednoczonych, stał się miejscem, gdzie  czytelnicy opowiadają sobie nawzajem o książkach, przygotowują i odgrywają scenki z książek. Z drugiej strony obserwujemy też, że na nasze targi przychodzi coraz więcej nastolatków, najpierw idą na stoiska młodzieżowe i kupują tam mnóstwo książek, a potem dobierają sobie jeszcze na przykład tytuły z serii skandynawskiej, dla dorosłych. Jestem optymistką, jeśli ten trend się utrzyma, to czytelnictwo będzie się rozwijało. Ale jako wydawca oczekiwałabym promocji czytelnictwa innego rodzaju. Powinno to się dziać przez działania Instytutu Książki, szkołę, między innymi przez zmianę listy lektur, żeby młody człowiek nie czuł się przytłoczony tym, co mu każe się przeczytać. Ogromną rolę powinny też odgrywać w tym zakresie organy państwowe, znaczenie ma na przykład wysokość podatku VAT na książki. Zobaczymy, jak to się będzie realizować po wyborach.

Paulina Surniak – tłumaczka literatury anglojęzycznej, redaktorka inicjująca w Wydawnictwie Poznańskim. Absolwentka filologii angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, Polskiej Szkoły Reportażu i Szkoły Ekopoetyki, blogerka, członkini Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury. Jej rodzice poznali się w antykwariacie, a ona od zawsze żyje wśród książek. Mieszka w Poznaniu z córką i mężem, a także dwoma kapryśnymi kotami.

 

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
1
Świetne
Świetne
2
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0