Akceptacja prozy życia
Opublikowano:
6 marca 2024
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Utwory Wilson Wilson rodzą się głównie w wyniku naszych osobistych przeżyć i przemyśleń, a nie z chęci komentowania globalnej sytuacji. Wierzymy jednak, że każdy utwór, kiedy zostaje puszczony w eter, po części przestaje należeć do twórcy i odtąd każdy może nadać mu swój własny sens. I nie mamy z tym problemu” – mówią twórcy poznańskiego projektu Wilson Wilson, którzy właśnie wydali swój pierwszy album „Imagine All Is Well”.
Sebastian Gabryel: „Wyobraź sobie, że wszystko jest w porządku” – to w tłumaczeniu tytuł waszej debiutanckiej płyty. Dodatkowo w warstwie tekstowej dużą rolę odgrywa postać przypominająca Syzyfa według Alberta Camusa. Skąd taka inspiracja?
Szymon Mackiewicz i Jakub Stodolny*: Tytuł naszej płyty jest nawiązaniem do jednej z konkluzji w eseju Alberta Camusa, który nie traktuje Syzyfa jako postaci jednoznacznie tragicznej.
W tym kontekście wszelkie zmagania i trudności, o których opowiadamy na albumie, to najzwyczajniejsza proza życia, którą należy zaakceptować.
W pewnym momencie Camus stwierdza, że „wszystko jest w porządku” i „należy wyobrazić sobie, że Syzyf jest szczęśliwy”. Sama inspiracja „Mitem Syzyfa” i tym bohaterem pojawiła się jednak dość niespodziewanie – to chyba zaczęło się od zwykłej dyskusji, po tym jak jeden z nas przeczytał artykuł na ten temat.
SG: Postać Syzyfa symbolizuje ciężką pracę, która nie ma końca i nie przynosi efektów. Czy nie macie czasem wrażenia, że żyjemy w świecie, w którym wszystko działa podobnie? Chcemy coraz rozsądniej gospodarować naszym życiem, tymczasem panuje coraz większy chaos. Jest nerwowo i niepewnie. Generalnie portret społeczeństwa europejskiego ukazuje coraz większe problemy zdrowotne, wzrastającą liczbę konfliktów zbrojnych, niepewność finansową i zawodową.
SzM, JS: Trudno jednoznacznie na to odpowiedzieć… Z jednej strony, płyta powstawała w bardzo burzliwym okresie – po drodze był przecież wybuch pandemii, agresja Rosji na Ukrainę. Dlatego do pewnego stopnia ten „zeitgeist” przeniknął do naszych tekstów, a odniesienia do wspomnianego Syzyfa łatwo powiązać z kondycją współczesnego społeczeństwa. Z drugiej strony, utwory Wilson Wilson rodzą się głównie w wyniku naszych osobistych przeżyć i przemyśleń, a nie z chęci komentowania globalnej sytuacji.
Wierzymy jednak, że każdy utwór, kiedy zostaje puszczony w eter, po części przestaje należeć do twórcy i odtąd każdy może nadać mu swój własny sens. I nie mamy z tym problemu.
Wychodziliśmy od tworzenia muzyki, która mocno determinowała charakter naszych tekstów – warstwa liryczna nie była dla nas celem samym w sobie. Dążyliśmy do tego, by słuchając naszej muzyki, każdy sam mógł ocenić, czy i w jakim stopniu utożsamia się z Syzyfem, o którym w niej opowiadamy.
SG: Na płycie znajduje się też wiele odniesień do motywu „wiecznego powrotu”. Co się za tym kryje?
SzM, JS: „Wieczny powrót” to obszerny i wieloznaczny eksperyment myślowy, który w pewnym sensie otworzył nam głowy na kolejne motywy. Inspirowaliśmy się nim choćby w kontekście filozofii Nietzschego – na jej podstawie powstał pierwszy tekst na płytę, do „Speck Of Dust”. Przedstawiamy w nim koncepcję życia jako zamkniętej pętli, w której niczego nie można zmienić. Rozmyślania nad tym konceptem doprowadziły również do powstania tekstu do utworu „Big Freeze”, który z kolei nawiązuje do hipotezy śmierci cieplnej wszechświata. Wiemy, że to wszystko brzmi dość egzaltowanie, jednak to są nasze luźne inspiracje. To one pomogły nam stworzyć koherentny tematycznie materiał, jednak w żadnym wypadku nie staraliśmy się poprzez niego pisać jakichś filozoficznych traktatów.
SG: „Imagine All Is Well” to bardzo eklektyczna płyta – jest post- i dance punk, shoegaze, przebojowy pop, a nawet muzyka filmowa. To było celowe działanie czy po prostu tak wyszło?
SzM, JS: To była celowa spontaniczność. Nasze zainteresowania muzyczne są dość szerokie i nigdy nie lubiliśmy programowego określania, w jakim gramy gatunku. Uznaliśmy więc, że po prostu damy upust wszelkim naszym inspiracjom, o ile nam samym, w obrębie tworzonych utworów, wszystko będzie wydawało się spójne. Zaufaliśmy podświadomości.
SG: Jak podkreślacie, wasz album to stuprocentowe DIY. Zauważacie w tym wiele plusów, takich jak uniknięcie kosztów i stresu związanego z nagrywaniem w studiu. Czy nie macie jednak wrażenia, że czasami warto mieć kogoś, kto na powstający materiał spojrzy z dystansu i pokaże coś, co być może trudno jest w nim dostrzec jego twórcom?
SzM, JS: Oczywiście, świeże spojrzenie kogoś, kto nie jest z materiałem związany emocjonalnie, jest bardzo ważne. Dlatego na pewnym etapie zwróciliśmy się do zaufanych osób, które pomogły nam nieco rozwinąć materiał. Był to Kacper Lubiński, znany jako ōrant oraz Wojtek Kobus, tworzący jako Smutny Tuńczyk, którzy wybrali się z nami na kilkudniową sesję produkcyjną z dala od cywilizacji, w czasie której pomogli nam wychwycić niepotrzebne rzeczy, rozbudować niektóre pomysły i pchnąć kompozycje w lepszym kierunku.
Zresztą dziś Wojtek jest już nawet stałym członkiem Wilson Wilson…
Mieliśmy też duże szczęście w kwestii miksu – powierzyliśmy go Mikołajowi Białobrzewskiemu (Blkdot), który jest także świetnym producentem i na tym ostatnim etapie również pomógł nam doszlifować parę rzeczy.
SG: W waszej muzyce dużo jest elementów muzyki elektronicznej, jednak w dużej mierze opiera się ona na instrumentach analogowych. Tymczasem żyjemy w erze cyfrowych pluginów…
SzM, JS: …i w naszej muzyce też używamy ich mnóstwo! Jeśli chodzi o same syntezatory, to faktycznie wolimy pokręcić prawdziwymi gałkami, aniżeli obsługiwać wtyczki w programie, jednak część sprzętu, którego używamy jest w pełni lub przynajmniej po części cyfrowa. Oczywiście, mamy duży sentyment do analogowych syntezatorów i w naszym arsenale jest ich sporo, jednak ostatecznie wszystko sprowadza się do workflow – najważniejszy jest dla nas efekt, a nie to, w jaki sposób go osiągnęliśmy.
SG: Właściwie dlaczego No Gravity Shoes został rozwiązany?
SzM, JS: Odpowiedź jest bardzo prosta, a nawet oklepana – przez różnice artystyczne. Każdy chciał grać coś innego. Wilson Wilson w obecnym składzie pozwala nam łatwiej, w organiczny sposób, łączyć wszystkie inspiracje w spójną całość.
SG: Jaki będzie wasz kolejny krok?
SzM, JS: Niedługo premiera wersji fizycznej „Imagine All Is Well”. Oprócz tego, na pewno chcemy grać koncerty i docierać do nowych słuchaczy. Mamy też już sporo pomysłów na nową muzykę! Jednym z dużych wyzwań będzie również połączenie tego z codziennym życiem i zarabianiem na chleb…
*Wilson Wilson – projekt powstały w 2019 roku z inicjatywy dwóch producentów z Poznania, Szymona Mackiewicza i Jakuba Stodolnego. Po rozpadzie ich poprzedniego projektu No Gravity Shoes postanowili eksperymentować z elektronicznymi brzmieniami, w dużej mierze wykorzystując instrumenty analogowe i charakterystyczny wokal Mackiewicza. Po pierwszym występie na Fląder Festival, muzycy skoncentrowali się na tworzeniu debiutanckiego albumu. Praca nad materiałem trwała cztery lata, podczas których Wilson Wilson eksperymentowali z różnymi gatunkami muzycznymi. W trakcie tworzenia albumu duet nawiązał współpracę z poetą, producentem i artystą spoken word, Wojciechem Kobusem, który dołączył do niego jako pełnoprawny członek. Premiera ich debiutanckiego albumu „Imagine All Is Well” miała miejsce 29 stycznia 2024 roku.