Jedyny taki dom w Polsce
Opublikowano:
27 listopada 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Po 1989 roku Bretania wspierała Poznań i wielkopolskie gminy w budowaniu demokracji, nawiązując współpracę m.in. z samorządami, szkołami i izbami branżowymi. O trzydziestoletniej działalności na rzecz kultury w poznańskim Domu Bretanii opowiada Elżbieta Sokołowska, była dyrektorka placówki.
Barbara Kowalewska: Dla naszego życia w dorosłości duże znaczenie mają korzenie. Wychowała się pani w atmosferze wielokulturowości i wielowyznaniowości. Jaki to miało wpływ na pani wybory zawodowe?
Elżbieta Sokołowska: Dla moich rodziców było to naturalne, pochodzili z Wilna, miasta wielokulturowego, mówili po polsku i rosyjsku. W Wilnie różne nacje współistniały ze sobą od pokoleń, przesiąkając nawzajem kulturą i religią sąsiadów. Mama dużo opowiadała o Żydach w Wilnie. Jej rodzina mieszkała w pobliżu dzielnicy żydowskiej, kontakty były codzienne. Na kuchnię mojej mamy składały się dania z różnych tradycji. Po wojnie, w ramach repatriacji, rodzice przyjechali na Ziemie Odzyskane, na Mazury, tam urodziłam się ja i moja siostra.
Wzrastałyśmy w środowisku wielonarodowym, bo oprócz Polaków wśród nas żyli m.in. miejscowi Niemcy i przesiedleni Ukraińcy. Taki tygiel kulturowy połączony pragnieniem odbudowywania normalnego życia po wojnie. Mama szybko znalazła wspólny język z autochtonkami, Mazurkami. Zawiązały się przyjaźnie. Lubiłam i szanowałam te panie, nasze kontakty były serdeczne i mogliśmy nawzajem liczyć na pomoc w trudnych sytuacjach.
Z jednej strony często jeździliśmy do Wilna, z drugiej uczyłam się niemieckiego, co było naturalnym wyborem. Dużo się rozmawiało o różnych tradycjach, np. świątecznych, byliśmy ich ciekawi, chcieliśmy je odkrywać i zrozumieć. Wszystko to działo się poprzez intensywny kontakt z ludźmi. Kontakty międzyludzkie były inspirujące i rozbudzały ciekawość świata. W latach siedemdziesiątych w wyniku akcji łączenia rodzin ze szkół na Mazurach zniknęły dzieci, które razem z rodzicami wyjechały do RFN, w tym koleżanki z mojej klasy.
Nikt nam niczego wówczas nie tłumaczył. Jako dziecko lubiłam baśnie z różnych kultur, m.in. „Baśnie włoskie” Italo Calvino z ilustracjami Wiesława Majchrzaka, które w sposób magiczny wzbudzały ciekawość dziecka, otwierały na świat, inne języki, inne miejsca.
BK: Co rodzice opowiadali o przeszłości, wojnie, życiu w Wilnie?
ES: Krótko przed wojną rodzina mamy sprzedała ziemię, na której dzisiaj znajduje się wileńskie lotnisko. Stracili te pieniądze i mama musiała szybko stać się samodzielna. Jako dziecko widziała okropne sceny, niejednokrotnie otarła się o śmierć. Ojciec miał 22 lata, kiedy został aresztowany przez Sowietów, trafił do więzienia na Łukiszkach, a potem do łagru NKWD w Kutaisi na terenie ówczesnego ZSRR. Jego gehenna obozowa trwała 5 lat. Niedawno powstał film dokumentalny „Łagier 0331” opowiadający historię łagru w Kutaisi. Realizatorzy dotarli do teczki z przesłuchań ojca zimą 1945 roku w Wilnie. To było tragiczne w skutkach zderzenie młodego człowieka z bezwzględną sowiecką machiną wojenną.
BK: Co zdecydowało o pani wyjeździe na Sorbonę i jakie znaczenie miało uczestniczenie w życiu kulturalnym Paryża?
ES: W 1986 roku ukończyłam filologię polską na UAM i miałam ochotę wyjechać w świat. Po lekturze „Gry w klasy” Julia Cortázara marzyłam o Paryżu, dokąd wyruszyłyśmy razem z koleżanką, zdobywając wcześniej niezbędne wówczas wizy i pozwolenia. Jako opiekunka do dzieci trafiłam do rodziny mającej wiele sympatii dla „Solidarności”. Ojciec, egiptolog na Sorbonie, jeździł jako kierowca ciężarówki z darami do naszego kraju.
W Paryżu najpierw uczyłam się języka francuskiego w Alliance Franҫaise przy bulwarze Raspail, w mateczniku tej światowej sieci szkół uczących francuskiego. Dla mnie, młodej osoby z PRL-u, fascynujące było znaleźć się w jednej grupie z ludźmi z Izraela, Tajlandii, Niemiec, Nowej Zelandii, Meksyku, Stanów Zjednoczonych. Pamiętam, że jeden z kolegów z grupy, starszy pan z San Francisco, pochodził z Wilna. Odkrywaliśmy razem Paryż. W Dzielnicy Łacińskiej działały wówczas małe studyjne kina wyświetlające filmy z całego świata, kino autorskie.
Widziałam wówczas filmy Fernando Solanasa, który opowiadał o swojej ojczyźnie Argentynie i o argentyńskich emigrantach, uciekinierach przed wojskową juntą. Miałam więc i ja swoje spotkanie z Argentyńczykami w Paryżu. Zanurzona na co dzień w języku francuskim, szybko zaczęłam mówić i czytać w tym języku. W kolejnym roku zostałam przyjęta na slawistykę na Sorbonie. Wówczas zajęcia na tym kierunku miały miejsce w jednym ze skrzydeł Grand Palais, a moim wykładowcą był m.in. Andriej Siniawski, znany rosyjski dysydent. Dyplom obroniłam w 1989 roku z twórczości Andrzeja Bobkowskiego.
BK: Jak doszło do stworzenia Domu Bretanii i jak pani tam trafiła?
ES: Dom Bretanii został otwarty w maju 1993 roku w wyniku podpisania umowy między Miastami Poznań i Rennes oraz Fundacją Poznań-Ille et Vilaine i Association Ille et Vilaine/Pologne oraz Radą Departamentu Ille et Vilaine. Współpraca została nawiązana w czasie stanu wojennego, kiedy czytelnicy gazety „Ouest-France”, wychodzącej w Rennes, przyszli z pomocą Polakom w potrzebie. Przez wiele lat z Bretanii do Polski przyjeżdżały ciężarówki wypełnione darami. Nawiązały się w ten sposób liczne kontakty, zbudowano ogromny ludzki kapitał, który procentuje do dziś.
Po przemianie ustrojowej w Polsce Bretania wspierała nas w budowaniu demokracji, m.in. organizując staże dla samorządowców, pracowników urzędów miast i gmin oraz nauczycieli języka francuskiego. Intensywną wymianę rozwinęły izby branżowe – przemysłowo-handlowa, lekarska, rzemieślnicza, rolna itp. Nawiązała się także współpraca pomiędzy gminami, w wielu wypadkach trwająca do dziś. Dotyczy to Poznania, którego miastem partnerskim od 25 lat jest Rennes, Środy Wielkopolskiej, Puszczykowa, Kwilcza, Książa Wielkopolskiego, Grodziska, Lwówka, Suchego Lasu, Dopiewa czy Mieściska.
Dom Bretanii miał być centrum tej wymiany. Stworzenie takiego miejsca było pomysłem ówczesnego Prezydenta Miasta Poznania – Wojciecha Szczęsnego Kaczmarka. Trafiłam do tworzonego zespołu z ogłoszenia w prasie i zostałam koordynatorką programu kulturalnego. Pracę tę wykonywałam przez 20 lat. Przez kolejne 10 lat byłam dyrektorką Domu Bretanii.
BK: Działania kulturalne Domu Bretanii, wbrew temu, co sugerowałaby nazwa, są bardzo szeroko zakrojone i nie koncentrują się wyłącznie na kulturze bretońskiej czy francuskiej. To centrum działań kulturalnych różnego rodzaju. Jakich?
ES: Statutową misją Domu Bretanii, a warto przypomnieć, że jesteśmy samofinansującą się organizacją pozarządową, jest promocja kultury bretońskiej i francuskiej oraz języka francuskiego w Poznaniu i Wielkopolsce, rozwijanie współpracy zdecentralizowanej i prowadzenie dialogu międzykulturowego. Dom Bretanii organizuje cykliczne wydarzenia, np. Dni Kultury Francuskiej i Frankofonii, Dni Bretanii, a także Festiwal Kultur Regionów Europy, który pozwala nam na zejście z utartych ścieżek i zagłębianie się w inne kultury, co jest zawsze wyzwaniem. W ramach Festiwalu prezentowaliśmy m.in. Quebec, Estonię, Litwę, Brandenburgię, Gruzję, Galicję Hiszpańską czy Turcję. Pozwoliło nam to także na pozyskiwanie pieniędzy z innych źródeł zagranicznych, poza coroczną dotacją z Rady Regionu Bretania.
Oprócz większych wydarzeń proponujemy comiesięczny program, w którym znajdują się projekcje filmów francuskich, które udostępnia nam Instytut Francuski w Polsce, wykłady w ramach kilku cykli, m.in. o kobietach we Francji i ich drodze do uzyskania pełni praw, o historii Paryża, warsztaty, w tym roku było to np. tworzenie zielników z Pascale Cou z Rennes. Duży oddźwięk mają zawsze warsztaty francuskiej muzyki tradycyjnej, które od lat prowadzą u nas bretońscy mistrzowie, czy warsztaty tańców bretońskich, które znalazły u nas wielu miłośników. Za sprawą działalności Domu Bretanii w Poznaniu i w różnych miastach Wielkopolski od lat można uczestniczyć w świetnych koncertach muzyków francuskich i bretońskich.
Poza tym Dom Bretanii prowadzi Ośrodek Nauczania Języka Francuskiego oraz jest organizatorem egzaminów państwowych z języka francuskiego. Realizujemy także projekty europejskie, m.in. mające na celu podniesienie kwalifikacji kadry naszych lektorów języka francuskiego.
BK: Redagujecie także „Gazetę Bretońską”. Od kiedy ukazuje się to pismo, kto pisze teksty i czego dotyczą?
ES: Ukazało się 27 numerów „Gazety”, która wychodzi raz w roku z okazji Dni Bretanii w listopadzie. Teksty dotyczą historii i kultury Bretanii. W ostatnim numerze bretońska historyczka Patricia Dagier przybliżyła nam kwestię bretońskich korzeni amerykańskiego pisarza Jacka Kerouaca, a Gilles Brohan, animator dziedzictwa kulturalnego miasta Rennes napisał o rzemieślnikach z włoskiej rodziny Odorico oraz mozaikach, które stworzyli i które można podziwiać w Rennes. Stale współpracuje z nami Marta Tobiasz-Jouhier, mieszkająca od wielu lat w Bretanii, szefowa miejscowej Polonii, na co dzień rozwijająca międzynarodowe projekty w departamencie Ille-et-Vilaine.
BK: Jakie zmiany zaszły w ciągu 30 lat pani pracy w Domu Bretanii? To był okres bardzo dynamicznych przekształceń w kraju i Europie.
ES: Na początku działalności w latach dziewięćdziesiątych XX wieku prowadziliśmy obfitą tradycyjną korespondencję, potem wysyłaliśmy faksy, co przyśpieszyło załatwianie spraw. Wszystko się zmieniło od czasu internetu, konferencji online, wymiany e-mailowej.
Przełomem w naszej pracy było wejście Polski do Unii Europejskiej i uchwalenie przez Sejm ustawy o działalności pożytku publicznego i wolontariacie. Odtąd organizacje pozarządowe, a więc i Dom Bretanii, zdobywają środki na działalność na drodze konkursowej. Przygotowujemy i realizujemy projekty, które muszą spełniać kryteria określone w konkursach dotacyjnych. Pozyskujemy pieniądze m.in. z Miasta Poznania oraz z Województwa Wielkopolskiego.
Wielką szansą są także programy europejskie, dzięki którym współpracowaliśmy z partnerami z różnych krajów, w tym tak dalekich jak Maroko czy Tunezja.
BK: Nie zrywa pani zupełnie kontaktu z placówką, pozostaje pani członkiem Rady Fundacji Poznań-Ille-et-Vilaine, która prowadzi działalność Domu Bretanii. Co jest do zrobienia? Jakie są szanse na ściślejszy kontakt Wielkopolski z Bretanią?
ES: Po 30 latach pracy w Domu Bretanii ten region jest mi bardzo bliski, znam go, mam tam przyjaciół, chętnie tam wracam. Kontynuowanie działalności Domu Bretanii pozostaje wymagającym wyzwaniem. Chciałabym, aby placówka miała stabilniejszą sytuację finansową oraz by jego niewielki, liczący zaledwie cztery osoby, stały zespół został wzmocniony. Przydałby się remont i modernizacja biblioteki oraz szerokie otwarcie tego miejsca dla miłośników Francji. W ostatnich latach z powodu konieczności zaciskania pasa nie kupowaliśmy nowych książek do naszego księgozbioru. Dom Bretanii od lat wzbogaca życie kulturalne Poznania, nie ma takiego drugiego miejsca w Polsce. Nie ma gdzie indziej tak dobrze funkcjonującej współpracy zdecentralizowanej jak ta pomiędzy Bretanią i Wielkopolską. Warto ją rozwijać, warto wspierać Dom Bretanii.
Elżbieta Sokołowska – absolwentka UAM i Sorbony, przez 30 lat pracowała w Domu Bretanii: w latach 1993–2013 jako koordynatorka programu kulturalnego, następnie do sierpnia 2023 jako dyrektorka Domu. Edukatorka z zakresu dialogu międzykulturowego, popularyzatorka kultury francuskiej.