Na ten nowy rok
Opublikowano:
12 marca 2024
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Jeśli trzeba by wymienić nazwisko jednej osoby, która ma najwięcej zasług dla wielkopolskich teatrów dramatycznych, ich rozwoju i rozpoznawalności, to bez wahania należałoby przywołać to: Cywińska. Izabella Cywińska – „dziewczyna z kamienia”, dyrektorka teatrów w Kaliszu i Poznaniu zmarła w wieku 88 lat 23 grudnia 2023.
W Kaliszu
Izabella Cywińska – „dziewczyna z kamienia”, dyrektorka teatrów w Kaliszu i Poznaniu zmarła w wieku 88 lat 23 grudnia 2023.
„Dziewczyna z Kamienia” to tytuł jej autobiograficznej książki. Tytułowy Kamień to majątek, w którym się wychowała, lecz także w jakiś przedziwny sposób samoopis.
W latach, kiedy rozpoczynała swoją pracę w teatrze, potrzebna była niezwykła twardość i nieustępliwość, by – jako kobieta – mogła osiągnąć to, co osiągnęła. Do szkoły teatralnej dostała się dopiero za trzecim razem (w 1960 roku) i była jedyną kobietą wśród siedemnaściorga studentów. W 1969 roku Jerzy Koenig określił wchodzącą wtedy do teatrów nową generację reżyserów „młodymi, zdolnymi”. Jego zdaniem łączyło ich to, że teatr interesował ich bardziej „jako sztuka niż jako trybuna” oraz że „ważniejsza wydawała im się estetyka niż moralistyka”.
Cywińska znów była jedyną kobietą w tym męskim towarzystwie. Kiedy stała się legendarną dyrektorką dwóch wielkopolskich teatrów, najpierw Teatru im. Bogusławskiego w Kaliszu, a potem „matką założycielką” Teatru Nowego w Poznaniu, nazywano ją już „Żelazną Cywą”. Może właśnie dzięki tej żelaznej twardości z oboma odniosła ogromny sukces. Do jej wizji prowadzenia teatru odwołują się obecni dyrektorzy tych scen – Bartosz Zaczykiewicz i Piotr Kruszczyński. Nestor polskich krytyków teatralnych Jacek Sieradzki w „Encyklopedii teatru polskiego” napisał, iż była:
„uważana za wzór rozsądnego i odpowiedzialnego dyrektora”, który „własne prace reżyserskie w znacznej mierze podporządkował funkcji dyrektorskiej, przygotowując często inscenizacje niezbędne dla prawidłowej konstrukcji repertuaru bądź wykorzystania zespołu aktorskiego. Umiała cofnąć się na drugi plan i zostawić miejsce dla współpracowników tworzących wyrazisty, autorski teatr”.
Cywińska otrzymała propozycję objęcia teatru w mieście nad Prosną w 1970. Wspominała:
„Przypominałam sobie, jak pierwszy raz jechałam do Kalisza – poznać zespół, przyjrzeć się teatrowi. Rozparta na tylnym siedzeniu, wypatrywałam przez samochodową szybę sarenki na polach. I liczyłam. «Jeśli wyjdzie parzysta liczba – myślałam – wszystko się uda, odniesiemy sukces. Jeśli nie, wszystko stracone».
Wyszła „parzysta”. Sukces rzeczywiście przyszedł – spektakle z prowincjonalnego miasta grane były na ogólnopolskich festiwalach, a także – dzięki Teatrowi Telewizji – znane widzom w całym kraju.
W ciągu trzech sezonów, jakie spędziła w Kaliszu, aż pięć spektakli z jej teatru gościło na ekranach. Dobrała sobie współpracowników, którzy przez następne dziesięciolecia wiele znaczyli w polskim teatrze: reżyserów Macieja Prusa i Helmuta Kajzara, a kierownikiem literackim został poznański filozof i krytyk teatralny Andrzej Falkiewicz.
Ściągnęła do Kalisza także wielu – młodych wtedy – aktorów, którzy stworzyli zespół, z którym pracowała przez następne lata. Byli wśród nich Janusz Michałowski, Wiesław Komasa, Lech Łotocki, Michał Grudziński, Halina Łabonarska…
Historyk teatru Jan Ciechowicz okres jej dyrekcji nazwał „cudem kaliskim” – nigdy wcześniej nie udało się w ciągu zaledwie trzech sezonów umieścić prowincjonalnego teatru w pierwszej lidze, wśród najlepszych scen z głównych ośrodków.
Oddajmy mu głos:
„Jako reżyser zaczynała od Osieckiej (musical „Apetyt na czereśnie”), kończyła Rodziewiczówną (melodramat „Między ustami a brzegiem pucharu”). Na 11 wyreżyserowanych przedstawień aż 6 poświęciła kwestiom kobiecym, jakby powiedzieli feminiści. Przez pierwsze dwa sezony lansowała na dobrą sprawę wyłącznie polski repertuar. Z obcych autorów stawiała przede wszystkim na Rosjan (Czechow, Suchowo-Kobylin, Sałyński). Bezsporne sukcesy artystyczne miała dwa („Ścisły nadzór” Geneta i „Śmierć Tarełkina” Suchowa-Kobylina); poniosła także przynajmniej dwie dotkliwe porażki („Trzy siostry” Czechowa i „Ostatni strzał” Sałyńskiego). Najbardziej kontrowersyjnym spektaklem w kaliskim okresie była jej inscenizacja „Nocy i dni” Dąbrowskiej. Generalnie rzecz ujmując, Cywińska – także jako dyrektor artystyczny – postawiła na bardzo ambitny repertuar, wybierając zdecydowanie dzieła pisarzy współczesnych”.
Mimo tego ambitnego repertuaru (a może dzięki niemu) kaliscy widzowie pokochali proponowany przez nią teatr. W jednym z wywiadów po latach wspominała:
„Kaliszanie byli dumni ze swego teatru. Pamiętam taki pochód pierwszomajowy, kiedy szliśmy całym zespołem i bez przerwy bito nam brawa”.
Teatr Bogusławskiego, jakby wypełniając wolę swego patrona, nie poprzestawał na graniu we własnej siedzibie.
„Myśleliśmy o otwarciu filii kaliskiego teatru w Ostrowie. Ostrów leży 25 kilometrów od Kalisza, była szansa na drugą normalną scenę, ale się nie udało. Od czasów przedrozbiorowych trwa niekończący się spór, kto ważniejszy: Kalisz czy Ostrów. Za Peerelu spór też nie został wyciszony. Władze obu miast dalej brały się za łby. Nie udało się nam stworzyć zamiejscowej sceny stacjonarnej, ale nie przestaliśmy jeździć ze swoimi spektaklami po różnych dziurach, po «prowincji» jak zwykło się mówić, czyli miasteczkach i wioskach poza granicami Kalisza. Takich, do których telewizja jeszcze nie docierała i to teatr miał spełniać tam funkcję wychowawczą. W epoce internetu umożliwiającego obejrzenie całej światowej twórczości teatralnej w domu, w jeden wieczór, w kapciach i przy herbacie, taki „teatr z autobusu” wydaje się czymś okropnie śmiesznym. Ale my wtedy z przekonaniem jeździliśmy i walczyli o wrażliwość widza”.
W 2008 roku nadano Izabelli Cywińskiej tytuł Honorowego Obywatela Kalisza. Przy okazji uroczystości w Ratuszu zadeklarowała:
„Dla mnie wszystko zaczęło się w Kaliszu. Tu rozpoczęła się moja dorosłość i dojrzałość artystyczna”. Przy okazji miała szansę się przekonać, iż nie tylko władze miasta o niej pamiętają, ale także zwykli mieszkańcy. Na uroczystości wspomniała, że gdy szła ulicą, ludzie wskazywali ją sobie i mówili: „O, zobaczcie… Ćwiklińska”.
W Poznaniu
W 1973 roku Cywińska otrzymała propozycję, by stworzyć w Poznaniu „nowy teatr”, to znaczy zbudować od podstaw instytucję sceny przy ulicy Dąbrowskiego, która miała zostać wydzielona z Teatru Polskiego. „Żelazna Cywa” podjęła się i tego wyzwania, które przerodziło się w najistotniejszy etap w jej twórczej drodze. Prowadziła Teatr Nowy z sukcesem przez szesnaście sezonów. Zabrała ze sobą z Kalisza swój zespół aktorski, kilku aktorów, z którymi wcześniej pracowała, zaprosiła z Teatru Polskiego. W ten sposób, zdaniem Jacka Sieradzkiego, stworzyła:
„jeden z najsilniejszych i najbardziej zintegrowanych zespołów teatralnych w latach siedemdziesiątych, mądrze odnawiany w osiemdziesiątych”.
Otworzyła także teatr dla młodych reżyserów, dla których Teatr Nowy stał się podstawowym miejscem twórczości: Janusza Nyczaka, Janusza Wiśniewskiego, a także Andrzeja Maleszki.
Jakby wbrew diagnozie Koeniga o „młodych, zdolnych”, których nie interesował teatr-trybuna, jednym z najbardziej znanych spektakli z okresu poznańskiej dyrekcji Cywińskiej stał się „Oskarżony: Czerwiec pięćdziesiąt sześć” (1981). W odwecie za to przedstawienie, po ogłoszeniu stanu wojennego internowano ją na kilka miesięcy.
Natomiast wraz z przełomem 1989 jej sytuacja się całkowicie odmieniła i zamieniła gabinet dyrektorski na ministerialny. Została ministrem kultury w pierwszym, demokratycznym rządzie premiera Tadeusza Mazowieckiego. Choć po latach wróciła do prowadzenia teatru – została dyrektorem warszawskiego Ateneum, z nim nie odniosła już takich sukcesów jak z wielkopolskimi scenami w Kaliszu i Poznaniu. Do swojego dziecka – Teatru Nowego wróciła raz jeszcze w 2013 roku, reżyserując tu „Wiśniowy sad” Czechowa.
W tym samym roku została też Honorowym Obywatelem Poznania.
Krótko przed śmiercią postać Izabelli Cywińskiej została przywołana w publicznych dyskusjach w związku z konfliktem, jaki wywołały wypowiedzi i działania Moniki Strzępki – dyrektory warszawskiego Teatru Dramatycznego, która na początku swojej dyrekcji wymieniła cały zespół aktorski. Przypomniano, że podobnie zachowała się w 1973 Cywińska, obejmując teatr w Kaliszu. Tak to opisała w swojej autobiografii:
„Zanim ich wszystkich przyjęłam, musiałam zrobić dla nich miejsce, a więc zwolnić zespół, który w Kaliszu zastałam. Ranienie ludzi, rozwiewanie ich złudzeń, zawsze jest czymś niewyobrażalnie trudnym i bolesnym. Szczególnie jeśli ma się w sobie choć trochę empatii. Łatwiej, jeśli przed oczami majaczy cel, jaki sobie postawiliśmy i wie się, że to jedyna droga prowadząca do jego realizacji. Po prostu trzeba to zrobić. Zaczęłam od razu. To był upiorny dzień, ale tylko jeden. Postanowiłam odbyć za jednym zamachem wszystkie rozmowy. Kilkoro z aktorów przewidywało już wcześniej, że ich zwolnię. Ci od razu trzaskali drzwiami i wychodzili. Zdarzało się, że byli wśród nich amatorzy. Z pozostałymi było różnie. Miałam dla nich kilka miejsc zaklepanych wcześniej w innych teatrach. W Gorzowie, w Rzeszowie i gdzieś jeszcze udało mi się umieścić parę osób, którym inaczej groziłoby bezrobocie. Raz tylko się złamałam. Jako jedni z ostatnich weszli do gabinetu Stefania Błońska – koścista i wysuszona pani, i Zygmunt Fok, jej mąż, mały i kulkowaty… Od razu zobaczyłam u niej na ręce numer oświęcimski. Zostawiłam ich w zespole i potem nie żałowałam. Oboje okazali się przydatni i sympatyczni”.
Odejście Izabelli Cywińskiej właśnie w tym momencie stało się dość znaczące. Czy jej akurat wybaczono to, co zrobiła, bo odniosła sukces? Czy wybaczono jej dlatego, że wykazała się odpowiedzialnością i jednak ludzkim współczuciem i znalazła dla wszystkich zwolnionych przez siebie aktorów etaty w innych teatrach? Nie znam odpowiedzi na te pytania, mam tylko nadzieję, że w żaden sposób przypomnienie zdarzeń sprzed wielu lat nie wpłynęło na stan zdrowia dawnej dyrektor wielkopolskich teatrów. Łukasz Drewniak w swoim felietonie opublikowanym w połowie grudnia, wspominając pracę z Cywińską nad jej autobiograficzną książką, pisał, że:
„Cywińska nigdy o kosztach ludzkich formatowania teatru w Kaliszu nie zapomniała. Dręczyły ją wyrzuty sumienia”.
Sama Cywińska natomiast podsumowywała:
„Wtedy w Kaliszu, tamtego okropnego dnia zrozumiałam, że takie wybory będą teraz należeć do moich codziennych obowiązków. Wybór to odpowiedzialność”.
Symbolicznie śmierć Cywińskiej pod koniec roku, w którym tyle rewolucyjnych zdarzeń dokonało się w Polsce i polskim teatrze, zamyka w pętli epokę, którą zapoczątkowała swoim pełnieniem ministerialnej funkcji i potem przewodniczeniem Fundacji Kultury. Wchodzimy w nowy rok, może czas na rozpoczęcie nowej epoki, w której to nie tylko na artystach spoczywać będzie odpowiedzialność za podejmowane w sprawie teatrów decyzje. Może własne poczucie odpowiedzialności odkryją też urzędnicy odwołujący i powołujący dyrektorów, bądź też rozpisujący konkursy na stanowiska, które mają przykryć zasłoną neutralności ich chciejstwa? Może nad swoją odpowiedzialnością powinna zastanowić się warszawska wiceprezydent kwitująca wynik obrad komisji konkursowej postem:
„Mamy to!”.
Może bardziej lokalnie o własnej odpowiedzialności pomyśleliby też ci, którzy bawili się poznańską sceną, rozpisując konkursy, a potem ich nie rozstrzygając, by w końcu powołać na stanowisko nowych starych dyrektorów?
Odpowiedzialności trochę na ten rok, który niedawno się zaczął.